27 lutego 2015

Od Korso do Arii

- Ale... Ario, o czym ty mówisz? Nie żartuj! 
Wadera opuściła łeb i pokręciła nim. 
- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Dziękuję za gościnę. 
Odwróciła się i ruszyła w kierunku wyjścia. Poderwałem się z ziemi i zaraz za nią skoczyłem. Mój organizm jednak nie chciał jeszcze współpracować. Łapy ugięły się pode mną, a ja upadłem. 
- Proszę... Nie odchodź... - jęknąłem. 
Zatrzymała się. 
- Czemu ci tak zależy? 
- Bo jesteś moją przyjaciółką... 
Aria głęboko westchnęła, zamiotła ogonem i usiadła na legowisku. 
- Nie wiem, dlaczego wierzę twoim słowom. Bardziej jednak ufam sobie, więc przekonaj mnie że warto poświęcić ci trochę mojego czasu. 
W moim sercu zapłonęła nadzieja. Podpełzłem na swoje miejsce przy ognisku. 
- Zrobiłem herbatę. Wypij, to na przeziębienie. 
- Nie jestem przeziębiona - pociągnęła nosem - Czas leci, spiesz się. 
- Wpadłaś do rzeki. Proszę, zrób choć parę łyków. 
Wadera spojrzała na mnie spode łba, ale wzięła kubek i spróbowała. Szybko całą wysiorbała i oddała mi naczynie. 
- Dziękuję - burknęła z dumą. 
- Proszę, w kociołku jest więcej. Wybacz, że ci nie podam, ale w moim stanie tylko bym porozlewał. 
- Targałeś mnie przez cały las? - zapytała, dyskretnie zmniejszając dystans dzielący ją od herbaty. 
- Mniej więcej. Jak się czujesz? 
- Dobrze, dziękuję. 
- Nie odczuwasz żadnego ucisku w gardle? 
- Kończy ci się czas. Chcesz go w ten sposób zmarnować? 
- Twoje zdrowie jest ważniejsze. Jeśli ceną za twe życie jest nasza przyjaźń... Jestem gotowy cierpieć. 
(Ario? Przez Ciebie Korso jest smutny :c)

Od Antilqusa Cd Vi

Cd. tego 

- Mi też kogoś przypomina. Mutanta.
Pewny, że zaraz okaże się, że to jakiś zaginiony brat/siostra/wujek, odszedłem na bezpieczną odległość. Wadery w przypływach radości mogą być nieprzewidywalne.
- Jakby co, to zwiewaj na drzewo. -Powiedziałem do Rainbiego.
(Vi?)

Od Dali do Vincenta

Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam na niego z przerażeniem. Basior również się zatrzymał i spojrzał się na mnie.
- M-Morderca?...W-w tobie? - wyjąkałam
Wilk smutno pokiwał głową. W mojej głowie rozpętała się wojna myśli. Jak to on jest mordercą?! Otrząsnęłam się i powoli ruszyliśmy.
- Mam jeszcze tyci-tyci pytanko... - powiedziałam
- Hmmm?
- Czy w każdej chwili może "wyjść" ten...morderca? - ostatnie słowo ledwo wyszło mi z gardła
(Vincent?)

26 lutego 2015

Uwaga omi!

Twoja karta postaci jest niepoprawnie napisana! Jeśli chcesz pisać wyślij poprawioną!

Od Vincenta do Dalii

- To chodź! - zawołałem. - Erna mieszka niedaleko!
Ruszyliśmy w stronę nory Szamanki.
- To jak to jest z tą 'drugą formą'? - zapytała wadera.
Przełknąłem ślinę, nie lubiłem opowiadać tej historii.
- Zaczęło się, gdy byłem mały... Na terenach mojej poprzedniej watahy zaczęto odnajdywać mnóstwo ciał zwierząt... Później odnaleziono ciało samicy Alpha... Następnie kilka innych wilków... Wszyscy zastanawiali się co ich zabija... A ja... Pewnego dnia obudziłem się obok zmasakrowanego ciała Ryu... Mojego najlepszego przyjaciela... Zrozumiałem, że to ja zabijam i ukrywałem się w jaskini aż w końcu, całkiem niedawno zdecydowałem się tu dołączyć... Ten morderca wciąż mnie nęka, a ja nie mogę nic na to poradzić...
(Dalia? Tyle "..." XD)

Od Dali do Vincenta

Spojrzałam przerażona na Vincenta. Podeszłam do niego nadal kuśtykając.
- Um..Vincent? - powiedziałam
Basior odwrócił się do mnie. Miał rozległą ranę na pysku. Wyglądał na lekko przerażonego.
- Dzielnie walczyłeś... - powiedziałam
- To nie byłem ja.... - odparł
- Ta jasne! Duch może? - zaśmiałam się
- To była moja "druga strona"... - powiedział spuszczając głowę
- Nie rozumiem... - powiedziałam przekrzywiając głowę
Basior westchnął.
- Później Ci powiem...- powiedział
- Ok trzymam Cię za słowo - powiedziałam- Na razie musimy znaleźć szamana czy zielarza, bo mnie szlag trafi z tą raną!
Basior zaśmiał się.

(Vincent? 0 weny ;-;)

Od Vincenta do Dalii

Czułem się okropnie. Byłem zepchnięty w najgłębsze pokłady świadomości i nie mogłem nic z tym zrobić wiedząc, że on sieje spustoszenie.
- Wypuść mnie! - wydarłem się. Jak zwykle brak odpowiedzi.
Biega za mną debil. Z trudem powstrzymywałem śmiech. Chyba naprawdę jest idiotą jeśli myśli, że mnie złapie. W pewnym momencie po prostu się zatrzymałem wyciągając wydłużone pazury, a stwór nie mogąc wyhamować nadział się na nie.
- Idiota - powiedziałem do mutanta przebitego na wylot. Już myślałem, że skonał, ale ten jakimś cudem wyciągnął 'łapę' i rozorał mi pazurami pysk. Poczułem na nim ciepłą krew. Zrzuciłem mutanta z pazurów i wycofałem się do podświadomości pozwalając Vincentowi wrócić.
Wypuścił mnie! Rozejrzałem się zdezorientowany dookoła i dostrzegłem martwego mutanta. W tym momencie na moją łapę coś kapnęło. Była to krew. Moja własna. Miałem pysk cały przeorany pazurami tego mutanta.
(Dalia? P.S. Biały - Vincent, Niebieski - Druga forma)

Od Mixi do Akanee

- Mixi, Alpha watahy - przedstawiłam się uśmiechając do szczęśliwej wadery. - I nie musisz dziękować. Mam nadzieję, że ci się u nas spodoba. Oprowadzić cię?
- Tak!
- To chodź - wyszczerzyłam się i zaczęłam ją prowadzić w stronę Wodospadu Łez.
- Ale tu ładnie - zachwyciła się, gdy dotarłyśmy na miejsce.
- Moje drugie ulubione miejsce w watasze - uśmiechnęłam się. - Zaraz po Plaży Gwiazd, gdzie zaraz pójdziemy... Najpierw krótkie streszczenie historii tego miejsca.
Opowiedziałam jej o w skrócie o wszystkim co działo się tutaj, starając się jak najbardziej uogólniać nieprzyjemne momenty takie jak walka z Airesu.
- Nie wiedziałam, że tu tyle się dzieje - była zaskoczona.
- Ale niestety... Nie tylko przyjemne rzeczy... Kilka miesięcy temu zakończyła się wojna...
(Akanee?)

Od Vi do Antilqusa

Cd tego
 

- Czekaj! Zostaw go! - wskoczyłam między Antilqusa a mutanta - On potrzebuje pomocy...
Antilqus zawołał swojego latającego szczurka i odsunął się na bok. Wyjęłam z torby zioła i włożyłam je mutantowi do pyska.
- Mam co do tego wątpliwości... - basior zbliżał się powoli do mutanta. Mutant po chwili całkowicie się zmienił. Jego krwawe, obślizłe łapy zmieniły się na puchate i czerwone. Futro na końcu pyszczka i na uszach zmieniło się również na czerwono, a pysk nie był już przepełniony bliznami. Antilqus aż odskoczył z wrażenia, a mutant, który okazał się nawet przyjazny, odzyskał przytomność, ale nadal leżał.
- O mój wilczy Boże. Co tu się właśnie stało?
- On... on się zmienił. - odpowiedziałam basiorowi i poszłam do swojej nory.
- Czy coś się stało? - Antilqus przyszedł do mojej nory.
- On mi kogoś przypomina....

(Antiquils?)

UWAGA MACIEJU!!

Wykonana przez Ciebie karta postaci jest nieprawidłowa, prosiłabym o wykonanie nowej lub kontakt z administracją w sprawie poprawek przez howrse. Z góry dziękuję.

25 lutego 2015

Od Hoinkasa do Erny

Westchnąłem i ruszyłem ku kałuży uprzednio zebrawszy ścierkę z stołu. Po wytarciu plamy zacząłem się rozglądać po jaskini. Było w niej pełno półek z ziołami a w powietrzu unosił się zapach przywodzący na myśl dawne dni ziemi. Po kilku sekundach lustrowania pokoju zauważyłem, iż Erna krząta się po pomieszczeniu czegoś najwyraźniej szukając. Chwilę potem przystanęła i z westchnięciem zwróciła się do mnie.
- Ech, widocznie skończyły się zioła. Idę poszukać ich trochę w lesie. - po czym ruszyła ku wyjściu. Na chwilę przed otworem ku światu powiedziała na odchodnym
- Możesz iść ze mną, skoro Ci się nudzi.
Mimowolnie się uśmiechnąłem i ruszyłem za nią.

********

 Szliśmy dość długi czas przez las z kilkudziesięcioma postojami, podczas których Erna zbierała bądź szukała odpowiednich ziół. Po kilku nużących chwilach, gdy już znużony tą "misją" miałem zamiar skończyć z tym i pójść w swoim kierunku, coś zaszeleściło obok nas i poruszyło krzakami...
(Erna? Wiem, że mainstreamowe i w ogóle ale coś trzeba było w końcu napisać...)

