27 grudnia 2016

Od Argony cd. Argony - Powroty...

- Ał! - syknęła dziewczyna, gdy poraziło ją jasne światło. Przez chwilę nie widziała nic, jednak już wkrótce wzrok powrócił i byłam chociaż w stanie odróżnić górę od dołu.
Pomieszczenie, na ile je widziała, wydawało jej się obce. Spróbowała się poruszyć, jednak poczuła, że coś krępuje jej ruchy. Była związana. 
- Czego ode mnie chcecie? - warknęła, nieruchomiejąc i szukając dłonią dojścia do supła.
- Uspokój się Wilkobójco! - warknęła postać przede nią i ktoś wymierzył jej policzek. - To ja tu zadaję pytania!
- E-erna? - zdziwiła się czarnowłosa, tracąc nagle hardy wyraz twarzy. Tego się nie spodziewała. Sądziła, że Tara dosypała jej czegoś do tej herbaty, czy coś w tym guście. Tymczasem otoczyły ją znajome głosy osób, o których prawie już zapomniała.
- Nie udawaj głupka - parsknęła Szamanka. - Nie damy ci się tak łatwo wyrolować, Wilkobójco. Panie Podziemi. - Parsknęła z pogardą. Była pewna, że Hades nie oddałby swojego tronu tak łatwo temu debilowi.
- Może nie udaję głupka, lecz jestem głupkiem? - spytała z westchnieniem. - Erna, już wróciłam do siebie... A Darkness prawdopodobnie wrócił do siebie.
- Ha! Widzisz! Nie wspominałam nic o żadnym Darknessie! - wykrzyknęła triumfalnie Szamanka. - Co więcej, nawet nie podałeś nam tego imienia.
- Gdy byłam w jego ciele jego... znajoma mi co nieco wyjaśniła - powiedziałam wymijająco. - W każdym razie wróciłam, Erno. Jak to udowodnię? Powiedzmy... w dzień, w którym zginęłam próbowałaś razem z Tasirą pomóc Mixi, jednak nasłałam na was Airesu. - Uśmiechnęłam się zaczepnie.
Erna milczała. 
- Erno? - Koło medyczki pojawiła się jakaś druga postać, jednak Argona wciąż nie była w stanie przeniknąć wzrokiem światła.
- Nie pamiętam aż tak dokładnie - przyznała kobieta, przyglądając się czarnowłosej bardzo uważnie. Czy mogła to zmyślić? Odpowiedź była bardzo szczegółowa i z tego co pamiętała faktycznie chciała pomóc Mixi, gdy ten biały wilk ją zaatakował... jednak czy aby na pewno?
(Tiffany?)

Od Argony c.d Tiffany

 Przewróciłem tylko oczami i spojrzałem na twarz kobiety, jednak po chwili po raz setny oślepił mnie blask reflektorów. Warknąłem cicho, jednak jak na dżentelmena odpowiedziałem w miarę grzecznie na jej pytanie:
 - Wilkobójca się kłania. Pan Podziemia i bynajmniej nie pierwszy lepszy z brzegu demom. Właściwie nie tyle demon, co istota pomiędzy bogiem a diabłem. Patron samobójców i dusz czyśćcowych. Będę waszym pośmiertnym sędzią więc jak mnie wypuścicie to odpusze wam..powiedzmy..jedną trzecią grzechów lekkich?
 Erna spojrzała na mnie, jakby mi nie ufała. Właściwie to nie było wcale takie dziwne. Też nie zaufałbym wariatce, która zachowuje się jak opętana i uważa siebie za pana podziemi. Ich strata. Będę miał kogo torturować w zaświatach. Tiffany nie wyglądała tak, jakby uważała mnie za wariatkę. Była mną..zainteresowana, jednak widziałem w niej tą nutkę strachu. W powietrzu czuć było niepewność.
 - Więc..Wilkobójco? - dziewczyna zaczęła dosyć niepewnie, jednak po chwili jej niepewność przerodziła się w gniew.- CO ZROBIŁEŚ Z ARGONĄ?!
 Ledwo powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem, jednak na szczęście tego nie zrobiłem. Teraz wiem, jak to jest naprawdę użreć się w język. Ała.
 - Nie wiem do cholery. Sam byłem tam u siebie, nagle jakieś czary mary i jestem w tym zadupiu w ciele baby,  która nie ma nawet dużych cycków. I JAK TU ZASTOSOWAĆ TECHNIKĘ SAMOGWAŁTU?!
 Obie kobiety wyglądały na naprawdę zszokowane. Jednak ich miny - bezcenne. Zakaszlałem. Raz drugi trzeci. Zrobiło mi się nagle niedobrze, a Erna zauważyła, że coś jest ze mną nie tak. Powiedziała coś niezrozumiałego w moją stronę, ale ja usłyszałem tylko jej odległy szept. Obudziłem się na kolanie Tary, która wtulała się we mnie.
 Nie poruszyłem się. Myślała, że śpię. Znowu byłem sobą. Jednak nadal czułem potrzebę wrócenia na wyspę. Musiałem porozmawiać z Argoną Ryuketsu

