30 września 2016

„Memento Mori”

Imię i Nazwisko: Ivan Tołstojow
Przynależność: SJEW
Pseudonim: PWO
Orientacja: Aseksualny
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 19 lat
Cechy charakteru: Jest szczery do bólu, nigdy nie obchodziła go opinia innych. Znany jest ze swojego pesymistycznego nastawienia do życia, ale tak naprawdę wynika to z jego lenistwa. Ukrywa ją zawsze słowami „I tak wszyscy zginiemy”. Cały swój czas spędza na czytanie podejrzanych książek, spanie i jedzenie dziwnych rzeczy. Często wymiguje się z pola walki tylko z powodu uniknięcia obowiązków. Zdarza się, że odmawia niektórych poleceń lub innym je przekazuje, bo uważa, że nie stawiają mu żadnych wyzwań. Lekceważy ludzkie życie, nie przywiązuje się, ponieważ „I tak zginą”. Mimo swoich poglądów Ivan, nigdy nie próbował popełnić samobójstwa, ani o nim nie myślał.
Aparycja: Przez jego wygląd dzieci płaczą po nocach i kojarzą go z upiorem. Serio.
Ivan jest wzrostu ok. 180 cm, ale przez jego garbienie się wydaje się o wiele niższy. Ma wysportowaną, szczupłą sylwetkę. Nie wygląda najgorzej, gdyby nie ten ruski nos i wieczne wory pod fiołkowymi oczami. Hebanowe, roztargnione włosy kontrastują z choro-bladą cerą. Na swój codzienny strój zarzuca długi, skórzany płaszcz, do którego są przyczepione najróżniejsze ćwieki. Glany do kolan, także nie mogły zostać pominięte w tej charakterystyce. Według niego odstraszają dresów spod ciemnej latarni
Stanowisko: Odział Specjalny „JD2” - zastępca generała
Historia: Pochodzi od bardzo znanej rosyjskiej wojskowej rodzinny – Tołstojowie. Tak jak jego cała familia, zajął się zdobywaniem coraz wyższych szczebli. Dzięki ojcowskim stopniu, z łatwością zdobył tak wysokie stanowisko, w tak młodym wieku. Jednakże Iwan nie posiada żądnych ambicji, by zyskiwać szacunek rodziny, czy też zaspokojenia swoich pragnień. Wybrał swoją karierę militarną, ponieważ... nie wiedział co wybrać, a nie zamierzał się użerać z rodzicami. Profesorowie, generałowie i inni dostrzegli w nim ukryty talent militarny, a także umiejętności wojenne. Lecz nie tylko oni dopatrzyli się tych zdolności. Sam premier Władysław Leniniewski zaproponował mu ciekawą ofertę. Nie czekając dłużej, spakował walizki i poleciał do Ainelysart, uciekając od typowych rodzinnych rad „Masz wielki talent, celuj wyżej” lub „Weź się do roboty, bo niczego nie osiągniesz”. Wbrew konfliktów na wyspie, Ivan nie musiał zbyt dużo robić, co było mu to bardzo wygodne. Szybkim ruchem awansował na zastępcę generała sił specjalnych i spokojnie przeżywa swój żywot, czekając, aż nadejdzie „zegarmistrz świata”.
Miejsce zamieszkania: Mieszka w Arenie 1, w dzielnicy rządowej Episencjum w mieszkaniu wojskowym, który dostał za swoje zasługi.
Przedmioty: Jego ulubiona broń to karabinem szturmowym AK-47, bo nie ma to, jak ZSRR siła! (Oczywiście ulepszony przez naukowców z SJEW). Dodatkowo w jego ekwipunku można odnaleźć takie rzeczy, jak mały rewolwer i nóż wojskowy.
Moce i umiejętności: Praca zespołowa nie idzie mu do końca, natomiast wybija się w posługiwaniu się bronią, a także wiedzą strategiczną. Interesuje się podejrzanymi książkami i spaniem o ile można to nazwać hobby.
Partnerka: Nie ma
Talizman: Mechaniczny kruk. Cóż rodzice tak się martwili o swojego najmłodszego syna, że wysłali mu kruka, który teoretycznie cały czas go pilnuje. Na szczęście Ivan znalazł na niego sposób...
Ciekawostki:

  • śpi 16 godzin na dobę
  • większość obiadów jada w restauracjach
  • posiada podejrzane książki
  • w swoim biurze, za regałem książek ma wejście do piwnicy, w której trzyma... dziwne rzec
Kontakt: miki90014

29 września 2016

"Nigdy niezapominające! Im wyżej wzlatujemy tym mniejsi wydajamy się tym co nie umieją latać."

Imię i Nazwisko: Halszbiet Aitwari
Przynależność: Jeszce nie wie , zobaczymy jak rozwinie się akcja.
Pseudonim: Halszka dla bliższych Mi
Płeć: Dziewczynka
Orientacja: Skąd jedenastolatka ma to wiedzieć.
Wiek: 11 lat (długowieczna)
Żywioł: Powietrze
Cechy charakteru: - Jaka jestem? - Spytała jakby sama siebie - Nigdy się nad tym nie zastanawiam. Przede wszystkim nie rozumiem tej całej wojny i postępowania zarówno ludzi jak i wilków. Uważam też, że jest to wojna o zapałki i zranioną dumę, ale ja się nie znam, jestem tu równie obca co ludzie. Interesuje mnie tylko to, by samej panować nad swoim losem i się nie nudzić. - Powiedziała i spojrzała na ciebie jakby dopiero teraz spostrzegła twoją obecność. 
Mi ma bardzo bujną wyobraźnie. Ciekawością przewyższa wszystkie bajkowe stworzenia. Jest dość wścibska. Kiedy przebywa z osobami którym ufa uśmiech prawie nigdy nie schodzi jej z twarzy zaś w innym przypadku natychmiast dostosowuje się do sytuacji i gra to co akurat jest jej potrzebne do osiągnięcia celu, czego w sobie bardzo nie lubi. Je potwornie dużo. Znajduje przyjemność w kłótniach i przekomarzankach, ciekawią ją emocje i upodobała sobie zabawę wydobywanie tych jaskrawszych z wszelkich istot myślących . Sama nie potrafi nienawidzić, gniewać się, mścić jak i współczuć i czasem nie zauważa kiedy jej zabawy zachodzą za daleko . Mimo że jest zakręcona i wydaje się taka miła jest sadystką.Trudno się z nią zaprzyjaźnić. Co do jej lojalności też nie byłabym zbyt pewna, chyba że uzna cię za przyjaciela (co wcale nie musi być odwzajemniane). Wyróżnia się też sprytem i inteligencją, które jednak są równoważone przez lenistwo. Jak większość dzieci jest bardzo emocjonalna, lecz uważa to za swoją słabość. Wymaga od siebie dużej niezależności od śmierci matki, a do wszystkiego stara się podchodzić sceptycznie. Mi potrafi odnaleźć szczęście jak i piękno. Nie brak jej dystansu do siebie i świata jednak jest też dumna. No i oczywiście jak każda mała dziewczynka jest urocza i słodka.
Aparycja: //czyli to czego tygryski nie lubią najbardziej//
Jako człowiek: Mi ma duże oczy w pospolitym niebieskim kolorze, jednak w połączeniu z śnieżno-białymi włosami był powodem wielu badań odnośnie wilczego genu (jednak nic nie wykryto) Dziewczyna jest niezbyt wysoka i smukła, ma bladą skórę małe dłonie i ramiona. Nosi półdługą fryzurę do ramion i grzywkę, by nie było z nią problemów, a wciąż wyglądała jak dziewczynka. Mały nos i pełne blado-różowe usteczka na których zaklęty został wieczny uśmiech nadają jej twarzyczce iście anielski wygląd. Znakiem charakterystycznym dla niej jest fakt, że nie toleruje butów,
Kiedy tylko może stara się je omijać szerokim łukiem, jednak dla kompromisu z ojcem często nosi jedne z wielu swoich granatowych rajstop, które tak czy siak są zwykle całe dziurawe.
Jako wilk: Halszka jest strasznie chuda, wręcz wygląda na niedożywioną, choć przysiąść mogę, że lepiej ją ubierać niż karmić. Ma hebanowe, mięciutkie futerko o fioletowym pobłysku, które ubóstwia. Posiada zadarty nosek i ostro zakończone uszy. Także w tym wypadku jej oczy mają barwę lodu, zaś między nimi znajduje się znamię w kształcie karo w tym samym kolorze co oczy. Lśniące znamiona znajdują się też pod jej oczami i w tym przypadku przyjmują kształt kilkunastu małych kropeczek. Ćwiczenia w ludzkim ciele miały wpływ i na to wilcze wcielenie, skutkiem czego ma, moce umięśnione nogi i grzbiet. Co zabawne opuszki jej palców zmieniają kolor zależnie od tego czego dotykają.
Praca: jest za mała
Stanowisko: brak
Historia: Mi po śmierci matki, jako jedyne dziecko, stała się oczkiem w głowie swojego ojca, nie było to jednak tak wspaniałe jakby mogło się wydawać i niosło ze sobą ogromne wymagania i zostawiło szczególny znamiona w jej psychice, bo jak można od 5 letniego dziecka wymagać by stało się maszyną do zabijania wilków. Cała ta nienawiść jaką ojciec darzy wilki miała swój początek w dniu śmierci matki. Choć Halszka nigdy nie dowiedziała się co się wtedy wydarzyło, starała się spełnić jego oczekiwania przynajmniej w pewnym stopniu. Dziewczynka miała więc ogrom zajęć dodatkowych po lekcjach, które jak i te pierwsze odbywały się w domu. Niewiele miała czasu na zabawę więc nadrabia to teraz. Odkąd lekarz nakrzyczał na jej ojca, i powiedział że to od jego despotycznego i nieprzemyślanego działania biorą się wszystkie problemy społeczno-psychiczne Halszbiet. Zajęcia dodatkowe zostały tedy ograniczone do jednych dziennie a dziewczynka poszła do szkoły. Gdzie dość szybko wplątała się w szajkę handlującą narkotykami(sama nie ćpała) . Kiedy po 7 miesiącach ciała wydostać się z tego łajna została poddana sporej dawce jakiejś substancji neurotoksycznej. Miało to skutek natychmiastowej przemiany, oczywiście kosztem życia tych niegrzecznych ludzi. Od tamtego momentu szukała informacji o watasze, nie było prosto ale się udało.

Moce:
  • Władza nad wiatrem
  • Przybieranie formy duchowej
  • Rozróżnia prawdę i fałsz, ukryte motywy i emocje poprzez kontakt wzrokowy, w słabszym stopniu przez dotyk.
  • Potrafi nadawać rzeczą martwym charakter i namiastkę życia, ale jest to bardzo wyczerpujące i ma wiele ograniczeń.

Umiejętności i zainteresowania: Dziewczyna ma niespotykane wyczucie równowagi i szybkości reakcji . Uwielbia żelki i gry strategiczne logiczne i hazard (no cóż w tym świecie tak bywa). Ma IQ ponad 200, ale wykorzystuje to tylko we wcześniej wymienionych zabawach, bo jest potwornie leniwa i wcale a wcale nie lubi się uczyć. Z zainteresowań uwielbia tańczyć. Jest też twórczynią wielu ciekawych teorii spiskowych krążących w sieci. 
Partner/ka: za mała
Zauroczona w: za mała
Rodzina: Ojciec, nienawidzi wilków
Przedmioty: Ukryte ostrze i maska, bardzo przydatna, bo bardziej lubi ludzką formę
Talizman: nie wierzy w działanie.
Miejsce zamieszkania: Arena 4
Ciekawostki: 
  • Halszka panicznie boj się przebywać sama w własnym domu,
  • za żelki prawie dałaby się pokroić, 
  • nie lubi niepotrzebnej śmierci,
  • temperatura ciała Mi to 30 stopni, ale potrafi spaść jeszcze niżej (ciągnie ją do wszystkiego co ciepłe), 
Inne zdjęcia: 1, 2, 3
Towarzysz: brak
Kontakt: co ja tu robie

