tag:blogger.com,1999:blog-71752500507215724162024-03-14T15:25:31.192+01:00AinelysnartArgonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.comBlogger3320125tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-64804507995959213982021-02-01T22:01:00.009+01:002021-02-01T22:01:49.152+01:00Od Miyashi c.d. Kierownika<p style="text-align: justify;"> Uniesienie podbródka ujawniło coś więcej. Coś, co dobitnie świadczyło o 9, co ze mną się działo. <br />Najmocniej rzucały się w oczy kolejne czerwone i jasnoróżowe ślady, ale też ślad po zbyt ciasno założonej obroży przez bardzo długi czas. Gdyby nie zdejmowanie jej od czasu do czasu, to miałabym ją wrośniętą w ciało. Chwilę obejrzał wszystko, później zabrał się za ręce opatrując je dosyć dokładnie po odkażeniu. Robił to dokładnie, starał się widocznie – trudno było temu zaprzeczyć. Podobnie trudno było wytrzymać mocne pieczenie od środków dezynfekujących rany. <br />- Gotowe – powiedział po chwili. Miałam bandaże na rękach i szyi pod którymi były wszystkie rany i inne uszkodzenia. <br />- Dziękuję, dobra robota – powiedział ten wyższy, który mnie oprowadzał. Znowu schowałam ręce, już zabandażowane, a następnie poszłam za nim dalej. Oby już nie poruszał tego tematu… Chciałam o tym nie myśleć. Przynajmniej nie teraz, bolało mnie to bardziej niż wtedy, gdy to się działo. Gdzie teraz pójdziemy – nie wiedziałam, najbardziej chciałabym znaleźć się gdzieś, gdzie nikogo nie zobaczę przez wieki. Gdzie będę mogła zająć się tylko sobą i będę bezpieczna, bez zagrożenia bycia porwaną, zgubienia się czy innych nieprzyjemności. Chciałabym być wreszcie wolna!<br />W pewnym momencie znowu zauważyłam, jak prowadzący mnie człowiek potknął się. W ostatniej chwili przed upadkiem złapałam go, by ograniczyć siłę uderzenia.<br /></p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><b>(Panie kierowniku?)</b><br /></p><p><br /></p>櫻歌ミコhttp://www.blogger.com/profile/10773069594383795596noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-81509376314695800052020-11-22T11:52:00.114+01:002020-12-29T00:37:55.900+01:00Od Akiro cd. Somnatisa<div style="text-align: justify;">- Ostatnio często odpowiadam za rzeczy przed Alphą - mruknąłem pogodnie, zaplatając ręce na karku. Zegarmistrz rzucił mi ponure spojrzenie. Nie specjalnie było mu do śmiechu.</div><div style="text-align: justify;"> - Dobrze, to prowadźcie nas, gdzie tam chcecie. - powiedział Somnatis, po czym szakalica poprowadziła nas do swojego alfy. Przeszliśmy kawał drogi po piasku, aż dotarliśmy do budynku, który przypominał dawną świątynię za czasów światłości Egiptu. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się tam, gdzie akurat znajdywał, a raczej znajdywała się alfa, samica szakala, która nas tu przyprowadziła podeszła do swojej alfy i wszystko jej powiedziała, co widocznie ją zdenerwowało. Gdy ta uniosła laskę do góry zbliżyłem się szybko do Somnatisa i pociągnąłem go lekko w dół, by się skłonił.</div><div style="text-align: justify;">- A więc to wasz członek watahy otworzył zamknięte bramy i jest posiadaczem ukradzionego medalion należącego do Niregio. - powiedział, podchodząc do nas, skądś już ją kojarzyłem. Somnatis coś do niej powiedział, niestety nie zarejestrowałem tego, bo pochłonięty byłem swoimi myślami. Po chwili podniosłem się widząc, że jest rozzłoszczona. Zasłoniłem głowę ręką, podnosząc tym samym gardę, a jej laska uderzyła prosto w blok.</div><div style="text-align: justify;">- Już się tak nie złość Mirodeli layd. - patrzyłem ze spokojem na jej psyk, który na me słowa ukazał lekki zaskoczenie. - Może omówimy to przy egipskich szachach? - zaproponowałem, a ona zabrała laskę, ukazując dosyć sine miejsce po uderzeniu nią.</div><div style="text-align: justify;">- Niech Ci będzie. Zostawcie nas. - powiedziała i większość wyszła, a Som mógł podnieść spokojniej już głowę. Przeszliśmy do pomieszczenia za kotarą i usiedliśmy przy stole, na którym były szachy, a wokół nas było sporo jedzenia.</div><div style="text-align: justify;">- Może się poczęstujecie. - powiedziała, pokazując dłonią jedzenie.</div><div style="text-align: justify;">- Podziękujemy. - odparłem przyjacielskim tonem i spojrzałem na Somnatisa, by niczego tu nie ruszał.</div><div style="text-align: justify;">- To co, tradycyjnie? - spytałem rozmieszczając pionki podobne do tych z japońskiego shogii. </div><div style="text-align: justify;">- Wiec co mam z wami zrobić? - mówiła doniosłym tonem.</div><div style="text-align: justify;">- Wypuścić. Nie należymy do tej samej watahy, on jest samotnym wilkiem, ale naszym znajomym i ze względu na mojego przyjaciela chciałbym, byś pozwoliła im opuścić grobowiec.</div><div style="text-align: justify;">- Nie ma nic za darmo kochany. - zrobiła ruch, na który po chwili odpowiedziałem. - Chce twojego czarnego węża. - powiedziała, wskazując na mnie palcem. </div><div style="text-align: justify;">- Wiesz, że nie jestem w stanie sie go wyzbyć.</div><div style="text-align: justify;">- Ale królowa już tak.</div><div style="text-align: justify;">- Ale jej tu niema. - Powiedziałem, a po chwili poczułem ukucie, a do pomieszczenia weszła kobieta o czarnych kręconych włosach, aż do ziemi i czerwonych wężowych oczach oraz śladami łusek na policzkach</div><div style="text-align: justify;">- Poznaj rodzicielkę królowej. - spojrzałem na nią lekko przymrożonymi oczami. </div><div style="text-align: justify;">- Tak grasz? - spojrzałem na Somiego. - Po grze i od wyniku.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><b>(Somi wybacz za czas T.T)</b></div>LChttp://www.blogger.com/profile/06524004694133646914noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-22754673243005331022020-10-28T17:16:00.004+01:002020-10-28T17:18:48.013+01:00Od Somniatisa cd. Gabriela do Akiro - Pod piaskami pustyni<center><div style="text-align: center;"><div style="text-align: justify;">Somniatis obserwował, jak Gabriel wsuwa naszyjnik do otworu w drzwiach. Wszyscy byli podnieceni, jednak on nie podzielał entuzjazmu. Wrota rozwarły się i archeolodzy jeden po drugim wsunęli się do środka. Akiro chciał ruszyć za nimi, jednak Zegarmistrz go powstrzymał.</div><div style="text-align: justify;">- Zaczekaj - mruknął, wpatrując się przenikliwie w wejście do katakumb.</div><div style="text-align: justify;">- Co? - Chłopak wyglądał na zdziwionego. - To może być to miejsce, Som. Musimy sprawdzić.</div><div style="text-align: justify;"> Czarnowłosy pokręcił przecząco głową, po czym opadł na cztery łapy, przemieniając się w wilka i zaczął węszyć. Futro na jego grzbiecie było nastroszone i czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.</div><div style="text-align: justify;">- Czuję coś ze środka. Psowate. Ale nie do końca. Ludzkie. Też nie całkiem. - Gwałtownie oczy basiora rozszerzyły się do granic możliwości i cofnął się gwałtownie, opadając na zad. - Boskie. Tak, rozpoznaję boską woń. To katakumby jakiegoś bóstwa, Akiro.</div><div style="text-align: justify;">- I nie bez powodu były zamknięte. - Obaj mężczyźni niemal podskoczyli, gdy dobiegł ich melodyjny, damski głos tuż zza ich pleców. Odwrócili się gwałtownie tylko po to, by zobaczyć poruszenie piasku i rozmazaną plamę, która śmiegnęła w stronę wejścia. - Co raz zamknięte, zamknięte ponownie być powinno. </div><div style="text-align: justify;"> Rozległ się dźwięk zgrzytania kamienia o kamień i masywna płyta ze sprasowanego piasku przykryła wyłom, powstały po zniknięciu w środku archeologów.</div><div style="text-align: justify;">- Nie! Tam są ludzie! - Somniatis rzucił się w stronę płyty, jednak drogę zagrodziła mu smukła, drobna postać szakala, szczerząca zęby. Piasek wokół jej łap wirował niespokojnie i basior wycofał się powoli, kuląc ogon i kładąc uszy po sobie.</div><div style="text-align: justify;">- Ich wina! Otworzyli grobowiec. Sami to na siebie sprowadzili. Ty z tyłu! Nie ruszaj się. Widzę, że coś kombinujesz. Jedna nieprzemyślana decyzja i moja wataha rozszarpie was na strzępy.</div><div style="text-align: justify;">- Nie możesz ich zostawić z jakimś pogrzebanym bóstwem - zaoponował Somniatis dość słabo. Dopiero teraz jego zmysły zaczęły dostrzegać zamaskowanych dotąd w piasku przeciwników. - To był przypadek!</div><div style="text-align: justify;">- Przypadek? - prychnęła samica szakala. - Wasz basior miał jeden z naszych kluczy. Skradziony. Nie będę z wami gadać. Odpowiecie za to przed Alphą. </div><div style="text-align: justify;">- Ostatnio często odpowiadam za rzeczy przed Alphą - mruknął pogodnie Akiro, zaplatając ręce na karku. Zegarmistrz rzucił mu ponure spojrzenie. Nie specjalnie było mu do śmiechu. - Dobrze, to prowadźcie nas, gdzie tam chcecie.</div><div style="text-align: center;"><b>(Akiro? Deus ex machina xd)</b></div>
