1 lutego 2021

Od Miyashi c.d. Kierownika

 Uniesienie podbródka ujawniło coś więcej. Coś, co dobitnie świadczyło o 9, co ze mną się działo.
Najmocniej rzucały się w oczy kolejne czerwone i jasnoróżowe ślady, ale też ślad po zbyt ciasno założonej obroży przez bardzo długi czas. Gdyby nie zdejmowanie jej od czasu do czasu, to miałabym ją wrośniętą w ciało. Chwilę obejrzał wszystko, później zabrał się za ręce opatrując je dosyć dokładnie po odkażeniu. Robił to dokładnie, starał się widocznie – trudno było temu zaprzeczyć. Podobnie trudno było wytrzymać mocne pieczenie od środków dezynfekujących rany.
- Gotowe – powiedział po chwili. Miałam bandaże na rękach i szyi pod którymi były wszystkie rany i inne uszkodzenia.
- Dziękuję, dobra robota – powiedział ten wyższy, który mnie oprowadzał. Znowu schowałam ręce, już zabandażowane, a następnie poszłam za nim dalej. Oby już nie poruszał tego tematu… Chciałam o tym nie myśleć. Przynajmniej nie teraz, bolało mnie to bardziej niż wtedy, gdy to się działo. Gdzie teraz pójdziemy – nie wiedziałam, najbardziej chciałabym znaleźć się gdzieś, gdzie nikogo nie zobaczę przez wieki. Gdzie będę mogła zająć się tylko sobą i będę bezpieczna, bez zagrożenia bycia porwaną, zgubienia się czy innych nieprzyjemności. Chciałabym być wreszcie wolna!
W pewnym momencie znowu zauważyłam, jak prowadzący mnie człowiek potknął się. W ostatniej chwili przed upadkiem złapałam go, by ograniczyć siłę uderzenia.


(Panie kierowniku?)


22 listopada 2020

Od Akiro cd. Somnatisa

- Ostatnio często odpowiadam za rzeczy przed Alphą - mruknąłem pogodnie, zaplatając ręce na karku. Zegarmistrz rzucił mi ponure spojrzenie. Nie specjalnie było mu do śmiechu.
 - Dobrze, to prowadźcie nas, gdzie tam chcecie. - powiedział Somnatis, po czym szakalica poprowadziła nas do swojego alfy. Przeszliśmy kawał drogi po piasku, aż dotarliśmy do budynku, który przypominał dawną świątynię za czasów światłości Egiptu. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się tam, gdzie akurat znajdywał, a raczej znajdywała się alfa, samica szakala, która nas tu przyprowadziła podeszła do swojej alfy i wszystko jej powiedziała, co widocznie ją zdenerwowało.  Gdy ta uniosła laskę do góry zbliżyłem się szybko do Somnatisa i pociągnąłem go lekko w dół, by się skłonił.
- A więc to wasz członek watahy otworzył zamknięte bramy i jest posiadaczem ukradzionego medalion należącego do Niregio. - powiedział, podchodząc do nas, skądś już ją kojarzyłem. Somnatis coś do niej powiedział, niestety nie zarejestrowałem tego, bo pochłonięty byłem swoimi myślami. Po chwili podniosłem się widząc, że jest rozzłoszczona. Zasłoniłem głowę ręką, podnosząc tym samym gardę, a jej laska uderzyła prosto w blok.
- Już się tak nie złość Mirodeli layd. - patrzyłem ze spokojem na jej psyk, który na me słowa ukazał lekki zaskoczenie. - Może omówimy to przy egipskich szachach? - zaproponowałem, a ona zabrała laskę, ukazując dosyć sine miejsce po uderzeniu nią.
- Niech Ci będzie. Zostawcie nas. - powiedziała i większość wyszła, a Som mógł podnieść spokojniej już głowę. Przeszliśmy do pomieszczenia za kotarą i usiedliśmy przy stole, na którym były szachy, a wokół nas było sporo jedzenia.
- Może się poczęstujecie. - powiedziała, pokazując dłonią jedzenie.
- Podziękujemy. - odparłem przyjacielskim tonem i spojrzałem na Somnatisa, by niczego tu nie ruszał.
- To co, tradycyjnie? - spytałem rozmieszczając pionki podobne do tych z japońskiego shogii. 
- Wiec co mam z wami zrobić? - mówiła doniosłym tonem.
- Wypuścić. Nie należymy do tej samej watahy, on jest samotnym wilkiem, ale naszym znajomym i ze względu na mojego przyjaciela chciałbym, byś pozwoliła im opuścić grobowiec.
- Nie ma nic za darmo kochany. - zrobiła ruch, na który po chwili odpowiedziałem. - Chce twojego czarnego węża. - powiedziała, wskazując na mnie palcem. 
- Wiesz, że  nie jestem w stanie sie go wyzbyć.
- Ale królowa już tak.
- Ale jej tu niema. - Powiedziałem, a po chwili poczułem ukucie, a do pomieszczenia weszła kobieta o czarnych kręconych włosach, aż do ziemi  i czerwonych wężowych oczach oraz śladami łusek na policzkach
- Poznaj rodzicielkę królowej. - spojrzałem na nią lekko przymrożonymi oczami. 
- Tak grasz? - spojrzałem na Somiego. - Po grze i od wyniku.