27 września 2016

Od Lorema cd. Rue

Od dziewczyny aż biło zakłopotanie. Zmieszana pokazała mi pokój, w którym miałem spać, a potem drzwi od łazienki i znów wprowadził do pokoju. Dopiero za tym drugim podejście miałem czas tak naprawdę przyjrzeć się wnętrzu. Było urządzone w sposób minimalistyczny, jasne i takie… puste. Pozbawione wszelkich drobiazgów, charakterystycznych dla używanych pokoi. Dopiero po chwili zoriętowałem się, że dziewczyna wyjmuje z szafy olbrzymią kołdrę i taszczy ją w kierunku łóżka. Podszedłem do niej i odebrałem jej nakrycie.
- Pomogę – powiedziałem.
- Nie trzeba… już i tak dużo dla mnie robisz – dziewczyna unikała mojego wzroku, najwyraźniej nadal zakłopotana poprzednim wybuchem uczuć.
- Noszenie kołdry to nie problem. – Uśmiechnąłem się, mam nadzieję, ciepło. Odwróciłem się i pozostały kawałek, dzielący mnie od łóżka, przeniosłem kołdrę. Rzuciłem ją na świeżą pościel, a brunetka dożyła jeszcze poduszkę.
- Pewnie jesteś zmęczony… odpocznij trochę. Ja już pójdę – powiedziała i wyszła z pokoju. Faktycznie, byłem zmęczony. A jednak cieszyłem się, z takiego obrotu spraw. Tymczasowo miałem gdzie spać. Tu było bezpiecznie. Nie chciałem myśleć o problemach, których przysporzy mi przeprowadzka do nowego mieszkania i wyrabianie nowych fałszywych dokumentów. No i oczywiście ta dziewczyna… Usiadłem na skraju łóżka i pozbyłem się butów oraz skarpet. Moje stopy wyraźnie odetchnęły z ulgą. Mógłbym się wykąpać… jednak ubierać brudne ubranie na czyste ciało, to raczej nie jest to, o czym teraz marzę. Boso przeszedłem przez pokój i zgasiłem światło. Zawahałem się na chwilę, rozważając jeszcze raz opcję kąpieli, po czym wzruszyłem ramionami i położyłem się na posłaniu. Zamknąłem oczy, jednak byłem tak zmęczony, że sen jakoś nie przychodził. Zamiast tego moje myśli wróciły do Rue. Spotkaliśmy się przez przypadek. Razem uciekaliśmy przed SJEWem. A teraz pomagam jej tropić zabójcę przyjaciółki. Sam nie byłem pewny, dlaczego się tego podjąłem. Po prostu… ta cała sytuacja, jej słowa. Coś się we mnie poruszyło. Nawet nie zauważyłem, kiedy myśli zmieniły się w sen. Wyjątkowo realistyczny, w który szliśmy do baru, na spotkanie mojego znajomego. Jednak po drodze Rue została trochę z tyłu, a gdy się obróciłem, leżała martwa na ziemi. Podbiegłem do niej. Z rany na piersi sterczał nóż. Ten sam, który widziałem wbity w ścianę. 
Niespodziewanie poczułem za sobą negatywne emocje. Odwróciłem się, by zobaczyć sylwetkę dziewczyny, z  różowymi włosami…
Obudziłem się zlany potem. Usiadłem.  Serce jak zawsze pozostawało martwe. Do pokoju przez okno wpadało słabe światło dnia. Wstałem z łóżka i udałem się do łazienki, by nieco przepłukać się z nieprzyjemnej wydzieliny. Sen szybko uciekał z mojej świadomości, jednak widok tych różowych włosów wyrył się w mojej pamięci chyba na zawsze. Nie jest zbyt wiele osób o takim ich kolorze. Nie powinno być tak trudno jej odnaleźć. Skończywszy toaletę wyszedłem z łazienki i udałem się do jadalni. Dokładnie chwilę później weszła nieco zaspana Rue, przecierając oczy i podeszła do lodówki. Zaciekawiony podszedłem do niej od tyłu i spojrzałem jej przez ramię. Ręka brunetki powędrowała do resztek wczorajszego kurczaka. Odwróciła się i podała mi mięso, po czym wzięła jeszcze masło i pomidora. Chwilę później, w milczeniu kończyliśmy robić kanapki z kurczakiem i pomidorem. Trochę nieufnie patrzyłem na to połączenie, jednak Rue nie miała takich problemów. Kątem oka zauważyłem, że stojąc oparta o blat powoli żuje pierwszą kromkę. Nie wyglądała dobrze. Miała zaczerwienione, rozespane oczy. Dziwne, bo przecież mogła pospać jeszcze trochę. Spotkanie mieliśmy umówione dopiero na wieczór. Nieufnie wgryzłem się w kanapkę i stwierdziłem, że jest nawet smaczna. Ponownie zerknąłem kątem oka na towarzyszkę. Przełknąłem.
- W porządku? – spytałem cicho. – Może jeszcze się położysz?
Dziewczyna spojrzała w moim kierunku, jednak ja spuściłem wzrok na kanapki. Jej mętne emocje wprawiały mnie w zakłopotanie. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałem, co o nich myśleć. 
(Rue?)

24 września 2016

Zaległości 24.09

W tym tygodni brak poprawy, a wręcz regres :/

Est: 04.08.2016
Hikaru: 06.06.2016
Mixi: 26.06.2016
Ookaminoishi: 08.08.2016
Rin: 04.08.2016
Ryu: 26.06.2016
Tomi: 09.08.2016
Tyks: 14.08.2016
Vincent: 06.06.2016