Od Antilqusa cd Vi

Cd. tego

"Oj, tym razem nie będzie tak łatwo" - pomyślałem.
Zdmuchnąłem stworzenie powiewem wiatru. Odrobina żrącego śniegu spadła na kark zwierzęcia. Odwrócił się do mnie, po czym został brutalnie potraktowany zębami. Rainby też pomagał, dezorientując stwora latając wokół jego głowy, co w połączeniu z moimi mocami i ząbkami szczura skończyło się dla mutanta tragicznie.
-Mam nadzieję, że ty przetrwasz -zaśmiał się serdecznie.
(Vi?)

Od Vi

Mutant machał swoimi rękami niczym chwiejące się gałęzie podczas burzy. Myślałam, żeby uciec na polanę. Wydawało się mi, że jest ranny. Postanowiłam jednak wrócić się do jaskini. Gdy już miałam schować się w jednym z korytarzy usłyszałam, jakby mutant upadł na ziemię. Pomyślałam, że zeskoczył i próbuje wejść do jaskini. Jednak zwijał się z bólu.
- Nie no, nie mogę go tak zostawić. Może chciał tylko, aby mu pomóc? - pobiegłam po zapas ziół i wróciłam do wilka. Zaczął robić szczenięce oczka.
- Nie martw się, pomogę ci...

Od Antilqusa Cd Vi

Cd. tego

Dobrze, że byłem blisko. 
- Hej, to wilkołak ognia! Odrobina wody starczy! -krzyknąłem. 
Wytworzyłem żrący śnieg, co natychmiast unicestwiło stwora.
- Mam już sobie iść? -spytałem się wadery.
(Vi? Sr, że krótkie, brak weny :( )

Od Korso do Doctora

- Co? Jaka wojna?
- Na tych ziemiach dawno temu... - zaczął Doctor, ale przerwał mu czyjś wrzask. Prawdopodobnie agonalny. Mixi i reszta towarzystwa gdzieś zniknęli, ale nim zdążyłem się za nimi rozejrzeć, Doctor szarpnął mnie za ogon.
- Co się...
- Musimy stąd uciekać! Szybko, do TARDIS!
W biegu pokonaliśmy całą drogę do niebieskiej budki. Gdy dotarliśmy, basior podbiegł do drzwi i szarpnął mocno. Na nic to jednak.
- Nie teraz! - jęknął.
- Co jest? - zapytałem przerażony.
- Poniewczasie zabezpieczyła się przed tym miejscem. Dobrze, że mam śrubokręt, zaraz ją otworzę.
Usłyszałem brzęk zabawki Doctora, zamigotało niebieskie światło i...
Coś uderzyło. Spojrzałem na przyjaciela, ale on dalej majstrował przy budce. Im dłużej tu jesteśmy, tym większa jest...
Ktoś tu szedł. Wyraźnie słyszałem kroki. Krzyknąłem do Doctora; bez odpowiedzi. Cofnąłem się parę kroków.
- Pośpiesz się... - przebiło się przez moje ściśnięte gardło.
Cokolwiek nadchodziło, było już blisko. Jeszcze chwila, może dwie i...
Drzwi TARDIS szczęknęły.
- Wskakuj! - zawołał basior.
Nie trzeba mi było powtarzać. Wleciałem za nim do budki, wychyliłem się, by zamknąć drzwi... i wtedy ją zobaczyłem. Stała na polanie. Duża, czarna. Z jej jedynego, złotego oka biła jakaś moc. Poczułem to dotkliwie, bo ledwo ustałem na łapach,
Trzasnąłem drzwiami. W tym samym momencie TARDIS zakołysała się, a mój towarzysz głośno odetchnął.
- Doctorze? - zapytałem - Co się właśnie stało? - zapytałem.
- Przylecieliśmy w miejsce, którego nigdy nie powinniśmy odwiedzać. Ta wizyta mogła nas wiele kosztować.
Nagle znów coś zakołysało, gruchnęło; basior doskoczył do panelu wehikułu.
- Nie opuściliśmy jeszcze tej wojny! Ona najwyraźniej nie chce nas wypuścić, musimy się przebić!
Nie odpowiedziałem, bo właśnie toczyłem się po metalowym podeście. Zatrzymała mnie dopiero poręcz.
Leć ze mną, mówił. Będzie fajnie, mówił.
Spróbowałem się podnieść, ale znów coś szarpnęło. Objąłem z całej siły jedną z rur i zamknąłem oczy. Mych uszu dobiegł krzyk pełen złości i zaangażowania.
A mogliśmy po prostu pójść na herbatę.
(Doctorze? Matko, ile ja daję wielokropków...)

24 lutego 2015

Od Mitsuki do Shailene

Niech to. Chciałam być miła, a ona prosi mnie, żebym opowiedziała o sobie. Choć jeśli się zastanowić... Może uda mi się to zrobić w miarę delikatnie...? 
- Cóż - odchrząknęłam - Przybyłam z południa i jestem wilczą formą Lilith. Jestem tu, bo znudziło mi się królowanie demonami.
Nie było źle, co? 
Shailene dziwnie na mnie spojrzała, ale po chwili uśmiechnęła się i zachichotała. 
- Tylko jej by tu brakowało! 
Ech, nie dała się nabrać. 
- Aż tak źle tutaj? 
- Nie, też żartuję. Choć czasem... Nieważne, kontynuuj. 
- Co mogę o sobie powiedzieć... Przyszłam z bylekąd, ale co z tego... Z mojej watahy odeszłam dawno... Do teraz błąkałam się po świecie, psocąc to tu, to tam... No i jestem. Hej. 
Pomachałam lekko łapą waderze. Ta znów się uśmiechnęła. 
- A dlaczego odeszłaś? 
Niech cię. 
- Wiesz, trzeba było się usamodzielnić... 
(Shailene? Wybacz, nie mam siły pisać... Ja chcę snu TT^TT)

UWAGA LARRI!

 Otrzymaliśmy kolejną niepoprawną kartę postaci od Larri! Jeśli właścicielka pragnie być członkiem watahy proszona jest o zrobienie nowej, poprawnej lub kontakt z adminkami bloga przez howrse w sprawie poprawek!

Od Dalii cd. Vincenta

Zaczęłam wołać basiora po imieniu. Zero reakcji od niego. Nagle mutant zaczął do mnie podchodzić. Sapał jak niedźwiedź, a może nawet gorzej. Poczułam piekący ból od góry kręgosłupa po sam dół. Próbowałam uciekać, ale z marnym skutkiem, ale z jakimś. Pokuśtykałam za krzaki. Usłyszałam sapanie mutanta, a potem jego ryk. Jeszcze potem coraz głośniejsze kroki tego czegoś. Przez chwilę myślałam, że mnie znajdzie, ale usłyszałam odgłosy walki. Wyjrzałam przez krzaki. Mutant biegał w kółko za czymś czego nie mogłam dostrzec. Skupiłam wzrok na białej kropce. Vincent.
(Vincent? I co Ty na to? ^^)

Od Vincenta do Dalii

Spuściłem głowę i zacząłem liczyć do dziesięciu. Mutant zbliżał się coraz bardziej. Nie ruszyłem się nawet kiedy był już metr ode mnie. Wolałem zginąć niż pozwolić żeby on przejął nade mną kontrolę. Zamknąłem oczy w oczekiwaniu na ból, ale ten nie nadszedł.
- Idioto! - warknęła wadera. - Chcesz zginąć!
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Dalia leżała kilka metrów dalej z głęboką raną ciętą na grzbiecie, a mutant stał kawałek dalej z draśnięciem na ramieniu.
- TYYY - warknąłem na potwora. Moje kły i pazury wydłużyły się. Na razie robiłem to z własnej woli, ale czułem, że już za chwilę on przejmie nade mną kontrolę. - Dalia! Uciekaj!
Jak przez mgłę ujrzałem wstającą waderę, po czym on przejął nade mną kontrolę.
- Vincent! Vincent! - usłyszałem głos.
(Dalia? Tak się unika pisania walk ^^)

Od Akanee

  Błąkałam się po lesie szukając schronienia przed deszczem, który padał bez litości. Znalazłam pień pusty od środka. Był całkiem OK jak na początek.
  Wstałam całkiem rano, gdy słońce wschodziło. Upolowałam małą wiewiórkę i od razu ją zjadłam. Bardzo chciałam dołączyć do jakiejkolwiek watahy, ale żadnej nie spotkałam. Po jakimś czasie błądzenia poczułam zapach... taki inny... taki mój. Wiedziałam, że muszę kierować się na północ. Tam będzie wataha.
  W końcu natrafiłam na wilczycę. Zapytałam dość nieśmiało:
- Eee... Czy... Czy mogę... dołączyć do watahy?
- Ymn, tak... A jak się nazywasz?
- Dziękuję! Jestem Akanee. Bardzo dzięki - wybuchnęłam emocjami wiedząc o tym, że jestem w watasze.
(Mixi?)