26 grudnia 2016

Od Erny

Kolejny raz sprawdziłam skrzynkę. Nic, żadnych listów, rachunków, ulotek. Cisza. Czemu wszystko zamarło? Wyjrzałam za okno. Gwar niby ten sam, ale czegoś brakuje. Od dawna wataha nie daje znaku życia. Otworzyłam okno i oparłam się o parapet. Dopadł mnie chłód i zapach portu. Moje mieszkanie i tak przesiąknięte było wonią ryb zmieszaną z delikatną morską bryzą. Zapewne ja też. Nie czułam swojego zapachu.
Rozejrzałam się po ulicy. Gwar, hałas - jak zawsze. Spojrzałam na oddalające się dwumasztowce. Kończą mi się pieniądze, pomyślałam. Krótka wyprawa z poławiaczami pereł czy ryb, albo z wielorybnikami. Zamknęłam oczy. Skupiłam się na zimnym wietrze ocierającym się o moją twarz. Wsłuchałam się w uliczny hałas. Nie rozumiem jak niektórzy mogą żyć w swoich ogromnych willach wybudowanych w spokojnej okolicy. Przechadzają się całymi dniami po marmurowych posadzkach. Jedyny hałas który im towarzyszy to ich kroki. Nawet nie słychać sąsiadów. Bogaci ludzie nie zakładają dużych rodzin. Przez to rzadko kiedy słychać ganiające się dzieci. To dosyć absurdalne, że ludzie których stać na rodzinę jej nie posiadają, a ci najubożsi mają po kilkoro pociech. Może szczęście zawarte w pieniądzach chcą sobie zastąpić szczęściem rodzinnym? Ludzie są dziwni. Wilki też, temu nie można zaprzeczyć. W sumie wilki są dziwniejsze. Mają swoje "magiczne moce" przez co są prawie niezniszczalne i mają się za bohaterów wszechświata, a i tak giną jak debile. Z drugiej strony ludzie też giną jak debile. Czy będąc jednocześnie człowiekiem i wilkiem jestem narażona na jeszcze bardziej idiotyczną śmierć?
Moje rozważania przerwał podmuch wiatru, który zatrząsł okiennicą. Zamknęłam okno. Odwróciłam się w stronę mieszkania i zatrzęsłam się z zimna. Pomieszczenie było wyraźnie wyziębione. Z zewnątrz usłyszałam radosną muzykę.
- Cyrk przyjechał? - Mruknęłam pod nosem.
Ponownie odwróciłam się w stronę okna. Nie zauważyłam żadnej karawany, chociaż muzyka stawała się coraz głośniejsza. Dziwna sprawa, pomyślałam.
Przeszłam się po mieszkaniu. Muzyka stopniowo cichła. Rozejrzałam się po ścianach. Nie chciało mi się kolejnego dnia spędzać w tych nudnych kilkudziesięciu metrach kwadratowych. 
Wzięłam zawieszoną na krześle bluzę i wyszłam z mieszkania. Schodziłam po klatce nucąc zasłyszaną przed chwilą melodię, jednocześnie kręcąc kluczami na palcu. Pchnęłam drzwi i wyszłam na ulice. Schowałam klucze do kieszeni. Był wyjątkowo ciepły dzień jak na tę porę roku. Wpuściłam bluzkę w spodnie, żeby wyglądać bardziej "stajlisz" i ruszyłam przed siebie. Rozejrzałam się po ludziach. Czułam się trochę wyjęta z krajobrazu. Wszyscy mieli ponure, pełne zmęczenia miny. Ja wręcz przeciwnie - z uśmiechem maszerowałam przez ulice. Miałam ochotę wykrzyczeć wszystkim w twarz jaki dzisiaj mamy piękny dzień. Nie wiem skąd we mnie te pokłady radości.
Doszłam do portu. Ludzi było mniej niż zwykle. Weszłam na pomost i usiadłam na jego krańcu. Spojrzałam na morze. Wody po horyzont. To jednoczenie zdumiewające i godne podziwu, ale i przerażające. Jesteśmy wyspą, jesteśmy odcięci od świata zewnętrznego. Czułam kroki na pomoście. Co chwilę ktoś biegł, skakał, zbliżał się i oddalał ode mnie. Wstałam i otrzepałam spodnie. Jednak siedzenie na pomoście nie jest takie wygodne. Odgarnęłam ręką włosy z oczu. Muszę iść do fryzjera. Spokojnym krokiem zaczęłam zmierzać w stronę ulicy. 
Boże! Jakie moje życie jest nudne! Mam za dużo czasu. Poszłabym do klubu, może wreszcie znalazłabym męża. Ale jest dopiero południe. Załamałam ręce. Odkąd wataha nie daje znaku życia, mam mało rzeczy do robienia. 
Weszłam w tłum ludzi. Wszyscy wyglądali bardzo podobnie. Mieli takie same, przeciętnej urody rysy. Zamyślona szłam przed siebie. W pewnej chwili ktoś chwycił mnie za rękę i silnie pociągnął.