No i kilka osób powinno też już o czymś myśleć

Erna: 04.09.2016
Dragonixa: 03.09.2016
Tiffany: 27.08.2016

23 września 2016

Od Roriego cd Argony

- Na pewno nie chcesz odpocząć? - spytała Rita zmartwionym głosem
- Na pewno - mruknąłem - więc, aż tyle mieliście przeze mnie kłopotów?
- Nie nazwała bym tego kłopotami - uśmiechnęła się lekko pogubiona - No a... jak twoja noga? Zrosła się odpowiednio, czy dla zabawy kuśtykasz?
- Dla zabawy - podrapałem się po karku
- Co ty z nią zrobiłeś?
- Miałem mały wypadek przy pracy - już mieliśmy wracać do Argony, ale zatrzymał nas właściciel gospody i gestem ręki kazał iść za sobą
- Za niedługo się stąd zabieramy, nie będziemy już stwarzać kłopotów - powiedziałem jak tylko stanęliśmy przy ladzie.
- Mam dla was propozycję - uśmiechnął się wycierając jakieś kufle, jak bym miał uszy to bym je nastawił
- Jaką? - spytałem po chwili wahania
- Słyszałem, że wasza główna kryjówka została odkryta - podniósł na mnie wzrok, a potem wrócił do swojego zajęcia - Mamy wolne piętra, jakbyście potrzebowali schronienia znajdziecie je tu
- Ale przecież nie lubi pan wilków - zgromił mnie wzrokiem
- Ciszej chłopcze. Nie lubiłem. Wilki zabrały mi wszystko na co tak długo pracowałem, pracę, dom, przyjaciół, rodzinę. Byłem przekonany, że wszyscy z Wilczym Genem to potwory, ale wy jesteście inni - uśmiechnął się smutno
- Nawet jeśli, nie wiem czy można panu zaufać, czy pan nas nie wyda - powiedziałem podejrzliwie
- Czy zrobiłem to do tej pory? - pokręciłem głową - Więc widzisz, myślę, że można mi zaufać. Przekonałem się do was, przez twoją siostrę. Długo rozmawialiśmy i wszystko mi powiedziała - spojrzałem surowym wzrokiem na Ritę - Spokojnie, te informacje są bezpieczne.
- Jakbyśmy mieli się tu wprowadzić... tak czy inaczej nie mogę o tym decydować. Nie jestem nikim ważnym, ja tylko pilnuję pleców naszej alfy.
- Dobrze więc, porozmawiaj z nią. Ja poczekam - westchnął i zniknął na zapleczu
- Muszę o tym powiedzieć Argo - ucieszyłem się i już miałem wychodzić, gdy Rita zagrodziła mi drogę
- Nie powinieneś tyle chodzić, może wrócisz do łóżka? - uśmiechnęła się i zaoferowała swoje ramie
- Nie. Muszę porozmawiać z Argoną i trochę potrenować - Młoda widząc mój upór odpuściła i otworzyła przede mną drzwi.
Wróciliśmy na miejsce gdzie powinna być czarnowłosa, ale jej tam nie było.
- A ta gdzie? - spytałem zdziwiony i lekko zaniepokojony
- Może poszła do łazienki? - Rita próbowała być śmieszna
- Przestań, jak coś o tym wiesz - warknąłem, a coś pod moimi stopami zaszeleściło. Spojrzałem w dół i zobaczyłem otwarty zeszyt z wyjaśnieniami od alfy - No chyba nie... - warknąłem i zmieniłem się w wilka, witaj ciemności - Znajdę ją, a jak o tym wiedziałaś - dziewczyna przeskoczyła nerwowo z nogi na nogę
- Nic o tym nie wiem - powiedziała dość przekonująco, zawarczałem i zdjąłem opaskę, zacząłem węszyć. Poczułem dość wyraźny zapach wilka, zmieniła się? - Nawet za mną nie idź - mruknąłem i zobaczyłem w powietrzu unoszącą się mgiełkę - Mam cię
- Myślę, że nie powinieneś iść, jeszcze do końca nie wyzdrowiałeś - podniosła głos
- Nie myśl, że cie posłucham. To moja praca - spojrzałem w jej stronę i skłoniłem łeb - Niedługo wrócę. Razem z moją alfą.
Zerwałem się do biegu i od razu tego pożałowałem, ból w tylnej łapie nasilał się z każdym krokiem. Starałem się go ignorować i pędziłem dalej. Pod dłuższym czasie, gdy poczułem, iż powietrze stało się mniej czyste postanowiłem schować skrzydła. Dalej podążałem za coraz mniej intensywnym zapachem. Nie mogę jej zgubić! Zatrzymałem się na chwilę, przed sobą poczułem coś dziwnego. Coś czego tam nie powinno być. Przeszukałem wzrokiem przestrzeń przed sobą i zobaczyłem dookoła kogoś zimną aurę. Aurę skupienia, ale też nienawiści. Patrzył na mnie. Usłyszałem dźwięk odblokowywanej broni. SJEW, lepiej być nie mogło. Zjeżyłem się i położyłem po sobie uszy, zacząłem cicho warczeć - to tylko ostrzeżenie, uważaj sobie koleś.
- Zmiataj stąd kundlu - mruknął i posłał ostrzegawczą salwę. Kundlu?! Zacząłem głośniej warczeć, a on tym razem trafił mnie w łapę i bok z prawej strony, mimowolnie zaskomlałem - Powiedziałem! Poszedł! - kretyn, zrobiłem w tył zwrot i kulejąc oddaliłem się od człowieka
Po dłuższej chwili krążenia po dróżkach, stwierdziłem, że podejdę z innej strony. Kawałek dalej idąc w tym samym kierunku co wcześniej, uderzyłem się pyskiem w jakąś przeszkodę. A to co? - spytałem siebie w myślach. Zbadałem przedmiot łapą, był długi, nie dało się go przejść, ani przeskoczyć (co też próbowałem). Ściana? Mur?
- Czas na małe porządki - szepnąłem i przejechałem pazurami po ścianie, robiąc sobie małą dziurkę. Potrząsnąłem łapą w celu anulowania mocy. Mur ustąpił i zmienił się w proch, przez chwilę obserwowałem ciepło uciekające z pyłów. Z transu wyrwały mnie dopiero czyjeś głosy, zniżyłem łeb i przecisnąłem się przez dziurę. Znowu zacząłem węszyć znajomy mi zapach, zmieszany z masą innych ulicznych wyziewów. Dopiero po dłuższym czasie z powrotem go wyczułem, bez zastanowienia ruszyłem dalej kulejąc jego śladem. Po kilkunastu wpadnięciach w ściany, kubły na śmieci, lub ludzi wreszcie dotarłem do mało zaludnionej okolicy. Tu zapach był zdecydowanie silniejszy. Zmieniłem się w człowieka, a wszystkie kolory, kontury i światła uderzyły we mnie z całą siłą. Wymyśliłem papierosa, odpaliłem go i zacząłem się rozglądać za Argoną. Jest! Podążała ulicą, przemykając cieniami. Starała się być nie zauważona, postanowiłem iść za nią i na razie tylko obserwować. Jak by coś się działo, po prostu wkroczę i pobawię się w bohatera, pojawiającego się znikąd. Na spokojnie sobie wypaliłem, przygotowałem pistolet, który schowałem do kabury przypiętej do pasa spodni no i zabandażowałem krwawiące przedramię. Założyłem szarobrązową bluzę z kapturem, który naciągnąłem na głowę. Argona się zatrzymała. Chyba dotarliśmy. Przysunąłem się do niej, uprzednio rozglądając się po okolicy. Sprawdziła parę razy telefon i budynek przed nami. Teraz stałem tuż za jej plecami. Przez głowę przemknęła mi myśl, że łatwo było by ją teraz zlikwidować. Co to w ogóle za pomysł?! Ogarnij się jełopie, przecież już nie zabijasz wilków, sam nim jesteś! Poza tym to jest Argo, przecież nic jej nie zrobię, wręcz przeciwnie- oddam za nią życie. Tak czy inaczej powinna się bardziej skupiać na otoczeniu, jeszcze czego, przecież nie będę jej pouczał. Warknąłem na siebie w myślach, a dziewczyna postąpiła krok do przodu. Złapałem ja za rękę i pociągnąłem w tył. Dziewczyna chciała się wyszarpnąć, ale zobaczyła moją twarz wystającą spod kaptura.
- Skąd się tu wziąłeś? – nie ukrywała zdziwienia – Miałeś odpoczywać pod okiem Rity!
- Tak no cóż, jej oko się ze mnie sturlało. Co ty sobie myślałaś, że dam ci całą zabawę zabrać dla siebie? - podrapałem się po karku - Poza tym martwiłem się, że w coś się wpakujesz. Gdzie jesteśmy? - spojrzałem na szyld budynku przed nami - Burdel? Nie wiedziałem, że lubisz takie miejscówki. Trzeba było od razu powiedzieć to bym z tobą poszedł albo dałbym ci trochę kasy - zaśmiałem się i dostałem z pięści w ramie
- Nie wydurniaj się i wracaj do swojej siostry - warknęła
- Argo noooo. Nie ma takiej opcji. ZAPOMNIJ. Nie puszcze cie samej, nawet jeśli jesteś tu dla przyjemności - wyszczerzyłem się w uśmiechu, a czarnowłosa zjechała mnie wzrokiem - Więc po co tu przyszłaś, skoro nie w celach zabicia czasu? - dziewczyna podała mi parę kartek - Co to? - zacząłem je przeglądać
- Tu mnie zaprowadziła wskazówka - odpowiedziała dalej zirytowanym głosem i zaciągnęła się powietrzem - Śmierdzisz krwią, jak się tu dostałeś?
- Szybko - odpowiedziałem beznamiętnie, podając jej papiery, coś mnie zakuło w żebrach. Zacisnąłem zęby i zmarszczyłem brwi
- Jesteś pewny, że nic ci nie jest? - spojrzała na mnie podejrzliwie
- Jestem - odwróciłem wzrok - Idziemy? - dziewczyna patrzyła na mnie jeszcze chwilę, po czym ruszyła przed siebie. Podążyłem w jej ślady lekko kulejąc.
Głupia klimatyzacja - warknąłem w myślach, jak tylko sobie przypomniałem z jakiego powodu kuleję na nogę. Zostaliśmy wpuszczeni do budynku przez ochroniarza, w czarnym garniturze. Do naszych uszu docierała głośna muzyka. Pomieszczenie było duże, zadymione i śmierdziało w nim alkoholem i fajkami.
- Czego szukamy? - spytałem przekrzykując się przez dudniące bassy
- Nie wiem, wiadomości? Gdzie idziesz? - spytała podążając za mną. Skierowałem się do baru i usiadłem na stoliku, czarnowłosa zrobiła to samo - Co robisz?
- No cześć - uśmiechnąłem się do barmanki, nachyliłem się do niej - Zdrajca dwa razy - dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła na zapleczu
- Co ty? - przerwałem Argonie gestem ręki, a kobieta do nas wróciła, podała nam dwa drinki i podsunęła zgiętą kartkę
- Na nasz koszt - mrugnęła do mnie i zniknęła. Schowałem karteczkę do kieszeni i duszkiem wypiłem drinka
- Będziesz piła? - dziewczyna pokręciła głową, więc wypiłem i jej trunek - Chodź - uśmiechnąłem się i już miałem wstać, gdy podeszła do nas kobieta w stringach i biustonoszu
- Cześć przystojniaku, może pokazać ci trochę magii? - zagadała, a ja zerknąłem na Argonę
- Może innym razem - odmówiłem z uśmiechem i wstałem - Właśnie wychodzimy - kiwnąłem na alfę głową, a ta ruszyła za mną
Jak tylko znaleźliśmy się na ulicy i odeszliśmy kawałek, dałem jej kartkę.
- Skąd wiedziałeś? - spytała zabierając list ode mnie
- Też kiedyś tak odbierałem pocztę - zaśmiałem się krótko
- "Zdrajca dwa razy"? - kontynuowała
- Twój pseudonim, prawda? - uśmiechnąłem się półgębkiem i ruszyłem przed siebie, kobieta podążała obok
- Rori - spojrzałem na nią - twoja ręka - mruknęła i złapała mnie za nadgarstek, chciałem się wyrwać ale wzmocniła uścisk - Ściągnij bluzę - warknęła
- Jak chcesz, żebym się rozebrał, proszę cię bardzo, ale w jakimś innym miejscu - uśmiechnąłem się zakłopotany i dostałem w łeb
- Już - spojrzała mi w oczy, była mocno wkurzona i... hym... zmartwiona? Nie chcąc dłużej wystawiać na próbę jej nerwów ściągnąłem zielonoszare okrycie, a oczom dziewczyny ukazała się zakrwawiona koszulka i bandaż przesiąknięty krwią - Co znowu zrobiłeś? - pociągnęła mnie do jakiegoś zaułka i postawiła pod ścianą - Kilka bandaży, woda utleniona i gaza. Teraz - dalej była zirytowana. Wymyśliłem owe rzeczy i podałem dziewczynie - Ściągnij koszulkę, zajmę się tym.
- Nic mi nie jest, poza tym mówiłem, że w odpowiedniejszym miejscu - zgromiła mnie wzrokiem, ściągnąłem koszulkę, dziewczyna podała mi większość rzeczy i zaczęła opatrywać mi ramie. Spojrzałem na swoje ciało, zauważyłem kilka nowych sznyt, uśmiechnąłem się na ten widok.
- Blizny i tatuaże, serio można by cię pomylić z pierwszym lepszym zbirem - prychnąłem śmiechem - Nie ruszaj się - ściągnęła brwi - Skąd tego tyle?
- Jeśli chodzi o blizny? Trzymajmy się wersji, że byłem dość nieostrożny - czy skłamałem? Cóż, nie do końca. Ja po prostu lubię ryzyko i jestem lekkomyślny. Bardzo lekkomyślny.
- A ta prawdziwa wersja? - ciągnęła dalej, kończąc zawiązywać bandaż na moim przedramieniu
- Jestem masochistą, lubię adrenalinę i wpadać w kłopoty - podałem czarnowłosej kolejny bandaż, a ona zaczęła majstrować przy moim boku. Lunął deszcz, przysunąłem dziewczynę do siebie i obróciłem nas tak, że ona stała pod daszkiem. Lodowate krople rozbijały się na mojej głowie, karku i ramionach. Mógłbym na nią patrzeć godzinami, a żeby czas się zatrzymał. Żeby nie trzeba było, za niczym gonić, prowadzić wojen z SJEW'em. Żyć normalnie, być zaakceptowanym takim jakim się już jest.
- Przeziębisz się - uśmiechnęła się pod nosem, ale szybko spoważniała i wciągnęła mnie też pod metalową osłonę nad naszymi głowami, odchrząknęła - Jak to się stało?
- O właśnie! - przypomniałem sobie, a właściwie dopiero teraz o tym pomyślałem - No bo, jak zniknęłaś to zmieniłem się w wilka - ścisnęła mocniej bandaż, a ja syknąłem z bólu
- Ciszej - szepnęła
- Jasne jasne. I nie uwierzysz co się stało.
- No, co się stało? - westchnęła
- Pamiętałem co robiłem wcześniej i co miałem zrobić. To samo po zmianie w człowieka - znowu ścisnęła bandaż - A-ał!
- Nie kręć się - mruknęła - Cieszę się. Nigdy tak nie miałeś? - pokręciłem głową - To może oznaczać, że twój organizm wreszcie zaczyna w pełni przyswajać Wilczy Gen, lub też może to mieć związek z twoją śpiączką. Możliwe, że Gen przez to, iż byłeś w krytycznym stanie mocniej związał się z twoim DNA - zacząłem się zastanawiać czy może to mieć jakiś związek z tym zdjęciem blokady przez dziadka. A może to był tylko sen? - Po drodze opowiesz mi resztę. Możemy już iść?
- Em... pada - wskazałem dłonią na ziemie poza daszkiem. Krople z głośnym szumem odbijały się od blachy nad naszymi głowami i od chodnika.
- To co? Przecież się nie rozpuścisz - wyszła na deszcz - No chodź - pociągnęła mnie za rękę, a ja się uśmiechnąłem
- Mam pomysł - i wymyśliłem parasolkę - Ta-dam
- Może najpierw byś się ubrał? - spojrzała na mój goły tors
- Nie jest mi zimno - powiedziałem robiąc słodką minkę
- Jak dziecko - opuściła głowę i zaczęła poruszać ramionami, dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że się śmieje. Jak podniosła wzrok już miałem na sobie czarną skórzaną kurtkę, a drugą podobną zarzuciłem jej na ramiona
- Lepiej? - uśmiechnąłem się
- Tak - odpowiedziała ubierając swoją
- Więc chodźmy - tym razem przez mur przeszliśmy bez przeszkód, ot wymyśliłem dwie przepustki dzięki, którym nas przepuścili. Dopiero po powrocie na arenę 6, alfa ponownie zaczęła temat. Tym razem bardziej poważna i zdecydowana.
- Co zrobiłeś? Rany wyglądają jak po kulach - zauważyła
- Jako wilk podszedłem zbyt blisko wejścia gdzie stał SJEW'owiec i myślał, że jestem jakimś psem, a ja zacząłem na niego warczeć więc otworzył ogień - powiedziałem na jednym wdechu - z grubsza to tyle.
- Idiota - mruknęła - Tak w ogóle po co wracamy na arenę 6.
- Właśnie o tym też chciałem ci powiedzieć. Gospodarz powiedział, że ze względu na to, iż nie mamy głównej siedziby, bo nas odkryli przez moją głupotę... Zaproponował swoją gospodę, ale nie mogłem zdecydować za ciebie - podrapałem się po karku - Co ty na to, żeby stworzyć tam nasz nowy azyl? Pokombinował bym z jakąś barierą tłumiącą wilczy zapach i byli byśmy bezpieczni.
- Nie wiem czy można mu ufać. Poza tym do tej gospody przychodzą ludzie z zewnątrz, jeśli się dowiedzą i to się rozniesie, będziemy zgubieni - powiedziała mocno nad czymś się zastanawiając
- Temu facetowi... jak mu tam? Mortimer, no to jemu można ufać. Przecież nie wydał nas, a mógł - zauważyłem - Zastanów się nad tym i pamiętaj, żeby z nim o tym porozmawiać.
Weszliśmy do lasu, żeby przejść na skróty, ale coś mi nie pasowało. Coś było ewidentnie nie tak jak powinno. Zatrzymałem się i wsłuchałem w otoczenie.
- Słyszysz? - mruknąłem z zamkniętymi oczami
- Tak, jesteśmy otoczeni - odpowiedziała
- Będzie zabawa - uśmiechnąłem się do siebie i złapałem Argonę za rękę - Chodź. Wiem, że nie mogę przy tobie walczyć, ale mam pomysł jak obejść to zabezpieczenie - czarnowłosa zrobiła pytającą minę - Zobaczysz - poprowadziłem ją kawałek dalej i zamknąłem w specjalnej kuli blokującej moce i odporną na wszelkie ataki. Tylko ja mogłem ją rozbić.
- Co ty robisz? - spytała zdenerwowana
- Czas na małą rozgrzewkę - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem wcześniej przygotowany pistolet - w tym czasie możesz przeczytać swój list - uśmiechnąłem się i stanąłem do niej plecami z pistoletem przy klatce piersiowej
- Rori, masz mnie natychmiast stąd wypuścić! - krzyknęła - Słyszysz?! Nie możesz się znowu narazić. To nie może się kończyć jak ostatnio! I tak już jesteś mocno poturbowany!
- Nic mi nie będzie. Przeszedłem szkolenie, o tu - odwróciłem się do niej i dotknąłem lufą skroni
- Rori, śniłeś! To były sny, nie mogłeś przejść szkolenia w swojej głowie! Tego nie da się wyjaśnić naukowo! - warknęła stojąc koło mnie, ale dalej w kuli.
- Jesteś taka słodka jak mówisz w naukowym języku i starasz się wszystko naukowo wyjaśnić. To jedna z rzeczy, które w tobie uwielbiam - ktoś przyłożył mi lufę do pleców. Przeturlałem się i strzeliłem mu w kolano, przypadkiem upadając wystrzelił parę kul w kierunku Argony, ale wszystkie rozprysły się na kuli- Rozmawiam gnoju - strzeliłem mu w głowę i już się nie ruszał - Teraz pozwól spełnić mi mój obowiązek. Ochrony naszej alfy.
- Przestań. Mówisz jakby to było pożegnanie - zauważyła niespokojnie
- To nie jest pożegnanie. Przecież nie dam się kilku SJEW'owcom - zachwiałem się od strzału w lewe ramie, kucnąłem i z precyzją chirurga oddałem strzał między oczy - Ałć, ja tu prowadzę konwersacje! - Z lasu wyszło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn i kobiet. Teraz mogłem zobaczyć, a nie tylko poczuć, że jesteśmy otoczeni - dobra skoro tak chcecie, dokończę tą rozmowę później. Najpierw się wami zajmę.
- Wypuść mnie, pomogę ci! - ciągnęła dalej
- Jak cię wypuszczę będę musiał ich przenieść, razem ze mną, do środka mojej głowy. Nie pomieszczę tylu durniów, moja łepetyna tego nie wytrzyma. Poza tym jeśli ich stąd zabiorę, to może ich przyjść więcej, a co w tedy będzie z tobą? Nie dam cię skrzywdzić. NIKOMU. Jasne? No, a teraz oglądaj jakiego masz świetnego ochroniarza - uśmiechnąłem się na parę sekund i zacząłem strzelać.
Padali jeden po drugim, ale ciągle ich przybywało. Przewroty i granaty lecące ich stronę niewiele pomagały. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i przywalił kolba karabinu w tył głowy, padłem na ziemię i zakręciło mi się w głowie. Z nosa poszła krew. O nie, żeby tylko bariera ochronna Argusi nie powiedziała "Pa pa" i zniknęła. Muszę się skupić, przeciwnik już celował do mnie z karabinu. Wymyśliłem nóż do rzucania i z całej siły cisnąłem nim w faceta stojącego nade mną. Złapałem jego pistolet i wymyśliłem sobie grubą metalową osłonę. Oparłem się o nią plecami i strzelałem przed siebie. Przeciwnicy padali jak kawki, ale nie zrażali się ciągle rosnącą liczbą ofiar w ich szeregach. Wręcz przeciwnie, atakowali to coraz większymi i zacieklejszymi grupami. Byłem już zmęczony, potłuczony, poobijany i poharatany od walki, która się dłużyła i dłużyła. Kątem oka zobaczyłem, że alfa próbuje przebić kule nożem który miała gdzieś schowany. Niestety jej to nie wychodziło. Wtem ktoś zaszedł mnie od tyłu i powalił, wykręcił mi ręce na plecy i przystawił nóż do gardła. Ktoś inny zaczął strzelać w barierę, a później starał się ją przebić nożem. Głupek.
- Nie uda ci się - mruknąłem dumny, że udało mi się tak idealnie wymyślić tą kulę. Szybko jednak przeszła mi duma bo na barierze pojawiła się rysa. Ścisnęło mnie za gardło. Czyli jednak nie była taka idealna. Argo nie może się nic stać - Radzę wam to zostawić - warknąłem, a jakiś SJEW'owiec się zaśmiał - Sami tego chcieliście, koniec dawania forów! Zmieniłem się w wilka i od razu przystąpiłem do działania.
Wgryzłem się w szyję tego co mnie trzymał. Poczułem w pysku metalowy posmak krwi, przeciwnik padł a ja od razu ściągnąłem bandaż z oczu. Zobaczyłem aurę SJEW'owca stojącego przy kuli. Była inna, niż jakakolwiek wcześniej. Krwisto czerwona, po chwili gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności dało się zobaczyć ciepło jego ciała i wyraźne kontury postaci?. Nie mogłem się tym jednak nacieszyć, czy nawet nadziwić. Coś mnie na niego pchało. Jakaś dziwna i nieznana dotąd siła, gniew. Furia. Skoczyłem mu do gardła i je rozszarpałem. To samo z kilkunastoma innymi osobnikami, zostali pozbawieni niektórych kończyn, rozerwani na strzępy. Zabijałem jak jakaś maszyna, żadna racjonalna myśl nie mogła się przedrzeć, przez chęć zlikwidowania, pozbycia się ich. Wszystkich. Gdy osoby w okolicy już się nie pojawiały poczułem znajomy, ale tak obcy w tej chwili zapach. Skierowałem się w jego stronę. Rozpędziłem się i skoczyłem. Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła a wszystko jakby zwolniło. Stałem na kimś, przyszpilając go do ziemi, warcząc przeraźliwie i patrząc w miejsce gdzie była twarz mojej ofiary. Poczułem zdziwienie zmieszane z niepokojem, aż biły od tej osoby. Przez chwilę nawet pojawił się strach i żal, ale tylko na chwilę. Czułem się taki, wściekły i pozbawiony jakiegokolwiek innego celu niż zabicie wszystkiego na tej planecie. Ta osoba coś mówiła. Krzyczała. Do mnie? Na mnie? Do kogoś innego? Może wołała o pomoc? Nie potrafiłem zrozumieć żadnego słowa. Chciałem przegryźć jej tętnicę. Rozerwać, zniszczyć każdą żyjącą w niej komórkę. Nagle to wszystko się skończyło. Jak nożem uciął. Powrócił zdrowy rozsądek. Dotarło do mnie jak bardzo zagubiony się czuję, taki brudny no i obolały. Dało się poczuć coś jeszcze. Zapach. Czyjś dotyk. Ktoś mnie obejmował i gładził po grzbiecie. Znajomy zapach. Argony? Odskoczyłem jak poparzony wrzątkiem i wylądowałem na ziemi. Siedząc w postaci człowieka, kolory i światło uderzyły tak szybko i tak nagle, że zbierało mi się na wymioty. Argona też usiadła, i patrzyła na mnie. Szybko wytarła coś z twarzy. Łzy? Płakała? Nie, to nie możliwe... Co się stało? Czemu przytulała mnie, moją wilczą postać. Rozejrzałem się, zbity z tropu. Co się tak właściwie stało? Wszędzie walały się różne części ciął, zwłoki, a trawa tylko miejscami była zielona. Jaka sieczka. Zakręciło mi się w głowie, padłem na plecy i ciężko oddychałem. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak zmęczony, zakłopotany i obolały. Naraz!
- Co się stało?- łzy same cisnęły mi się do oczu, czułem się jakbym nie spał od miesięcy czy nawet wieków. Argona uklękła przy mnie
- Nic nie pamiętasz? - zdziwiła się, ona też była lekko roztrzęsiona
- Czułem tylko gniew ogarniający całego mnie. Chęć zabicia wszystkiego - przerwałem i zdałem sobie z czegoś sprawę - Chciałem zabić ciebie - głos mi się załamał, usiadłem i spojrzałem na dziewczynę - Proszę powiedz, że to był tylko sen, że to nadal jest sen - mówiłem cały drżąc, podkuliłem nogi i schowałem głowę między kolanami - No bo przecież to nie może być prawda. Nigdy bym cie nie skrzywdził. Rori głupek. Głupek, głupek, głupek.
- No już. Nic się nie stało. Chciałeś się tylko pochwalić jaki jesteś świetny w boju i mnie powaliłeś - skłamała płynnie
- To nie prawda. Ja... chciałem cię zabić... Jestem taki zmęczony - oczy same mi się zamykały, ale coś usłyszałem, stanąłem chwiejnie przed Argoną, wymyśliłem byle jaki pistolet i wycelowałem w drzewo przed nami - Kto i czego chce! Nie mam nastroju do żartów!
Zza drzewa wyszedł mężczyzna. Jego twarz wyglądała dość młodo, miał fioletowe włosy o białych końcówkach a na czubku głowy były czarne. Włosy opadały mu na czoło i zakrywały lewe oko. To na widoku zaś biło ostrą zielenią. Miał ciemnofioletową skórzaną kurtkę bez prawego rękawa, która miała kaptur. Ten zaś był naciągnięty na głowę. Bok rękawa był ozdobiony białym lub srebrnymi paskami z jakiegoś metalu, na ramieniu zaś było koło. Założony miał, biały podkoszulek na który opadał nieśmiertelnik chłopaka. Miał czarne spodnie a w obu dłoniach trzymał karabiny MP 5.
- A ty coś za jeden? - warknąłem i wymierzyłem do niego z pistoletu, on także do mnie celował - Chcesz skończyć jak inni? Zmiataj stąd mały - głos znowu mi się załamał - Kolejny SJEW'owiec? 
- I tak i nie - odpowiedział
- Jeśli chcesz dostać moją alfe, najpierw zabij mnie - mruknąłem
- Nie przyszedłem tu po nią. Nie teraz. Nie ja. Oni - wskazał karabinami na kilku poległych - byli tu, żeby odebrać jej życie. Wam. Ja jestem tu tylko po ciebie, tleniony blondasie.
- Kim jestem? Chcesz oberwać mały? - podszedłem do niego dalej celując z broni, jednak nie miałem palca na spuście. W wojsku mnie uczyli, żeby nie dawać palca na spust chyba, że jest się pewnym strzału. Nie chciałem do niego strzelać, więc palec wskazujący leżał na broni w kierunku lufy. Jeszcze nie chciałem go zabić. Stanąłem przed chłopakiem i zachwiałem się.
- Spójrz na siebie Rori. Marnie wyglądasz, mógł bym cię teraz z łatwością zabić - to mówiąc podciął mnie i wylądowałem na ziemi, chłopak uniósł lufy swoich broni do góry - ale masz szczęście - kopnął mnie w ręce a broń, którą znowu wymierzyłem w jego klatkę piersiową wyleciała poza mój zasięg - Nie lubię prostych zwycięstw. Jestem Sora, niedługo znów się spotkamy mój mały braciszku - uśmiechnął się przebiegle, oparł bronie na ramionach i zaczął odchodzić w tylko sobie znanym kierunku.
Argona pomogła mi się podnieść.
- Wracajmy do tej gospody - powiedziała i przeniosła większość mojego ciężaru na siebie, chciałem zaprotestować, ale nie pozwoliła mi dojść do słowa - jesteś naprawdę jak dziecko typu "ja sam!" - mruknęła
Po mojej głowie kołatało się mnóstwo myśli, kim jest ten cały Sora, skąd mnie zna i czemu wpadłem w jakiś głupi szał. Te pytania były niczym, delikatnym wiatrem muskającym moje obolałe ciało. Zaś był powód, dlaczego byłem teraz taki zły. Zły na siebie. Na to coś czym się stałem. Chciałem zranić, a może nawet zabić tak ważną dla mnie osobę. Jak mogłem. Jak śmiałem. Powinna się mnie teraz pozbyć. Jestem niebezpieczny, dla otoczenia, dla watahy. Dla niej. Jestem taki wycieńczony, taki pozbawiony energii do życia, oddałbym teraz dużo, żeby chociaż na chwilę się kimnąć.
- Dlaczego czuję się taki zły, bez duszy. Czuje się jak śmieć - spytałem chyba sam siebie
Odpowiedzi nie usłyszałem.
- Płakałaś? - zatrzymałem się i opadłem o drzewo - Dlaczego mnie przytuliłaś? - zjechałem po pniu drzewa i patrzyłem tępo przed siebie.