23 lutego 2015

Akanee

Kontakt: kisielekpotterhead@gmail.com  Proszę o login z Howrse!
Imię: Akanee
Zdrobnienie: Akane
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata
Żywioł: ogień i wiatr
Patroni: Afrodyta i Hestia
Cechy charakteru: Pozytywnie nastawiona na świat. Kocha biegi przez pola (i lasy, to chyba oczywiste). Jest szybka i myśli logicznie. Nie cierpi nie szanowania innych. Nie lubi zawierać przyjaźni, jest typem samotnika.
Cechy charakterystyczne: czerwono-czarono-biała grzywa, to najlepszy fryz
Stanowiska: Omega
Historia: Miałam 6 miesięcy kiedy moi rodzice... zmarli. Przez ten długi czas błąkałam się samotnie po świecie, to dało mi do myślenia w sprawie wrócenia do mojej starej watahy. Uznałam, że to bez sensu, bo niby po co im tam taki mały dziecinny bachor, no po nic. Miałam trochę czasu, bo aż rok i sześć miesięcy, w tym czasie dużo się stało. Prawie zobaczyli mnie ludzie gdy latałam, ale tak się wystraszyłam, że oczywiście spadłam... i nagle zobaczyłam watahę, ale nie moją starą tylko jakąś inną. Śledziłam ich, pozostając nie zauważalna. Aż do teraz... wyszłam z kryjówki... ale co z tego skoro jest świt i wszyscy śpią. Serce mi bije jak szalone, cud chyba, że jeszcze mi nie wyskoczyło. Na przyszłość pamiętaj, by przed przecinkiem i kropką nie dawać spacji -.-
Motto: -
Moce:
  • czytania w myślach
  • niewidzialność
  • latanie
Umiejętności: Jak już chyba widać po historii moją umiejętnością jest spryt i logika, czasem to pomaga a w niektórych sytuacjach trzeba po prostu wyłączyć mózg. Spryt i logika to nie umiejętności. Podciągnęłabym to raczej pod "cechy charakteru", bo mówią jaka jesteś, a nie co potrafisz.
Partner: nie ma
Zauroczona w: brak
Rodzina Nie ma rodziny
Data urodzenia: 18.06.2013
Talizman: Kamień Skupienia - Znaleziony na wyspie jakiegoś księcia. Posiada nie zwykłą moc, pozwala bardzooooo się skupić i np. szybciej biegać albo latać.
Statystyki: Siła: 0 |Zręczność: 0 |Moc: 0 |Kondycja: 0 |Refleks: 0 |Zauważanie: 0 |Klasa Pancerza (KP): 0 |Wilcze Drachmy (WD): 200| Krwawe Rubiny (KR): 0| Wykonane Zadania: 0| Wykonane Questy: 0
Upomnienia: 0
Pochwały: 0

22 lutego 2015

Uwaga!

Karta postaci wykonana przez misiapys@o2.pl została odrzucona z powodu niepoprawnego sformuowania i braku kontaktu na howrse. Właścicielka proszona jest o stworzenie nowej karty, jeśli ma zamiar pisać.

Rainby

Imię: Rainby
Rasa: Latający szczur z rodu Sliova Tęczowego
Wiek: 1 rok
Cechy charakteru: Rainby jest pewny siebie i inteligentny. Długo zdobywa zaufanie do innych wilków. Ma poczucie chumoru. W stosunku do pana przyjacielski.
Historia: czytaj więcej>>
Moce i umiejętności: Oprócz latania, nasz Szczurek miewa wizję przyszłości
Właściciel: Antilqus

Nivis - Walentynki

Kochać a lubić to wielka różnica,
sercem się kocha, a duszą zachwyca.
Duszą zachwycać można każdego,
a sercem kochać tylko jednego
Dla zakochanych
Gdy mówisz kocham
to nie mów z litości,
bo gorzka jest miłość
bez wzajemności. 
 
dla tych co szukają miłości
Fałszu unikaj, 
nie znaj zazdrości, 
nie kochaj tego, 
kto niewart miłości, 
serce nikomu nie oddaj w ofierze, 
a gdy pokochasz, 
to kochaj szczerze 

Od Antilqusa

Stanęłem na szczycie pobliskiego wzgórza. Zawyłem, patrząc na księżyc. Nie spodziewałem się tego, ale usłyszałem ciche popiskiwanie. 
Rozejrzałem się, nic nie zauważając. Znowu ten pisk.
- Proszę, pomóż mi... - usłyszałem. Spojrzałem w górę, na drzewo. Moim oczom ukazał się... Szczur na drzewie?
- Co ty tam robisz? - spytałem się, zaczynając wyjmować gryzonia ze splątanych gałęzi. Wtem zobaczyłem skrzydła na grzbiecie tego osobliwego zwierza. - Jesteś ranny.
- Możliwe. To bardzo możliwe, zważając na ból w moim lewym skrzydle.
- Pomogę ci. Jak się nazywsz?
- Rainby.
- Bedziesz moim towarzyszem, Rainby? Mam przestrzenną jaskinię...
- Zgoda - odpowiedział nie bez wahania.
Zatamowałem krwotok z skrzydła, zmieniłem się w konia i zaniosłem mojego nowego przyjaciela do domu.

Rumiś

Kontakt: Rumi.^^
Imię: Rumiś
Zdrobnienie: Rumi
Płeć:  Wadera
Wiek: 7 lat
Żywioł: ogień, woda, powietrze
Patroni: Gaja, Uranos
Cechy charakteru: Zazwyczaj groźna, inteligenta, miła dla bardziej znanych jej osób i jest silna Cechy charakteru powinny być w formie rozbudowanych zdań.
Cechy charakterystyczne: Puchata, cała biała i długie ostre kły
Stanowiska: Wojownik
Historia: Urodzona w magicznym lesie zwanym Alposse. Matka i Ojciec posiadali moce nadprzyrodzone, które po nich odziedziczyłam. Jestem biała i puchata po matce, a groźna po tacie. Nikt nie wiedział dlaczego i po kim mam tak ostre kły. Mówili, że byłam bardzo silna. Postanowiłam wstąpić gdzieś jak dorosnę. Odnalazłam wspaniałą watahę w której zamieszkuję. Rodzice zmarli tuż po moim wstąpieniu. Teraz moje życie zależy TYLKO ode mnie...
Motto: "Hakuna Matata"
Moce:

  • Niewidzialność 
  • Moc telepatii
  • Strzelanie płomykami z oczu.

Umiejętności: Wzmocnienie pancerza i siły woli
Partner: szuka
Zauroczona w:  brak
Rodzina: Ja chcę widzieć wszystkich, więc nie mam nic tu do powiedzenia..
Data urodzenia: 5.08.2004
Przedmioty: pistolet
Talizman: Talizman szczęścia. Zawsze mam szczęście i pech mnie omija.
Nora : nora
Głos: BIGBANG - MONSTER M/V
Ciekawostki:

  • Lubi muzykę, a w zasadzie słuchać K-pop'a
  • Nie lubi ludzi którzy go wyzywają i nie toleruję arogancji i głupoty.

Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: brak
Statystyki: Siła: 0 |Zręczność: 0 |Moc: 0 |Kondycja: 0 |Refleks: 0 |Zauważanie: 0 |Klasa Pancerza (KP): 0 |Wilcze Drachmy (WD): 200| Krwawe Rubiny (KR): 0| Wykonane Zadania: 0| Wykonane Questy: 0
Upomnienia: 0
Pochwały: 0

Od Nivisa- Niewyjaśnione przyczyny zniknięć

Piękne słonce grzało mnie swoimi promykami. Nagle nad de mną zawisła Aki, aż podskoczyłam na jej widok.
- Aki mówiłam ci żebyś tak mnie nie straszyła. - powiedziałam.
- Przepraszam ale ostatnio coś dziwnego się dzieje.
- Dziwnego? - przekrzywiłam lekko głowę.
- Tak duchy i niektóre zwierzęta zaczęły znikać.
Nie wiedziałam co się dzieje, choć czułam od jakiegoś czasu ze coś jest nie tak. Aki zaczęła prowadzić mnie w stronę jakiejś góry, a po drodze wpadliśmy na Anastasię....



- Gdzie jest Jasiu?
- Zabił Krzysia i teraz idzie po ciebie!
(Anastasia?)

Od Vi do Antilqusa

Cd. tego

- Nie spodziewałam się, że moc wróci ci bez orchidei. Dziwne... - obejrzałam basiora z każdej strony. - Zapomnij o tym co mówiłam. Muszę już iść. Chyba dasz radę przetrwać, co nie? - zaśmiałam się i pobiegłam w stronę małej, lodowej góry. Co chwilę oglądałam się za siebie, upewniając się, że basior za mną nie biegnie.
*Ale ja jestem głupia.. Po co ja mu to mówiłam!* Kopnęłam w ledwo trzymające się drzewo. Nie spodziewałam się, że drzewo upadnie. Usłyszałam głos Antilqusa, więc przyspieszyłam kroku.

                            ***

Po dotarciu pod wzgórze dotknęłam łapą talizmanu. Moje łapy stały się silniejsze i twardsze, dzięki czemu mogłam sobie wykopać norę. Starałam nie skupiać się na wyglądzie, tylko na korytarzach, prowadzących w głąb zamarzniętej ziemi. Czułam, że moc talizmanu powoli się kończy. Jednak nie umiałam sobie przypomnieć, jak mogę ja przywrócić. *Chwila, chwila.. Jeśli Antilqus miał spożyć orchideę, czego i tak nie zrobił, może ja też muszę?* Dużo rozmyślałam, czy aby rozpocząć kolejne poszukiwania. Stwierdziłam, iż to będzie bez sensu wracać w to samo miejsce. Może jednak istnieje inny sposób. Nagle usłyszałam głośny, przeraźliwy ryk. *To nie może być Antilqus, on tak na pewno nie ryczy*. Wspinając się po korytarzach w końcu   wyszłam na zewnątrz. Słyszałam ciche warczenie. Po chwili spojrzałam w górę. *Co do cholery! Zmutowany wilk?!*
(Antilqus?)

Od Antiqusa Cd Vi

Cd. tego

- Ale... O czym ty mówisz? -spytałem się wadery i wykonałem małe tornado. - Moc już mi wróciła. Nie potrzebuje orchidei. 
Wstałem i śmiejąc się wskoczyłem do wody. 
Dawno tak się tak nie śmiałem.
(Vi?)

Od Vi do Antilqusa

Cd. tego

- Chyba pamiętasz, jak uratowałeś mnie przed niedźwiedziem? - spytałam. - Stałeś się wtedy bardzo osłabiony, więc wyruszyłam na poszukiwania czarnej orchidei... Chyba okrążałam już z pięćdziesiąt razy te jezioro i nie znalazłam orchidei..
Basior chyba zauważył, że bardzo się staram, aby mu pomóc i pomógł mi w dalszych poszukiwaniach.
- Czy aby na pewno potrzebna mi ta orchidea? Czuję się już nad wyraz lepiej. - Antilqus uśmiechnął się, ale po sekundzie mnie zawołał. - Patrz! Orchidea! Tam, pod taflą lodu! Podbiegłam do niego i kazałam mu się odsunąć. Basior nie miał na razie mocy, więc musiałam sobie dać radę sama.
- Antilqus, teraz muszę się naprawdę skupić... Gdyby się coś stało, to... pamiętaj, że zależało mi na tobie bardziej niż na kimś innym. Byłeś dla mnie jak.. jak moja rodzina. - uśmiechnęłam się, próbując zamaskować smutek. W ostatniej chwili, gdy basior miał skoczyć w moją stronę, stworzyłam wodną barierę i zabrałam się za niszczenie lodu, a następnie wyławianie orchidei. Cały czas myślałam tylko o Antilqusie i o tym, aby pomóc mu na czas...
(Antilqus?)