<Tak bardzo brak weny. Ktoś, coś?>

23 grudnia 2016

Od Tiffany cd. Argony

  Erna wydawała się zdezorientowana, jednak Tiffany wręcz przeciwnie. Zeskoczyła ze stołka i rzuciła się na Argonę-nie-Argonę. Ta jednak z łatwością zmieniła kierunek ataku dziewczynki, przez co ten trafił w pustkę. Jednak ta chwila wystarczyła Ernie, by zorientować się, że to, co się właśnie dzieje nie do końca jej odpowiada. Wyrwała się dziewczynie i wyciągnęła ręce do przodu w geście spidermana. Czarnowłosa już otwierała usta, by rzucić jakąś kpiącą uwagę, gdy jej ciało zostało owinięte przez grube liany, które swój początek miały w dłoniach Szamanki. 
- Cholera - zaklęła niskim, nieswoim głosem, próbując się wyswobodzić z więzów. Erna chwyciła nóż z blatu kuchennego i podeszła do tej znajomej-nieznajomej.
- Tiffany, posadź ją i przytrzymaj - rozkazała. W głębi duszy miała zamęt. Ktoś opętał Argonę. Czy to nie dziwne? Medyczka sądziła, że wadera już jest opętana. To ten sam demon czy jakiś inny? Może... czy jest jakieś inne wytłumaczenie? Bo tego, że Argona zachowałaby się w ten sposób nie mogła przyjąć do wiadomości. 
  Gdy dziewczynka usadziła wciąż miotającą się kobietę na krześle, Erna poluzowała nieco liany na swoich łapach, by można było nimi jeszcze raz owinąć krzesło i przywiązać pojmaną do krzesła. Cóż. Mieszkanie w porcie czasem się opłaca. Żeglarze nauczyli Szamankę kilku całkiem skutecznych węzłów, która to wiedza przydała jej się przy unieruchomieniu... Alphy.
  Skończywszy, cofnęła się o krok, podziwiając swoje dzieło.
- Daj spokój Erna, nie znasz się na żartach - próbowała rozładować atmosferę fałszywa Argona, jednak widząc minę kobiety przyznała: - Okej. To nie był żart. Ale, cholera, masz na prawdę niezłą dupę. A uwierz mi, wiem co mówię. 
Erna przystawiła sobie stołek, by usiąść na przeciwko opętanej.
- Tiffany! Na co czekasz?! Leć po reflektor! - warknęła, do dziewczynki, po czym mruknęła pod nosem: - Jak był Hoinkas to nikt nigdy nie musiał przypominać, że do przesłuchań niezbędny jest reflektor i ciemny pokój, ale odkąd zniknął oświetleniowiec chyba bierze wolne i wszystko trzeba załatwiać samemu. 
  Kilka chwil później reflektor był już zamocowany, a rolety w oknach szczelnie zasunięte. Zaczęła działaś Magia Świąt. 