(Argono? Odpowiesz Roriemu? Tak czy siak nie zapomnij przemyśleć oferty Mortimera. Jak się zgodzisz Rori zajmie się wystrojem wnętrz default smiley xd )

Prawa autorskie cd.

Dzisiaj dorwałam się do ustawy o prawach autorskich i dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Zresztą sami przeczytajcie:

USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Rozdział 1 
Przedmiot prawa autorskiego

Art. 5. Przepisy ustawy stosuje się do utworów:

1) których twórca lub współtwórca jest obywatelem polskim lub
1.1) których twórca jest obywatelem państwa członkowskiego Unii Europejskiej
lub państw członkowskich Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu
(EFTA) – stron umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym, lub
2) które zostały opublikowane po raz pierwszy na terytorium Rzeczypospolitej
Polskiej albo równocześnie na tym terytorium i za granicą, lub
3) które zostały opublikowane po raz pierwszy w języku polskim, lub
4) które są chronione na podstawie umów międzynarodowych, w zakresie,
w jakim ich ochrona wynika z tych umów.

A druga sprawa jest taka, że:
"Trybunał przyjął, że w przypadku odsyłania do utworów w internecie nie dochodzi do ich publicznego udostępnienia, ponieważ nie ma wówczas nowej publiczności. Podmiot wyrażający zgodę na udostępnienie utworu w sieci powinien mieć bowiem świadomość, że wszyscy internauci mogą mieć do niego dostęp, bądź bezpośrednio wchodząc na stronę, na której zamieszczony jest utwór, bądź pośrednio – poprzez link do niej."

Od dzisiaj zamiast grafik postaci będziemy mieć... linki. Elegancko obejdziemy w ten sposób problem. A jako, że niestety, nie byłam w stanie odzyskać linków do grafik postaci będących na blogu to prosiłabym zainteresowanych o odszukanie ich i ponowne wysłanie do mnie. 

Przepraszam za utrudnienia związane z tym zamieszaniem, jednak mam nadzieję, że od dzisiaj nie będzie już podobnych problemów^^

~Argona

18 września 2016

"Kiedy życie daje ci w kość, mówi się trudno i idzie się dalej."

Imię i Nazwisko: Tomi Hanata
Przynależność: WKN
Pseudonim: Każy może ją nazywać jak chce, jednak nie znosi, jak ktoś nazywa ją Tom
Płeć: Kobieta, bardziej dziewczynka
Orientacja: Heteroseksualna
Wiek: 6 lat
Żywioł: Ziemia
Cechy Charakteru: Tomi to dziewczynka bardzo urocza i współczująca. Ma duże dobre serce dla każdego stara się być miła i uprzejma. Nie lubi przebywać sama, uważa, że jeśli powie coś niemiłego to wszyscy się od niej odwrócą. Uwielbia być w centrum uwagi, więc czasem zachowuje się dziwnie udaje straż pożarną i uważa, że jest samolotem. Jednym słowem to bardzo kreatywna dziewczynka. Jednak czasem ma też zły humor, wtedy każdego nazywa słoikiem, dziwne prawda? Często nie może usiedzieć w miejscu, jedynie kiedy rysuje coś dla Kazumy. Bardzo łatwo ją przestraszyć, prawie zawsze płacze. Uwielbia poznawać nowych ludzi co idzie jej bardzo łatwo.
Aparycja: Tomi to bardzo niska i szczupła dziewczynka. Ma krótke brązowe włosy i miodowe oczy. Ubiera się zwykle w gęste różowe spudniczki i kolore koszulki z motywami ze zwierzętami. Kiedy jest zimno nakłada czerwony szalik Kazumy i biłą kurteke. Często również ubiera się jak zwierzęta np. W kota. Nakłada opaske z kocimi uszami i wkłada koci ogon w spudnoczke. Lubi chodzić w balerinkach.
Praca: Nie pracuje
Stanowisko: W przyszłości planuje buć magiem
Historia: Kiedyś żyła jak księżniczka. Miała dużą jaskinię kochającą mame i tate. Zawsze ze sobą się bawili było pięknie. Chodziła z innymi wilczkami na spacery w lesie zawsze toważyszył im Kazuma był i jest najlepszym przyjacielem Tomi. Zawsze mogła się bawić z przyjaciółmi na łące. Chodziła do zaczarowanego lasu odwiedzając tam małe stworzonka takie jak wróżki, elfy, syreny i inne typu tego stworzenia rozmawiała z nimi i bawiła czasem mogła u nich nocować. Jednak spokój i radosne życie się skończyło po 5 latach. Południowy klan zaatakował z nienacka i powybijał każdgo. Tomi o niczym nie wiedziała. Była przerażona nawet nie mogła się ruszyć w miejscu. Potem zauważyła, że inne wilki chcą ją zaatakować nadal stała. Jednak Kazuma ją złapał i uciekli bardzo długo. Aż natkneli się na WKN.
Moce: 

  • Władanie ziemię (nadal się uczy)
  • Teleportacja - potrafi odskoczyć na odległość 2 metrów, potrafi zrobić 7 takich skoków
  • Regeneracja - Jeśli coś jej się stanie, sama się zregeneruje, może również pomóc innej osobie
  • Rozmowa ze zwierzętami (efami, wróżkami, syrenami a nawet z duchami. Jednak tego ostatniego się strasznie boi!)

