31 maja 2017

Od Lorema cd. Camille

  Lorem przybrał obojętną minę i wysunął do końca powieść.
- Taa - spojrzał na okładkę ponuro. - Ktoś musiał podrzucić.
- Podrzucić? - dziewczyna podeszła bliżej, by zobaczyć granatowo-niebiesko-białą okładkę dzieła, narysowaną przez znajomego Lorema. - Arena Nocy... nie kojarzę tego tytułu.
  Jasnowłosy spojrzał na dziewczynę z ukosa. Wzruszył ramionami i ruszył w kierunku zaplecza, unosząc ze sobą powieść. Jeszcze przez dłuższą chwilę czuł na sobie wzrok dziewczyny. Czuł też, że ta rozmowa była zupełnie inna, niż wszystkie prowadzone przez niego dotychczas. Coś się nie zgadzało, jednak mężczyzna nie był w stanie powiedzieć co. Może w tej dziewczynie było coś dziwnego?
  Jeszcze raz rzucił ponure spojrzenie na książkę. Będzie trzeba wymienić okładkę, nim ponownie spróbuje wstawić ją na półki, żeby dziewczyna nie powiązała go z tą powieścią. Na zapleczu schował ją w najbrudniejszy i praktycznie nigdy nie sprzątany kąt pod szafką i ruszył, zająć się swoimi codziennymi obowiązkami.
  Przemiatając półki w alei równoległej do tej z mitologią, jasnowłosy między książkami wypatrywał nieznajomej, która zainteresowała się jego dziełem. Miał nadzieję, że już sobie poszła, jednak nie. Wciąż się tam kręciła, jakby szukając czegoś na półkach. Wreszcie chwyciła jeden z egzemplarzy, którego tytułu nie udało się dostrzec Skrybie i ruszyła do recepcji. Mężczyzna odetchnął z ulgą i już w miarę spokojny, wrócił do swoich obowiązków.
(...)

  Po południu, Lorema zmienił Anthony, tryskając jak zawsze nieskończoną energią i pachnąc pączkami. To krótkie spotkanie niesamowicie poprawiło mężczyźnie humor i zredukowało stres, związany z książką... przynajmniej odrobinę.
  Jasnowłosy opuścił miejsce pracy, trzymając powieść bezpiecznie w torbie. Spokojnym, szybkim krokiem człowieka o długich nogach, ruszył w kierunku domu. Obojętnie mijał ludzi, zmierzających ulicami tam i z powrotem, goniących za własnymi interesami, gdy nagle ktoś klepnął go po ramieniu. Przez krótki moment poczuł potrzebę chwycenia tego kogoś za rękę i przerzucenia go przez bark na chodnik, jednak w porę opanował odruch. Nie mógł przecież zbytnio zwracać na siebie uwagi. 
  Zamiast tego odwrócił się w kierunku klepnięcia, by w pierwszej chwili nie zobaczyć nikogo, jednak już w drugiej zauważył nieco poniżej tą samą ładną brunetką. Uśmiechała się, jednak ten uśmiech przyprawił o ciarki Lorema. Był przekonany, że ona wie o powieści. Pytanie brzmiało - uciekać już czy dopiero za chwilę?
(Camille? :3 Nastraszyłaś porządnie biednego Skrybę :3)

Od Camille do Akiro

-Lekarstwo powiadasz - zaczęłam, chowając list do kieszeni bluzy - Zdajesz sobie, że chorób mózgu się nie leczy? - zapytałam ze zmartwieniem, po czym skinęłam głową na pożegnanie Luke'owi i bez czekania na odpowiedź Akiro odeszłam. Jako że dzisiaj miałam dzień wolny od pracy, postanowiłam zanieść Eliasowi list od razu. Wiedziałam, gdzie mieści się jego gabinet, dlatego też od razu skierowałam tam swe kroki. Weszłam do budynku i przywitałam się z sekretarką.
-Szef aktualnie nikogo nie przyjmuje - powiedziała z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Skinęłam głową w podzięce i podeszłam do drzwi. Zapukałam w nie, a po usłyszeniu potwierdzenia weszłam do środka. Elias siedział przy biurku, pochylony nad swoimi papierami, znad których podniósł na mnie wzrok.
-Ooo. Cameron Beller. Co cię do mnie sprowadza?
-Camille Belcourt - poprawiłam go.
-Wybacz.
-Miałam ci przekazać ten list. Jest on od mężczyzny imieniem Akiro - wyciągnęłam papier z kieszeni, po czym dałam go Staliniewskiemu. Otworzył go i zmarszczył czoło, czytając jego zawartość. Po chwili westchnął ciężko i odłożył go na biurko.
-Coś się stało? - spytałam.
-Nie. Wszystko jest w porządku - oboje wiedzieliśmy, że kłamał. - Mogłabyś odnieść mu odpowiedź? Poczekaj chwilę. - wziął z jednej szuflad jakąś kartkę, schwycił w dłoń pióro i zaczął pisać. Po kilku minutach wręczył mi świstek. Mieszka w domu na arenie pierwszej. Tu masz jego adres. Powinien wrócić do domu około siedemnastej. Mogę ci zaufać?
-Jasne - prychnęłam. Nie dość, że traktują mnie jak listonosza, to jeszcze mam iść do domu kogoś, kto niezwykle działa mi na nerwy. No pięknie. Wyszłam zdenerwowana z budynku, spoglądając na zegarek. Do siedemnastej mam dwie godziny. Postanowiłam zajść do swojego mieszkania. Tam wzięłam szybki prysznic i przebrałam się, niezbyt zadowolona z tego co się zdarzyło i z tego, co miało się wydarzyć. Byłam pod domem Akiro punktualnie. Szkoda, że on nie był. Siedząc na ziemi i klnąc na czym świat stoi czekałam na jego przyjście. W końcu, o godzinie osiemnastej łaskawy waćpan raczył się pojawić.
-No nareszcie - mruknęłam na jego widok, wstając.
-Masz - powiedziałam, wręczając mu list - Oto odpowiedź od Eliasa.
(Akiro? ^^)