  W pomieszczeniu było ciemno. Nagle reflektor skierował swój blask na mrużącą oczy postać czarnowłosej dziewczyny. Przed nią, nie widoczna pod światło, siedziała Erna z teczką, plikiem kartek i długopisem. Cichu rumor po drugiej stronie pokoju sugerował, że Tiffany spadła z drabiny, schodząc z niej po włączeniu reflektora.
- Nazwisko i imię - zapytała rzeczowo Szamanka.
(Argo-nie-Argo? XDD)

17 grudnia 2016

Od Argony c.d Tiffany

 - Nie mam ochoty o tym gadać. Sama w sumie.. - zacząłem, jednak głos ugrzązł mi w gardle. 
Tak właściwie to nie miałem dobrego wytłumaczenia na tą sytuację. Trudno to przyznać, jednak potrzebowałem pilnie odpoczynku. Po tym całym dniu marzyłem tylko o tym, żeby położyć się w ciepłym łóżku. I przemyśleć to wszystko jeszcze raz. 
 Z kuchni wydobyło się głośne "BRZDĘK". Erna odstawiła bandaż na bok i pobiegła w tamtą stronę. Ja, zaciekawiony dźwiękiem, również poszedłem w stronę pomieszczenia. 
 Tiffany stała na środku pokoju przerażona. Na podłodze była rozlana herbata i potłuczony kubek. Czarnowłosa skuliła się w kącie i zaczęła płakać, co mnie..rozbawiło. Spojrzałem złośliwie na Ernę, która zaczęła ostrożnie zbierać kawałki szkła, aby się nie pokaleczyć. Zamknąłem oczy, a na moje usta wpełzł ten sadystyczny uśmiech. Starałem się powstrzymać. Musiałem wyjść stąd, zanim zrobię coś, czego obie kobiety mogły żałować.
 Erna podniosła głowę i spojrzała na mnie. Widziała, że cały się trzęsę i odwróciłem się od nich plecami, aby ukryć uśmiech.  Nie potrafiłem się go pozbyć. Miałem w sobie najgorsze myśli. Erna podeszła do mnie  chwyciła mnie za ramię, pytając cicho: "Wszystko w porządku?"
 - W jak najlepszym. - moja demoniczna natura dała o sobie znać. Miałem w dodatku wrażenie, że nie powiedziałem to głosem nijakiej Argony Ryuketsu, ale głosem lekko zmodyfikowanym, podobnie jak u Mroku. Zawsze mówiłem tym tonem do nowych dusz, przebywających do czyśćca. Czyżby moja dawna moc dała o sobie znać? Może nie zostałem do końca zmieniony...
 - Argona? - zapytała Erna, zabierając rękę.
 - Moja. Tylko moja.
 Tiffany podniosła wzrok i spojrzała na mnie przerażona, po czym krzyknęła:
 - ZROBILI JEJ PRANIE MÓZGU! TO NIE JEST ARGONA!
 Wtedy nie wytrzymałem. Podszedłem do Erny i dotknąłem ją delikatnie w zadnią część ciała. Uspokoiłem oddech i przytuliłem się do niej, raz po raz przejeżdżając ręką po jej zaokrąglonej części ciała. Zacząłem ją namiętnie całować. Medyczka była tak mocno zdezorientowana, że nie była nawet w stanie się obronić przed moim "atakiem". Czułem to. Miała naprawdę zajebisty zad.
<Tiffany?>