(Somi wybacz za czas T.T)

28 października 2020

Od Somniatisa cd. Gabriela do Akiro - Pod piaskami pustyni

Somniatis obserwował, jak Gabriel wsuwa naszyjnik do otworu w drzwiach. Wszyscy byli podnieceni, jednak on nie podzielał entuzjazmu. Wrota rozwarły się i archeolodzy jeden po drugim wsunęli się do środka. Akiro chciał ruszyć za nimi, jednak Zegarmistrz go powstrzymał.
- Zaczekaj - mruknął, wpatrując się przenikliwie w wejście do katakumb.
- Co? - Chłopak wyglądał na zdziwionego. - To może być to miejsce, Som. Musimy sprawdzić.
  Czarnowłosy pokręcił przecząco głową, po czym opadł na cztery łapy, przemieniając się w wilka i zaczął węszyć. Futro na jego grzbiecie było nastroszone i czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
- Czuję coś ze środka. Psowate. Ale nie do końca. Ludzkie. Też nie całkiem. - Gwałtownie oczy basiora rozszerzyły się do granic możliwości i cofnął się gwałtownie, opadając na zad. - Boskie. Tak, rozpoznaję boską woń. To katakumby jakiegoś bóstwa, Akiro.
- I nie bez powodu były zamknięte. - Obaj mężczyźni niemal podskoczyli, gdy dobiegł ich melodyjny, damski głos tuż zza ich pleców. Odwrócili się gwałtownie tylko po to, by zobaczyć poruszenie piasku i rozmazaną plamę, która śmiegnęła w stronę wejścia. - Co raz zamknięte, zamknięte ponownie być powinno. 
  Rozległ się dźwięk zgrzytania kamienia o kamień i masywna płyta ze sprasowanego piasku przykryła wyłom, powstały po zniknięciu w środku archeologów.
- Nie! Tam są ludzie! - Somniatis rzucił się w stronę płyty, jednak drogę zagrodziła mu smukła, drobna postać szakala, szczerząca zęby. Piasek wokół jej łap wirował niespokojnie i basior wycofał się powoli, kuląc ogon i kładąc uszy po sobie.
- Ich wina! Otworzyli grobowiec. Sami to na siebie sprowadzili. Ty z tyłu! Nie ruszaj się. Widzę, że coś kombinujesz. Jedna nieprzemyślana decyzja i moja wataha rozszarpie was na strzępy.
- Nie możesz ich zostawić z jakimś pogrzebanym bóstwem - zaoponował Somniatis dość słabo. Dopiero teraz jego zmysły zaczęły dostrzegać zamaskowanych dotąd w piasku przeciwników. - To był przypadek!
- Przypadek? - prychnęła samica szakala. - Wasz basior miał jeden z naszych kluczy. Skradziony. Nie będę z wami gadać. Odpowiecie za to przed Alphą. 
- Ostatnio często odpowiadam za rzeczy przed Alphą - mruknął pogodnie Akiro, zaplatając ręce na karku. Zegarmistrz rzucił mu ponure spojrzenie. Nie specjalnie było mu do śmiechu. - Dobrze, to prowadźcie nas, gdzie tam chcecie.
(Akiro? Deus ex machina xd)