Od Arii cd. Korso

  Gdy się obudziłam nad głową ujrzałam sklepienie jakiejś jaskini. Nie umarłam... a myślałam, że tak się stanie... kto wyciągnął mnie z rzeki? Czemu do niej wskoczyłam? Co...? Rozejrzałam się, nie rozumiejąc. Gdzie ja jestem i kim jest basior na podłodze? Poderwałam się gwałtownie i odskoczyłam w tył. Biało-błękitny wilk podniósł łeb i uśmiechnął się.
- Obudziłaś się - stwierdził szczęśliwy.- To dobrze... ale nie powinnaś się przemęczać.
- Kkim jesteś? - zapytałam, drżąc na całym ciele.
- Ja? - zdziwił się. - Przecież wiesz, Korso.
  Korso... nie umiałam go umiejscowić w dziwnej linii mojej przeszłości. Coś tu się nie zgadzało. Jak ja się tu dostałam? Czy Jezioraja zaniosła mnie aż tak daleko? Powinnam wrócić... do Akumy. Pewnie się o mnie martwi.
- Korso... - Uspokoiłam się nieco. Najwyraźniej nie zamierzał mi nic zrobić. - Gdzie ja jestem?
- Żartujesz sobie?! Ario! Jesteś w watasze!! - Korso wyglądał na coraz bardziej zaniepokojonego. - Co się stało? Nie pamiętasz?
- Jestem Nanimonai i nie należę do żadnej watahy... - oświadczyłam, z dumnym błyskiem w oku.
(Korso? Co zrobisz?^^)

Od Bezimiennego cd. Erny

  Stanąłem bokiem, zagradzając Ernę. Nie chciałem, by basior zrobił jej krzywdę.
- No proszę, bronisz jej! - Trzeci uśmiechnął się kpiąco, nieco sztucznie. Emocje u pozostałych były na znacznie niższym poziomie niż u mnie, jednak zaklęcie dobrze odzwierciedlało to, co chciał nam pokazać.
- Oczywiście. - W przeciwieństwie do tamtego nie zamierzałem okazywać żadnych uczuć. - Jestem obrońcą, a ona członkiem mojej watahy. To mój obowiązek.
- Nawet teraz mówisz jak jeden z nas! - zarzucił mi kpiąco. - Czy nie wydawało ci się, że jesteś inny? Niezwykły?
  Nie odpowiedziałem. Patrzyłem nieruchomo na Trzeciego, czując nerwowy oddech Erny na boku. Wadera była zdezorientowana sytuacją i niezdolna do rozwiązania konfliktu nie czuła się z tym dobrze. Może polecieć czyjaś głowa, czy powinna tu przy tym być?
- Erno, walka dwóch lalek nie jest przyjemnym widokiem - szepnąłem lekko. - Możesz teraz się wycofać do nory.
  Wadera zawahała się. Widać miała taki zamiar, jednak w chwili, w której to powiedziałem powzięła inną decyzję. 
- Zostanę - oznajmiła, również cicho. - Widziałam już wiele walk.
- Takiej zapewne jeszcze nie. - Uśmiechnąłem się kącikiem ust i obraz futra zafalował. Metalowa powłoka rozbłysła krótko w blasku słońca. W tej formie, prawdziwej formie, nie miałem oczu ani uszu, nie miałem piór na grzbiecie, a krótki kikut stał nieruchomo cały czas w jednym miejscu, nieczuły na czynniki zewnętrzne. Prosty kształt, a jednak paszcze wyposażono w zęby, a łapy - w pazury.
  Trzeci również dezaktywował czar. Pod osłoną jego arsenał wydał się znacznie groźniejszy i ostrzejszy. Jego figura była dość toporna. Jednak to nie miało znaczenia wobec naszych pancerzy. Wygra ten, który zdoła wyrwać drugiemu wszystkie kończyny, unieruchamiając go.
  Nikt się nie odezwał. Nie było typowego wstępu prze walką. Tylko zgrzyt metalu o metal i iskry, gdy dwie kukły zetknęły się ze sobą, by znów odskoczyć. A działo się to w zawrotnym tempie, niedostępnym przeciętnemu wilkowi. Dwa, szare, metaliczne kształty, skaczące i odskakujące, zmieniające miejsca i pozycje.
  Trzeci był wyjątkowo silny, jednak brakowało mu zwinności, którą Lalkarz ulepszył dopiero w Piątym. Za to siła... nie wiedziałem jak zdołam przewrócić go na grzbiet i utrzymać dość długo, by pozbawić głowy.
(Erna?)

Od Ketsurui'ego cd. Allasner - Rozkaz


  Wyszedłem z jaskini. Na moim ramieniu siedział niewielki, czarny słowik. Przelotnie spojrzałem na trójgłową waderę i uśmiechnąłem się lekko. Ona też skrywała pewne tajemnice. Jednak nie był to teraz dobry czas do rozmyślań. Otrzymałem rozkaz od mojego Pana, które zmieniał wszystko.
- Allasner, czy moglibyście pójść ze mną? - zapytałem spokojnie, głosem pozbawionym uczuć.
- Dokąd? - zapytała jedna z głów. Wciąż nie mogłem zapamiętać ich imion. Zresztą to nieistotne.
- Przejść się, chcę z wami porozmawiać. - Przeniosłem wzrok na księżyc w pełni. - To piękna noc.
  Cerber wstał i ruszyliśmy ramię w ramię w las. Przez chwilę nie odzywałem się, jednak czując na sobie baczne spojrzenie Alli postanowiłem wyjawić jej powód naszej przechadzki.
- Otrzymałem rozkaz, dotyczący ciebie - powiedziałem. 
- Jaki on jest? Coś mam zrobić? - Wadera uniosła wszystkie 6 brwi.
- Nie. Nie chodzi o to co masz zrobić. - Przystanąłem i zacząłem uważnie odwijać bandaż. - Tylko o to co ja mam zrobić. Z tobą.
- Co masz na myśli? - Alla spięła się, jej oczy wpatrzone były czujnie w białą tkaninę.
- Rozkazano mi - bandaż opadł na ziemię - zabić cię.
  W tym momencie wydarzyło się kilka rzeczy jednocześnie. Krwawe węże skoczyły do szyi cerbera, poczułem jak zostaję odrzucony do tyłu i uderzam w coś, w oddali lis wydał z siebie przeciągły krzyk. I było po wszystkim. Alla upadła z łomotem na ziemię. Bez życia. Ja zaś poniosłem się, choć bardzo obolały, i ruszyłem w dalszą drogę. Nie powiedziałem waderze całej prawdy. Teraz przyszedł czas na drugą część rozkazu. Była dla mnie szokiem i w pierwszej chwili napełniła zgrozą. Jestem tak na prawdę tchórzem, kryjącym się za kłamstwami i udającym kogoś innego. Idąc w blasku pełnego księżyca stopniowo zrzucałem z siebie przybrane maski, aż pozostałem tam ja sam. Zaledwie mały wilczek, bojący się ciemności, ale lubujący w cierpieniu. Okrutny i bezlitosny, nie dbający o nikogo ani o nic, jednak pragnący miłości i uznania. Pragnący pomocy.
  Otrzymałem ją wtedy... ale teraz wyraźnie ujrzałem jaki byłem naiwny sądząc, że ten stan potrwa wiecznie. Nie rozumiałem powodu tak nagłego rozkazu. Nie chciałem zrozumieć, że moja klepsydra już dawno leży rozbita na podłodze.
  Dopiero teraz zauważyłem, że pozostawiłem bandaż przy martwej towarzyszce. Krew swobodnie wypływała z dziury, plamiąc ziemię. Niech płynie... to nie ma już znaczenia.
   Szedłem tak jeszcze długo, czując jak stopniowo opadam z sił. Wreszcie opuściły mnie całkowicie. Początkowo chciałem utopić się w rzece Styks, teraz jednak zrozumiałem, że nie starczy mi na to sił.
  Tu umrę.
  Przystanąłem i pozwoliłem całej, pozostałej krwi wypłynąć. Pozwoliłem, by wsiąkła w ziemię, czując paraliżujące osłabienie. To takie proste. Tyle razy patrzyłem jak umierają inni, a teraz godziłem się z własnym losem. Upadłem. Moje oczy zaczęła zasnuwać czarna mgła, a ostatnią rzeczą, jaką ujrzałem był kontur białego wilka, który zmierzał w moją stronę, a którego oczy jarzyły się czerwienią.

21 lutego 2015

Od Dalii do Vincenta

Zaśmiałam się cicho.
- Mnie to mówisz? - spytałam
Basior spojrzał na mnie z uśmiechem. Nagle coś usłyszałam. Było... duże i parę kroków stąd. Podniosłam się i zaczęłam węszyć.
- Co jest? - zapytał basior.
Nagle z krzaków coś wyszło...i to nie był mały, milusi króliczek, którego tak niedawno widziałam. Najlepszym określeniem na to coś był...mutant?
 https://mysilenthill.files.wordpress.com/2012/05/20120503-192615.jpg
Basior zerwał się gwałtownie i spojrzał na mnie. Mutant spojrzał na nas i ryknął. Po chwili rzucił się na nas. Musieliśmy walczyć.
 (Vincent? nie umiem pisać walk xD)

Zawiodłam się na was!