</div>
</center>Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-50875508850189237652020-10-26T13:16:00.000+01:002020-10-26T13:17:19.692+01:00Od Gabriela cd. Akiro do Somniatisa<center><div style="text-align: center;"><center style="text-align: justify;">Po rozdzieleniu się Gabriel podszedł do Somnatis i zapytał:</center><center style="text-align: justify;">- Mam wrażenie, że ten chłopak mnie zna, ale ja mam pamięć do ludzi, a jego nie pamiętam. Możesz powiedzieć kim jesteście?- zapytał zakłopotany. Somnatis z oburzeniem powiedział.</center><center style="text-align: justify;">- CO NIE PAMIĘTASZ OSOBY, KTÓRA CI POMOGŁA? Jesteś strasznie płytki. - dodał spokojniej chłopak i odszedł od nich szukać Akiro.</center><center style="text-align: justify;">- Co?!! To Akiro niby? Nawet nie przypomina go – Po kilku minutach patrzenia się odchodzącą postać zauważył nareszcie, że na tom „chorobę” szukają lekarstwa. Obmyślenia przerwał mu rzucający się na jego Marina starszy brat Omara i Oksany. Chłopcy polecieli na ziemię, lecz zbyt długo Gabriel na niej nie leżał, ponieważ tak jak szybko poleciał to tak samo szybko skoczył na nogi.</center><center style="text-align: justify;">- Marino witaj co tam u ciebie ? – Pomógł blondynki wstać, lecz zanim zielono Oki odpowiedział z drugiego końca wykopalisk dobiegł podniecony głos jednego z pracowników że coś znalazł. Bez zastanowienia wszyscy co znajdowali się na wykopaliskach w pośpiechu znaleźli się przy mężczyźnie.</center><center style="text-align: justify;">- Jebaniutki pierwszy ras na wykopaliskach A już coś znalazł i to może jakieś wejście do krypty.- Powiedział szef wykopalisk. Bez namysłu rozdał wszystkim pozostawić to co robią i o zajęcie się w pomocy wykonaniu tajemniczego znaleziska, gdy nadeszła noc im oczom ukazała się brama z zamkniętymi drzwiami a zamek by otworzyć drzwi strasznie przypominał idealne miejsce do włożoną tam naszyjniku Gabriela. Wręcz tak jakby ten wisiorek tak naprawdę byłby kluczem do nich.</center><div style="text-align: center;"><b>(Somnatis?)</b></div>
</div>
</center>Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-8903686222363307462020-10-07T17:58:00.001+02:002020-10-07T17:59:17.088+02:00Od Kierownika cd. Miyashi<center style="text-align: justify;"> Kierownik cierpliwie patrzył na nieco sztywne ruchy dziewczynki. Nie miał wątpliwości, ktoś już wcześniej musiał ją skrzywdzić. Rany na rękach, ukrywanie pod krzesłem, problem z wysłowieniem, ruchy porcelanowej lalki. Podniosła się z łóżeczka i założyła buciki.</center><center style="text-align: justify;">- No, skoro już wiesz, gdzie będziesz mieszkać, to przejdziemy się do pomieszczenia medycznego, dobrze? - zapytał. - Masz bardzo brzydkie zadrapania na ramionkach i...</center><center style="text-align: justify;"> Dziewczynka gwałtownie się skuliła, chwytając za rękawki i próbując w nich schować dłonie. Temat szram zapewne musiał być dla niej czymś niezręcznym, może bolesnym. Kierownik czuł coraz większe zmartwienie. Zwykle radził sobie z porzuconymi dziećmi, zwykle ciepło i wyrozumiałość starczały, jednak jeśli problem był większy... zaczynał się obawiać, że będzie musiał zaczerpnąć pomocy z zewnątrz. Być może Denise będzie w stanie nieco pomóc? W końcu studiuje pedagogikę. </center><center style="text-align: justify;"> Podszedł powoli do Miyashi i kucnął przed nią. Wyciągnął obie dłonie otwarte w stronę jej dłoni, jednak nie tak blisko, by je chwycić.</center><center style="text-align: justify;">- Mogę? - spytał, patrząc poważnie w twarz dziewczynki. Ta powoli położyła rączki na jego dłoniach. - Ramaiel jest bardzo, bardzo dobrym medykiem. I na pewno nie będzie się śmiał. Pamiętaj, nikt tutaj nie życzy ci źle i wszyscy zrobią wszystko, co mogą, żeby ci pomóc. - Wstał powoli, nie puszczając jej dłoni. - Chodźmy, dobrze?</center><center style="text-align: justify;"> Dziewczynka pokiwała głową i oboje ruszyli do niewielkiej wieżyczki, wydzielonej na pokój medyczny. Jak się można było spodziewać zastali w środku anielskie dziecię, zajmujące się właśnie misternym zwijaniem bandaży, by każde włókno układało się prosto. Ich wejście zwróciło uwagę Ramaiela, który przerwał i swoimi jasnymi oczami powiódł pytającym wzrokiem po przybyszach. Kierownik posadził Miyu na kozetce i podszedł do chłopaka.</center><center style="text-align: justify;">- Zajmij się jej ranami. I proszę, powstrzymaj się od komentarza. </center><center style="text-align: justify;"> Jasne oczy medyka wbiły się w czarne opiekuna.</center><center style="text-align: justify;">- Będę taktowny jak zawsze, proszę pana - powiedział z lekkim, promiennym uśmiechem. Kierownikowi zrobiło się trochę lżej na duszy. Anielska aura dziecka zawsze tak na niego działała. Mimo to w głębi serca dalej czuł ciężar problemów, z którymi będzie musiał się niebawem zmierzyć razem z nową podopieczną. </center><center style="text-align: justify;"> Ramaiel wstał i lekkim, jakby nie do końca związanym z ziemią, krokiem podszedł do dziewczynki. Po drodze wyjął z niewielkiej torby na ramieniu białe lateksowe rękawiczki i założył, strzykając cicho. Na ten dźwięk pacjentka skuliła się nieco.</center><center style="text-align: justify;">- Nie bój się - chłopiec uśmiechnął się promiennie, stając tuż przed Miyu. Delikatnie wsunął dłoń pod jej podbródek i uniósł go w swoją stronę. - Uzdrowię cię i poprowadzę ku spokojowi ducha. Wszystko będzie dobrze.</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Miyashi?)</b></div>
</div>
</center>Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-495997861031852932020-10-07T17:44:00.008+02:002020-12-29T00:39:27.213+01:00Od Akiro cd. Somnatis do Gabriela<div style="text-align: justify;">Mimo wszystko postanowiłem odpuścić. </div><div style="text-align: justify;">- Wybacz to były tylko żarty, ponieważ Gabriel i Somi znają się z miasta, to on powiedział gdzie ma szukać tego czego szuka, albo szukał. - powiedziałem uspokajając dziewczynę. - Nie miałem zamiaru, aż tak bardzo cię przestraszyć. - powiedziałem skuszony. Po półtorej godzinie dojechaliśmy na wykopalisko, wszędzie było sporo ludzi bawiących się w piasku lub robiących różne inne rzeczy. </div><div style="text-align: justify;">- Więc powiadacie, że to są wasze wykopaliska i co szukacie ważnych rzeczy związanych z przeszłością?</div><div style="text-align: justify;">- Właśnie tak. - powiedziała dziewczyna która ciągle mi się przyglądała.</div><div style="text-align: justify;">- Ciekawie, mam nadzieje ze wam się uda coś wykopać i odkryć zapomniane rzeczy. Wiec nie masz nic przeciwko, że się rozejrzę po terenie? - mężczyzna się zgodził.</div><div style="text-align: justify;">- Som ja się rozejrzę a ty możesz zostać z nimi i się dowiedzieć co tam u nich. -powiedziałem i poszedłem na teren wykopalisk rozglądając się do o koła. Zatrzymałem się dopiero przy miejscu, w którym poszukiwacz był totalnie zielony.</div><div style="text-align: justify;">- Co pierwszy raz w terenie? - Mężczyzna spojrzał na mnie mrożąc oczy, by słońce go mocniej nie raziło.</div><div style="text-align: justify;">- Tak, dlatego dali mnie na ten koniec.</div><div style="text-align: justify;">- Rozumiem cóż widocznie masz szczęście.</div><div style="text-align: justify;">- Jak to? - spojrzał na mnie zaskoczony a ja wskazałem jedno miejsce, a on zaczął je sprawdzać i po chwili ukazał się kawałek ruiny, a na jego twarzy wymalowało się niewiarygodne szczęście.</div><div style="text-align: justify;">- Kop, kop, na pewno to nie wszystko. -byłem ciekawy czy będzie tam coś, co mnie mogłoby zainteresować. Wiec siedziałem i czekałem a chłopak odrazu zaczął wołać o pomoc, by wydobyć swoją zdobycz, która okazała się być drzwiami do tunelu i penie prowadząca do starego miasta.</div><div style="text-align: justify;"><b>(Gabriel?)