Od Camille do Lorema

Pomimo tego, że był ranek, a ja dopiero co wstałam z łóżka, byłam padnięta. Moja praca czasami naprawdę mnie wykańczała. Człowiek A, który może zabił człowieka B, człowiek C wniósł oskarżenie. Wszystko jasne, policja niby pracuje. Problem jest jednak taki, że równocześnie postać A wnosi oskarżenie na C o gwałt i próbę morderstwa na osobie D. Głowa mi pękała, od tych wszystkich paragrafów i argumentów. Na domiar złego, nie miałam nic ciekawego do czytania, a termin oddania książek do biblioteki zbliżał się nieubłaganie. Dlatego też,  szybko zjadłam śniadanie i wykonałam poranną toaletę.  Ponieważ na zewnątrz było bardzo ciepło, spięłam włosy w kucyk i założyłam białą sukienkę w kwiaty. Spakowałam potrzebne rzeczy do torebki, założyłam białe szpilki i wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Droga do biblioteki była dość krótka, a z powodu prażącego wciąż słońca dość przyjemna.  Po jakimś czasie weszłam do biblioteki. Panował w niej przyjemny chłód,  który był dość miłą odmianą od tego, co było na zewnątrz. Oddałam książki kobiecie siedzącej za biurkiem i ruszyłam na poszukiwanie kolejnych dzieł.  Minęłam szybko dział z romansami (to nie dla mnie), dział z kryminałami (przykro mi, Sherlocku,  ale morderstw to ja mam ostatnio w nadmiarze), aż trafiłam do działu mitologii. Pewna książka od razu rzuciła mi się w oczy, jednak trzymał ja jakiś mężczyzna;  ciężko byli mi stwierdzić czy ją wkładał  czy wyjmował, zbyt krótko tam stałam.
-Ekhem. Przepraszam? Czy będzie pan brał tę książkę?  - zapytałam.
(Lorem? )

30 maja 2017

Od Akiro do Camille

- Czy mogę wiedzieć, czemu za mną idziesz?
Zapytała dziewczyna, nie odwracając się.
- Wiesz to " wolny" kraj więc mogę, chodzić gdzie chce.
Odparłem bez głębszego zamysłu, idąc dalej przed siebie.
- Wojowniczko, na przyszłość lepiej czasem posłuchaj kogoś, bo wpadniesz w końcu w takie tarapaty, że nawet twój gostek cię nie wyratuje.
Spojrzałem na chłopaka idącego tuż obok dziewczyny.
- Właśnie, możesz to przekazać Eliasowi?
Wyjąłem z kieszeni kopertę, dziewczyna  spojrzała na mnie jak na debila, ale wzięła kopertę.
- Jesteś dziwny.
- I co z tego. Ty też jesteś dziwna i nic nie mówię.
Zacząłem się śmiać, gdy się uspokoiłem, dziewczyna spytała.
- Skąd znasz Elisa?
- Stara znajomość, ale teraz kontakt mamy słaby. Jesteś ciekawska Camille.
Banan nie chodził mi z twarzy, miałem dzisiaj niezły odpał.
- Ty coś brałeś?
- Skądże, taki dzień dziś mamy śmieszny.
- Tak, zapewne.
Chłopak szepnął coś dziewczynie do ucha.
- Duży, nie nauczyli nauczyli cię,  że w towarzystwo się nie szepcze.
- A ciebie, że nie wpycha się nosa, w nie swoje sprawy?
- Nie.
Spiorunowaliśmy się nawzajem wzrokiem, lecz po chwili westchnąłem i podrapałem się z tyłu głowy.
- Nie mam czasu na takie zabawy, muszę skończyć lekarstwo.
- Lekarstwo?
Powiedzieli równocześnie, to tak pięknie zabrzmiało.
- Tak, ale najpierw muszę skoczyć po składniki. Ech.... uciążliwa robota.
(CAMILLE ?)

Od Camille do Akiro

-Jak tam wojowniczko? - usłyszałam pytanie, po czym podniosłam wzrok. Na przeciwko, przy wejściu do celi stał ten cały Akiro.
-Bon sang (przeklęty/niech cię szlag...) To znowu ty. Mam się świetnie. Jak widzisz znalazłam sobie nocleg w tym wspaniale urządzonym, pięciogwiazdkowym hotelu. A to wszystko dzięki tobie. Jak mogę ci się odwdzięczyć? - prychnęłam pogardliwie - Ale... jak już tu jesteś. Może chciałbyś się do czegoś przydać? - uśmiechnęłam się.
-Do czego dokładnie? - spytał mężczyzna podejrzliwie.
-Zostań tu, a ja w tym czasie zamknę cię z drugiej strony. Mi bardzo pasuje taki układ, a twoje zdanie niezbyt mnie obchodzi.
-Przykro mi, ale chyba się nie zgodzę.
-O jaka szkoda... - nasze przekomarzanie przerwał głos strażnika, stojącego na zewnątrz.
-Belcourt. Przyszedł po ciebie twój brat. Otrzymaliśmy od niego nakaz zwolnienia cię z więzienia.
-No nareszcie - mruknęłam cicho, nie wiem, czy ktokolwiek to usłyszał. Podniosłam się z siedzenia i wyszłam z celi, a Akiro z nieznanych dla mnie powodów ruszył za mną. Poszliśmy do sali, w której mogłam odebrać swoje rzeczy. Z ulgą schowałam telefon i klucz do kieszeni. Potem podeszliśmy do wyjścia. Stał tam około dwudziestopięcioletni mężczyzna. Miał czarne włosy i zielone oczy. Był nieco wyższy ode mnie. Uśmiechnął się na mój widok, a ja (jak na dobrą "siostrę" przystało) rzuciłam mu się na szyję z krzykiem:
-Luke!- kiedy jednak zamknęłam go w uścisku, wyszeptałam mu do ucha - Wolniej się nie dało?
-Dało się. Zawsze da się wolniej. - prychnęłam, po czym go puściłam. - Do widzenia - powiedziałam, po czym razem wyszliśmy z budynku. Pożegnałam się z mężczyzną i nasze drogi się rozeszły. Chciałam cieszyć się upragnionym spokojem, ale nie. Oczywiście, że nie.
-Czy mogę wiedzieć, czemu za mną idziesz? - zapytałam po kilku krokach.
(Aki? ;D)