Umiejętności i Zainteresowania: Tomi potrafi bardzo dobrze się wspinać, jest bardzo dobra w ukrywaniu się. Dzięki czemu jest mistrzynią w zabawie w chowanego. Uwielbia rysować. Jej wszyskie szuflady są zapełnione rysunkami dla Kazumy.
Partner: Jest za młoda
Zauroczona w: jest taki jeden ale nikomu nie powie
Rodzina: Wszyscy umarli, ale ma Kazume
Przedmioty: Brak
Talizman: Brak
Miejsce Zamieszkania: arena 1
Ciekawostki: 

  • Jej ulubionymi kolorami są pomarańczowy, niebieski, różowy
  • Jej ulubionymi zwierzętami są pingwiny i koty
  • Nienawidzi jeść ryb
  • Uwielbia jeść lody truskawkowe, babeczki czekoladowe i bitą śmietane z goframi
  • Lubi oglądać anime np. Doraemon itp. (Anime przeznaczone dla dzieci)
  • Ona rozkazuje Kazumie kiedy ma się przemienić w swoją prawdziwą forme, a kiedy nie
  • Kazuma czasem specialnie dla Tomi przemienia się w zwierzęta, by ją rozśmieszyć
  • Ona prawie ciągle przebywa z Kazumą

Towarzysz: Kazuma
Inne zdj: Brak
Kontakt: Luna- Chan

17 września 2016

Zalegległości 17.09

Argona: 13.09.2016
Ashura: 11.09.2016
Dragonixa: 03.09.2016
Erna: 04.09.2016
Lorem: 05.09.2016
Rue: 05.09.2016
Rori: 08.09.2016
Somniatis: 05.09.2016

Tiffany: 27.08.2016

Tyks: 14.08.2016
Est: 04.08.2016
Hikaru: 06.06.2016
Mixi: 26.06.2016
Ookaminoishi: 08.08.2016
Rin: 04.08.2016
Ryu: 26.06.2016
Tomi: 09.08.2016
Vincent: 06.06.2016

Ogłoszenie parafialne

Prawo autorskie (ang. copyright, symbol: ©) – dyscyplina prawa cywilnego, zespół norm prawnych wchodzących w skład prawa własności intelektualnej, a także ogół praw przysługujących autorowi utworu (lub innemu uprawnionemu podmiotowi) upoważniających go do decydowania o eksploatacji utworu i czerpaniu z niej korzyści finansowych.
Jako że o to u góry istnieje z jakiegoś powodu w internetach (nie wiem jak oni chcą tego upilnować... to jak wrzucenie kostki cukru do oceanu) i że z tego powodu regularnie, raz do roku ktoś zaczyna się rzucać jak debil, wszystkie zdjęcia postaci zostaną zastąpione przez kolorowe róże. Ich stan będzie oznaczał stan aktywności członka i będzie aktualizowany średnio co tydzień.

Jednak jeśli ktoś bardzo będzie chciał, by w jego formularzu była grafika postaci to oczywiście jest możliwe. Może ją osobiście narysować/zlecić to komuś znajomemu/użyć screena z anime/zapytać autora o zgodę na używanie i przysłać mi screena.

Wiem. Ból w dupie. Ale nie chcę się znowu denerwować jak jedni z drugimi tutaj wlezą.

~Wielce wnerwiona Argona


15 września 2016

Od Rue cd. Lorem

- Raczej nie. - Odparła. - Kim jest ten twój kolega?
Zawahał się. Rue domyśliła się ze nie chciał zdradzać zbyt wielu prywatnych informacji bez zgody przyjaciela
- Nieważne. - Urwała. - Głupio mi strasznie, że tak cię ciągnę po całym mieście. Jeśli tylko uznasz, że masz już dość i chcesz wracać do swoich spraw to nie ma problemu, okey?
Pokiwał powoli głową. 
- Nie przejmuj się tym. Puki co skupmy się na nim. Problem w tym, że ciężko mi go będzie namierzyć. 
- Więc jaki jest plan?
- Masz tu może gdzieś jakieś urządzenia, które mógłbym rozebrać.
- Pewnie, w piwnicy mamy graciarnie. Choć nwm czy z tego można coś jeszcze wykrzesać.
- Dam radę. Wiesz co zamierzam zrobić?
- Chcesz mu nadać sygnał radiowy, tak?
Skryba pokiwał głową. 
- Chodź za mną. - Wyszli na korytarz i krętymi schodami w dół sprowadziła go do piwnicy.
Mężczyzna przyjrzał się starym urządzeniom poukładanym na półkach. 
- Powinno mi to zająć tak do godziny. Zależy od stanu części.
- To ja może przygotuję ci coś do jedzenia lub picia? 
- Proszę herbatę.
- Okey. Jeśli chodzi o jedzenie to obawiam się, że jedyne co mogę zaproponować to kurczak z warzywami.
- Jeśli o mnie chodzi to nie ma problemu.
Rue uśmiechnęła się lekko i ruszyła do wyjścia. 
***
Po posiłku Skryba wrócił do przerwanej pracy a Rue odniosła naczynia do kuchni i z przyzwyczajenia ułożyła je w zmywarce. Wracając na dół usłyszała, że Skryba wspina się po schodach i po chwili wyłonił się przed nią z wyrazem triumfu na twarzy.
- Udało mi się z nim skontaktować. Umówiłem spotkanie na jutro na 21.00 w tej samym pubie co byliśmy dziś.
- Dziękuję. - Szepnęła Rue i zanim zdążyła pomyśleć o tym co robi, zarzuciła mu ręce na szyję i uścisnęła go. Zaskoczona swoim zachowaniem odsunęła się nieco zbyt gwałtownie.
- Wybacz. - Pisnęła nieśmiało. Cieszyła się, że w półmroku nie widać jej rumieńców. 
- W porządku... - Chciał chyba jeszcze coś dodać ale przerwała mu:
- Przygotuję ci pokój gościnny i pokażę gdzie jest łazienka.
(Lorem?)

13 września 2016

Od Argony - Czyżby koniec przygód z czasem?

TADRDIS miotała się na wszystkie strony, a za równo ja, jak i Doctor próbowaliśmy odciągnąć oszalałego Korsa od przyrządów nawigacyjnych. Gwałtownie wszystkim zatrzęsło i polecieliśmy na jedną z burt statku, która stała się w tym momencie naszą podłogą. Pierwszą osobą, która się poderwała z miejsca był Korso, który najwyraźniej za cel powziął sobie ucieczkę stąd. Błyskawicznie wykrzesałam z siebie energię i z podłogi wystrzeliły cienie, wiążąc basiora do posadzki z dużą siłą. Spojrzałam na swoje ręce. Znów mogę używać pełnej mocy?
~Argono, już czas.
Ten głos… poczułam ból w prawym oku. Nagle cały pojazd zmienił swoje położenie i to, co przed chwilą było podłogą, na powrót stało się ścianą. Upadłam na kratkę, tuż koło stopy Doctora. Basior pochylił się nade mną i trącił nosem.
- Wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony.
Podniosłam się, ocierając czerwone łzy z pyska. Nie patrzyłam na basiora.
- Muszę dopełnić mojej zemsty – powiedziałam cicho. – Zabiję wszystkie wilki i obejmę władzę nad moimi terenami. Odsuń się śmiertelniku, jeśli nie chcesz do nich dołączyć.
Coś gruchnęło mocno o podłogę i jęknęło cicho za moimi plecami. Korso. Odwróciłam łeb w jego kierunku z pogardą.
- A to nie zasługuje nawet na śmierć. – Podeszłam do drzwi TARDIS i otworzyłam je na znajomy las. – Lepiej, żebyście się nie wtrącali w moje sprawy. – Wyszłam na zewnątrz. Myśl Airesu prowadziła mnie w miejsce mojego przeznaczenia.
- Argono, jeszcze jedno! – Doctor stał przy wejściu do statku kosmicznego, jakby gotów w każdej chwili do ucieczki.
- Czego? – warknęłam, gwałtownie obracając łeb w jego kierunku.
- Kiedyś… gdy już będziesz Alphą. Argona z tamtego świata uciekła i zamieszkała tutaj. Nie wiem kiedy, jednak jeśli będziesz mieć oczy otwarte to z pewnością ją znajdziesz i zabijesz. Nie może być dwóch Argon w jednej przestrzeni, bo ten świat eksp…
- Zamilcz! – warknęłam. – Dobrze wiem, co się wydarzy. A teraz znikaj stąd, pókim dobra.
Basior pokręcił smutno głową i wrócił do swojej policyjnej budki. Ale czy swojej? Czy przypadkiem tamta nie była zepsuta? Wzruszyłam ramionami i dumnym krokiem ruszyłam w kierunku Styksu.

Od Argony cd. Rori'ego

Rori wrócił do siebie. Poczułam olbrzymią ulgę z tego powodu. Mimo, że wspominałam już kilka razy o odejściu do swoich spraw bardzo martwiłam się o chłopaka. Tak. Rita miała rację. To znowu przeze mnie ktoś został ranny. Znowu ktoś mi bliski. Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu, jednak szybko zostałam wytrącona z zadumy, przez nogę siostrzyczki mojego ochroniarza, która nie mogła się nacieszyć powrotem brata. Poczułam się trochę niezręcznie i już chciałam iść, gdy Rori wreszcie delikatnie uspokoił Ritę i poprosił ją, by pomogła mu wstać. Dziewczyna dźwignęła mężczyznę. Szybko podeszłam do nich i pomogłam jej, wspierając blondyna od drugiej strony. Gdy tylko stanął na nogach chciał nas puścić, co nieomal skończyło się powrotem na ziemię.
 - Rori, trzymaj się. Twoja głowa może nie wytrzymać spotkania z podłogą – powiedziałam, pół żartem.
- Nie możecie mnie cały czas trzymać – odpowiedział z uśmiechem. – Dam radę. 
- Powoli Rori – wtrąciła się Rita. – Możesz powoli puścić Argo, a jak będziesz mógł stać puścisz mnie i oprzesz się o ścianę, dobrze?
Mężczyzna niechętnie wyswobodził się z mojego uścisku i przez chwilę łapał równowagę. Poruszał lekko nogami, jakby sprawdzając ich wytrzymałość. Po chwili puścił też Ritę. Patrzyłam jak zahipnotyzowana jak przez chwilę chwieje się, po czym prostuje z uśmiechem.
- I po bólu – oznajmił wesoło. – To teraz mi wyjaśnijcie, gdzie jesteśmy i co się działo, jak mnie nie było.
- Może wyjdziemy na zewnątrz? Jest całkiem przyjemny dzień – zaproponowałam z uśmiechem.
***
- Aha… - skwitował Rori, wysłuchawszy moich wyjaśnień, przerywanych ciągle przez chaotyczne wypowiedzi Rity. – Więc powinniśmy się zbierać.
Wstał, jednak zakręciło mu się w głowie i usiadł ponownie. Spojrzałam na niego z niepokojem.
- Nie jestem pewna, czy powinieneś iść – powiedziałam, marszcząc brwi. – Jesteś wciąż osłabiony i…
- Nie wyobrażasz sobie chyba, że pójdziesz beze mnie? – Chłopak wyszczerzył się w uśmiechu.
- Rori, nie powinieneś iść! – zaznaczyła stanowczo Rita. – Przez ostatnie miesiące umierałeś. UMIERAŁEŚ! Wiesz? Co ja bym zrobiła, jakbyś przez to umarł? Myślałeś o tym, jakbym się czuła?
- Rita… daj spokój. Nie możesz mnie przecież zamknąć w pokoju na kolejne miesiące! Już i tak wiele czasu przepadło. A właśnie! – Blondyn gładko zmienił temat. – Ten no… Skryba, pomógł mi jak cię zabrali. I dał mi coś.
Mężczyzna zaczął gwałtownie przeszukiwać kieszenie. Patrzyłam na niego z zainteresowaniem, postanawiając na razie przestać go męczyć o stan jego zdrowia. Rita chyba też była tym zainteresowana, bo również wstrzymała się od komentarza o zmianie tematu. Wreszcie Rori wyjął skądś pognieciony i przesiąknięty krwią świstek i podał mi, drapiąc się z zakłopotaniem po karku.
- Trzeba było go lepiej zabezpieczyć… - mruknął do siebie.
Rozwinęłam kartonik ostrożnie, by zobaczyć ciąg znaków i liter. Delikatnie przejechałam po nich palcem.
- Potrzebuję ołówka i kartki… - powiedziałam w przestrzeń, a Rori od razu mi je podał. Jak zawsze przygotowany. Kątem oka zauważyłam, że nieco się skrzywił, jednak szybko znów się uśmiechnął. – Dajcie mi chwilę. Ciszy.
- Choć bracie. – Rita wstała i pomogła podnieść się mężczyźnie, tym razem bez komplikacji.
- Jakbyś potrzebowała pomocy, to daj znać – oznajmił blondyn z uśmiechem i razem z siostrą po chwili zniknęli z mojego pola widzenia. Szybko zaczęłam odkodowywać wiadomość. W gruncie rzeczy klucz do zagadki był w moich papierach. W Hause of Sun. Co prawda musiał przepaść w płomieniach, jednak dobrze pamiętałam ten szyfr. Już po chwili tekst był gotowy. Wyrwałam kilka kolejnych stron z zeszytu i schowałam starannie do kieszeni. Po tym szybko naskrobałam kilka słów wyjaśnienia w kajecie i rzuciłam na trawę razem z ołówkiem. Do zobaczenia Rori. Skołczałym na cztery łapy i zniknęłam w cieniu pola.
***
Gdzie mnie doprowadziła wskazówka? Hmmmmmmmmmmmmm… cóż… nigdy bym nie przypuszczała, że skończę w takim miejscu. Czerwona latarnia zakołysała się delikatnie na starym haczyku. Budynek musiał być kiedyś dość… barwny. Stare neony żarzyły się słabym blaskiem, a napis nad drzwiami głosił: „Krotochwilna Kasztelanka”*. Sprawdziłam wypisane na kartce współrzędne, potem sprawdziłam telefon i znów kartkę. Nie mogło być wątpliwości, byłam we właściwym miejscu. Nie wahając się dłużej zrobiłam krok do przodu, gdy ktoś mnie chwycił za rękę. Już chciałam się mu wyrwać, gdy w połowie ruchu zobaczyłam twarz Roriego.
- Skąd się tu wziąłeś? – warknęłam zdumiona. – Miałeś odpoczywać pod okiem Rity!