Alice Kover: 09.01.2015
Allanser: 10.01.2015
Anastasia: 09.01.2015
Assumi 22.12.2014
Blood: 10.01.2015
Brennedith: 18.12.2014
Fillaix: 20.12.2014
Hoinkas: 24.11.2014
Ketsurui: 09.01.2015
Narcyza: 30.12.2014
Natel: 11.02.2015
 Nicola: 21.12.2014
Rose: 05.12.2014
Rhydian: 12.01.2015
Smantha: 08.12.2014
Sonia: 05.01.2015

Oto osoby, które nie napisały opka czy nie zgłosiły, ze nie mogą! Teraz pozostawię Kashariemu wolną rękę w zabijaniu. Nawet opka nie trzeba było pisać... Wystarczyło nas powiadomić, że się nie wyrobi... Naprawdę się zawiodłam.
~Mixi

Pozdrawiam wszystkich, którzy tak się uwzięli, żebym miał więcej roboty. Jak obiecałem, wkrótce się odwdzięczę
~Kashari

20 lutego 2015

Od Arii - Wyprawa

  Kawałek o kształcie puzzla. Byłam taka szczęśliwa. W pierwszej chwili nie dotarło do mnie nawet otoczenie i słowa Korso, jednak wkrótce palący upał zmusił mnie do rozejrzenia się dokoła. Staliśmy na szerokiej, brukowanej uliczce, otoczeni przez budynki z białej cegły. Na wzgórzu opodal widać było olbrzymią budowlę, której dach był wsparty na wysokich kolumnach.
- Gdzie jesteśmy? - przerwałam basiorowi, nawet nie wiedząc co konkretnie.
- My... - zaczął, ale zawahał się
- Ateny - stwierdził beznamiętnie Akuma.
- I to samo centrum - przyznała, stając koło niego Mixi.
- Skąd wiecie? - zaciekawiłam się, rozglądając się ciekawie za jakąś tabliczką.
- On nam powiedział. - Stojąca z boku Assumi wskazała na siedzącego na skraju deptaka postać w kapturze, spod którego błysnęły krótko okulary.
- On...? - zobaczyłam, że Korso odwraca się w kierunku owego osobnika
  Krótki uśmiech spod kaptura. Błysk w powietrzu i w budynku za nami utkwiły nożyczki. Odruchowo powiedliśmy za nimi oczami, a gdy znów spojrzeliśmy na nieznajomego, już go tam nie było. Patrzyliśmy zdezorientowani na miejsce, w którym przed chwilą siedział. Poczułam jak Akuma mija mnie i po chwili wraca.
- Zostawił nam wiadomość - mruknął, pokazując przebitą nożyczkami kartkę.
- Pokaż. - Erna wyciągnęła rękę, a chłopak bez wahania podał jej wiadomość. Brunetka zaczęła czytać: - "Niepożądani troglodyci i ignoranci. Analfabeci, pochodzący z krainy spowitej w mroki niewiedzy i pogaństwa. Wy, którzy nie pojmujecie zasad władających tym światem, zawróćcie! Inaczej nasze manipulatory rozdzielające struktury molekularne kierowane przez nasze wprawne narządy chwytne będą zmuszone rozdzielić was na najdrobniejsze kwarki!"
  Wadera skończyła czytać i spojrzała na nas nieprzeniknionym wzrokiem. Przez chwilę nikt się nie odzywał.
- Zerżnęłi to z jakiegoś słownika czy co? - zapytała wreszcie w przestrzeń Anastasia. - Po jakiemu oni mówią?
- Po kujoniemu! - wykrzyknęłam podskakując radośnie. - Kujony! Kujony! Nie potrafią nawet sklecić normalnego zdania!!
(Kto tam następny?^^)

Od Erny cd. Bezimiennego

Spróbowałam skoncentrować się na sytuacji, zorientować się co się dzieje. Nie potrafiłam zrozumieć. Bezimienny (a może Siódmy?) i Trzeci toczyli zażartą dyskusję, w którą wolałam nie wtykać nosa. Cofnęłam się o kilka kroków i modliłam się w duchu, aby nie doszło do walki. 
W pewnej chwili stanęłam na gałązce, a ta pod wpływem mojego ciężaru złamała się. Trzeci odwrócił głowę w moją stronę. Serce podskoczyło mi do gardła. Spuściłam głowę.
- A to kto? - Zapytał przeciągając każdy wyraz. 
Miał dziwnie pretensjonalny ton głosu, lekko mechaniczny. Mówili coś o częściach. On też jest maszyną? Chyba wpadłam w złe towarzystwo.
- Zostaw ją. Ona nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.
- Znalazłeś sobie... jak oni mówią? Przyjaciółkę?
Bezimienny warknął przeciągle. 
- Uspokój się. - Szepnęłam. 
Trzeci znów na mnie spojrzał i prychnął.
- Zwyczajnie sobie pójdź i nie mieszaj się w cudze sprawy. - Zebrałam się na odrobinę odwagi, czego zaraz potem zaczęłam żałować.
Basior posłał mi kpiący uśmiech i wyprostował się. Był ode mnie wyższy o dwie głowy. Skuliłam się przytłoczona jego rozmiarem.

A myślisz, że czemu wyciągnąłem Trzeciego z mroków przeszłości...?

Od Vincenta do Dalii

Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Widać bogowie chcieli przerwać moją samotność i zesłali mi tę oto waderę. Chociaż z drugiej strony to mogło być też przekleństwo, bo on dawno się nie pokazywał, więc mógł się odezwać w najmniej odpowiednim momencie.
- Cześć - uśmiechnąłem się. - Nazywam się Vincent.
- Hej... Jestem Dalia - odpowiedziała nieco speszona.
- Dawno dołączyłaś? Bo jakoś nigdy cię nie widziałem...
- No, będzie już z miesiąc - odpowiedziała.
- Miesiąc...? Ja chyba naprawę zbyt rzadko wychodzę z domu...
(Dalia?)

Od Dalii

Szłam lasem, który pachniał tak cudownie, że postanowiłam usiąść i podziwiać przyrodę. Poszłam kawałeczek dalej i doszłam do polany. Siedziałam spokojnie i obserwowałam wszystko.
- Ale tu nuuudno -  powiedziałam cicho do siebie
Nagle usłyszałam szelest. Wstałam gwałtownie i spojrzałam w gęste krzaki. W oczekiwaniu patrzyłam tam i wyszedł stamtąd....mały, puchaty króliczek.
- Hah... króliczek... i tak Cię kiedyś zjem - powiedziałam.
Odwróciłam wzrok, a króliczek uciekł. Po paru minutach znowu usłyszałam szelest.
- Jeśli to ty królik to Cię zjem..- powiedziałam
Ale stamtąd wyszedł jakiś wilk.
- Mnie też zjesz? - spytał
Spojrzałam na wilka zaskoczona i lekko zawstydzona.
(Ktoś?)

No, i taka postawa mi się podoba ^^

Od Antilqusa do Vi

Wstałem na nogi. Nie upadłem, odzyskałem siły. Poczułem głód. Przypomniałem sobie, że niedaleko widziałem jezioro. Obiegłem w jego kierunku.
Nad stawem usiadłem nad taflą. Nagle, tuż obok mnie, pojawiła się znana mi już wadera... Veela.
- Co ty tu robisz?! - spytała się przestraszona.
- O to samo mógłbym spytać ciebie...

(Vi?)

Ja was proszę...

Napiszcie opka... Chociażby tak bez sensu... Bo jeśli nie to będziemy zmuszeni usunąć wszystkich poza Reią, Doctorem, Arią, Korso, Nivis, Shailene, Antliqusem i Bezimiennym. Tyle wilków zostanie na watasze, jeśli nie napiszecie. Macie czas do 00.00, więc jeszcze 4 godziny... Daliśmy wam tydzień i rozumiemy, że w niektórych województwach ferie albo, że właśnie się szkoła zaczęła, ale takie rzeczy się zgłasza! Proszę was, sprężcie się i coś napiszcie. Cokolwiek.
~ Idąca po antydepresanty Mixi
Mieliście cały tydzień. Jestem naprawdę zawiedziony aktualną ilością opowiadań od Was... Każda wilk, który nie napisze opowiadania, zostanie przez nas usunięty. A pisanie uśmiercających opków nie jest rzeczą, na którą mam aktualnie ochotę. Lecz jeśli specjalnie chcecie mi dopisać do mojego napiętego grafiku jeszcze jedną sprawę do załatwienia, to odpłacę się jak należy ~ Zażenowany zaistniałą sytuacją Kashari
Kashari, czy ty zawsze musisz coś dopisywać? ~ No zgadnij >.>
Wiesz, że uwielbiam to robić :3 Poza tym, ty mi się też dopisujesz do postów :c ~ Zawsze gotowy do usług Kashari

Od Korso do Arii

Biegłem ile sił w łapach w kierunku mojej nory. Na swoim grzbiecie miałem zmarzniętą i nieprzytomną Arię, a każda sekunda dłużej na tym mrozie... Nie chciałem nawet o tym myśleć.

Gdy tylko wyciągnąłem ją z rzeki, przystąpiłem do reanimacji. Ze skutkiem, jednak nie przywróciłem jej świadomości. Była cała mokra, a powietrze wokół nas biło mrozem. Aria błyskawicznie traciła ciepło. Musiałem ją ogrzać, jednak nie było jak rozpalić ogniska. Przy tym wietrze... A jak na złość moim żywiołem jest akurat lód. Mógłbym poszukać pierwszej lepszej jaskini i tam próbować, ale nim bym znalazł... Najrozsądniejszą opcją było pobiec z nią do mojej nory. Tam mogę spokojnie myśleć o ogniu, a na dodatek mam pod łapą zioła.