Od Akiro do Camille

Dziewczyna nie dała mi wyboru, straż była zbyt blisko by ją puścić. Złapałem ją szybko za nadgarstek i unieszkodliwiłem, w tym samym momencie za rogu wyszła dwójka ludzi z SJEW'u. Po zapakowaniu dziewczyny do radiowozu wróciłem do patrolu.
-Niektórzy ludzie są naprawdę debilami.
Skończyła się noc, a wraz z nią mój patrol. Po zdaniu raportu wróciłem dalej by zająć się  moim głównym zadaniem. Po trzech godzinach w laboratorium postanowiłem się przejść. Wyszedłem z domu i ruszyłem na miasto po drodze przypomniało mi się że muszę wstąpić do szkoły po wyniki ostatniego testu. Wszedłem po schodach, by następnie wejść do środka. Znalazłem profesora, który mnie ciepło powitał.
-Dobry panie profesorze.
-Dobry Akiro.
-Profesorze jak tam poszedł mi test?
-Sam sprawdź.
Mówiąc to, podał mi arkusz, z ciekawością zajrzałem do niego. Moje oczy ujrzały sto na sto procent, na wiadomość ucieszyłem się jak małe dziecko.
-Gratulacje.
-Dziękuje.
-A teraz zmykaj, bo twój szef będzie zły, że się spóźniasz.
-Tak jest!
Schowałem świstek do torby i wybiegłem z uczelni, swoje kroki skierowałem ku komisariatowi. Wszedłem do środka i od razu jeden z pracowników mnie zauważył.
-Akio, co ty tu robisz?
-A odpoczywam. Podobno macie tu taką jedna co w nocy wędrowała.
-Ta mamy, a co?
-Mam z nią do pogadania.
-Jasne, zaprowadzę cię.
Po chwili stałem przy celi, w której siedziała dziewczyna, zostaliśmy sami.
-Jak tam wojowniczko?
(CAMILLE)

Od Camille C.D. Akiro

 Nieco wymuszony uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Choć z drugiej strony zawsze miło spotkać kogoś, gdy wszędzie dookoła panuje wszechogarniająca nuda. Zatrzymałam się kilka kroków dalej.
-Patrol, powiadasz? - zapytałam, odwracając się w jego stronę. Mężczyzna tylko kiwnął głową. - Czy sam również nie patrolujesz tego terenu? - nie czekając na jego odpowiedź, mówiłam dalej - Tak więc czym się różni tamten patrol od ciebie?
-Tamci mogą cię złapać - odpowiedział mężczyzna.
-Tak jak i ty. Jednak nie zrobiłeś tego jeszcze. Więc skąd ta pewność, że oni to zrobią? - znowu kolejne pytanie, które miało pozostać bez odpowiedzi - Tak więc, nie wiem, czy jest się czemu dziwić, ale czuję się baaaardzo bezpiecznie - powiedziałam, celowo przeciągając samogłoski. Przez chwilę staliśmy w ciszy. Mogłam wtedy swobodnie mu się przyjrzeć. Wyglądał na siedemnaście góra osiemnaście lat, jednak skoro został przyjęty do SJEWu, do patrolów musiał być co najmniej kilka lat starszy. Był trochę niższy ode mnie. Miał brązowe włosy, średniej długości. Patrząc obiektywnie był całkiem przystojny.
-Tak więc, co ze mną zrobimy, panie patrolujący? - zapytałam w końcu. - W końcu oprócz chodzenia po mieście o trzeciej w nocy nic na mnie nie masz.- odwróciłam się, żeby odejść, kiedy poczułam, że mężczyzna złapał mnie za ramię. Nie zdążyłam nic powiedzieć, kiedy usłyszałam krzyk:
-Ha! Widzę Akiro, że ktoś znowu szwędał się po nocach. Dobrze, że ją capnąłeś. nie ruszaj się - zostałam brutalnie złapana, a na nadgarstkach poczułam zimny metal.
-Nic na mnie nie macie - powiedziałam spokojnie, mimo bólu.
-Każdego możemy zamknąć na dwadzieścia cztery godziny, a łażenie po nocach, jest wystarczająco dobrym powodem - usłyszałam głos mężczyzny za sobą. Zanim zostałam wsadzona do radiowozu, posłałam temu całemu "Akiro" nienawistne spojrzenie.
***
Siedziałam w celi. Nie byłam szczególnie zdenerwowana, jedynie trochę zirytowana na mężczyznę, który mnie "przetrzymywał". Wiedziałam, że całkiem niedługo szef mojej mafii wyśle kogoś, kto mnie uwolni. I przy okazji oddadzą mi moje rzeczy. Miałam nadzieję, że nastąpi to szybko, bo pomimo nudy, nie mogłam nawet zasnąć.
(Akiro? Kasai? Co zrobisz teraz? ;D)

Od Akiro do Camille

Dzień, nudny dzień po małej odskoczni wróciłem do domu i zacząłem dalej eksperymentować z moimi chemicznymi zabawkami. Skład chemiczny coraz lepiej się wiązał, brakowało mi tylko królika doświadczalnego, ale to łatwo znaleźć. Spojrzałem na zegarek.
-Została mi godzina.
Odłożyłem sprzęt i wyłączyłem ogień i takie inne rzeczy. Przebrałem się w czyste ciuchu, włożyłem buty i wyszedłem z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Ulica jak zwykle była w strasznym ruchu, każdy gdzieś się śpieszył to do pracy, to do domu i tak dalej. A ja jak to ja Idę sobie spokojnie mając gdzieś cały czas. Została ostatnia prosta, do Wieży, przyśpieszyłem krok i po chwili zatrzymałem się przed wejściem. Kliknąłem guzik i po chwili znajdywałem się w windzie, gdy tylko byłem na górze, podszedł do mnie jakiś typ.
- Ty jesteś Akiro?
- Ta, a coś się stało?
- Masz mieć patrol nocny w czwartej arenie.
Wzdychałem i spojrzałem na gościa.
- Jasne.
Wszedłem do windy i wróciłem na dół i ruszyłem do areny czwartej.
- Dostałem za zadanie patrolować czwartą arenę w nocy, na samą myśl o tym mi się nie chciało, bo co może się wydarzyć, o tej oprze.
Narzekałem, po czym wzdychałem. Plus tego jest taki, że nie muszę żadnych specjalnych ciuchów zakładać. Noc mijała spokojnie i nudno, aż do momentu zauważenia podchodzącego pijanego mężczyzny, miałem zamiar zareagować, gdy tu nagle on sobie poszedł, gdy byłem za jej plecami.
- Masz dar przekonywania, nie ma co.
Dziewczyna aż wzdrygnęła.
- Nie bezpiecznie jest szwendać się o tak późnej porze.
- Pf ... co ty gadasz, nic mi się nie stanie.
- Ta... bo kto próbowałby podskoczyć do takiej wojowniczki.
- Ha. Racja.
- Radziłbym, ci uważać na patrol, bo cię jeszcze zwiną.
Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i mnie wyminęła.
- Na twoim miejscu nie szedłbym tam.
- Czemu?
- Bo natkniesz się na patrol.
(Camille?)