</b></div>LChttp://www.blogger.com/profile/06524004694133646914noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-54406263900243381172020-10-07T17:23:00.002+02:002020-10-07T17:23:56.639+02:00Od Lorema cd. Tiffany<center style="text-align: justify;"><div data-blogger-escaped-style="text-align: center;" style="text-align: center;"><center style="text-align: justify;"> Dziewczynka kończyła swoją kąpiel. To dobrze. Kathleen wyszła, już chwilę temu mówiąc, że podrzuci mu kontakt do Somniatisa. Serce Lorema drgnęło lekko. Wkrótce nastąpi czas na punkt kulminacyjny opowiadania. Stanie twarzą w twarz z celem, za którym podążał od kilku ostatnich akapitów i w jego dłoniach będzie leżało zakończenie tej historii. </center><center style="text-align: justify;"> Zaszedł do kuchni, by zalać przygotowaną wcześniej herbatę. Z parującym napojem udał się do salonu i zasiadł tempo w fotelu. A więc czekać. Spojrzał na niewielki ekran telefonu, leżącego na blacie. Był ciemny i nieruchomy. </center><center style="text-align: justify;"> Drzwi od łazienki zaskrzypiały cicho i na korytarzu rozległy się ciche kroki. Tiffany weszła do salonu i opadła na kanapę naprzeciw mężczyzny. Wyglądała dość żałośnie w niedosuszonych włosach i niedopasowanym ubraniu. Koszula była dla niej trochę za duża, a spodnie zdecydowanie za długie, jednak po podwinięciu nogawek i rękawów sytuacja nie przedstawiała się aż tak fatalnie. Szczupła sylwetka Lorema na pewno pomagała, a jeszcze bardziej pomagały szelki.</center><center style="text-align: justify;"> Miała czerwoną twarz, jakby kąpała sie we wrzątku, jednak teraz przynajmniej dobrze pachniała. Jasnowłosy wstał bez słowa i sam udał się do łazienki. Szybki, zimny prysznic pozwolił mu pozbyć się odoru ze skóry i włosów, a ubranie świeżego stroju jak zawsze sprawiło, że przebiegł go przyjemny dreszcz po plecach. Ludzie mimo wszystko przyzwyczajają się do luksusów, choć nie wahałby się oddać tego wszystkiego, gdyby to przywróciło mu jego Pana.</center><center style="text-align: justify;"> Gdy wyszedł z łazienki, dziewczynka podskoczyła i zrobiła gwałtowny ruch w stronę stolika. Podszedł bliżej. Herbata przestała już parować, jednak jego wzrok skupił się na ciemnym ekranie telefonu, odłożonego niedbale na płaskiej powierzchni. W zupełnie innym miejscu niż sam go zostawił. Sięgnął po urządzenie i odblokował ekran. Jak się spodziewał, była wiadomość od Kathleen. Przeleciał wzrokiem po jej treści i spojrzał na dziewczynkę. Czerwień z jej twarzy wciąż nie zeszła, wyglądała też na nieco bardziej podekscytowaną. Musiała przeczytać podgląd wiadomości na zablokowanym urządzeniu. </center><center style="text-align: justify;">- Jutro spotkamy się z Ochrą - oznajmił. - Ponoć ma kontakt z twoim opiekunem. </center><center style="text-align: justify;"> Niefortunnie. Z treści wiadomości wynikało, że zastępczyni premiera nie miała bezpośredniego kontaktu z Somniatisem, a jej "znajomy" był poza zasięgiem. Wszystko może się skomplikować, jeśli Ochra jest współpracownikiem Zegarmistrza i będzie go krył. Loremowi przebiegło przez myśl, że powinien poszukać szerszej informacji o tym wilku i jego sojusznikach, nim się z nim spotka. Będzie musiał położyć dziewczynkę spać i w nocy spotkać się z kilkoma kontaktami. I to jeszcze przed spotkaniem z owym Ochrą.</center><center><div><div><b>(Tiffany?)</b></div></div></center></div></center><center><div style="text-align: center;">
</div>
</center>Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-44791348705755120212020-09-15T23:26:00.003+02:002020-09-15T23:35:35.701+02:00Od Miyashi cd. Kierownika<center style="text-align: justify;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<o:OfficeDocumentSettings>
<o:AllowPNG/>
</o:OfficeDocumentSettings>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>JA</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:EnableOpenTypeKerning/>
<w:DontFlipMirrorIndents/>
<w:OverrideTableStyleHps/>
<w:UseFELayout/>
</w:Compatibility>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="false"
DefSemiHidden="false" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="376">
<w:LsdException Locked="false" Priority="0" QFormat="true" Name="Normal"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="heading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="heading 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="heading 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="heading 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="heading 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="heading 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="heading 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="heading 9"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 5"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 6"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 7"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 8"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="toc 9"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Normal Indent"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="footnote text"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="annotation text"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="header"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="footer"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="index heading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="35" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="caption"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="table of figures"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="envelope address"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="envelope return"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="footnote reference"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="annotation reference"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="line number"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="page number"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="endnote reference"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="endnote text"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="table of authorities"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="macro"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="toa heading"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Bullet"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Number"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List 5"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Bullet 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Bullet 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Bullet 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Bullet 5"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Number 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Number 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Number 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Number 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="10" QFormat="true" Name="Title"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Closing"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Signature"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="Default Paragraph Font"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Body Text"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Body Text Indent"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Continue"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Continue 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Continue 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Continue 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="List Continue 5"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Message Header"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="11" QFormat="true" Name="Subtitle"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Salutation"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Date"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Body Text First Indent"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Body Text First Indent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Note Heading"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Body