Powoli zaczynałem tracić siły, ale mimo to z jeszcze większą zapalczywością biegłem przez las. Nie było już daleko.
- Jeszcze kawałeczek... Ario, trzymaj się...
Zatrzymałem się przed norą. Momentalnie zesztywniały mi kończyny, jednak wiedziałem, że to nie pora na odpoczynek. Przezwyciężyłem własny organizm i wszedłem z Arią na plecach do środka. Ułożyłem ją na moim legowisku, rozpaliłem palenisko i poszedłem po zioła.
- Coś na przeziębienie... na rozluźnienie zatok... na odporność...
Przez myśl przemknął mi pomysł zrobienia grzańca, jednak szybko go odrzuciłem. Grzane wino dawało tylko poczucie ciepła. W ten sposób można łatwo wychłodzić się na śmierć, nawet tego nie czując...
Zacząłem gotować wodę na moim drugim, małym kuchennym ognisku. Gdy byłem już pewien, że zrobiłem co należy, zacząłem czekać, aż Aria się obudzi. Wtedy zmęczenie dało o sobie znać. Moje łapy mnie oszukały, a ja upadłem na ziemię. Nie miałem już sił wstać, więc tylko leżałem.
Całą moją wolę skupiłem na tym, żeby nie zasnąć...
(Ario? Woda na herbatę gotowa ^^)

Od Bezimiennego cd. Erny

  Szedłem obok wadery, z ukosa się w nią wpatrując. Czemu pogrzeb był dla niej taki ważny? Nadal nie mogłem tego zrozumie. Podobnie z wiekiem. Wiem, że kiedyś faktycznie moi znajomi odchodzili "urodziny", ale nigdy nie przykładałem zbytniej wagi do ilości świeczek na torcie.
- Co teraz zamierzasz robić? - spytałem beznamiętnie mojej chwilowej towarzyszki.
- Jeszcze nie wiem, pewnie będę przyrządzać jakieś ingrediencje lecznicze lub szukać ziół - odparła z ledwo widocznym smutkiem w głosie. Czyżby nadal myślała o śmierci tamtego basiora? - A ty?
- Nie wiem... - Spojrzałem w bok. Mógłbym kontynuować poszukiwania mojego nemezis, ale... gdzie powinienem pójść? Równie dobrze mogę na razie zostać tu i nieco pomyśleć. - Na razie nic.
  Wadera skinęła głową. Widać myślała nad czymś intensywnie. Jednak nie miałem czasu się nad tym dłużej zastanawiać. Niespodziewanie przed nami ujrzałem jakiś ruch. Zatrzymałem się i ruchem łapy nakazałem to samo zrobić Szamance.
- Coś tam jest - oznajmiłem.
- Pewnie ptak... - odparła, nieco niepewnie Erna
- To nie ptak, nie czuję zapachu... - Najeżyłem sierść i ugiąłem lekko łapy.
- Spokojnie - powiedział ktoś, poruszywszy się gwałtowniej w zaroślach. Po chwili z zieleni wyszedł nieznajomy wilk. Uśmiechnął się szyderczo. - Przecież nie można niszczyć cennych części, nieprawdaż Siódmy?
- Co ty o tym wiesz Trzeci - warknąłem, rozpoznając głos. - Tobie musieli chyba wymieniać wszystkie części po ostatnim.
- Były zbyt zakrwawione śluzem, który upuściliśmy z tamtych wilków, by były do czegokolwiek zdatne - zakpił zuchwale przybysz. 
(Erna? Sr, że tak długo, ale dopadł mnie straszny deficyt weny...)

19 lutego 2015

Od Arii cd. Korso

  Siedziałam wysoko na drzewie, w masywnej czapie śniegu, przyglądając się z rozbawieniem basiorowi. To zabawne, jak chodzi tam w dole nawołując mnie. W pewnej chwili nie wytrzymałam i gdy przechodził pod moją kryjówką zrzuciłam mu pokaźną czapę śniegu na głowę, wybuchając śniegiem.
- Bardzo śmieszne - powiedział basior, otrzepując się z białego puchu.
  Zeskoczyłam na ziemie, nadal się śmiejąc i przystanęłam kawałek od Korso.
- Skoro twierdzisz, że nie jesteś dobry w chowanego, to zagrajmy w berka. Berek! - Klepnęłam go łapą i czmychnęłam w las, sadząc długimi susami przez zaspy.
  Za sobą słyszałam hałas robiony przez basiora i wykrzykiwane ze śmiechem pogróżki, co mi zrobi, jak mnie złapie. Jednak nie miałam zamiaru tak łatwo dać mu się dogonić. Wskakiwałam w najgłębszy śnieg, przebiegałam pod niskimi gałęziami, kluczyłam i zakręcałam. W pewnym momencie na mojej drodze stanęła rzeka, w której miast ludu pływały różne dziwne rzeczy. Nie przejęłam się nią zbytnia. Skoczyłam wysoko w powietrze i wpadłam do wody. Poczułam jak wartki nurt ciągnie mnie ze sobą. Śmiech zamarł na ustach. Próbowałam płynąć, ale poczułam, że nie daję rady sile rzeki. Na dodatek coś, jakaś dziwna siła, ciągnęłam nie na dno. Krzyknęłam, przerażona i zaczęłam z coraz większą zawziętością machać łapami. Przeciwległy brzeg był coraz bliżej.
  Gdy już prawie dotykałam stałego lądu ujrzałam tam ponurą postać z kosą, uśmiechającą się do mnie.
- Długo jeszcze każesz mi na siebie czekać? - zapytał cichym, ale złowrogim głosem. - Podaj mi łapę i chodźmy tam, gdzie powinnaś teraz być.
  Poczułam jeszcze większe przerażenie. Nie wiedziałam o czym on mówi. Nie chciałam wiedzieć. Szepnęłam się i odbiłam od brzegu. Zanurzyłam po nos w wodzie. Nad moją głową zamknęła się tafla piekielnej rzeki. Zaczęło brakować tchu. Dusiłam się. Tonęłam. Straciłam przytomność.
(Korsuś? :3)

Od Shailene do Mitsuki

Cd. tego
Kiedy dotarłyśmy z Mitsuki nad wodospad łez mimowolnie się uśmiechnęłam. Mimo tego, że nie miałam z tym miejscem zbyt dobrych wspomnień, ani nie spędzałam tam wiele czasu, ale wodospad łez lubiłam prawie tak samo jak jezioro Narcyza. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Mitsuki
- Jak tu pięknie... - powiedziała z uśmiechem. Pokiwałam z zapałem głową. Szło mi całkiem dobrze bycie miłą. Wbrew moim przekonaniom nawet nie bolało.  
Rozmawiałyśmy jeszcze kilka minut śmiejąc się co chwilę, aż w końcu Mitsuki zapytała, czy pokażę jej jeszcze kilka innych miejsc. Znowu pokiwałam głową i ruszyłam w kierunku plaży Gwiazd. 
- No, to opowiesz mi coś o sobie?- zapytałam przerywając ciszę.

(Mitsuki? Przepraszam, że tak długo to trwało :( Teraz już będę odpisywała normalnie :'/ słowo Shai. Ano i przepraszam, że takie krótkie i wgl :c )

18 lutego 2015

Od Nivis- Dziwna przygoda

Wstałam wcześnie rano, ptaki dopiero zaczynały śpiewać, życie dopiero się budziło. Wyszłam z jaskini, świeże powietrze unosiło się w powietrzu, zeszłam na dół, wszyscy jeszcze smacznie spali w swych jaskiniach, zanim się obejrzałam wszystko dookoła ucichło. Straszna cisza przesiąkała naszą krainę nie było słychać nawet wodospadów nic głucha cisza. Poszłam do lasu jedyny szmer jaki było słychać to była szeleszcząca trawa pod moimi łapami, czułam się jak w horrorze. Minęłam krzaki i ujrzałam wilki we krwi.
Nie wiedziałam co mam robić nagle zrobiło się ciemno i wszyscy zniknęli. Zaczął padać śnieg . Z nieba rozchodziło się światło z którego wyłonił się złoty ptak. Wylądował koło mnie i zaczął rosnąc. Był ogromny jak najwyższa góra jaką widziałam... Walnął dziobem w ziemie, wszystko runęło i otworzył się krater do którego wpadłam. Ocknęłam się nagle przed moja jaskinia. Jedynym dowodem, że to stało się na prawdę była rana na prawej łapie.

17 lutego 2015

Od Korso - Wyprawa

Powoli wracała mi świadomość. Umysł trzeźwiał, a do głosu zaczynał dochodzić ból głowy. Otworzyłem oczy. ktoś niósł mnie na ramieniu. To było miłe z jego strony, ale dziwnie się czułem.
Odwróciłem głowę, by popatrzeć na niego. Odpowiedziało mi spojrzenie dwojga oczy Akumy.

Ciemne, głębokie... Stare. Coś w nich było, coś niezwykłego. Coś... fascynującego.

Patrzyliśmy tak przez chwilę sobie w oczy, aż w końcu zsunąłem się powoli z jego ramienia.
Stanąłem na równych nogach. Wykonałem parę kroków na próbę, po czym przeciągnąłem się.
Byliśmy w nowym miejscu. Przestrzeń dookoła zaczynała powoli kształtować się w... salę. Według naszych wcześniejszych doświadczeń, tu gdzieś powinien znajdować się kryształ...
- Tam jest! - zawołała Narcyza, wskazując w kierunku jakiegoś stolika.
Zaalarmowana Aria zaraz pohasała w jego kierunku.
Cholera jasna, czy ta dziewczyna nie może choć przez chwilę zadbać o swoje zdrowie?! Rzuciłem się za nią, ale zamarłem w pół ruchu. Coś łupnęło. Moje serce stanęło, a krzyk uwiązł w gardle. Nic się jednak nie stało, moja przyjaciółka spokojnie dotarła do kryształu. Owo łupnięcie zostało wywołane przez Anastasię, gdy ta upadła. Teraz siedziała na ziemi, wpatrując się ze śmieszną miną w Arię. A jeśli o nią chodzi... 
Klejnot zaczął świecić. Nie minęła chwila, a ogarnął nas potężny blask. Coś pisnęło i nagle... 
Znów byliśmy w jakimś mieście. Słońce świeciło, a ludzie spieszyli każdy w sobie znanym kierunku. Minęła chwila, zanim się ogarnąłem. Spojrzałem na moich towarzyszy. Wyglądało na to, że dochodzili już do siebie. Akuma po cichu dyskutował z Mixi, a Shailene udawała, że wcale nie podsłuchuje. 
Przeniosłem wzrok na Arię. Ta uśmiechnięta bawiła się w najlepsze swoją zdobyczą. Ruszyłem w jej kierunku, mając zamiar ją ochrzanić za ten bezmyślny bieg w sali. Gdy znalazłem się przy niej, już otwierałem usta, lecz nagle powstrzymałem się. Dziewczyna uniosła kawałek klejnotu i spojrzała na mnie przez niego. Zachichotała i schowała do kieszeni. Cały czas z tym anielskim uśmiechem. 
Cała złość wnet odpłynęła, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem. 
(Ario? Wybacz, tak mi się to źle pisało... Nie mam weny ;/)