29 maja 2017

Od Camille

Znowu się obudziłam. Po raz dziesiąty. Nie mam pojęcia z czego to może wynikać, ale mam ostatnio straszliwe problemy ze snem. W końcu wstałam zrezygnowana z łóżka i spojrzałam na zegar. Druga czterdzieści trzy. Jasny gwint. Pomyślałam, że przespaceruję się po nocnych ulicach mojego miasta. Starałam się ogarnąć swoje włosy, ale szło mi to bardzo opornie. Ubrałam czarne, obcisłe spodnie, koszulkę i czarne, sportowe buty. Jako że lato było już całkiem niedaleko, wzięłam tylko bordową bluzę z kapturem, którą sprawnie założyłam. Schowałam do kieszeni komórkę i scyzoryk. Na palec założyłam swój pierścień, który co prawda niezbyt zgrywał się z resztą stroju, ale nie zamierzałam nigdzie bez niego wychodzić. Tak przygotowana ruszyłam do wyjścia. Zerknęłam na lustro; od razu zauważyłam swoje podkrążone oczy. Westchnęłam ciężko i wyszłam ze swojego domu, następnie zamykając drzwi na klucz, które również schowałam. Zaczęłam przechadzać się po mieście, aż dotarłam na teren Areny Czwartej. Jedynym źródłem światła na ulicy były światła latarni, które właściwie dawały niezbyt wiele.
- A co pani tak sama robi? - usłyszałam męski głos za sobą. Prychnęłam i przyspieszyłam kroku. - No nie bocz się tak, kociaku. - Gwałtownie się odwróciłam i spojrzałam na nieznajomego. Był to mężczyzna, mógł mieć około dwudziestu pięciu lat. Wyglądał na typowego dryblasa w dresiku. -Kociaku? - zapytałam drwiąco. Mężczyzna zbliżył się do mnie, z dziwnym wyrazem twarzy. Poczułam odór alkoholu. Cóż, skoro jest taka konieczność... Postanowiłam skorzystać ze swojej mocy.
- Wracaj do siebie - powiedziałam spokojnym głosem, wpatrując się w mężczyznę uporczywie - Wyśpij się. - mężczyzna kiwnął głową i spokojnym krokiem oddalił się. Odetchnęłam z ulgą, gdy skręcił w jakąś boczną uliczkę.
- Masz dar przekonywania, nie ma co - usłyszałam głos za sobą.
(Ktokolwiek?)

Karta postaci - Camille Belcourt

Dane osobowe

Imię i Nazwisko: Camille Belcourt
Pseudonim: Cam, Mille, Bell, Belle, nazywaj ją jak chcesz. Tak czy siak nie masz pewności, czy cię nie oleje. Beast, Słowik  
Płeć: Kobieta
Pochodzenie: Francja
Data urodzenia: 23.06.2010 [22 lata]
Przynależność: Mafia Pectis
Stanowisko: Szef
Klasa: Nadnaturalny człowiek/Posiadacz boskiej krwi
Praca: Prawnik
Orientacja: Heteroseksualna
Partner/ka: Po śmierci Eliasa Stalińskiego, który był jej pierwszą i jak na razie jedyną miłością, ciężko jest jej się pozbierać. Rany są zbyt świeże i nie ma po co dosypywać do nich soli. Ale jeżeli ktoś zamiast soli ma ze sobą wodę utlenioną i sterylną igłę z nitką. To wtedy może...
Rodzina: nigdy jej nie poznała i nie chce poznać
Miejsce zamieszkania: Arena 2, Wygląd: SypialniaKuchnia z jadalniąŁazienkaSalon

Charakter

Camille to... jakby to określić... twarda sztuka? Pomimo mylącego wyglądu, jest bardzo nieufna. Życie nauczyło ją, że polegać może tylko na jednej osobie. Na sobie. Nie podnosi głosu, ciężko wytrącić ją z równowagi. Nawet jeżeli w środku się gotuje, potrafi opanować wyraz twarzy. Nie lubi, gdy ktoś jej przerywa. Jej największą wadą jest niemalże nieposkromiona złośliwość i przekora. Żeby tego było mało Cam zwykle ma gdzieś zdanie innych osób i jest bardzo sarkastyczna. Jest jednak bardzo sumienna i zawsze oddaje się w stu procentach swojej pracy. Jest punktualna, więc dość jasne jest, że irytuje ją, gdy ktoś się spóźnia. Rzadko kiedy się śmieje, zwykle jest bardzo poważna, chyba że tego wymaga jej aktualna "rola". Pomimo zewnętrznej oschłości naprawdę chciałaby znaleźć kogoś, z kim mogłaby się zaprzyjaźnić. Jest ambiwertykiem.