Text 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Body Text 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Body Text Indent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Body Text Indent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Block Text"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Hyperlink"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="FollowedHyperlink"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="22" QFormat="true" Name="Strong"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="20" QFormat="true" Name="Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Document Map"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Plain Text"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="E-mail Signature"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Top of Form"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Bottom of Form"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Normal (Web)"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Acronym"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Address"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Cite"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Code"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Definition"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Keyboard"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Preformatted"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Sample"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Typewriter"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="HTML Variable"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Normal Table"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="annotation subject"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="No List"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Outline List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Outline List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Outline List 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Simple 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Simple 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Simple 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Classic 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Classic 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Classic 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Classic 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Colorful 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Colorful 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Colorful 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Columns 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Columns 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Columns 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Columns 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Columns 5"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Grid 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Grid 5"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Grid 6"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Grid 7"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Grid 8"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table List 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table List 4"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table List 5"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table List 6"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table List 7"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table List 8"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table 3D effects 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table 3D effects 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table 3D effects 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Contemporary"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Elegant"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Professional"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Subtle 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Subtle 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Web 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Web 2"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Web 3"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Balloon Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="Table Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Table Theme"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" Name="Placeholder Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" QFormat="true" Name="No Spacing"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" Name="Light Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" Name="Light List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" Name="Light Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" Name="Medium Shading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" Name="Medium Shading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" Name="Medium List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" Name="Medium List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" Name="Medium Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" Name="Medium Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" Name="Medium Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" Name="Dark List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" Name="Colorful Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" Name="Colorful List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" Name="Colorful Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" Name="Light Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" Name="Light List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" Name="Light Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" Name="Medium List 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" Name="Revision"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="34" QFormat="true"
Name="List Paragraph"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="29" QFormat="true" Name="Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="30" QFormat="true"
Name="Intense Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" Name="Medium List 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" Name="Dark List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" Name="Colorful Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" Name="Colorful List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" Name="Colorful Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" Name="Light Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" Name="Light List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" Name="Light Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" Name="Medium List 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" Name="Medium List 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" Name="Dark List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" Name="Colorful Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" Name="Colorful List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" Name="Colorful Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" Name="Light Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" Name="Light List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" Name="Light Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" Name="Medium List 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" Name="Medium List 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" Name="Dark List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" Name="Colorful Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" Name="Colorful List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" Name="Colorful Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" Name="Light Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" Name="Light List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" Name="Light Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" Name="Medium List 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" Name="Medium List 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" Name="Dark