26 października 2020

Od Gabriela cd. Akiro do Somniatisa

Po rozdzieleniu się Gabriel podszedł do Somnatis i zapytał:
- Mam wrażenie, że ten chłopak mnie zna, ale ja mam pamięć do ludzi, a jego nie pamiętam. Możesz powiedzieć kim jesteście?- zapytał zakłopotany. Somnatis z oburzeniem powiedział.
- CO NIE PAMIĘTASZ OSOBY, KTÓRA CI POMOGŁA? Jesteś strasznie płytki. - dodał spokojniej chłopak i odszedł od nich szukać Akiro.
- Co?!! To Akiro niby? Nawet nie przypomina go – Po kilku minutach patrzenia się odchodzącą postać zauważył nareszcie, że na tom „chorobę” szukają lekarstwa. Obmyślenia przerwał mu rzucający się na jego Marina starszy brat Omara i Oksany. Chłopcy polecieli na ziemię, lecz zbyt długo Gabriel na niej nie leżał, ponieważ tak jak szybko poleciał to tak samo szybko skoczył na nogi.
- Marino witaj co tam u ciebie ? – Pomógł blondynki wstać, lecz zanim zielono Oki odpowiedział z drugiego końca wykopalisk dobiegł podniecony głos jednego z pracowników że coś znalazł. Bez zastanowienia wszyscy co znajdowali się na wykopaliskach w pośpiechu znaleźli się przy mężczyźnie.
- Jebaniutki pierwszy ras na wykopaliskach A już coś znalazł i to może jakieś wejście do krypty.- Powiedział szef wykopalisk. Bez namysłu rozdał wszystkim pozostawić to co robią i o zajęcie się w pomocy wykonaniu tajemniczego znaleziska, gdy nadeszła noc im oczom ukazała się brama z zamkniętymi drzwiami a zamek by otworzyć drzwi strasznie przypominał idealne miejsce do włożoną tam naszyjniku Gabriela. Wręcz tak jakby ten wisiorek tak naprawdę byłby kluczem do nich.
(Somnatis?)