Aparycja

©VactuART
Kobieta ma smukłą, dość wysportowaną sylwetkę, jednak nie brakuje jej krągłości (oczywiście w odpowiednich miejscach). Nie jest bardzo wysoką osobą, mierzy zaledwie 168 centymetrów wzrostu, więc od niewielu osób jest wyższa. Ma czarne, sięgające do łopatek włosy, które zwykle spływają falami na ramiona i plecy. Czasem związuje je we francuski warkocz, kok lub koronę. Ma owalną twarz, i delikatne rysy, co zupełnie nie współgra z jej charakterem. Oczy, okalane przez gęste, ciemne rzęsy, mają ciemnoniebieski odcień i zawsze wpatrują się prosto w oczy rozmówcy. Często marszczy swój lekko zadarty nos, gdy coś jej nie pasuje. Ma pełne, ale dość małe usta, które często maluję krwistoczerwoną szminką. Ogółem jest zadowolona ze swojego wyglądu, jedyne co jej właściwie nie pasuje to piegi na nosie . Jej dłonie o długich palcach, zwykle splata jak prawdziwy biznesmen lub spuszcza w dół wzdłuż ciała. Na plecach i ramionach widnieją podłużne, długie blizny, po karach z sierocińca.

Historia

Urodziła się w stolicy Francji, Paryżu, dnia dwudziestego trzeciego czerwca. Kilka dni później została znaleziona w jakimś zaułku i oddana do sierocińca. Nie było tam zbyt wesoło, Cam wielokrotnie stamtąd uciekała, za co potem była surowo karana. W wieku piętnastu lat udało jej się porzucić tamto miejsce na dobre. Dużo podróżowała, wciąż kryjąc się przed policją. Wtedy też odkryła swoją magiczną zdolność, która pozwoliła jej przetrwać na tym okrutnym świecie. W ten sposób trafiła na wyspę, na której aktualnie zamieszkuje. Miała wtedy siedemnaście lat. Starała się nadrobić straty w edukacji, a następnie dostała się na wymarzone studia prawnicze. Była jedną z najlepszych studentek na roku. Gdy skończyła studia, zaczęła pracować w jednej z kancelarii prawniczych. Po jakimś czasie otrzymała propozycję współpracy od mafii Pectis, którą, po zastanowieniu, przyjęła.

Moce, umiejętności i zainteresowania


  • Jest w stanie zmusić ludzi, by robili to, czego chce. Jednak odbywa się to w tak delikatny sposób, że ani manipulowany ani ktokolwiek inny nie jest w stanie odkryć, że korzysta z tej mocy.
  • Berserk - potrafi dowolnie zmieniać swój kształt i wygląd.
  • Córka Asklepiosa - potrafi leczyć dotykiem. Zależnie od szkód w organizmie wymaga to od niej więcej lub mniej energii. Dotyczy chorób fizycznych i psychicznych, jednak z tymi drugimi gorzej sobie radzi.
Lubi gotować, jednak z powodu pracy rzadko ma na to czas. Bardzo łatwo jest jej kłamać i bardzo dobrze jej to wychodzi. Potrafi szybko znaleźć argumenty związane z jakąś konkretną sytuacją. Sprawnie mówi w kilkunastu językach (min. polskim, angielskim, francuskim, łaciną oraz hiszpańskim)

Przedmioty

Ciekawostki

  • Jest leworęczna
  • Nienawidzi zapachu papierosów
  • Od czasu do czasu lubi pograć w karty
  • Ma bardzo mocną głowę do alkoholu
  • Jej ulubione zwierzęta to wilki
  • Jest raczej ciepłolubna i niezbyt przepada za zimnem
  • Uwielbia czekoladę i kawę
  • Nie cierpi anyżu i lukrecji
  • Lubi ciemność
  • Zwykle ma bardzo rozszerzone źrenice, przez co często była osądzana o to, że ćpa, jednak nigdy tego nie robiła
  • Od śmierci Eliasa Stalińskiego i jego pogrzebu ma straszne problemy ze snem. Często w środku nocy budzą ją koszmary i wtedy jest bardzo małe prawdopodobieństwo, by zasnęła tej samej nocy.
  • W mitologii greckiej bóg Asklepios potrafił wskrzeszać zmarłych, więc Camille zastanawia się, czy i ona byłaby w stanie tak robić.

Achievementy

Kontakt: EvangelineNobody

26 maja 2017

Od Argony cd. Akiro

  Na chwilę zapadła pomiędzy nimi krępująca cisza. W pewnym sensie chłopak uratował obie członkinie Watahy, jednak z drugiej strony... gdyby nie on, pewnie nie byłoby tego całego zamieszania. Po cichu przedostałyby się do centrum tego podmiejskiego miasteczka i może zdobyły informacje. Jednak teraz było już za późno. SJEW zapewne zajmie się całym kompleksem i starannie go oczyści. Może nawet zabezpieczy?
  Argona wstała gwałtownie i odwróciła się przodem do towarzyszy.
- Nic tu po nas - zauważyła. - Trzeba będzie spróbować w innym "uroczym zakątku".
- Spróbować? Co? - zainteresował się niedawno poznany chłopak. Czarnowłosa spiorunowała go spojrzeniem.
- Masz rację Argo. - Tyks wstała, kompletnie ignorując Akiro, i stanęła przy swojej Alphie. - Jednak znalezienie go znowu zajmie nam mnóstwo czasu. Nie wykluczone, że i tym razem SJEW dowie się o tym przed nami. A jak tak dalej pójdzie...
  Argona pokiwała głową. Dobrze wiedziała, czym to wszystko się zakończy "jak tak dalej pójdzie". Bo wszystko zmierzało w kierunku upadku imperium Leniniewskiego akurat w momencie, w którym powoli wilki przystosowywał się do aktualnie działającego systemu. Już nawet niekończące się kontrole i pogonie SJEW-u przestały być uciążliwe. Były raczej czymś w rodzaju... urozmaicenia nudnego, ludzkiego życia. A Alpha była pewna, że z chwilą, z którą John Silverlake przejmie władzę, ten stan rzeczy zostanie zachwiany. Zapewne, nawet jeśli Władysław nie poprosiłby jej o to osobiście, zajęłaby się nowym politykiem. Jak widać oboje mieli podobne poglądy na tą sprawę.
- Ale o czym wy mówicie? - dopytywał dalej chłopak. Chyba mu się wydawało, że skoro ma gen, to od razu dostanie od nas wszystkie informacje. Niestety, beztroskie czasy się skończyły. Skończyły - już dawno. Teraz trzeba bardziej uważać, z kim się zadaje, by nie zostać zdradzonym.
(Tyksu? Youre turn.)