11 grudnia 2016

Od Tiffany cd. Argony

  Erna wróciła z opatrunkami i zaczęła dokładnie oglądać moją ranę.
- Kula została w środku - oznajmiła, podnosząc wzrok na twarzy Tiffany. - To zaboli tylko przez chwilę. Musisz być silna.
  Tiffany skinęła głową, zaciskając zęby. Medyczka chwyciła podłużne obcęgi, przybliżyła do rany. Szybko rzuciła okiem na dziewczynkę, po czym chwyciła ją mocno za ramię, jednym ruchem wsunęła narzędzie do środka i już po chwili ociekający krwią nabój wylądował na podłodze, a szamanka przyciskała gazę do rany, tamując krwawienie. Tiffany była tak zaszokowana tempem wydarzeń, że nie zdążyła nawet wrzasnąć z bólu czy się rozpłakać. Siedziała na krześle, jakby nieprzytomna. Argona obserwowała to z pewnego dystansu, tamując własną ranę ręką.
  Kończąc opatrunek czarnowłosej, Erna spojrzała w kierunku Alphy.
- Argo, nie stój w progu - powiedziała. - To że opatruje małą nie znaczy, że masz czekać tam gdzie cię zostawiła. Daj spokój. Znamy się już tyle lat! Siadaj i czuj się jak u siebie. Zaraz się tobą zajmę.
  Kobieta skinęła głową i usiadła na kanapie. Erna zauważyła, że rozgląda się nieznacznie po pomieszczeni. No w sumie... Alpha właściwie nigdy nie była w  jej domu. Medyczka skończyła opatrunek Tiffany i poleciła, by dziewczynka poszła do kuchni zrobić jakąś herbatę, po czym podeszła do Argony.
- Pokaż tą ranę - rozkazała, a widząc potarganą dziurę, skrzywiła się. - W co wyście się wpakowały? Wydawało mi się, że ostatnimi czasy Wataha prowadzi politykę nie mieszania się w nic niebezpiecznego i po prostu unikania zostania wykrytym.
- To była sprawa, którą musiałyśmy załatwić - oznajmiła wymijająco kobieta, nie patrząc na oczyszczającą powoli ranę Szamankę.
- Rozumiem, że musiałyście. - ostrzegła Erna, w połowie zdania wsuwając Alphie do rany przemyte wcześniej obcęgi, wydobywając kulę i ponownie tamując wypływ krwi. Argona nie zareagowała w żaden sposób. więc medyczka kontynuowała robienie opatrunku. - To co robiłyście? Mnie przecież możesz powiedzieć. Wiesz, gdybyś wzięła mnie ze sobą mogłabym od razu opatrzyć wasze rany. A tak pewnie musiałyście się przytłuc przez pół wyspy, nim do mnie dotarłyście.
(Argono?)