7 października 2020

Od Kierownika cd. Miyashi

  Kierownik cierpliwie patrzył na nieco sztywne ruchy dziewczynki. Nie miał wątpliwości, ktoś już wcześniej musiał ją skrzywdzić. Rany na rękach, ukrywanie pod krzesłem, problem z wysłowieniem, ruchy porcelanowej lalki. Podniosła się z łóżeczka i założyła buciki.
- No, skoro już wiesz, gdzie będziesz mieszkać, to przejdziemy się do pomieszczenia medycznego, dobrze? - zapytał. - Masz bardzo brzydkie zadrapania na ramionkach i...
  Dziewczynka gwałtownie się skuliła, chwytając za rękawki i próbując w nich schować dłonie. Temat szram zapewne musiał być dla niej czymś niezręcznym, może bolesnym. Kierownik czuł coraz większe zmartwienie. Zwykle radził sobie z porzuconymi dziećmi, zwykle ciepło i wyrozumiałość starczały, jednak jeśli problem był większy... zaczynał się obawiać, że będzie musiał zaczerpnąć pomocy z zewnątrz. Być może Denise będzie w stanie nieco pomóc? W końcu studiuje pedagogikę. 
  Podszedł powoli do Miyashi i kucnął przed nią. Wyciągnął obie dłonie otwarte w stronę jej dłoni, jednak nie tak blisko, by je chwycić.
- Mogę? - spytał, patrząc poważnie w twarz dziewczynki. Ta powoli położyła rączki na jego dłoniach. - Ramaiel jest bardzo, bardzo dobrym medykiem. I na pewno nie będzie się śmiał. Pamiętaj, nikt tutaj nie życzy ci źle i wszyscy zrobią wszystko, co mogą, żeby ci pomóc. - Wstał powoli, nie puszczając jej dłoni. - Chodźmy, dobrze?
  Dziewczynka pokiwała głową i oboje ruszyli do niewielkiej wieżyczki, wydzielonej na pokój medyczny. Jak się można było spodziewać zastali w środku anielskie dziecię, zajmujące się właśnie misternym zwijaniem bandaży, by każde włókno układało się prosto. Ich wejście zwróciło uwagę Ramaiela, który przerwał i swoimi jasnymi oczami powiódł pytającym wzrokiem po przybyszach. Kierownik posadził Miyu na kozetce i podszedł do chłopaka.
- Zajmij się jej ranami. I proszę, powstrzymaj się od komentarza. 
  Jasne oczy medyka wbiły się w czarne opiekuna.
- Będę taktowny jak zawsze, proszę pana - powiedział z lekkim, promiennym uśmiechem. Kierownikowi zrobiło się trochę lżej na duszy. Anielska aura dziecka zawsze tak na niego działała. Mimo to w głębi serca dalej czuł ciężar problemów, z którymi będzie musiał się niebawem zmierzyć razem z nową podopieczną. 
  Ramaiel wstał i lekkim, jakby nie do końca związanym z ziemią, krokiem podszedł do dziewczynki. Po drodze wyjął z niewielkiej torby na ramieniu białe lateksowe rękawiczki i założył, strzykając cicho. Na ten dźwięk pacjentka skuliła się nieco.
- Nie bój się - chłopiec uśmiechnął się promiennie, stając tuż przed Miyu. Delikatnie wsunął dłoń pod jej podbródek i uniósł go w swoją stronę. - Uzdrowię cię i poprowadzę ku spokojowi ducha. Wszystko będzie dobrze.
(Miyashi?)

Od Akiro cd. Somnatis do Gabriela

Mimo wszystko postanowiłem odpuścić. 
- Wybacz to były tylko żarty, ponieważ Gabriel i Somi znają się z miasta, to on powiedział gdzie ma szukać tego czego szuka, albo szukał.  - powiedziałem uspokajając dziewczynę. - Nie miałem zamiaru, aż tak bardzo cię przestraszyć. - powiedziałem skuszony. Po półtorej godzinie dojechaliśmy na wykopalisko, wszędzie było sporo ludzi bawiących się w piasku lub robiących różne inne rzeczy. 
- Więc powiadacie, że to są wasze wykopaliska i co szukacie ważnych rzeczy związanych z przeszłością?
- Właśnie tak. - powiedziała dziewczyna która ciągle mi się przyglądała.
- Ciekawie, mam nadzieje ze wam się uda coś wykopać i odkryć zapomniane rzeczy. Wiec nie masz nic przeciwko, że się rozejrzę po terenie? - mężczyzna się zgodził.
- Som ja się rozejrzę a ty możesz zostać z nimi i się dowiedzieć co tam u nich. -powiedziałem i poszedłem na teren wykopalisk rozglądając się  do o koła.  Zatrzymałem się dopiero przy miejscu,  w którym poszukiwacz był totalnie zielony.
- Co pierwszy raz w terenie? - Mężczyzna spojrzał na mnie mrożąc oczy, by słońce go mocniej nie raziło.
- Tak, dlatego dali mnie na ten koniec.
- Rozumiem cóż widocznie masz szczęście.
- Jak to? - spojrzał na mnie zaskoczony a ja wskazałem jedno miejsce, a on zaczął je sprawdzać i po chwili ukazał się kawałek ruiny, a na jego twarzy wymalowało się niewiarygodne szczęście.
- Kop, kop, na pewno to nie wszystko.  -byłem ciekawy czy będzie tam coś, co mnie mogłoby zainteresować. Wiec siedziałem i czekałem a chłopak odrazu zaczął wołać o pomoc, by wydobyć swoją zdobycz, która okazała się być drzwiami do tunelu i penie prowadząca do starego miasta.
(Gabriel?)