25 maja 2017

Od Argony cd. Est

  Argona skamieniała widząc smukłą sylwetką ostatniej osoby, którą spodziewała się tutaj zobaczyć w tym momencie. Z tą bazą na prawdę jest coś nie tak. zbyt wielu ludzi dostawało się tutaj bez żadnego problemu. Zbyt wielu już wiedziało. Trzeba będzie w najbliższym czasie przenieść bazę, by uniknąć tragedii, podobnej do Hause of Sun. 
  Również Est i Halszbiet wyglądały raczej na zaskoczone. W końcu premier, we własnej osobie nie jest często spotykanym okazem w tej okolicy. Zwykle... zwykle nie fatyguje się poza swoją Wierzę. Zwykle organizuje zbieg okoliczności, który wszystkich prowadzi do niego, a nie jego do nich.
  Alpha wystąpiła do przodu, zasłaniając dziewczynki i dając Est dyskretne znaki dłonią, by jak najszybciej się zbierały. Chciała zostać sam na sam z premierem.
- Nie ma takiej potrzeby, droga pani - powiedział spokojnie Leniniewski, wchodząc powoli. Za nim ukazał się Somniatis z dość nietęgą miną. Widać on też nie wiedział jak sobie poradzić z niespodziewanym przybyszem. - Zajmę paniom tylko chwilkę. Mogę usiąść?
  To mówiąc wskazał na wolne krzesło, a Argona krótko skinęła głową. Cała czwórka odprowadziła wzrokiem mężczyznę, który, jak gdyby nigdy nic, podszedł do krzesła i po prostu na nim usiadł, zakładając nogę na nogę i splatając dłonie na kolanach. Aura jego osoby była tak przytłaczająca, że nikt nie odważył się odezwać ani poruszyć. Nawet Halszbiet, która wcześniej wydawała się kłębkiem dziecięcych emocji, nagle skamieniała jak porażona. Czy spotkała go już wcześniej? - przemknęło przez myśl czarnowłosej.
- Rozmawiały panie zapewne o czarnym smoku, nieprawdaż? - spytał spokojnie. - Otóż chciałem zapewnić, że jest w dobrych rękach i aktualnie śpi spokojnym snem. Jednak oczywiście w razie jakiejś niemiłej ewentualności jesteśmy zainteresowani opcją odesłania tej kreatury tam, skąd pochodzi. 
- Co... - zaczęła Argona chłodno, jednak Est wpadła jej w słowo, odpychając ją lekko na bok, co bynajmniej nie spodobało się Alphie.
- Co pan sugeruje? - spytała dziewczyna, wpatrując się intensywnie w blondyna.
- Oh, to proste. Cóż, niestety nie mam czasu, żeby siedzieć w takim miejscu jak to - tu powiódł wzrokiem po pokoju. - Dlatego muszę zaprosić panią do limuzyny, panno Est. Jeśli można... bez obstawy.
  To mówiąc spojrzał z niezmienionym wyrazem twarzy na Argonę. Przez krótką chwilę mierzyli się wzrokiem. Z jakiegoś powodu Alpha poczerwieniała lekko na twarzy, a emanująca od niej aura stała się nagle jakby ciemniejsza.
- Pozwoli pan, że ja pojadę z Est - zaoferował Somniatis. - Razem z Est zajmuję się tą sprawą i nie sądzę, by stosowne było puszczać ją samą z nieznajomym mężczyzną. 
  Premier przeniósł wzrok na czarnowłosego, który prawie się cofnął pod jego spojrzeniem. Niespodziewanie Władysław... roześmiał się. Nie jakoś złowrogo - tego Argona by się po nim spodziewała. To był najzwyczajniejszy w świecie, serdeczny śmiech.
- Cóż mogę powiedzieć? - Blondyn otarł łezkę rozbawienia, która zebrała się w kąciku jego oka. - Chyba nie mogę odmówić, gdy tak pan stawia sprawę.
  Wstał. Gwałtownie ze swojego miejsca poderwała się również Halszbiet.
- Ja też chcę! - oznajmiła zdecydowanie.
(Estu? Proszę, prowadź. Argo zajmie się przenoszeniem bazy xD)

15 maja 2017

Akiro do Argony i Tyks

Rozbrzmiał dźwięk strzału, nabój minął mnie o parę centymetrów. Wszyscy spojrzeli, w stronę skąd wystrzelił pociski, stała tam spora grupa SJEW-u, po dosłownie sekundzie wszyscy wpadli w popłoch. Uciekali w każdą możliwą stronę, zanim zdążyłem wyjść, moi towarzysze z pracy okrążyli wszystkich. Zauważyłem niewielki przejście, w ścianie złapałem obie dziewczyny za ręce i podziałem za ręce. Na początku, były złe, ale po chwili wiedziały, o co mi chodzi. Wymknęliśmy się szybko tą szczeliną, która prowadziła w inny korytarz, gdy stanęliśmy wszyscy na ziemi, spytałem.
- Kto to był?
Spytałem jak ostatni debil, odpowiedziała mi Argona.
- Była to grupa SJEW, która trzyma całe miasto w szachu, i nie cierpi samowolki.
- Więc wy, się im buntujecie?
Obie dziewczyny pokiwały znacząco głowami.
- Rozumie. Skoro dajecie im tak popalić, to pewnie musi być was niezła gromada. A właśnie zapomniałem się przestawić. Jestem Akiro, a wasze imiona?
Dziewczyny spojrzały po sobie, a potem spojrzały na mnie.
- Jestem Argona, a to Tyks.
- Miło mi was poznać.
Ruszyliśmy wzdłuż tunelu, jednym z jego korytarzowi wydostaliśmy się na powierzchnię. Odetchnęliśmy z ulgą, jak zauważyliśmy, że nie ma nikogo ze SJEWu, w pobliżu. Usiedliśmy na pobliskiej ławce, cała ta historia, była obrazem tego świata. Choć, wiedziałem, że jesteśmy jak na razie po innych stronach, chciałem poznać ich powód do walki.