Od Doctora do Korso

  TARDIS ponownie wystartowała, z takimi samymi turbulencjami jak poprzednio, po czym uspokoiła się nieco. Zaczęliśmy łagodnie dryfować ku Wliie te ibi Soatasz, gdyż uznałem, że piękna planeta, pełna malowniczych wodospadów, krystalicznie czystych jezior, olbrzymich i wielobarwnych motyli spodoba się basiorowi.
  W pewnej chwili nieco nami zatrzęsło. Kontrolki zaczęły wariować. Zboczyliśmy z kursu. Wpadliśmy w zawirowania wiru czasowego i zaczęło nami miotać po całej TARDIS.
- Co się dzieje!? - krzyknął do mnie Korso.
- Straciłem kontrolę! - odkrzyknąłem, majstrując przy konsoli, jednocześnie próbując nie spaść ani się nie wywrócić
- To przecież twój statek! Jak ty nie masz nad nim kontroli, to kto ma mieć?! - Wilcza forma Korso ledwie dawała radę utrzymać się przy pomocy barierki.
- Wir czasowy!
  Nagle gruchnęło mocniej. Poleciały iskry i wszystko ustało. 
- Wylądowaliśmy? - zapytał Korso, zbierając się z podłogi, po gwałtownym uderzeniu.
- Na to wygląda... - odparłem i ruszyłem do drzwi.
  Wyszedłem na zewnątrz do znajomego lasu, niedaleko rzeki Styks.
- Jesteśmy znów w watasze... - zmarszczyłem brwi. - Tylko coś mi tu nie gra...
  Korso stanął koło mnie i wskazał na jakiś punkt na niebie.
- To chyba... smok? - zaniepokoił się. - Czemu las płonie?!
- Booo... - nie umiałem tego logicznie wytłumaczyć. - Poszukajmy Mixi.
  Ruszyliśmy wzdłuż Styksu, by po chwili zauważyć specyficzną scenkę. Mixi oraz Erna, rozmawiające z centaurem i białym, bezokim wilkiem oraz zgięty w ukłonie Ketsurui.
- Mixi wygląda młodziej... - szepnął do mnie Korso.
- Cofnęliśmy się w czasie do wojny...
(Korso?)

16 lutego 2015

Od Anastasi i Deff'a - Szkolenie

- Mixi! - zawołałam widząc Alphę, podbiegłam razem z bratem.
- Coś się stało? - zapytała.
- Mixi, chodzi o to że musimy odejść... - Deff zabrał głos, do oczu Alphy zaczęły zbierać się łzy.
- Ale... dlaczego? - głos się jej złamał.
- Ojciec postanowił nas wyszkolić na "Bożków Śmierci", uznał że jesteśmy już gotowi na takie brzemię... - tłumaczyłam - ale nie martw się, jeszcze tu wrócimy... - urwałam - za kilka lat... - na mojej twarzy widniał grymas, nagle przytuliłam ją szepcząc do ucha "Będę tęsknić...". Puściłam ją i z uśmiechem zasalutowałam, a następnie poszliśmy w las...

14 lutego 2015

Walentynki!

Od Cichego Wielbiciela dla Ketsurui`ego
Dwie róże w wazonie są stołu ozdobą,
 A list jest rozmową miedzy mną a Tobą.
 Więc dla dalszej miłej naszej znajomości.
Wysyłam w Walentynki ten symbol miłości.

Od Cichego Wielbiciela dla Arii
Każdy człowiek jest jak Anioł, ale ma tylko jedno skrzydło.
Po to, aby wzbić się w przestworza potrzeba wziąć się w objęcia... 
Dziękuję, że jesteś.

Od Domyśl się ^^ dla Bezimiennego
Wiesz co? Tak sobie pomyślałam, że w sumie to... coś do ciebie czuję. Tak po prostu. Pewnego dnia sobie wstaję i myślę "Ja go chyba kocham". Nie wiesz czym są uczucia, szkoda. Fascynuje mnie twój tok myślenia, twoje zwyczaje, twoja słodka niewiedza. Słowem... chyba się zakochałam.

Od Tajemniczej Wielbicielki dla Antilqusa
Drogi Antilqusie,
W tym pięknym święcie Walentego chciałabym
wyznać Ci ,że bardzo Cię lubię (ale tak bardzo).
Jesteś uroczy.

Wiesz kim jestem???
T.W.

Od Cichej Wielbicielki dla Natela
Kim dla mnie jesteś?
Jesteś moim marzeniem,
Moich snów spełnieniem,
Moim do Dżina życzeniem,
Moją magią ukrytą,
Głęboko w sercu wyrytą.
Od Cichej Wielbicielki dla Hoinkasa
Droga Hoinko!
Muszę, choć niechętnie, przyznać ,że jesteś (całkiem) przystojny jak na nieśmiertelnego basiora (pierwsza "forma" lepsza). Więc życzę Ci w tym (prawie) uroczym dniu zakochanych (lub obłąkanych) wszystkiego, e... dobrego ?

C. W. lub T. W.
Jak wolisz...
Od Tajemniczej Wielbicielki dla Noxa
Na górze piekielny ogień,
Na dole mnóstwo demolki
A my się kochajmy
jak dwa demonki

T.W.
Od Natela dla Tempestas
Bardzo Cię kocham i chcę żebyśmy byli razem ... <3
Od Vi dla Antilqus`a
Jesienna mgła otula świat,
Gwiazd roje lśnią na niebie.
Każdy ma w sercu własny świat,
A ja mam tylko Ciebie...
Od Niv i Rei dla wszystkich
Życzymy wam z całego serca pięknej miłości i szczęścia i znalezienia drugiej połówki, a dla tych zakochanych szczęśliwego związku. ;)
Link nie działa
Od Cichego Wielbiciela dla Shailene
Mój mały demonie,
Nie byłbym w stanie powiedzieć Ci tego w twarz, ale uważam, że jesteś na prawdę piękna i mądra. Chciałbym móc zamienić moje uczucia w pieśń i któregoś dnia zaśpiewać dla Ciebie. Czy zaczekasz, aż ten dzień nadejdzie?

Od Cichej Wielbicielki dla Deff`a
Nie jestem wielkim romantykiem, więc nie zamierzam bawić się w poezję i tego typu sprawy. Chcę być po prostu taką osobą, którą pamiętasz, a nie tylko wspominasz.. I choć nie masz tego w zwyczaju, może czasem warto na kogoś skoczyć.

Od Mixi dla Samotnych Dusz
Wszystkim singlom w ten przereklamowany dzień
chcę życzyć
żeby ich nie dołowały porozwieszane serduszka,
i podnieśli do góry uszka.


Wyróżniamy dwa typy ludzi: 
"Jak ja nie cierpię tego głupiego dnia, hurr durr!!"
oraz
"Yay, nareszcie Walentynki~! Tylko ja i mi amore~!"
No i zawsze jest jeszcze taki Kashari, który lubi Walentynki, ale zawsze łapie w nie doła. A tak by the way to wszystkiego najlepszego wszystkim parom! 
~Kashari, który zawsze musi się dowalić do cudzego posta
Ps. Zawsze można się pocieszyć, że dzisiaj jest święto Cyryla i Metodego ^^

Od Rei

ciąg dalszy....... W oddali zauważyliśmy kłęby czarnego dymu, które za sobą ciągli zniszczenia. (To nie jest logiczne zdanie) Kierował się prosto na_nas razem z Rin pobiegliśmy w stronę tego dymu, gdy dotarliśmy na granice ujrzeliśmy stado czarnych wilków kierujące się w nasza stronę, ale gdy nas ujrzeli zatrzymali się i skierowali się w druga stronę. Nie_wiedzieliśmy co się właśnie stało bo mieli przewagę i zatwością mogli nas pokonać. Przez chwile patrzyliśmy w oddal spalonych drzew. Słońce zaczęło zachodzić, więc postanowiliśmy wracać przechodząc przez polane, duchy były już spokojne, więc pobiegliśmy do domu by poinformować o_tym alfe.

Już nie mam co komentować -.-

Od Rei

Na łące dużo się działo wśród duchów chodziły plotki o niszczycielskim czarnym. Ten wilk chodzi i niszczy wszystko na swojej drodze, i kieruje się wy nasza stronę ale nie wiadomo czy tu dojdzie.....
 ciąg dalszy nastąpi

Jeśli następnym razem będzie tyle błędów i nie będzie 10 zdań to po prostu nie wstawię ^^

Od Mixi do Swiftkill

- Swift! - odwróciłam się i zobaczyłam waderę leżącą w malutkiej, ale z każdą chwilą powiększającej się kałuży własnej krwi. Podbiegłam do niej i próbowałam zatrzymać krwawienie. Zatamowałam najmocniejszy krwotok i zaczęłam się rozglądać za sprawcą całego zajścia, ale zamiast niego dostrzegłam kryształ błyszczący w trawie. Przez chwilę zastanawiałam się co robić aż w końcu zdecydowałam się zostawić ranną Swiftkill i ruszyć w pogoń za sprawcą, o wyraźnie wyczuwałam jakiś obcy zapach w powietrzu. Pędziłam najszybciej jak umiałam, bo wiedziałam, że wróg jest dużo przede mną i jeśli zwolnię ucieknie. W pewnym momencie usłyszałam kogoś za mną.
- Swiftkill?! - wykrzyknęłam na jej widok. - Jesteś ranna! Nie możesz tak biegać!
(Swiftkill?)
Wiem, że w ogóle nie związane z tematem, ale musiałam XDD

13 lutego 2015

Od Mixi do Ayoko

- A cóż to jest? - zapytała Szamanka z rozbawieniem.