Od Lorema cd. Tiffany

  Dziewczynka kończyła swoją kąpiel. To dobrze. Kathleen wyszła, już chwilę temu mówiąc, że podrzuci mu kontakt do Somniatisa. Serce Lorema drgnęło lekko. Wkrótce nastąpi czas na punkt kulminacyjny opowiadania. Stanie twarzą w twarz z celem, za którym podążał od kilku ostatnich akapitów i w jego dłoniach będzie leżało zakończenie tej historii. 
  Zaszedł do kuchni, by zalać przygotowaną wcześniej herbatę. Z parującym napojem udał się do salonu i zasiadł tempo w fotelu. A więc czekać. Spojrzał na niewielki ekran telefonu, leżącego na blacie. Był ciemny i nieruchomy. 
  Drzwi od łazienki zaskrzypiały cicho i na korytarzu rozległy się ciche kroki. Tiffany weszła do salonu i opadła na kanapę naprzeciw mężczyzny. Wyglądała dość żałośnie w niedosuszonych włosach i niedopasowanym ubraniu. Koszula była dla niej trochę za duża, a spodnie zdecydowanie za długie, jednak po podwinięciu nogawek i rękawów sytuacja nie przedstawiała się aż tak fatalnie. Szczupła sylwetka Lorema na pewno pomagała, a jeszcze bardziej pomagały szelki.
  Miała czerwoną twarz, jakby kąpała sie we wrzątku, jednak teraz przynajmniej dobrze pachniała. Jasnowłosy wstał bez słowa i sam udał się do łazienki. Szybki, zimny prysznic pozwolił mu pozbyć się odoru ze skóry i włosów, a ubranie świeżego stroju jak zawsze sprawiło, że przebiegł go przyjemny dreszcz po plecach. Ludzie mimo wszystko przyzwyczajają się do luksusów, choć nie wahałby się oddać tego wszystkiego, gdyby to przywróciło mu jego Pana.
  Gdy wyszedł z łazienki, dziewczynka podskoczyła i zrobiła gwałtowny ruch w stronę stolika. Podszedł bliżej. Herbata przestała już parować, jednak jego wzrok skupił się na ciemnym ekranie telefonu, odłożonego niedbale na płaskiej powierzchni. W zupełnie innym miejscu niż sam go zostawił. Sięgnął po urządzenie i odblokował ekran. Jak się spodziewał, była wiadomość od Kathleen. Przeleciał wzrokiem po jej treści i spojrzał na dziewczynkę. Czerwień z jej twarzy wciąż nie zeszła, wyglądała też na nieco bardziej podekscytowaną. Musiała przeczytać podgląd wiadomości na zablokowanym urządzeniu. 
- Jutro spotkamy się z Ochrą - oznajmił. - Ponoć ma kontakt z twoim opiekunem. 
  Niefortunnie. Z treści wiadomości wynikało, że zastępczyni premiera nie miała bezpośredniego kontaktu z Somniatisem, a jej "znajomy" był poza zasięgiem. Wszystko może się skomplikować, jeśli Ochra jest współpracownikiem Zegarmistrza i będzie go krył. Loremowi przebiegło przez myśl, że powinien poszukać szerszej informacji o tym wilku i jego sojusznikach, nim się z nim spotka. Będzie musiał położyć dziewczynkę spać i w nocy spotkać się z kilkoma kontaktami. I to jeszcze przed spotkaniem z owym Ochrą.
(Tiffany?)