(ARGO teraz ty)

14 maja 2017

Od Est cd. Argony i Somniatisa

Dziewczyna pokiwała głową i weszła do środka. Nadszedł wreszcie czas by zmierzyć się z tajemniczą osóbką, która długo oczekiwała jej przybycia. Gdy tylko białowłosa przekroczyła próg, mała dziewczynka podbiegła do niej z uśmiechem na ustach.
- Wiedziałam, że wreszcie przyjdziesz! Nie mogli odrzucić mojej oferty. - Zaśmiała się wesoło, po czym usiadła na drewnianym krześle, które stało w rogu pokoju. Pomieszczenie wyglądało jak izolatka. Białe ściany i podłoga, dwa krzesełka oraz drzwi. Przez które dało się wejść, ale samo wyjście powodowało problemy. Czerwonooka usiadła na przeciwnie ustawionym stołku i zaczęła przypatrywać się dziewczynce z zaciekawieniem w oczach. 
- Czemu chciałaś się ze mną spotkać? - spytała po chwili ciszy, która zapanowała pomiędzy nimi. Halszbiet najwyraźniej czekała aż to Est pierwsza zacznie.
- Mam informacje o Nightmarerze, smoku śmierci. - Kąciki ust brązowowłosej ukształtowały się w ironiczny uśmieszek.
- C-co? - na twarzy Est pojawił się wyraz zaskoczenia. - Skąd? Jak? Gdzie on się podziewa?
- Cóż... to już inna sprawa. Choć nie jestem twoim sojusznikiem, chciałabym ci w jakiś sposób pomóc. - Dziewczyna wypowiedziała ostatnie słowa z obrzydzeniem, jakby robiło się jej niedobrze za każdym razem, kiedy robi coś miłego. Takie przynajmniej wrażenie odniosła białowłosa, która wcale już nie myślała pozytywnie o informatorce. - W zamian chcę... spotkać się z Nightmare'em.
- Ja... nie wiem gdzie on jest. - Stwierdziła zawiedziona.
- Nic nie szkodzi. Znajdziemy go szybko. Tak czy inaczej, chcę ci powiedzieć, że popełniłaś ogromny błąd wypuszczając Nightmare'a z pierścienia.
- Wiem, ja wiem... ale on mnie oszukał. Nie mogłam nic na to poradzić... - Zaśmiała się smutno.
- Nightmare to smok, zwierzaczek zmarłego pana demonów. A ty, jako właścicielka pierścienia powinnaś się nim bardziej zająć, skorzystać z jego mocy.
- Co masz na myśli?
- Ten pierścień nie był zwykłą biżuterią. To portal, który prowadzi do innej części tego świata, gdzie normalni ludzie nigdy nie mieli dostępu. Skoro nosiłaś pierścień to na pewno musiał ci się on przyśnić nie raz.
- Tak... to prawda. Bezkresna kraina, bez drzew natury lub czegokolwiek. Cała pokryta skalistymi szczytami.
-  Wow, nawet dobrze ją opisałaś. Moją wiedzę wyciągnęłam z ksiąg, jednak to coś innego widzieć ten fenomen na własne oczy. Ale tak czy siak, pierścień już się do niczego nie nadaje skoro smoczysko uciekło. - Est spojrzała skołowana na małą dziewczynkę, nawet na taką malutką sztukę, wiedziała nawet dużo, a jej poważny wyraz twarzy oczarowywał białowłosą.
- Nie da się go tam z powrotem... umieścić?
- Cóż... chyba nie, ponieważ jedyny sposób to namówienie go jakimś powodem do powrotu, ponieważ tylko on sam może zamknąć się w pierścieniu, gdyż jego pan już dawno nie żyje.
- Cóż... to będzie problem... Nightmare to uparte zwierzę...
I tak konwersacja trwałaby i trwała, lecz wypowiedź Est szybko ucięło pukanie do drzwi, po chwili uchyliły się one a stanął w nich... sam Premier. Władysław Leniniewski we własnej osobie.
(Argo? Somniatis? Ehehehe...)

Od Tyks C.D Argo, Akiro

  - To najlepiej ukatrupić. - warknęła pod nosem krótkowłosa i odwróciła się od swojej Alphy, jakby chciała przeczesać jeszcze raz wzrokiem teren. - Nie potrzeba nam chyba więcej gęb do napojenia. 
  Nieznajomy spojrzał zdezorientowany na Tyks. Dziewczyna tylko przewróciła zniecierpliwiona oczami.
  - Już wystarczy, że Warruś robi niezłą zadymę.- zaśmiała się cicho pod nosem.
  - Skończyłaś? - zapytała lekko zniecierpliwiona Alpha.
  Tyksona zamilkła. Cóż innego mogła zrobić? Musiała liczyć się ze zdaniem starej-nie-starej Argony. Wadera zmieniła się nie do poznania. Jednak dziewczyna zdołała to już zaakceptować. Cała trójka musiała jak najszybciej ruszyć swoje łaskawe cztery litery i odejść z tego miejsca, zanim stanie się coś nieprzyjemnego. Tyks oddaliła się trochę od Alphy i nieznajomego. Jak na złość niestety wpadła na czarnoskórego mężczyznę, ubranego w stylu reggae. 
 - Przepraaaszam. - mruknęła jakby od niechcenia i już chciała ominął mężczyznę, kiedy ten popchnął ją z całej siły.
  Czarnowłosa zdezorientowana upadła na chodnik. Mężczyzna wyciągnął broń. Ewidentnie należał do ZUPA'y. 
 - Co? Chcesz oberwać po ryju? - warknęła Tyksona i podniosła się chwiejnie na nogi, stając w pozycji bojowej.
  Już zamierzała się na niego rzucić, kiedy poczuła, że ktoś pociąga ją za kudły. Dziewczyna odwróciła się i usłyszała huk. Argo w ostatniej chwili właśnie ocaliła jej dupę. 