10 grudnia 2016

Od Argony c.d Tiffany

 Kolejne strzały. Rozglądnęłam się nerwowo dookoła, mając nadzieję na przebłysk geniuszu. Może objawią mi się jakieś moce, którymi posługiwała się wilczyca. Zasłoniłam swoją ranę i spojrzałam na małolatę, która była mocno wystraszona. Pokazałam jej palcem, żeby siedziała cicho. Czarnowłosa zrozumiała mój przekaz. Mogłam już cofnąć swoją dłoń, która po chwili powędrowała w stronę rany dziewczyny. Nie wyglądało to najlepiej.
 "Niech zdycha" - odezwała się jakaś cząstka mnie. Stary Darkness zostawiłby ją, jednak..osoba, w której obecnie przebywałam zbyt mocno martwiła się o dziewczynę, przez co i ja zaczęłam obawiać się o jej bezpieczeństwo. Postanowiłam wydostać się z tego budynku i pomóc dziewczynie. Nie będę kłamać - nie wiedziałam, gdzie szukać tej medyczki, ale najwidoczniej mała wiedziała.
 - Prowadź do Erny. Nie wiem, gdzie ona jest. Mam dosyć tej zabawy w zamianę ciał. Wskaż mi do niej drogę, to może i ja skorzystam z usług tego wielkiego medyka.
 Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariata. Kolejne strzały. Popchnęłam dziewczynkę w stronę wyjścia, a ta omal nie upadła przy schodach. Zaczęłyśmy biec. Ona prowadziła. [...]

 Podróże przez kanały nie należały do moich ulubionych. Podobnie jak i podróże taksówkami. Były to jednak najlepsze i najszybsze środki transportu, nie licząc metra, jednak czarnowłosa nie zamierzała jechać w zatłoczonym pociągu. Ja zresztą też nie. Kiedy dotarliśmy na miejsce, nastolatka pociągnęła za klamkę. Otworzyła kobieta z krótkimi włosami, niewiele młodsza od mojego dawnego "JA". 
 Spojrzałam na nią surowym spojrzeniem i wskazałam  na swoją ranę. Oraz ranę Tffany. Właśnie..tak miała na imię. Nie wiem, skąd..ale wiedziałam.
 - Wpuścisz nas, czy mamy się obie wykrwawić? - warknęłam.
 Zdziwiona kobieta otworzyła drzwi szerzej, abyśmy mogły wejść. Wkroczyłam dumnie do jej mieszkania. Erna zamknęła drzwi i pobiegła po opatrunki. Spojrzałam na swoją ranę. Kula nie dostała się zbyt głęboko. Mogłam ją wyciągnąć nawet palcami. Spojrzałam na Tiffany. Erna usadowiła ją na krześle, aby nie musiała niepotrzebnie chodzić. Zamknęłam oczy i zobaczyłam ich.
 Całą moją dawną watahę, łącznie z Agonem, Ellanie, Aragornem, Razem...i moimi szczeniakami. Dziwne uczucie, które poczułam, kiedy tylko ujrzałam uśmiechniętą twarz chłopaka. Czy to była..tęsknota?
<Tiffany?>

4 grudnia 2016

Od Panicza cd. Tyksony

  Panicz siedział w swojej limuzynie, leniwie oparty o szybę. Po tym, jak jeden z ochroniarzy go odnalazł i ta kobieta została ogłuszona, kazał ją przenieść do pojazdu i wracać do posiadłości. Przebywanie na mieście zdecydowanie go znudziło.
  Dojechawszy na miejsce rozkazał ochroniarzom zanieść swoją ofiarę do piwnicy i tam ją na razie zostawić. Sam udał się do salonu. Po wszystkich stresach tego dnia chciał napić się Herbaty i przeglądnąć demotywatory. [...]