15 września 2020

Od Miyashi cd. Kierownika

Mieć łóżko koło Emi? Byłoby mi bardzo miło… A swoją drogą, wtedy po raz pierwszy widziałam tego pana, który się mną zajął – wtedy, gdy ją poznałam. Mówiła coś o jakimś domu przy naszym pierwszym spotkaniu, ale nie pomyślałabym, że tutaj też się znajdę...
Natomiast ten, który mnie tu przyprowadził, wydawał się być miły i nie wyglądał na takiego, który zaraz coś by mi zrobił. Może się mylę, ale w tej chwili nie wydaje mi się, że skoczy na mnie i sprzeda na organy. Jeśli miałby to zrobić, Eali by już nie było. Miałam teraz tylko nadzieję, że jest, chociaż nawet jej obecność nie gwarantuje, że będzie mi tu miło. Może być tak, że wezmą mnie jak inni, jako pokojówkę na łańcuchu.
Mimo niepokoju, na pytanie o wyjście stąd pokiwałam głową lekko, żeby wyjść. Powoli się podniosłam i niepewnie szłam z nim do pokoju, w którym będę spać. W tej chwili nie widziałam tam nikogo, ale było widać które łóżka są wolne, a które nie. Te zajęte były na szybko układane, a często miały na sobie coś charakterystycznego w formie przytulanki. Nie wszystkie, ale część, która nie miała tego, była rozpoznawalna po ułożeniu pościeli. Dostałam łóżko tam, gdzie leży moja koleżanka, a przynajmniej tak twierdził ten ktoś.
- To łóżko jest całe dla ciebie – uśmiechnął się do mnie. Ja na niego patrzyłam dalej niepewnie. Do łóżka nie podeszłam bojąc się zniszczyć jego idealne ułożenie, którego nie będę umieć odtworzyć. Chwilę tak się w nie wpatrywałam i cichutko powiedziałam:
- Dziękuję...
- Nie chcesz sprawdzić, czy wygodne? – odsunął kołdrę jakby chciał, bym się położyła. Przynajmniej mi tak zawsze rodzice odsuwali, gdy byłam bardzo malutka. Przez chwilę na niego popatrzyłam, po czym zdjęłam buciki i się położyłam. Nie było niewygodne, ale było nie moje. Zawsze to czułam od dnia porwania... Dopiero w swoim łóżku czułabym się dobrze, przynajmniej jeśli o sen chodzi.
- I jak się w nim czujesz? Wygodnie?
Nieśmiało przytaknęłam, by go nie martwić ani nie złościć. Powoli się podniosłam, ale gdybym mogła, z pewnością poszłabym spać już teraz. Było wczesne popołudnie, ale chciałam spać już teraz... Po podniesieniu się założyłam buciki z powrotem.
(Kierowniku? Albo ktoś inny z Domu?)

Od Tiffany cd. Lorema

Przyjemnie chłodna woda płynęła wolno po ciele dziewczyny, pozwalając jej na złapanie oddechu. Zmęczona, brudna i śmierdząca w końcu mogła poczuć, jak to jest się zrelaksować, a kąpiel pod prysznicem nigdy nie wydawała się taka cudowna. Jedynym, chaotycznym dźwiękiem który nie chciał, aby Tiffany całkowicie odpłynęła, był głośny huk dochodzący zza okna, a chwilę potem - błysk przeszywającego niebo pioruna. Za pierwszym razem, kiedy ogłuszył ją hałas, podskoczyła do góry i nieomal poślizgnęła się, uderzając głową o półkę z różnymi lubrykantami. Oczy malutkiej zabłysły, kiedy zauważyła szampon z dodatkiem aloesu i cudownym, delikatnym zapachu. Pomimo zużycia już wcześniej odrobiny waniliowego płynu do kąpieli, zdecydowała się dodatkowo polać swoje ciało swoim cudownym znaleziskiem. 
  Nie słyszała nic, co działo się obecnie za drzwiami. Zarówno woda jak i przerażająca ulewa, która rozpętała się dosłownie chwile po tym, jak Tiffany weszła do łazienki, gotowa się umyć. Poczuła, jak spływa z niej cały brud, utrzymujący się na cielsku od jakiegoś czasu. Było dobrze, przynajmniej przez pierwsze kilka minut, nim złapało ją znużenie. Było ono zdecydowanie bardziej mocniejsze, niż burczący z głodu brzuch, który starał się przenieść sygnał do głowy Tytanii, informujący o jedzonku. Przez najbliższe kilka dni obiecała sobie, że pozostanie przy Loremie w jego czterech ścianach, aby móc do końca zregenerować energię na następne poszukiwania Somniatisa. 
   Posmutniała na myśl o swoim opiekunie. Nie dostała jednak ataku, ani nie przyszło jej do głowy uderzać pięścią w kafelki, czekając na ich rozpad. Po prostu skuliła się jak maleńkie kocię, pozwalając, aby łzy spływały po jej policzkach. Tak, to się właśnie nazywała prawdziwa tęsknota. Nawet do ojca nie pragnęła tak bardzo, jak właśnie do zegarmistrza o złotym sercu i dwukolorowym spojrzeniu. Mogła się zastanawiać, gdzie on teraz jest i czy w ogóle jej szuka. Być może udało mu się znaleźć wybrankę swojego serca, z którą planuje już potomstwo, nie myśląc o czarnowłosym utrapieniu, błąkającym się po Ainelysnart z jednym sprzymierzeńcem o dość interesującym ubarwieniu. 
  Impsum zapukał do drzwi, pytając się, czy wszystko z nią w porządku. Odkrzyknęła jedynie, że zaraz wychodzi, chwytając ręcznik. Przez ostatnie pięć minut z łazienki nie było słychać odgłosów pluskania, więc ten pomyślał sobie pewno o najgorszym. O tym, że panienka Rivers mogła zasnąć w wanience. Byłoby to z jej strony wyjątkowo nieuprzejme. 
   - Och, już wychodzę! 
   Głos dziewczęcia przebił się głucho przez ścianę.
(Lorem?)