<Spieprzyłam. Wiem. Naciągane to to ;-; Przepraszam ;-; Argo? Akiro?>

8 maja 2017

Od Argony cd. Akiro do Tyks

- Nie ruszaj się - syknęła czarnowłosa, przytrzymując chłopaka w tej pozycji. Jednocześnie nasłuchiwała czujnie jakiegoś dźwięku, który mógłby oznaczać, że zostali wykryci. Jednak chyba nikt nie zwrócił uwagi na chłopaka.
- My się znamy? - spytał jasnowłosy dość głośno, zasługując sobie na pełne dezaprobaty syknięcie dziewczyny. 
  Argona nic nie słysząc puściła wreszcie chłopaka i usiadła. Ten podniósł się niepewnie, nie wiedząc czy znów nie zostanie zaatakowany.
- Może jesteś nowy i nie wiesz, ale wilki nie są mile widziane na terenach ZUPA'y - oznajmiła czarnowłosa, patrząc na chłopaka. - Omal nie wpadłeś na patrol Burgundu.
- Wilki? O czym ty mówisz? - Nieznajomy obrzucił nieufnym spojrzeniem Argonę, a ta uniosła pytająco brwi. 
- Nie udawaj, że nie rozumiesz - mruknęła, wstając powoli i otrzepując spodnie z kurzu.
- Nie udaję - powiedział tamten, również wstając.
- Argo! - Za plecami dziewczyny pojawiła się kolejna, również czarnowłosa, która jednak miała znacznie krótsze kudły i niebieskie oczy. - Mamy problem. 
- Wykryto nas? - spytała Alpha, patrząc na towarzyszkę.
- Nie, nie o to chodzi. Widziałam Larę, jak wchodziła do kawiarni. Zaraz może się tu zrobić gorąco. - Dopiero teraz chyba zauważyła nieznajomego chłopaka. - Kto to?
- Ma gen - odparła Argona, rzucając przelotne spojrzenie nieznajomemu. - Omalże by nas nie wydał.
(Akiro? Tyksu?)

7 maja 2017

Od Somniatisa cd. Tiffany

- Co ci się stało? - spytał łagodnie, wyciągając dłoń w kierunku ręki dziewczynki. - Jesteś ranna?
- Nie cackaj się z nią tak - mruknął Panicz, pociągając dłoń nieznajomej do siebie, aż ta syknęła. Jednak... nie było na niej żadnej rany. - Widzisz? Tu nic nie ma.
- Atisie? - Czarnowłosy poczuł, jak ktoś ciągnie go za bluzę. Mężczyzna zdążył jeszcze spiorunować wzrokiem dzieciaka, nim odwrócił się do swojej podopiecznej.
- Coś się stało? - spytał, uśmiechając się lekko. Tiffany odwróciła się lekko wskazując na ludzi, zbliżających się coraz bardziej do zebranych.
- SJEW - powiedziała dziewczynka, jednak Atis już jej nie słyszał. Trybiki w jego głowie zaczęły obracać się w zdwojonym tempie. Tymczasowo trwało zawieszenie broni. Teoretycznie. Powinni uciekać? Udawać, że pomagają dziewczynce? Uciekać z dziewczynką? 
- Ej ty, dlaczego tak ściskasz tą rękę, co? - Tęczowowłosy dźgnął brunetkę w brzuch, aż ta pisnęła z bólu.
- Zostaw ją. - Somniatis gwałtownie podjął decyzję. Chwycił dziewczynkę w ramiona. Nie zaprotestowała, ale chyba tylko z zaskoczenia, i dał susa w za najbliższy róg. Kilka sekund później zobaczył barwną czuprynę dzieciaka i mając nadzieję, że Tiffany za nim podąża, ruszył biegiem w głąb ulicy. Pęd powietrza rozwiewał mu włosy. Skręcił kilka razy, upewniając się, że dzieciak cały czas za nim podąża, nim wreszcie zatrzymał się w jakimś parku. Nigdzie nie było widać funkcjonariuszy państwowych, za to po chwili dołączył do niego zdyszany dzieciak i niemal padł na ścieżkę obok mężczyzny.
- Nie rób tak więcej - warknął, patrząc spode łba na czarnowłosego, który jednak nie słuchał. Posadził brunetkę na ławce. Znów przyciskała dłoń do piersi. Dziwne.
- Tiffany? - Atis odwrócił się w kierunku, z którego przybył. - Biegłą za tobą? - zwrócił się do młodego.
- Nie wiem. - Naburmuszony i zły dzieciak odwrócił się do mężczyzny plecami, jakby obrażony.
- Jestem... - wydyszała czarnowłosa, pojawiając się gwałtownie u boku opiekuna. Atis drgnął.
- Jak...? - zaczął, ale ona tylko pokiwała głową.
- Zboczyłam trochę z drogi. Nie wiem, jak udało mi się was znaleźć...
- Dobrze, że jesteś... - Somniatis ukląkł i przytulił dziewczynkę z całej siły, po czym puścił i ponownie zwrócił swoją uwagę na brunetkę. - A teraz powinniśmy się zająć nią...
(Tiffany?)

5 maja 2017

Akiro do Argony i Tyks

Po zetknięci się z dawnym kumplem i wypiciu paru procentów spojrzałem na zegarek. Zaskoczyła mnie, na nim godzina, która pokazywała 3:30.
- Dobra czas wracać do domu.
Dotarcie pod drzwi zajęło mi prawie godzinę, od razu po wejściu do domu palnąłem się na łóżko i zasnąłem. Ocknąłem się następnego ranka, okazało się z maja dla mnie jakąś papierkowa robotę. Po dotarciu na miejsce wziąłem się do roboty, pracy nie było za dużo. Po skończeniu roboty zdrzemnąłem się między pudłami na jakieś dokumenty. Obudził mnie jakiś geniusz w garniaku szturchając mnie noga.
- Wstawaj!
Przetarłem oczy i spojrzałem na czarnowłosego.
- Przecież nie śpię.
A ten tylko fukną i poszedł sobie, ale przedtem rzucił na mnie kopertę. Otworzyłem koperty i wyjąłem kartkę, na której było napisane, że mam iść na patrol. Podniosłem się z ziemi i ruszyłem na miasto, po drodze wstąpiłem do sklepu, by kupić coś do jedzenia. Na patrolu było jak zwykle nudno i nic się nie działo, aż do momentu, gdy zauważyłem grupkę schodząca pod podziemia. Ruszyłem za nimi, trafiłem do podziemnego jakby miasta, było tam ślicznie, oczywiście jak na mój gust. Obserwowałem wszystko, były tu piękne stragany, muzyka w tle to wszystko, było piękne a na górze zabronione. Przerzedłe spory obszar do momentu aż ktoś przygwoździł mnie do ziemi.
(Argony i Tyks )