*Szukanie nazwy burdelu i tak było najpiękniejsze :') Propozycje w stylu: Sejm - "Wyruchamy cię jak zwykle" czy "Tanie dupczenie" były takie piękne :')

(Rori?^^ Do 4000 tym razem nie dojdę, ale może następnym bardziej się postaram xP No i znów zostawiam cię przed wyzwaniem xP)

Post Eventowy

Aktywność na watasze nie powala, a jak na razie nie zaktualizowałam jeszcze wszystkiego co chciałam (to taki weno- i pracochłonne ;_; ), zatem dla rozruszania nieco bloga proponuję event.
Ale!
Nie ma sensu robić eventu, jeśli go nie chcecie, dlatego też chciałabym, żeby osoby chętne na jakiś ambitny cóś z mojej strony wpisały znać pod tym postem i napisały, czy wolą żeby był to 

  • bardziej integracyjno-luźny event, bardziej dla beki niż coś na serip
  • event-challange z trudnymi zasadami, punktami, statystykami itd. itp. (to do przemyślenia)
  • event typu zawodów wszyscy na wszystkich 
  • lub drużynowo
  • może być też event mocno fabularny i wszystko pójdzie tak mega do przodu
  • albo jakiś inny, jaki wymyślicie
Możecie też dawać propozycje wątków, które chcielibyście na evencie poruszyć. Zachęcam też do dyskusji w komentarzach, na chatach... każdy pomysł mile widzany^^
Jeśli zbiorę przynajmniej... powiedzmy 4-5 osób chętnych pojawi się ankieta... lub post z rozpoczęciem eventu, jeśli będziecie zgodni. 
Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie zainteresowanie wydarzeniem^^

~Argona

8 września 2016

Nowoszkolnoroczna czystka!

Po wakacjach nie posiadamy jakiejś powalającej aktywności. Zatem prosiłabym wszystkie postacie, która chcą pozostać na blogu o... dokończenie fragmentu historii w komentarzu, po postaci, która była przed nimi (i oczywiście podpisaniu się na końcu swojego fragmentu :P). Osoby, które mają więcej niż jedną postać prosiłabym o nie dokańczanie po sobie samym. Po wszystkim powstanie podobna konferencja, tym razem na luzie, podczas której zdecydujemy, co zrobić z tymi, którzy się nie wpisali i ewidentnie coś knują z którąś z pozostałych organizacji.
Czystka trwa do 8.10.16, chyba że wcześniej wszyscy się wpiszą, na co liczę.

PS. Jeśli wam się spodoba zabawę możemy kontynuować po zakończeniu czystki, jednak do tego czasu prosiłabym o nie wpisywaniu swojej postaci więcej niż raz...

Zatem zacznę...

To jest Stefan. Stefan jest zwyczajnym obywatelem Ainelysnart, mieszkającym w zwyczajnym mieszkaniu i zwyczajnie chodzącym do zwyczajnej pracy. Tak, Stefan jest kierowcą autobusu. Ale nie byle jakiego autobusu. Prowadzi nocne demoniczne 187, które kursuje najbardziej okrężną droga po całej Arenie 1. W owym autobusie zawsze pojawiają się różne dziwne typki, jednak w ciągu lat pracy Stefan zdążył się przyzwyczaić. Na przykład jednego dnia...
(~Argona)

Od Rori'ego cd. Argony

--Rori--

Kolejny granat poleciał w stronę SJEWowców. Gdy usłyszałem wybuch przeturlałem się za kolumnę, zanim się wychyliłem i puściłem kolejną salwę z karabinu, rzuciłem okiem na grube poszatkowane od kul, ciemnobrązowe biurko. Nie najlepsza zasłona, ale jakoś dała radę, wychyliłem się i namierzyłem następnego przeciwnika... który to już? Straciłem rachubę, pociągnąłem za spust i kolejny strażnik padł. Ciekawe czy Dra już wyciągnął Argusie? Zachwiałem się i syknąłem z powodu pulsującego bólu w lewej ręce. Schowałem się za filarem i spojrzałem na przedramię, tak jak się spodziewałem, dziura po kuli z której sączyła się krew. Zacznij myśleć, Rori! Odgłosy za moimi plecami ucichły. Zdziwiony, ale dalej gotowy do walki wyjrzałem i omiotłem wzrokiem calutkie pomieszczenie. Poza kilkoma trupami nie było nikogo więcej. Wyszedłem zza kryjówki i wymyśliłem bandaż. Zawiązałem na ranie i zacząłem przeszukiwać zwłoki, gdy nagle w korytarzu obok usłyszałem ciężkie kroki. Przeskoczyłem za ścianę i przygotowałem pistolet z tłumikiem. To będzie szybki strzał, byłem przekonany, że wyjdzie kolejny zwykły żołnierzyk Leniniewskiego, a tu taki zonk. Nie wyszedł nikt, nigdy nie słynąłem ze swojej cierpliwości na akcjach, więc wychyliłem głowę zza winkla i w tym momencie po łbie oberwałem jakąś nogą od krzesła. Uderzenie zbiło mnie z nóg i teraz miałem bardzo ładny widok na nowego przeciwnika. Rosły i wysoki mężczyzna przypatrywał mi się z nienawiścią w oczach, a ubrany był w zaledwie biały podkoszulek, wojskowe spodnie i glany. W rękach trzymał karabin z którego celował do mnie. Przeturlałem się w bok, a ten zaczął strzelać, rzuciłem w niego zamrażającym granatem samoprzylepnym i okryłem się kawałkiem metalu. To powinno trochę ostudzić jego zapał. Usłyszałem świst zamarzającego powietrza i poczułem chłód w okolicy kostek. Odkryłem się i spojrzałem na swojego przeciwnika, tak jak się spodziewałem był kompletnie zamrożony. Chciałem wstać, ale coś mi to uniemożliwiało, gdy mój wzrok powędrował w kierunku moich nóg, aż mnie zmroziło. Dosłownie. " Świetnie, idioto " - warknąłem w myślach. Jak można być takim osłem, żeby nie pomyśleć o tym, że granat zamrozi nie tylko tego przerośniętego rzeźnika. Wymyśliłem metalowy czekan i zacząłem kuć lód w okolicy stóp. Zaraz nade mną rozległo się głośne trzaśnięcie lodu. Przełknąłem ślinę i powoli spojrzałem na mojego przeciwnika, ten otworzył wściekłe oczy a jego prawa ręka uwolniła się od lodu.
- No bez jaj - mruknąłem i zacząłem coraz szybciej rozbijać lód
Rzeźnik uwolnił się pierwszy i zmierzał do mnie z karabinem, w ostatniej chwili wydostałem się potrzasku i od turlałem w bok. Błyskawicznie wstałem i zacząłem do niego strzelać z dopiero co wymyślonego AK 74m. Ogar SJEW'u również otworzył do mnie ognień. Akcja reakcja, schowałem się za ściankę i usłyszałem jego śmiech. Zaraz po tym po pomieszczeniu rozchodziły się jego powolne kroki. Co z nim? Nieśmiertelny czy co? I kto to mówi... Rori skup się. Jak by się go pozbyć? Przeleciałem wzrokiem po pomieszczeniu i poczułem potworny ból pod czaszką, złapałem się za głowę i lekko zachwiałem. A to co? Za dużo wymyślam? Chyba dosłownie... Trza to szybko skończyć, ale jak? Nie miałem dużo czasu do namysłu bo zza ściany wyszedł ten olbrzym.
- Aleś uparty - mruknąłem i prześlizgnąłem się między jego nogami. Przebiegłem parę metrów i padłem na twarz, kilkanaście pocisków trafiło wprost w moje plecy, rozrywając skórę i wbijając się w mięso. Podtrzymując się na rękach splunąłem krwią.
- Psia jucha... Nie dam się tak łatwo zabić. Słyszysz? Nie umrę tu, nie w taki sposób. Nie zostawię wszystkich... nie będę taki jak kiedyś - Podniosłem karabin, odwróciłem się i zacząłem do niego strzelać. Po swojej prawej usłyszałem głosy, wymyśliłem wybuchowe naboje i podniosłem lufę w sufit zaraz nad głową grubego. Poszło zgodnie z planem, strop się zarwał, a na mojego oponenta posypał się gruz i jeszcze parę rzeczy.
- Tak... Aaaj - zawyłem i znów złapałem się za głowę. Mętnym wzrokiem spojrzałem w stronę z której dobiegały głosy. Poczułem coś ciepłego i mokrego pod nosem, otarłem to miejsce wierzchem dłoni i zobaczyłem krew. Któż by się spodziewał?
W głównych drzwiach zobaczyłem Argonę zmierzającą w moją stronę. Wymyśliłem kuloodporną szybę, aby uniemożliwić jej wejście. Nagle dopadł do mnie wielkolud i przycisnął mi nóż do krtani. Mocno przycisnął ostrze przecinając przy tym skórę, cicho syknąłem z bólu i spojrzałem mu wściekle w oczy. Jeszcze tylko trochę Rori! Dasz radę! Zaraz nad nami wisiała klimatyzacja, to go trochę zaboli. Wyszczerzyłem się pewny siebie i wymyśliłem aby klimatyzacja spadła pod wpływem kilku granacików. W uszach kolejny raz rozbrzmiał znajomy huk, to w tym momencie chłododajna maszyna runęła w dół. Ogar SJEW'u uskoczył w ostatniej sekundzie, a żelastwo spadło prosto na moją nogę. Wrzasnąłem z bólu i zacisnąłem zęby. To nie miało tak wyjść.
- Gnoju to miało na ciebie spaść i cie zabić. A nie zranić mnie jeszcze bardziej! - wysyczałem powstrzymując się od kolejnego krzyku, zniknąłem kupę żelaza - Tym razem nie popełnię tego samego błędu. No dalej wiem, że tego chcesz. Chcesz mnie zabić - mruknąłem podnosząc się i opierając o ścianę. Spróbowałem stanąć na nodze ale poczułem tylko większy ból, spojrzałem w dół. Lewa noga była zmasakrowana - Prawdopodobnie na starość będę chodził o lasce. Ciekawe, jak bardzo mam pokruszone kości. A ty na co czekasz? No, dalej. Kici, kici.
Mięśniak zaczął posoli zmierzać w moim kierunku. Rozejrzałem się w poszukiwaniu mojej kamizelki z materiałami wybuchowymi. Po co ją zdjąłem? Chol.era. No nic, wymyślę jeszcze jedną. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Poczułem ciężar na swojej klatce piersiowej i kolejny ból w głowie. Żeby nie upaść musiałem przytrzymać się ściany. W mojej ręce pojawił się pilocik do kamizelki.
- Tak się tobą zajmę, że nie zdążysz tego wcisnąć - zaśmiał się i przyśpieszył kroku, przy okazji podnosząc jakąś deskę z podłogi. Spojrzałem w stronę Argony i zasalutowałem jej, oberwałem w rękę, a pilot z niej wypadł - A nie mówiłem? - Wyszczerzył się w uśmiechu i złapał mnie za gardło unosząc kilka centymetrów nad ziemię
- Mówiłeś- wydusiłem i złapałem go za rękę aby chociaż odrobinę zwolnić jego uścisk, zaczęło mi brakować powietrza- A czy ja nie powiedziałem, że więcej błędów nie popełnię? - mocno poirytowany rzucił mną o ścianę.
Łapczywie odetchnąłem i zakaszlałem. Z nosa znowu poleciała strużka karmazynowego płynu. Gdy już chciałem odpalić ładunki zorientowałem się iż kamizelka zniknęła. Co jest? Moja broń... jej też nigdzie nie było. Świetnie łepetyna zaczyna mi szwankować, wróg ponownie zaczął się do mnie zbliżać. Ostatkiem mocy wymyśliłem pudełeczko TNT, którym spokojnie powinienem zmieść go z powierzchni ziemi.
- Idź do diabła - warknąłem i rzuciłem bombę prosto pod jego nogi. Przeczołgałem się za jakieś biurko i usłyszałem wybuch. Rany po kulach znowu o sobie przypomniały. Za plecami usłyszałem głosy - No bez jaj... jeśli to go nie zabiło to już po mnie. Nic więcej nie wymyślę.
Przed oczami zaczynało mi się robić ciemno. Wszystko zaczęło się rozmazywać, ostatnie co usłyszałem to czyjeś kroki i znajome mi głosy. Potem już zapadła tylko głucha ciemność.
-Rita-