List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" Name="Colorful Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" Name="Colorful List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" Name="Colorful Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" Name="Light Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" Name="Light List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" Name="Light Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" Name="Medium List 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" Name="Medium List 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" Name="Dark List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" Name="Colorful Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" Name="Colorful List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" Name="Colorful Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" Name="Light Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" Name="Light List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" Name="Light Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" Name="Medium List 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" Name="Medium List 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" Name="Dark List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" Name="Colorful Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" Name="Colorful List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" Name="Colorful Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="19" QFormat="true"
Name="Subtle Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="21" QFormat="true"
Name="Intense Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="31" QFormat="true"
Name="Subtle Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="32" QFormat="true"
Name="Intense Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="33" QFormat="true" Name="Book Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="37" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" Name="Bibliography"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" SemiHidden="true"
UnhideWhenUsed="true" QFormat="true" Name="TOC Heading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="41" Name="Plain Table 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="42" Name="Plain Table 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="43" Name="Plain Table 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="44" Name="Plain Table 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="45" Name="Plain Table 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="40" Name="Grid Table Light"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46" Name="Grid Table 1 Light"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="Grid Table 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="Grid Table 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="Grid Table 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="Grid Table 5 Dark"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51" Name="Grid Table 6 Colorful"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52" Name="Grid Table 7 Colorful"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="Grid Table 1 Light Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="Grid Table 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="Grid Table 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="Grid Table 4 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="Grid Table 5 Dark Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="Grid Table 6 Colorful Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="Grid Table 7 Colorful Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="Grid Table 1 Light Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="Grid Table 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="Grid Table 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="Grid Table 4 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="Grid Table 5 Dark Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="Grid Table 6 Colorful Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="Grid Table 7 Colorful Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="Grid Table 1 Light Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="Grid Table 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="Grid Table 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="Grid Table 4 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="Grid Table 5 Dark Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="Grid Table 6 Colorful Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="Grid Table 7 Colorful Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="Grid Table 1 Light Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="Grid Table 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="Grid Table 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="Grid Table 4 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="Grid Table 5 Dark Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="Grid Table 6 Colorful Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="Grid Table 7 Colorful Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="Grid Table 1 Light Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="Grid Table 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="Grid Table 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="Grid Table 4 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="Grid Table 5 Dark Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="Grid Table 6 Colorful Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="Grid Table 7 Colorful Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="Grid Table 1 Light Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="Grid Table 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="Grid Table 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="Grid Table 4 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="Grid Table 5 Dark Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="Grid Table 6 Colorful Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="Grid Table 7 Colorful Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46" Name="List Table 1 Light"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="List Table 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="List Table 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="List Table 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="List Table 5 Dark"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51" Name="List Table 6 Colorful"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52" Name="List Table 7 Colorful"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="List Table 1 Light Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="List Table 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="List Table 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="List Table 4 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="List Table 5 Dark Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="List Table 6 Colorful Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="List Table 7 Colorful Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="List Table 1 Light Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="List Table 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="List Table 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="List Table 4 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="List Table 5 Dark Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="List Table 6 Colorful Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="List Table 7 Colorful Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="List Table 1 Light Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="List Table 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="List Table 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="List Table 4 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="List Table 5 Dark Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="List Table 6 Colorful Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="List Table 7 Colorful Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="List Table 1 Light Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="List Table 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="List Table 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="List Table 4 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="List Table 5 Dark Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="List Table 6 Colorful Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="List Table 7 Colorful Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="List Table 1 Light Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="List Table 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="List Table 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="List Table 4 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="List Table 5 Dark Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="List Table 6 Colorful Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="List Table 7 Colorful Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="46"