  Chłopak zapalił światło w piwnicy, odkrywając w ten sposób pomieszczenie pełne zakonserwowanych ludzkich szczątków. Nie zwracając kompletnie na nie uwagi przeszedł do kolejnego pokoju, gdzie, przypięta do ściany, siedziała tamta nieznajoma, która tak brzydko go potraktowała. Zmarszczył brwi. Właściwie, dziewczyna powinna być przypięta, jednak nie była. Gwałtownie poderwała się z ziemi na dźwięk otwieranych drzwi i rzuciła w kierunku chłopca. Ten błyskawicznie odskoczył, zatrzaskując drzwi i dobył wykałaczki. Korzystając z chwili wbił ją w kark dziewczyny. Ta znieruchomiała, choć dalej patrzyła z nienawiścią na Panicza. A mu podobało się to spojrzenie. Ukląkł przy niej i chwycił za ramiona.
- Nie powinnaś tak leżeć na zimnej podłodze. Usiądź, będzie nam obu wygodniej. - Kameron uśmiechnął się dość nieprzyjemnie, sadzając z trudem dziewczynę i opierając ją o ścianę-jak lalkę. Gdy tak siedziała, hardo patrząc na dzieciaka, ten również usiadł z wyrazem zadumy na twarzy. Miał takie przelotne wrażenie, że ta dziewczyna jest mu w jakiś sposób znajoma. Nie mógł jednak skojarzyć, skąd? - Wiesz co? - spojrzał nagle prosto na nią. - Chyba mi się odechciało cię torturować.
Wsunął rękę ze kark dziewczyny i wydobył z jej ciała wykałaczkę.
  Wstał i cofnął się o krok. 
- Jeśli nie chcesz, żebym się rozmyślił będziesz teraz wykonywać moje polecenia i pójdziesz ze mną na górę do mojego pokoju - rozkazał poważnie.
(Tyks? Jakoś wybrnęłam nawet za bardzo ciebie nie turbując XD #miły Panicz jest miły)

3 grudnia 2016

Od Tiffany cd. Argony

- Tylko kogo? - mruknęła Argona do siebie. Tiffany spojrzała na nią pytająco, jednak kobieta nie zwracała na nią uwagi.
- Co kogo? - spytała Tiffany. Argona spuściła wzrok na dziewczynkę, potem skierowała go na ranę małej. Czarnowłosa zorientowała się, wreszcie o co Alphie chodzi. - Najlepiej chyba byłoby udać się do Erny - zasugerowała. - Z tego co wiem jest świetnym medykiem.
- Erny...? Ah, no tak! - jakby przypomniała sobie Argona. Ruszyła w kierunku krawędzi dachu i przystanęła na chwilę, patrząc w dół. 
- To chyba... - zaczęła z obawą Tytania, jednak czarnowłosa zrobiła już krok na przód. Dziewczynka zacisnęła mocno oczy. Owionął ją pęd powietrza i... nagle ustał. Otworzyła oczy. Alpha stała na jakimś zniszczonym balkonie bez barierki. Drzwi balkonowych na szczęście nie było, więc łatwo weszły do mieszkania, po czym skierowały się do klatki schodowej, z której bez większych problemów (z wyjątkiem kilku dziur w schodach) wydostały się na zewnątrz budynku. Argona na chwilę przystanęła, jakby niepewne, gdzie iść. Po tym pewnie ruszyła na południe.
- Argo... to chyba nie w tą stronę - cicho zauważyła Tiffany. - Bo... członkowie WKNu raczej nie mieszkają na Arenie 7. Gdzie idziesz?
Dziewczynce zaczęło się wydawać, że coś złego dzieje się z Argoną. Że być może... ktoś ją kontroluje, albo... sama nie miała pomysłu, co właściwie może jej być. Jednak Alpha nie popełniłaby przecież takich błędów. Znała to miejsce dłużej, niż jakikolwiek członek watahy, może z wyjątkiem Mixi.
- Spokojnie, znam niezły skrót - oznajmiła czarnowłosa, uspokajająco. Tiffany pokiwała głową. No tak, przecież tu dotarły kanałami, by ominąć straże przy granicach stref. Dziewczynka zamknęła oczy tylko na chwilę. Czuła się zmęczona, dodatkowo straciła dużo krwi i jej organizm był osłabiony... gdy je otworzyła, Argona siedziała za jakimś rogiem i dyszała ciężko. Na jej ramieniu widać było ślad po ranie postrzałowej. Spodnie na jej kolanach były zdarte.
Tytania siedziała tuż obok, czując przy sobie ciepło spoconej dziewczyny.
- Co się...? - chciała spytać, lecz Alpha zakryła jej dłonią usta, niemal uniemożliwiając oddychanie.
(Argona?)