Gdy wreszcie szklana bariera oddzielająca nas od Roriego zniknęła, mogłyśmy wejść do budynku. Gdy tylko dobiegłam do miejsca gdzie ostatnio widziałam mojego ukochanego braciszka, cały żołądek podjechał mi do gardła. Zrobiło mi się nie dobrze od ilości krwi tworzącej prawdziwe morze, z sufitu coś skapywało, również było czerwone dlatego wolałam tam nie patrzeć.
- Co za smród - mruknęłam zakrywając nos dłonią - Rori? Gdzie jesteś? - zaczęłam się rozglądać
- Znalazłam go - głos Argony był spokojny
Podbiegłam do niej i zobaczyłam go, leżącego w kałuży krwi.
- Powiedz, że to nie jego krew - wydukałam i oczy mi się zaszkliły - Rori, powiedz coś - odpowiedziała mi tylko cisza - To wszystko twoja wina! Spokojnie sobie żyliśmy do czasu, twojego pojawienia się! Potem wciągnęłaś go w tą twoją śmieszną organizację i zatrudniłaś go jako swojego ochroniarza! Gdyby nie ty wszystko było by dobrze i on by teraz nie umierał - po mojej twarzy spłynęły łzy
- Uspokój się, wyliże się z tego - powiedziała spokojna, ale chyba sama nie była w 100% pewna.
- Nie martw się zabiorę cię z tond - uklękłam przy bracie, cała roztrzęsiona i złapałam go za rękę - Tylko powiedz, gdzie chcesz iść? - pociągnęłam nosem
- Dziewczyno on jest nieprzytomny, więc ci nie odpowie - Argona uklękła koło nas i sprawdziła jego rany
- Nie dotykaj go - warknęłam - Nie masz prawa! Zabieram go. A ty tu sobie zostań lub idź sobie powyj do księżyca - pomyślałam o naszym domu i w ułamku sekundy przed teleportacją ktoś złapał mnie za ramię.
Znaleźliśmy się na jakiejś dróżce. Dookoła nas była strasznie wysoka trawa... a może były to jakieś uprawy rolne. W oddali widać było wielki dom. Kątem oka zobaczyłam ruch, ucieszyłam się, że to Rori się podniósł i zaraz powie, że nic mu nie jest. Lecz to była tylko ta dziewczyna.
- Powiedziałam, że zabieram GO, a nie CIEBIE - oburzyłam się
- Do puki nie będę mieć pewności, że będziecie bezpieczni nie odejdę - westchnęła - Jest członkiem mojej watahy i nie odejdę jeśli nie będę mieć pewności, że jest bezpieczny, czy tego chcesz, czy nie - przewróciłam oczami - Gdzie my jesteśmy? Myślałam, że prze teleportujecie się do waszego domu.
- Też tak myślałam - szepnęłam patrząc na Rorisia
- Coś musiało pójść nie tak - Argona dała mi znak abyśmy podniosły chłopaka z ziemi
- To i ja widzę - znowu się oburzyłam - Gdzie chcesz go zabrać?
- Jak najdalej stąd. Nie możemy się zatrzymać w tej gospodzie. Jesteśmy na arenie 6, nie będzie tu za wiele naszych ludzi, czy też schronień. Zabierzmy go na inną...
- Nie. Rori nie przeżyje zbyt długo. Widziałaś ile krwi stracił i dalej traci. Idziemy do tej gospody - powiedziałam zdecydowanym głosem
- Nie możemy. To że ty nie masz Genu nie znaczy, że Rori także go nie ma. Jeśli się dowiedzą, że jest wilkiem powiadomią SJEW i będziemy mieli kłopoty. Twój brat też - dziewczyna była niesamowicie poważna
- Przypominam, że to nasze jedyne rozwiązanie, bo on długo nie pociągnie... a i to wszystko to twoja wina! Więc teraz słuchaj się mnie! - w oczach kobiety zatańczyła irytacja, lecz szybko zniknęła - No dalej rusz się
Na miejsce dotarłyśmy w całkowitej ciszy. Gospoda przypominała swoimi rozmiarami dworek królewski. Przywitał nas napis na drewnianej tabliczce: ,,Witamy w Miedzianej Tawernie". Dopadłyśmy do lady całe mokre od potu, posadziłam chłopaka na podłodze i opadłam go o ścianę. Podszedł do nas siwiejący już, dobrze zbudowany mężczyzna z kozią bródką.
- W czym mogę pomóc? Jestem właścicielem tego przybytku, nazywam się Mortimer - spytał widocznie przejęty stanem chłopaka siedzącego na jego podłodze.
- Powiem w prost, mój brat ryzykował życie, aby pomóc tamtej w czarnych włosach. Z tego co pan widzi - wskazałam na Roriego dłonią - ledwo żyje. Może nam pan pomóc? Błagam. Jak on umrze to nie wiem co zrobię.
- Nie lubię wilków. A wy macie Wilczy Gen, mógł bym w tej chwili zadzwonić po służby.
- Jeśli pan to zrobi, to znowu uciekniemy - odpowiedziałam - Ale w tedy będziemy mieć jeszcze poważniejszy kłopot, gdyż chłopak ciągle traci krew. Proszę, niech nam pan pomoże - myślałam, że nie dosłyszał, bo dopiero po chwili ciszy mężczyzna w końcu zareagował
- Zaprowadzę was po schodach. Mamy kilka nie przeznaczonych do niczego pięter. Chodźcie za mną - Razem z Argoną z powrotem podniosłyśmy konającego chłopaka i ruszyłyśmy za właścicielem. Mężczyzna zaprowadził nas do jakiegoś pokoju na drugim piętrze, położyłyśmy Roriego na materacu - Zadzwonić po lekarza?
- Nie ma takiej potrzeby - Argona odpowiedziała szybko.
- Spokojnie. To zaufany człowiek. Nikt tu was nie wyda, a przynajmniej do czasu, aż czegoś nie wywiniecie. Co dzieje się w naszej gospodzie nigdy nie wychodzi poza jej drzwi - w jego słowach czuć było pogardę i odrazę dla posiadaczy Genu. - Więc?
- Jeśli będzie w stanie uratować mojego brata - Argona spojrzała na mnie złowrogo ale to zignorowałam i uśmiechnęłam się smutno do braciszka - Wyjdziesz z tego - znowu pociągnęłam nosem i coś zobaczyłam, mianowicie wisior Roriego z kryształem wariował. Dosłownie. Jego kolory zmieniały się bardzo szybko, czarny, czerwony, niebieski i niebieski, czarny, czerwony - Ty, widzisz to? - spytałam czarnowłosą
- Co to znaczy? - odpowiedziała również zaskoczona
- Może Rori by wiedział - mruknęłam - Zostanę przy nim. A ty możesz się na razie przejść, tylko wróć tu za jakiś czas.
Zmieniłam się w kota i zwinęłam w kłębek koło Roriego.
*Po kilku dniach*

- Chodź, musimy pogadać - wyciągnęłam czarnowłosą z pokoju w którym spał Rori, a potem przed gospodę
- Właściwie muszę się już zbierać - spojrzałam na nią gniewnie a ta westchnęła - Słucham - odrzekła, gdy drzwi za nami się zamknęły
- Zdajesz sobie z tego sprawę, że obecny stan Roriego to tylko i wyłącznie twoja wina? - warknęłam
- A ty znowu o tym? Chciałabym cie poinformować, iż twój brat wiedział na co się pisze. Nawet sam się zgłosił na stanowisko mojego ochroniarza - powiedziała spokojna.
- On najpierw myśli potem robi! Nie powinnaś się zgadzać! - przysięgam, że jeszcze chwila i jej przywalę
- Jest dorosły i może sam decydować o tym co chce robić - widać było po niej, że sama już ledwo wytrzymuje tą sytuacje i dobrze. Niech wybuchnie i rzuci się na mnie, będę miała w tedy pretekst, żeby powiedzieć bratu, aby się z nią nie spotykał.
- Nienawidzę cię! To twoja wina. Jak byś się nie dała złapać nic by mu nie było!
- Eh... uspokój się, Roriemu na pewno nie spodobałoby się to, że się kłócimy - uśmiechnęła się smutno
- Nie masz prawa wiedzieć... ani nawet myśleć co by mu się spodobało, a co nie. Jesteś zwykłą, słabą i nic nie wartą alfą!
Chciałam ją uderzyć ale zrobiła unik. Spróbowałam jeszcze kilka razy ale sytuacja się powtórzyła. Chciałam użyć gazu otumaniającego, albo jakiegoś trującego, ale żadna z moich mocy nie działała. Żeby działały poprawnie powinnam się uspokoić. Zrobiłam obrót i spróbowałam ją kopnąć, ale poślizgnęła mi się noga, a ja runęłam na ziemię całym swoim ciężarem.
- Dlaczego? Dlaczego on woli ciebie ode mnie? - pociągnęłam nosem siadając na ziemi
- To nie tak, że woli mnie. Nie gadaj bzdur. - dziewczyna uklękła koło mnie i z lekkim wahaniem zaczęła mnie gładzić po plecach. Sama nie wiem czemu, ale przytuliłam się do niej i zaczęłam płakać - Przecież jesteś jego siostrą i na pewno jesteś u niego na pierwszym miejscu. Może Roriemu jest ciężko to pokazać, ale na pewno cię kocha.
- Wiem, że obie się nie lubimy - zaczęłam - ale wiem, że mojemu bratu na tobie potwornie zależy. Nawet nie zaprzeczaj - dodałam gdy już miała coś powiedzieć - Pewnie by chciał, abym się tobą... żebym cię chroniła. Jeśli mam cie pilnować muszę mieć pewność, że do czasu, aż on się nie wybudzi, nie opuścisz tego miejsca.
- Niestety nie mogę tu zostać. Mam parę ważnych rzeczy, które muszę zrobić - odparła
- Ale musisz z nim zostać - wypaliłam i spuściłam wzrok - Znaczy... on cię bardzo lubi, dlatego proszę, żebyś została. Dla niego. Jako członka twojej watahy. Tylko do czasu, aż się obudzi. Dłużej cię nie będę zatrzymywać - mruknęłam już spokojniejsza
- Jak sobie chcesz. Choć do środka - wstała i z uśmiechem podała mi rękę.