Name="List Table 1 Light Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="47" Name="List Table 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="48" Name="List Table 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="49" Name="List Table 4 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="50" Name="List Table 5 Dark Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="51"
Name="List Table 6 Colorful Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="52"
Name="List Table 7 Colorful Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Mention"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Smart Hyperlink"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Hashtag"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Unresolved Mention"/>
<w:LsdException Locked="false" SemiHidden="true" UnhideWhenUsed="true"
Name="Smart Link"/>
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:8.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:107%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:12.0pt;
font-family:"Arial",sans-serif;
color:black;}
</style>
<![endif]-->
<div class="MsoNormal">
Mieć łóżko koło Emi? Byłoby mi bardzo miło… A swoją drogą, wtedy po raz pierwszy widziałam tego pana, który się mną zajął – wtedy, gdy ją poznałam. Mówiła coś o jakimś domu przy naszym pierwszym spotkaniu, ale nie pomyślałabym, że tutaj też się znajdę...</div>
<div class="MsoNormal">
Natomiast ten, który mnie tu przyprowadził, wydawał się być miły i nie wyglądał na takiego, który zaraz coś by mi zrobił. Może się mylę, ale w tej chwili nie wydaje mi się, że skoczy na mnie i sprzeda na organy. Jeśli miałby to zrobić, Eali by już nie było. Miałam teraz tylko nadzieję, że jest, chociaż nawet jej obecność nie gwarantuje, że będzie mi tu miło. Może być tak, że wezmą mnie jak inni, jako pokojówkę na łańcuchu.</div>
<div class="MsoNormal">
Mimo niepokoju, na pytanie o wyjście stąd pokiwałam głową lekko, żeby wyjść. Powoli się podniosłam i niepewnie szłam z nim do pokoju, w którym będę spać. W tej chwili nie widziałam tam nikogo, ale było widać które łóżka są wolne, a które nie. Te zajęte były na szybko układane, a często miały na sobie coś charakterystycznego w formie przytulanki. Nie wszystkie, ale część, która nie miała tego, była rozpoznawalna po ułożeniu pościeli. Dostałam łóżko tam, gdzie leży moja koleżanka, a przynajmniej tak twierdził ten ktoś.</div>
<div class="MsoNormal">
- To łóżko jest całe dla ciebie – uśmiechnął się do mnie. Ja na niego patrzyłam dalej niepewnie. Do łóżka nie podeszłam bojąc się zniszczyć jego idealne ułożenie, którego nie będę umieć odtworzyć. Chwilę tak się w nie wpatrywałam i cichutko powiedziałam:</div>
<div class="MsoNormal">
- Dziękuję...</div>
<div class="MsoNormal">
- Nie chcesz sprawdzić, czy wygodne? – odsunął kołdrę jakby chciał, bym się położyła. Przynajmniej mi tak zawsze rodzice odsuwali, gdy byłam bardzo malutka. Przez chwilę na niego popatrzyłam, po czym zdjęłam buciki i się położyłam. Nie było niewygodne, ale było nie moje. Zawsze to czułam od dnia porwania... Dopiero w swoim łóżku czułabym się dobrze, przynajmniej jeśli o sen chodzi.</div>
<div class="MsoNormal">
- I jak się w nim czujesz? Wygodnie?</div>
<div class="MsoNormal">
Nieśmiało przytaknęłam, by go nie martwić ani nie złościć. Powoli się podniosłam, ale gdybym mogła, z pewnością poszłabym spać już teraz. Było wczesne popołudnie, ale chciałam spać już teraz... Po podniesieniu się założyłam buciki z powrotem.</div>
</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Kierowniku? Albo ktoś inny z Domu?)</b></div>
</div>
</center>
櫻歌ミコhttp://www.blogger.com/profile/10773069594383795596noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-56776399678753459622020-09-15T17:12:00.003+02:002020-09-16T01:51:29.168+02:00Od Tiffany cd. Lorema<center style="text-align: justify;">
Przyjemnie chłodna woda płynęła wolno po ciele dziewczyny, pozwalając jej na złapanie oddechu. Zmęczona, brudna i śmierdząca w końcu mogła poczuć, jak to jest się zrelaksować, a kąpiel pod prysznicem nigdy nie wydawała się taka cudowna. Jedynym, chaotycznym dźwiękiem który nie chciał, aby Tiffany całkowicie odpłynęła, był głośny huk dochodzący zza okna, a chwilę potem - błysk przeszywającego niebo pioruna. Za pierwszym razem, kiedy ogłuszył ją hałas, podskoczyła do góry i nieomal poślizgnęła się, uderzając głową o półkę z różnymi lubrykantami. Oczy malutkiej zabłysły, kiedy zauważyła szampon z dodatkiem aloesu i cudownym, delikatnym zapachu. Pomimo zużycia już wcześniej odrobiny waniliowego płynu do kąpieli, zdecydowała się dodatkowo polać swoje ciało swoim cudownym znaleziskiem. </center>
<center style="text-align: justify;">
Nie słyszała nic, co działo się obecnie za drzwiami. Zarówno woda jak i przerażająca ulewa, która rozpętała się dosłownie chwile po tym, jak Tiffany weszła do łazienki, gotowa się umyć. Poczuła, jak spływa z niej cały brud, utrzymujący się na cielsku od jakiegoś czasu. Było dobrze, przynajmniej przez pierwsze kilka minut, nim złapało ją znużenie. Było ono zdecydowanie bardziej mocniejsze, niż burczący z głodu brzuch, który starał się przenieść sygnał do głowy Tytanii, informujący o jedzonku. Przez najbliższe kilka dni obiecała sobie, że pozostanie przy Loremie w jego czterech ścianach, aby móc do końca zregenerować energię na następne poszukiwania Somniatisa. </center>
<center style="text-align: justify;">
Posmutniała na myśl o swoim opiekunie. Nie dostała jednak ataku, ani nie przyszło jej do głowy uderzać pięścią w kafelki, czekając na ich rozpad. Po prostu skuliła się jak maleńkie kocię, pozwalając, aby łzy spływały po jej policzkach. Tak, to się właśnie nazywała prawdziwa tęsknota. Nawet do ojca nie pragnęła tak bardzo, jak właśnie do zegarmistrza o złotym sercu i dwukolorowym spojrzeniu. Mogła się zastanawiać, gdzie on teraz jest i czy w ogóle jej szuka. Być może udało mu się znaleźć wybrankę swojego serca, z którą planuje już potomstwo, nie myśląc o czarnowłosym utrapieniu, błąkającym się po Ainelysnart z jednym sprzymierzeńcem o dość interesującym ubarwieniu. </center>
<center style="text-align: justify;">
Impsum zapukał do drzwi, pytając się, czy wszystko z nią w porządku. Odkrzyknęła jedynie, że zaraz wychodzi, chwytając ręcznik. Przez ostatnie pięć minut z łazienki nie było słychać odgłosów pluskania, więc ten pomyślał sobie pewno o najgorszym. O tym, że panienka Rivers mogła zasnąć w wanience. Byłoby to z jej strony wyjątkowo nieuprzejme. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Och, już wychodzę! </center>
<center style="text-align: justify;">
Głos dziewczęcia przebił się głucho przez ścianę. </center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Lorem?)</b></div>
</div>
</center>
Fragoniahttp://www.blogger.com/profile/00587485263217601815noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-69954665300905338652020-09-15T02:04:00.000+02:002020-09-15T02:04:24.255+02:00Od Somniatisa cd. Gabriela do Akiro<center style="text-align: justify;">
Towarzysze z wdzięcznością wsiedli do pojazdu, choć Somniatis czuł się nieco niezręcznie po tym, jak Akiro przedstawił ich dwójkę biednej, przestraszonej dziewczynie. Wydawało mu się też trochę dziwne, że Gabriel zachowywał się tak, jakby się nie znali, jednak znajomi Akiro często pozostawali dla niego zagadką.</center>