- Nasz dotychczasowy problem. Chodzące drzewo - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chodzące drzewo? - zdziwiła się Erna.
- Taaa... Widziałaś kiedyś już coś takiego? 
- Szczerze mówiąc nie...
- Dasz sobie z nim radę? Bo ja wciąż nie jestem pewna co do jego intencji... Może być szpiegiem - dodałam konspiracyjnym szeptem.
Szamanka skinęła głową na znak, że rozumie.
- Właściwie skąd ma tą ranę? - zapytała.
- Żeby sprawidzić czy nie jest wilkiem zamienionym w drzewo oderwałyśmy mu gałąź... - powiedziała Ayoko.
(Ayoko? Erna? Ookami?)
Teraz zgodnie z moją nową tradycją - gif z czymś w stylu naszego stworka ^w^



Od Mixi - Wyprawa

Starałam przestać się śmiać, ale to nic nie dawało. Za to byłam jeszcze bardziej rozbawiona.
- Ja! - odpowiedziałam na pytanie Akumy, chociaż szłam akurat jako jedna z pierwszych i znów zaczęłam rechotać. Zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać od 10 w dół. Kiedy skończyłam próbowałam się odezwać z sensem, ale znów wyszedł z tego tylko jakiś bełkot. Zacisnęłam zęby i powiedziałam ledwo słyszalnie:
- Zanim dotrzemy do kryształu każdy zwariuje - po czym zemdlałam z wysiłku.
- Mixi! Mixi! - usłyszałam głos.
- Spadaj! Ja śpię! - mruknęłam.
Wtedy poczułam chłodną dłoń na moim policzku, który w jednej chwili zaczął boleć. Otworzyłam oczy i zobaczyłam zadowoloną z siebie Shai.
- Mówiłam, że zadziała? - powiedziała najwyraźniej dumna ze swojego pomysłu.
Zacisnęłam zęby i rozejrzałam się dookoła. Już nie byliśmy w tunelu wentylacyjnym. Teraz lewitowaliśmy w bliżej nieokreślonej przestrzeni, a obok nas przelatywały różne przedmioty. 
(Korso? Brak weny, a jeszcze tyle opek do napisania :/ i nie zaniedbujcie wyprawy, bo Yuno będzie przykro XD)



Uwaga!! Ważne!!

Sporo wilków się bardzo zaniedbało. A wiecie dobrze, co to znaczy. Jednakże miłosierne adminy rozumieją, że czasem komuś może się zdarzyć dłuższa absencja, więc wszystkie osoby wymienione niżej mają, od chwili obecnej, tydzień na napisanie opowiadania. W ciągu siedmiu dni przy minimalnym nakładzie sił można napisać co najmniej cztery opowiadania. Więc macie bardzo dużo czasu.
Do dzieła, wilczki. Wiecie, że usuwanie wilków to bardzo przykra rzecz... Ale cóż. Bywa.

Akiko: 12.11.2014
Alice Kover: 09.01.2015
Allanser: 10.01.2015
Anastasia: 09.01.2015
Assumi 22.12.2014
Blood: 10.01.2015
Bezimienny: 13.12.2014
Brennedith: 18.12.2014
Doctor: 07.01.2015
Fillaix: 20.12.2014
Hoinkas: 24.11.2014
Ketsurui: 09.01.2015
Mitsuki: 13.01.2015
Narcyza: 30.12.2014
Natel: 11.02.2015 (życzenia to nie opowiadanie - masz tydzień)
Nicola: 21.12.2014
Nox: 06.01.2015
Rose: 05.12.2014
Rhydian: 12.01.2015
Smantha: 08.12.2014
Shailene: 12.01.2015
Sonia: 05.01.2015

Jak widzicie po załączonych statystykach, niektóre wilki powinno już w tym momencie wylecieć bez ostrzegania ich. 
Życzę wam miłego pisania i żywię nadzieję, że nie będę musiał nikogo z Was uśmiercać. 
~lekko podirytowany Kashari


Lelouch vi Britannia rozkazuje wam pisać!
~Z serdecznymi pozdrowieniami Mixi

Od Korso do Arii

Siedziałem sobie w swojej norze, nudząc się niemiłosiernie. Doctor gdzieś się pałętał, a ja zostałem sam. Na domiar złego, nie mogłem się tykać moich ziół. Po tym, jak w październiku wybiegłem na haju do lasu, obiecałem, że nie będę już zażywał żadnych używek. A przynajmniej przez najbliższy czas.
I cóż ja mogę robić w takiej sytuacji? Została mi tylko herbata. Ale przecież nie będę pił do swojego odbicia.
- A-le-tu-jest-nu-dnooo... - jęknąłem.
Ułożyłem pysk na łapach i zacząłem warczeć z nudów. Trwało to dłuższą chwilę, aż w końcu podniosłem się.
- Leżenie tutaj i marudzenie nie ma sensu... - westchnąłem.
Postanowiłem, że pójdę odwiedzić Arię. Dawno jej nie widziałem, miło będzie znów ją spotkać. No i, tak po prawdzie, któż potrafi zwalczać nudę jak ona?
Zarzuciłem na siebie torbę i napchałem do kieszeni różnych herbat. Dorzuciłem jeszcze parę przypraw i wyszedłem z nory.
W ostatnich dniach napadało trochę śniegu, ale dziś pięknie świeciło słońce. Tworzyło to niesamowitą atmosferę. Dreptałem sobie spokojnie, napawając się pięknem świata. Tak, wyjście na zewnątrz to był znakomity pomysł!
Tak zamyślony, w końcu dotarłem. Było to miejsce, gdzie często można było znaleźć Arię. Dokładnie rzecz ujmując, równie dobrze mogłaby być na drugim końcu watahy.
Stanąłem na małej polance i zawołałem:
- Ario? Aariooo~?
Odpowiedziała mi cisza. Zawołałem jeszcze raz, tym razem głośniej. Z wysoko położonej gałęzi poderwały się ptaki, zrzucając śnieg, który oczywiście spadł na mnie. Westchnąłem głęboko. Wtem do mych uszu dobiegł cichutki chichot. Otrząsnąłem się ze śniegu i udałem w kierunku, skąd on dochodził. Ona tu jest. Pytanie tylko, gdzie się ukrywa. 
Świetnie. Szukaj białej wadery ukrytej w śniegu... 
- Ario... Wiesz, że jestem fatalny w chowanego... 
(Ario, Ario, gdzie jesteś :p?)

11 lutego 2015

Od Natela - URODZINKI

Dzisiaj urodzinki obchodzi pewna wadera,
a mianowicie… Tempestas!
Zdrowia, szczęścia, pomyślności i
Spełnienia najskrytszych marzeń.
Pamiętaj o tym ,że jesteś wyjątkowa
(i nigdy o tym nie zapominaj) :-)

Link do obrazka nie działa -.-

Od Vi do Antilqusa, Tempestesta i Carrie

Wyruszyłam przez las nocą. Było mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś mnie zauważy. Nadal myślałam tylko o tym, jak uratować Antilqusa.
Orchidea powinna rosnąć obok Jeziora Gwiazd.
Obym miała rację...

***

- No dobra, zaraz powinnam być przy Jeziorze.
Kurde, ale muszę coś zjeść... - mówiłam sama do siebie. To chyba przez tą samotność. Ciekawie czy ona rośnie przy brzegu jeziora, czy na dnie. Przeszukując oczami teren, nie znalazłam na brzegu orchidei.
Czyli jednak muszę zanurkować.
(Antilqus, Tempestes, Carrie?)

10 lutego 2015

Od Ayoko do Mixi

Przyglądałam się, jak Mixi ląduje ze stworkiem na ramieniu. Stworzontko miało naprawdę dużą ranę.
 - W pierwszej kolejności trzeba mu pomóc-powiedziałam. - Później sprawdzimy, czy to szpieg. Kto tu jest medykiem lub szamanem?
 - Erna-odpowiedziała Ookami. - Jakiś czas temu od niej wracałam.
 - To chodźmy do niej - zaproponowałam.
 - Dobrze - przytaknęła Mixi, patrząc z czułością na stworka. 
Ruszyłyśmy do jaskini szamanki. Nie minęło wiele czasu, a byłyśmy u celu.
 - Cześć, Erna! - przywitała się Mixi. - Masz pacjenta-mówiąc to, zdjęła z ramienia stworzonko.

(Mixi? Erna? Ookami?)

Od Swiftkill do Mixi

Ruszyłam za Mixi i uważnie słuchałam o każdym miejscu, jakie mi pokazywała. W końcu znalazłyśmy się na jakieś plaży, z której było widać gwiazdy.
 - Jak tu pięknie...- westchnęłam.
 - Prawda? Plaża Gwiazd, piękne miejsce na wypoczynek - uśmiechnęła się Alpha. - Trochę dalej jest Plaża Miłości, ale chyba nie muszę cię tam prowadzić-zaśmiała się.
 - Nie - też się uśmiechnęłam.
 - Pokażę ci teraz Polanę Pana.
Znów ruszyłam za nią. Nagle moją uwagę przykuł błysk w trawie. Przyjrzałam się temu. To był mały, niebieski kryształ. Coś mnie w nim niepokoiło.
 - Mixi...?
Nie zdążyłam dokończyć, bo poczułam ostry ból w szyi. Mimowolnie dotknęłam tego miejsca łapą i poczułam ciepło. Chwilę później zemdlałam.

(Mixi? Brak weny :/)

Od Mixi do Ayoko

Nie odpowiedziałam tylko wzbiłam się w powietrze. Musiałam się nieźle nagimnastykować żeby nie zahaczyć o żadną gałąź, ale jakoś dałam radę. Usiadłam na jednej z grubszych gałęzi.
- Cześć mały - powiedziałam najłagodniej jak potrafiłam, ale stworek pewnie by uciekł, gdyby nie dość duża rana na brzuchu. - Oj, przepraszam cię najmocniej. Nie myślałam, że oderwanie gałęzi aż tak cię zrani. Chodź pomożemy ci.
Zwierzak dalej nie wyglądał na przekonanego. Postanowiłam, że zrobię coś czego zwykle nie robiłam i nienawidziłam robić.

- Zatkajcie uszy - rzuciłam do wader stojących na dole.
- Nie rób tego - powiedziała mocno zaniepokojona Ookami.
- Spokojnie, to nic złego... Znaczy to złe, ale muszę - odpowiedziałam ze smutnym uśmiechem.
Obie wadery z mocno zaniepokojonymi minami wykonały polecenie. Zaczęłam śpiewać.
Kiedy zobaczyły co robię odetkały uszy. Dokończyłam, a w oczach stworka nie było już strachu. Śmiało podszedł do mnie i wskoczył mi na ramię. Zeskoczyłam na ziemię.
(Ookami? Ayoko? Brak weny :/ i piosenka nawet tej samej wykonawczyni co głos XDD)