*Pod koniec drugiego miesiąca*

- Więc ty przy nim posiedź, a ja idę do tej biblioteczki - zadecydowałam i wyszłam z pokoju zostawiając Argonę z Rorim.
Od razu skierowałam się do korytarza wskazanego przez Mortimera. Tak jak mówił moim oczom ukazały się masywne, dębowe drzwi, zaraz za nimi powinna znajdować się biblioteka. Otworzyłam drzwi modląc się w duchu żebym znalazła w tym miejscu książkę, w której będzie coś o krysztale mojego brata. Pokój był wąski, ale długi i niesamowicie wysoki, aż pod sam sufit rozciągały się półki i regały uginające się pod literaturą. Szukaj igły w stogu siana. Po kilku godzinach przeszukiwania półek, kartkowania stron i czytania różnych dzienników opadłam na stół.
- To jest nie możliwe. Nic tu nie ma - załamałam się
Siedziałam tak dłuższą chwilę, a potem zaczęłam odstawiać książki na ich właściwe miejsca. W pewnym momencie potknęłam się o jakiś karton, którego wcześniej nie zauważyłam. Przewróciłam go, a z jego wnętrza wysypało się kilka dzienników, jakichś zwiniętych papierów i książek. Kto normalny stawia karton na samym środku przejścia? Kucnęłam, żeby pozbierać wszystko do środka, ale w oczy rzuciła mi się dość osobliwa książka. Nie była tak jak inne w zwykłych oprawkach. Ta była w białym futrze z równie białymi kartkami.
- Coś nowego, wszystkie książki tutaj są brudne i zakurzone w dodatku ich strony są pożółkłe. - powiedziałam cicho, jakbym nie chciała zniszczyć panującej tu w tym momencie ciszy.
Usiadłam z nią przy stole i powoli zaczęłam ją kartkować. Nic ciekawego czy też przydatnego. Same opowieści o jakichś plemionach, rytuałach i niewyraźne ryciny, ponadto pełno run. Po dłuższym czasie sprawdzania wreszcie dotarłam do czegoś ciekawego. Zobaczyłam rysunek odpowiadający wyglądowi kryształu Roriego. Ucieszona zaczęłam dokładnie czytać opis, a nawet jego historię. Po kolejnej godzinie kiedy przeczytałam wszystkie informacje o nim, wstałam i razem z książką pobiegłam do pokoju gdzie była Argona z moim bratem. Zobacz, powiedziałam rozkładając książkę przed czarnowłosą. Tu piszą, że takie kryształy były używane przez dawnych magów, do leczenia i pokazywania stanu zdrowia. A tu jest o tym co znaczą poszczególne kolory, niebieski- stan zdrowia w normie, czerwony- gdy coś mu zagraża lub boli, czarny- gdy jest poważnie ranny lub - tu w oczach pojawiły mi się łzy - lub... gdy umiera. Argona on nie umrze, prawda?
- Rita, spokojnie. Zobacz jest napisana, że jak jest stale na tym kolorze. Nie jest cały czas czarny tylko miga - uśmiechnęła się - A teraz się prześpij. Na pewno zmęczyło cię to szukanie - pokiwałam jej głową i zmieniłam się w kota, potem położyłam się koło dziewczyny i zasnęłam.
Następnego dnia obudził mnie szelest kartek. 
- Co robisz? - spytałam przeciągając się
- Kryształ Roriego zaczął wolniej zmieniać kolory - odpowiedziała
- Co? I co to znaczy? - przeraziłam się siedząc już w ludzkiej postaci
- Tu jest napisane, że jak bardzo szybko zmienia kolory to znaczy, że osoba do niego przypisana, w tym przypadku twój brat, dryfuje na granicy życia i śmierci - chciałam jej przerwać wybuchem paniki ale uciszyła mnie ręką, spojrzałam na nią gniewnie, ale nic nie powiedziałam - To jest jak śpiączka, tylko, że osoba dryfująca normalnie śni.
- A co jeśli miga wolniej? - spytałam już nie wytrzymując
- No właśnie. O tym nie ma nawet wzmianki - dziewczyna widząc moje zmartwienie, uśmiechnęła się lekko - Pewnie za niedługo się obudzi - zapewniła.
- Obyś miała rację - spuściłam głowę, a oczy znowu mi się zaszkliły - Nie wiem co zrobię, jak on się nie obudzi.
-Rori-

Znowu byłem w tym jasnym pomieszczeniu. Siedziałem na ziemi ze skrzyżowanymi nogami. Po jakimś czasie przede mną pojawił się siwy, ale dobrze zbudowany mężczyzna. Wyglądał jak wyrwany z jakiegoś starego klasztoru. No bo miał taką długą brodę i był łysy, no i jeszcze ta czarna toga. Świetnie jak on też będzie chciał mnie zabić, lub zrobić mi sieczkę w głowie to nara.
- Nie obawiaj się - powiedział lustrując mnie wzrokiem - Jestem tu by cię wysłuchać i ci pomóc. Znowu.
- Przestań gadać bzdury, jak masz mnie zabić to dawaj. Jestem już cały obolały i zmęczony, odkąd znalazłem się w tym chorym świecie nic tylko uciekam, chowam się i walczę z jakimiś bestiami. A znając moje szczęście za parę chwil ty też zmienisz się w jakiegoś wilka, biesa czy inne coś i będziesz na mnie polował. Będziesz chciał tylko pożreć moje wnętrzności, albo jednak nie będziesz chciał mnie zabić, ale przeciągnąć mnie do jakiejś organizacji - powiedziałem prawie na jednym wdechu - Wiesz ile razy już umarłem? Chyba z jakieś pięćdziesiąt! To więcej niż zebrałem żyć przez ponad 200 lat mojego życia. To jest męczące. Serio.
- Skończyłeś? - mężczyzna stał nade mną i patrzył z politowaniem prosto w moje oczy, kiwnąłem mu głową a ten podał mi rękę
- Jak to kolejna sztuczka... - mruknąłem ale przerwał mi gestem ręki
- Zapewniam cię, że to nie jest sztuczka. Skoro tak się już rozgadałeś. Przedstaw się i kontynuuj - uśmiechnął się a ja podałem mu rękę, ten pociągnął mnie na równe nogi.
- Jestem Rori... znaczy chyba... umarłem mnóstwo razy... przestałem liczyć i teraz już nic nie wiem. Gubię się w tym wszystkim - podrapałem się po karku i ruszyłem za dziadkiem.
Cały krajobraz zaczął się zmieniać. Teraz szliśmy alejką... jednak nie, ścieżką tuż przy jej krawędziach rosły wielkie drzewa. Ich liście miały najróżniejsze kolory, od niebieskich i zielonych, po żółte, czerwone i fioletowe. Potem zepchnął mnie z dróżki i skoczył za mną. Przelecieliśmy przez jakiś dom, od góry do samego dołu, obrazy zatrzymały się na jakiejś polanie w środku lasu. Gdzie spokojnie sobie szliśmy. Już nic nie ogarniam.
- Jesteś Rori Amankori, syn jednego z najlepszych snajperów - dotknął mojej głowy, a przed moimi oczami pojawiła się chyba, każda z możliwych chwil w moim życiu - A teraz chłopcze, jak ci się podoba to miejsce?
- Wygląda znajomo, ale nigdy mnie tu chyba nie było, no i jest bardzo spokojne - powiedziałem powoli
- Zgadza się, ale byłeś tu jako mały dzieciak. To tu odkryłem twoją wyjątkową naturę. Tu zapieczętowałem w tobie umiejętność, z którą się urodziłeś, gdyż okazała się niezwykle potężna. Teraz jest tu spokojnie, ale to tylko chwilowe. Za jakiś czas coś tu się będzie działo i dlatego cię tu sprowadziłem...
- Ha! Czyli jednak, chcesz mi zrobić wodę z mózgu - wyszczerzyłem się w uśmiechu
- Jakiego mózgu? - odgryzł się staruszek
- Spokojnie dziadku bo się posypiesz - mężczyzna westchnął i jednym sprawnym ruchem nogi, posłał mnie na łopatki
- Dasz sobie wreszcie coś powiedzieć? Czy za każdym kąśliwym słówkiem chcesz lądować na deskach? - mruknął niezadowolony
- Spoko, już się zamykam - wstałem na cztery łapy. Czekaj, łapy? A no łapy - O rany! Dawno nie widziałem w wilczej postaci... i pamiętam co tu robię. Ekstra! Muszę do ciebie częściej wpadać dzia... znaczy kumplu.
- Tak, a teraz zamilcz. Ściągnąłem cię tu w obliczu nadchodzącego zagrożenia, nie wiedziałem w jakiej jesteś sytuacji, ale kiedy cię tu sprowadziłem okazało się, że jesteś bardzo ranny. Ta śpiączka, w którą zapadłeś pomogła ci się uleczyć. Jesteś tu już od około dwóch miesięcy.
- W śpiączce?! Ale jak to? Przecież... - facet złapał mnie za kark i podniósł do góry, położyłem po sobie uszy i schowałem ogon między łapy - Racja już się zamykam - postawił mnie na ziemi, a ja się otrzepałem
- Obserwowałem cię od kiedy tylko cię tu ściągnąłem. Nawet nie przerywaj - mruknął gdy zauważył, że zbieram się by coś powiedzieć - Patrzyłem jak sobie radzisz w tym świecie i teraz ze spokojem mogę zdjąć pieczęć. W późniejszym czasie poznasz nowego potężnego sojusznika, z którym na początku się nie polubicie
- Wróżbita Maciej się znalazł - szepnąłem powstrzymując śmiech
- Coś mówiłeś? - spojrzał na mnie krzywo
- Nie, nie skądże. Ja? - udawałem poważnego
- Tak też myślałem. Więc skoro to ostatnie twoje chwile w tym miejscu, a ja już prawie skończyłem, chcesz coś dodać, o coś poprosić. Jakąś radę? Nie krępuj się w sumie i tak nie możesz. Twoja mózgownica jest już tak przegrzana, że ciężko ci jest kłamać. Mówisz prosto z mostu.
- Ja... chciałbym - skuliłem uszy i usiadłem na ziemi - umieć obronić bliskie mi osoby bez zbytniego ranienia się, żebym znowu nie był konając, lub nawet gorzej.
- To chciałem usłyszeć - mruknął dziadzio, a jego końcówki palców prawej ręki zaświeciły się. Dotknął mojego brzucha i powoli przekręcił w lewo. Poczułem olbrzymi ból i uczucie rozrywania. Trwało to kilka sekund, a gdy to wszystko zniknęło padłem na kolana - Pamiętaj za niedługo, nie tylko SJEW będzie waszym zmartwieniem.
- Jasne, ale... Co to było? - wysapałem 
- Odpieczętowałem to o czym już wspominałem - odpowiedział spokojnie
- Czyli w końcu co to jest? - warknąłem już lekko zirytowany
- Twój dar, głuchy jesteś? - zaśmiał się krótko - Twój szał, młody człowieku. Musisz się nauczyć, kiedy go wyzwalać, a kiedy go hamować.
Byłem pewien, że gdzieś już słyszałem te słowa. W jednym momencie wszystko było jasne. Kiedy byłem mały właśnie ten starzec, który był kolegą mojego ojca zabrał mnie na wycieczkę, właśnie w to miejsce. Kazał się nazywać chyba Mistrz Zing. Chciałem być silniejszy niż ktokolwiek inny, aby móc chronić moich bliskich. W tedy dziadzio pierwszy raz uwolnił mój szał, rozniosłem kilka kukieł treningowych. Nie umiałem nad tym zapanować, więc powiedział, że kiedy przyjdzie odpowiednia chwila znowu się spotkamy, a do tego czasu musi zablokować szał. Ostatnie co pamiętam to potworny ból, taki sam jaki czułem przed chwilą
- Powiedz, jesteś nieśmiertelny? Dlaczego? - spytałem
- Byłem mędrcem, panującym nad magią, gdy się zestarzałem wybrałem nieśmiertelność. Użyłem bardzo skomplikowanego zaklęcia i tak stałem się nieśmiertelnym. Od tego momentu moje ciało nie ulega wpływowi czasu - to dlatego jeszcze żyjesz dziadku, co? - Skąd to pytanie?
- Tak tylko, coś mi zaświtało
- Pora na ciebie - zaczął odchodzić - uniosłem rękę na pożegnanie, a ta zaczęła znikać, zrobiłem oczy, jak pięć złotych
- A to co? - spytałem zdziwiony
- Wracasz do siebie
- Skoro jesteś nieśmiertelny to do zobaczenia Zing - dziadek stanął jak wryty, odwrócił się do mnie widocznie zirytowany, ale z uśmiechem na ustach - Tak przypomniałem sobie - świat zaczął znikać, najpierw słońce, później krajobraz, drzewa. Na samym końcu zostałem sam w nicości.

~~~~~~~~

Widziałem tylko mrok. Spróbowałem poruszyć palcami u rąk, po kilku nieudanych podejściach się udało. Ruszyłem ręką i postarałem się otworzyć oczy, co z resztą mi nie wyszło. Głowa zaczęła mnie potwornie boleć, dotknąłem swoją skroń i poczułem pod palcami bandaż. Obróciłem głowę w lewo i powoli otworzyłem oczy. Nagle moje uszy zostały zaatakowane masą dźwięków. Czyjś szloch, moje imię, jakieś głosy. Potem coś mnie przygniotło i zaczęło mocno przytulać. Wreszcie zrozumiałem co się dzieje. Obudziłem się, ale mam nadzieję, że tym razem na dobre. Rozejrzałem się, Rita tuliła mnie z całych sił, a Argona stała w pewnej odległości i się uśmiechała patrząc na nas.
- Ty żyjesz! - coś zawyło koło mojego ucha, skrzywiłem się - Tak się martwiłam. Tak strasznie się martwiłam. Nie możesz mi tak robić! - Rita płakała mi w koszulkę, chciałem się podnieść, ale nic to nie dało. Nie miałem siły no i jeszcze młoda na mnie leżała.
- Witamy wśród żywych - powiedziała Argona, powstrzymując śmiech. Musieliśmy komicznie wyglądać.
- Wróciłem - uśmiechnąłem się z ulgą

(Argona?)