<center style="text-align: justify;">
Pojazd ruszył przez piaskową zadymę. Czarnowłosy pochylił głowę i strzepnął okruchy złotego pyłu z włosów, po czym wyjął z kieszeni chusteczkę i z uwagą zaczął pozbywać się go również ze wszystkich otworów na twarzy.</center>
<center style="text-align: justify;">
- To musiała być akurat pustynia - mruknął ni to do siebie, ni to do Akiro, zgrzytając piaskiem w zębach.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie poradzę ci, że akurat na pustyni się to znajduje - odparł chłopak, wzruszając ramionami. On nie wyglądał na ani odrobinę skrępowanego sytuacją. - Zresztą lepsze to, niż Antarktyda.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Chyba wolałbym śnieg od piasku. - Somniatis wypluł nieco pyłu z ust, jednak ten dalej zgrzytał mu w zębach. Otarł z rezygnacją usta, starannie złożył chusteczkę i schował do kieszeni. Spojrzał dość niepewnie na pozostałych pasażerów wozu. Nachylił się do przyjaciela.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Dlaczego Gabriel zachowuje się tak... dziwnie? - spytał szeptem. - Wydawało mi się, że od dawna się przyjaźnicie.</center>
<center style="text-align: justify;">
Akiro uśmiechnął się tajemniczo.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ludzie porywani przez nas często są czyszczeni z pamięci, żeby nie mogli donieść o naszym istnieniu władzom planety - oznajmił konspiracyjnym szeptem. Biedna dziewczyna wtuliła się jeszcze mocniej w jej chłopaka. Zegarmistrz spiorunował spojrzeniem Akiro.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Mógłbyś już z tym przestać. To żałosne tak straszyć biedną dziewczynę - skarcił towarzysza, po czym spojrzał w stronę tamtej i uśmiechnął się przepraszająco. - Nie powinnaś brać tego, co mówi Akiro tak bardzo do serca. Czasem najpierw mówi, potem myśli.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Wprost przeciwnie, mówię co myślę - zaoponował chłopak. </center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Akiro? Gabriel?)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-86235174148142127382020-09-15T00:47:00.003+02:002020-09-15T00:47:57.281+02:00Od Gabriela cd. Akiro do Somniatisa<center style="text-align: justify;">
<center style="text-align: justify;">
Gdy postacie podeszła bliżej okazało się, że Akiro, który jest całkiem zmieniony nie dość, że z wyglądu to jeszcze z całej reszty obok niego szedł Somniatis. Gabriel razem z przyjaciółmi podeszli w ich stronę.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Kim wy jesteście i jak się tu znaleźliście - zapytał zdziwiony głosem Gabriel.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Jesteśmy podróżnikami w czasie, przybyliśmy tutaj by odnaleźć składnik na starożytne lekarstwo. -Odpowiedział Akiro, ledwo powstrzymując się, by nie wybuchnąć śmiechem.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Co? A muzeów nam nie zjecie? - zapytała Oksana. Akiro popatrzył się na Somniatis a on na niego i nie wytrzymali. Musieli wybuchnąć śmiechem.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Głupie pytanie siostrzyczko. Wiadomo, że nie zjedzą nam muzeów, tylko pożrą nam duszę. – powiedział to na tyle poważnie, by wystarczyło, aby Oksana uciekła do samochodu i pozamykała wszystkie drzwi i okna. Nowo poznani przybysze praktycznie nie wytrzymywali już ze śmiechu.</center>
<center style="text-align: justify;">
- No ok wyglądają na normalnych kosmitów. - powiedział Gabriel, podśmiechując się. - To, co chcecie jechać z nami na wykopaliska? Może tam znajdziecie to, co potrzebujecie. - kosmici przestali się śmiać i jeden z nich zapytał.</center>
<center style="text-align: justify;">
- A w którą stronę.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Przed siebie oczywiście. – Omar pokazał rękoma wprost na opadający piasek, skąd przybyli.</center>
<center style="text-align: justify;">
- No ok, przynajmniej pozwiedzamy.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Więc zapraszam do auta. – gdy podeszli do samochodu Oksana nie chciała ich wpuścić do środka.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ej, wpuszczaj nas! - powiedział Noc.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie, bo mnie zjedzą te ufoludki – powiedziała przerażona.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Taaa zje, a potem zrobią odlew z piasku, oddadzą Ci duszę i jeszcze raz zjedzą. - powiedział Omar już troszkę poddenerwowany. Gabriel przybliżył się do okna, uśmiechnął się i uspokajającym hipnotyzującym głosem powiedział.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie bój się. Jak coś to Cię obronie. Nie pozwolę, by Ci coś się stało, przecież wiesz o tym.</center>
<center style="text-align: justify;">
– Oksana, patrząc się w jego piękne oczy, powoli otworzyła drzwi. Gabriel szybko szarpnął drzwi i wsiadł do samochodu. Dziewczyna szybko z przerażeniem wtuliła się w niego. Pozostała trójka weszła do samochodu i ruszyli.</center>
</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Somniatis? Akiro?)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-88765152209697342242020-09-09T12:38:00.002+02:002020-09-15T00:48:07.776+02:00Od Kierownika cd. Miyashi<div>
- Miya… masz bardzo ładne imię, Miyu – powiedział powoli Kierownik, klękając przy dziewczynce. Po tym, jak udało mu się zabrać ją sprzed nosa tamtego człowieka czuł olbrzymią ulgę. Ulgę, że zdołał ją uratować, że teraz może już odpowiednio się o nią zatroszczyć i nie dopuścić, by podobne sytuacje wydarzyły się w przyszłości. Mężczyzna wyciągnął do niej rękę powoli. Cofnęła się, jak przerażone zwierzątko, jednak nie zrażony tym mężczyzna czekał. – Chodź, pójdziemy w jakieś wygodniejsze miejsce. Lubisz może ptaszki?</div>
<div>
Mała nie odpowiedziała. Trzęsła się, a jej oczy lśniły od powstrzymywanych łez. Zmartwionemu kierownikowi przeleciał przez głowę, że musiała mieć naprawdę przerażające wczesne lata swojego życia. Będzie na pewno potrzebowała dużo czasu i dużo ciepła, nim się zaaklimatyzuje.</div>
<div>
- Jeśli nie chcesz do mnie wyjść, ja przyjdę do ciebie – powiedział niespodziewanie, uśmiechając się. Dziewczynka skuliła się jeszcze mocniej, gdy wykonał ruch. Wysoki mężczyzna wsunął głowę, potem rękę, część barku i jedną nogę pod krzesło dziewczynki, składając się w dziwaczny i zabawny sposób i trochę ją przepychając. – Nie za wygodnie tutaj – skomentował, próbując odgarnąć kłaki z twarzy i poprawić okulary, by cokolwiek widzieć. – Chyba będę musiał sobie sprawić większe krzesło, jeśli będę chciał ci dotrzymać towarzystwa na dłuższą metę. A właśnie, skoro już gawędzimy. Pewnie chciałabyś wiedzieć, gdzie jesteś. Jesteś w Domu, miejscu, w którym dzieci takie jak ty: zagubione, samotne, inne, mogą znaleźć swój kąt. Albo krzesło w twoim przypadku. Tutaj nie musisz ukrywać uszków. Każdy z nas ma w sobie coś niezwykłego i nie kryjemy tego przed sobą. Tylko na zewnątrz, rozumiesz? – puścił do niej oko. – Póki jesteś w Domu jesteś bezpieczna. Tutaj nie przyjdą ci brzydcy panowie i cię nie zabiorą. Nie mamy nawet potworów pod łóżkami! No, chyba że akurat Ealimeriel się pod jednym schowa. Ale to niezbyt straszny potwór. Raczej dość miły.</div>
<div>
- Emi? – Miyi drgnęły uszka, co jednocześnie zdziwiło i ucieszyło Kierownika.</div>
<div>
- Tak, Emi. Znasz ją? – Spojrzenie dorosłego skierowało się na chwilę w stronę dziecka, jednak przypłacił to strzyknięciem w karku i bólem w tamtych okolicach, więc natychmiast poprawił ułożenie głowy na wygodniejsze.</div>
<div>
Dziewczynka pokiwała głową, a mężczyzna zaczął się zastanawiać, jak i kiedy satyrka miała szanse poznać kogoś spoza domu. W szczególności osobę, którą on szukał. Czemu nie wyczuł jej aury, gdy była w pobliżu? Czy może to Ealimeriel wymykała się po kryjomu z domu, spotykać się z tą małą? Nie, wiedziałby, jakby ktoś opuścił Dom. Zawsze wiedział.</div>
<div>
- Świetnie, w takim razie wiem, gdzie powinienem cię umieścić. Dostaniesz łóżeko koło niej, co ty na to? Podoba ci się ten pomysł? – zagadywał dalej Kierownik. Miya nieśmiało kiwnęła główką. – To co, wyjdziemy stąd? Bo przyznam, że zaczyna mnie boleć kręgosłup.</div>
<div>
<b>(Miyashi?)</b></div>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-29052443743333085622020-09-07T21:55:00.002+02:002020-09-08T23:34:42.510+02:00Od Miyashi c.d. Halvarda i Kierownika<center style="text-align: justify;">