Od Somniatisa cd. Gabriela do Akiro

Towarzysze z wdzięcznością wsiedli do pojazdu, choć Somniatis czuł się nieco niezręcznie po tym, jak Akiro przedstawił ich dwójkę biednej, przestraszonej dziewczynie. Wydawało mu się też trochę dziwne, że Gabriel zachowywał się tak, jakby się nie znali, jednak znajomi Akiro często pozostawali dla niego zagadką.
  Pojazd ruszył przez piaskową zadymę. Czarnowłosy pochylił głowę i strzepnął okruchy złotego pyłu z włosów, po czym wyjął z kieszeni chusteczkę i z uwagą zaczął pozbywać się go również ze wszystkich otworów na twarzy.
- To musiała być akurat pustynia - mruknął ni to do siebie, ni to do Akiro, zgrzytając piaskiem w zębach.
- Nie poradzę ci, że akurat na pustyni się to znajduje - odparł chłopak, wzruszając ramionami. On nie wyglądał na ani odrobinę skrępowanego sytuacją. - Zresztą lepsze to, niż Antarktyda.
- Chyba wolałbym śnieg od piasku. - Somniatis wypluł nieco pyłu z ust, jednak ten dalej zgrzytał mu w zębach. Otarł z rezygnacją usta, starannie złożył chusteczkę i schował do kieszeni. Spojrzał dość niepewnie na pozostałych pasażerów wozu. Nachylił się do przyjaciela.
- Dlaczego Gabriel zachowuje się tak... dziwnie? - spytał szeptem. - Wydawało mi się, że od dawna się przyjaźnicie.
  Akiro uśmiechnął się tajemniczo.
- Ludzie porywani przez nas często są czyszczeni z pamięci, żeby nie mogli donieść o naszym istnieniu władzom planety - oznajmił konspiracyjnym szeptem. Biedna dziewczyna wtuliła się jeszcze mocniej w jej chłopaka. Zegarmistrz spiorunował spojrzeniem Akiro.
- Mógłbyś już z tym przestać. To żałosne tak straszyć biedną dziewczynę - skarcił towarzysza, po czym spojrzał w stronę tamtej i uśmiechnął się przepraszająco. - Nie powinnaś brać tego, co mówi Akiro tak bardzo do serca. Czasem najpierw mówi, potem myśli.
- Wprost przeciwnie, mówię co myślę - zaoponował chłopak.   
(Akiro? Gabriel?)