Lekko się obracałam wokół szukając Lili, której szukał nowo przybyły. Nie znałam nikogo, ale na pewno chcieli czegoś ode mnie… Chciałam zniknąć, a zaistniałam jeszcze bardziej…<br />Jedyne co, to tego, który przyszedł, kojarzyłam. Wtedy, na placu zabaw… Wywrócił się, a inni pomogli mu się podnieść. Tak samo teraz, leżał na ziemi, ale nikt mu nie pomagał. Wtedy ja spróbowałam to zrobić i niepewnie złapałam go za rękę. Wciąż był mi nieznajomy, ale kojarzyłam go. Nie mogłam patrzeć jak tak leży, jeszcze przy tym uzbrojonym w katanę kimś. Widziałam jego wściekły wzrok, ale jakby coś ode mnie chciał, to już bym miała nieskończony spokój, którego od tak dawna pragnę. Dalej czuję wszystko, a nieznajoma mi istota, która zwykle była przeze mnie spotykana na placu zabaw z różnymi dziećmi, była na nogach.<br />- Chodź, Lili… - wziął mnie za rękę i poszliśmy w kierunku, z którego przyszedł. <br />Za nami usłyszałam jeszcze jakieś burczenie niezadowolenia, ciche warknięcie i odgłos odjeżdżającego samochodu. Miałam nadzieję, że już nie spotkam tego kogoś ani razu więcej… Czego on chciał?<br />Dłuższą chwilę zajęło przejście do znajomych miejsc, chociaż krok nasz był szybki – między innymi przechodziliśmy obok placu zabaw, na którym bawiłam się z pewną dziewczyną z niedaleka i właśnie tam ten nieznajomy, który mnie prowadził, upadł i go podnosili. A może powinnam uciekać? Co będzie, jeśli w rzeczywistości jest gorszy od tamtych? Nie wydaje się, ale pozory mylą. <br />Z tej niepewności ręce mi drżały, a głos się łamał, czyli byłam bardzo bliska płaczu, którego już nie powstrzymam. Jeszcze sobie radziłam, by nie dać się usłyszeć, ale byłam na granicy i zaraz będę musiała naprawdę uciec i się schować, ale tym razem lepiej. Nie mogę więcej dać się znaleźć nikomu. <br />Ale uciec nie zdążyłam – wprowadził mnie do pewnego budynku, o którym tylko słyszałam, a mianowicie dom dziecka. Zwykle u mnie się śmiano z dzieci stamtąd, bo „nie miały rodziców”. Mnie to nie śmieszyło, a teraz wręcz sprawia, że jeszcze bardziej się rozpłaczę. Często ich wyzywano od wpadek i patologii, bo albo ich zabrano z rodzin, które nie nadają się do wychowywania dzieci, albo byli oddawani, często świeżo po urodzeniu, a czasem też później, gdy ktoś taki podrósł. Czasem starsza siostra mnie straszyła, że rodzice chcą to samo ze mną zrobić i gdyby żyli, teraz by się śmiali, bo naprawdę tu trafiam. Przynajmniej wszystko na to wskazuje. <br />Przyprowadzający mnie usiadł przy biurku w pewnym gabinecie, do którego mnie zaprowadził i spokojnym głosem zapytał:<br />- Jak się nazywasz?<br />Czy odpowiadać naprawdę, czy coś zmyślić? A może powiedzieć to, jak on chce mnie nazwać? Nic mi przez gardło nie przechodziło. Oczy za to zalewały się łzami, a żeby to ukryć, skuliłam się pod krzesłem szybko tam się wślizgując. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie widział, dalej chcę zniknąć. Gdybym mogła coś zrobić, by nie istnieć, zrobiłabym to od razu. Jedyne, co z siebie w tej chwili wydawałam, to ciche szlochanie. To jest za trudne... Nie wiem, czy mogę mu ufać i czy nie chce mnie znowu gdzieś sprzedać... <br />- Co się dzieje, malutka? <br />Usłyszałam już cichsze pytanie od niego, zaraz obok mnie. Mówił tak spokojnie, że wydawało mi się, że naprawdę nie chce źle. Prawdziwych intencji i tak pewnie nie poznam tak od razu. <br />- Mi... ya... – zaczęłam ze swoim prawdziwym imieniem. Nazwiska na pewno nie podam, bo jest za długie, bym mogła je w tym stanie wypowiedzieć. <br /> </center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Panie Kierowniku?)</b></div>
</div>
</center>櫻歌ミコhttp://www.blogger.com/profile/10773069594383795596noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-71366622689727879792020-09-03T23:48:00.002+02:002020-09-03T23:50:01.737+02:00Od Halvarda i Kierownika cd. Miyashi<center style="text-align: justify;">
Halvard pociągnął za łańcuch, przyczepiony do obroży, znajdującej się na szyi drobnej, białowłosej dziewczynki, przyciągając ją do siebie. Mała straciła na chwilę równowagę, jednak zdołała ją odzyskać i niepewnie stanąć przed groźną postacią przedsiębiorcy. Mężczyzna pociągnął metal do góry, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Były lodowate. Małą przeszedł dreszcz i błyskawicznie spróbowała odwrócić wzrok.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Jest w słabym stanie - powiedział po chwili, odrywając wzrok od jej jasnych jak niebo tęczówek - tyle dobrego, że nie połamaliście jej skrzydeł. Takie traktowanie towaru jest niewybaczalne.</center>
<center style="text-align: justify;">
Dziewczynka wzdrygnęła się. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Mieliśmy załadowany transport. Mała trafiła się przypadkiem. - Rudowłosy młodzieniec wzruszył ramionami. - Jeśli nie kupujesz, oddaj mi łańcuch. Mam już na nią trzech innych kupców.</center>
<center style="text-align: justify;">
Halvard zmierzył go żelaznym spojrzeniem, po czym niespodziewanie się uśmiechnął, choć w tym uśmiechu nie było za grosz wesołości. Wolną ręką skinął na Malisę. Dziewczyna bez słowa machnęła rękami, a jej demoniczne dłonie ruszyły w stronę sprzedawcy. Ochroniarze rudzielca dobyli broni, ale ten ich powstrzymał. Dłonie zatrzymały się kilkanaście centymetrów od jego ciała, a rozwierające się palce ujawniły walizkę pełną pieniędzy.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Jak zawsze hojny. - Sprzedawca przejechał palcami po zielonych banknotach.</center>
<center style="text-align: justify;">
- W przeciwieństwie do takich śmieci jak wy, mogę sobie pozwolić na godne traktowanie procesu handlu - powiedział z wyższością, zbierając się do wyjścia.</center>
<center style="text-align: justify;">
- W przeciwieństwie do ciebie, my go tak nie musimy traktować - odparł rudy, patrząc w ślad za oddalającym się klientem. Lisi ochroniarz rzucił mu jeszcze ponure spojrzenie, zamiatając kitą o podłogę. Zgarbił się i naciągnął kaptur na głowę, po czym cała czwórka opuściła pomieszczenie, wychodząc w jedną z bocznych uliczek Areny Pierwszej. Limuzyna czekała w milczeniu na końcu ulicy.</center>
<center style="text-align: justify;">
Inoe niespodziewanie wyminął swojego pana i stanął przed nim, łapę kładąc na rękojeści katany.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Coś. Zwierzęczłowiek. W śmieciach - oznajmił cicho. </center>
<center style="text-align: justify;">
Halvard skinął dłonią, w odpowiedzi, na co ochroniarz rzucił się we wskazane przez siebie miejsce. Rozległ się pisk i po chwili wyciągnął stamtąd małą, brudną dziewczynkę. Po jej rękach spływała krew, a jej twarz wyrażała skrajne przerażenie. Inoe podniósł ją bez problemu, nie wyrywała się nawet za bardzo i trzymając ją za kołnierz, przeniósł bliżej mężczyzny. Gdy ją puścił - upadła, a kapelusz, który dotąd miała na głowie, spadł z niej, ujawniając parę kremowych uszu.</center>
<center style="text-align: justify;">
- No proszę. - Halvard wysunął dłoń z łańcuchem, na którym trzymał swój najnowszy nabytek do Malisy. - Zabierz ją do limuzyny - rozkazał, tracąc zainteresowanie białowłosą i całą swoją uwagę przenosząc na ludzką hybrydę. Pochylił się nad nią i zaskakująco delikatnie wsunął dłoń w jej włosy, po czym przesunął nimi w stronę ucha. Było miękkie i puszyste, zapewne były znakiem połączenia genetycznego z psowatym. - Mały psowaty na Ainelysnart. Nie wiesz, że niebezpiecznie jest pałętać się samemu po ulicach tego miasta? - Jego głos złagodniał, przeszedł do niższych, bardziej kojących tonów. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Lili! - krzyknął ktoś z końca ulicy. </center>
<center style="text-align: justify;">
Halvard uniósł się i spojrzał w tamtym kierunku. Wątła postać ciemnowłosego mężczyzny biegła w ich stronę. Wyraz jego twarzy był bardzo zatroskany. Inoe zareagował błyskawicznie, zastawiając mu drogę, jednak przybysz nie dotarł tak daleko. Może metr od lisa potknął się i przewrócił na ziemię, a jego galowy strój ubrudził wszechobecnym brudem. Przedsiębiorca patrzył na niego z góry. Dobrze znał tę twarz. Kierownik. Sól w oku mafii Etis i jego osobiście - osoba, która nie chciała sprzedać mu prawd do dzieci ze sierocińca. Lis dobył katany i wycelował ją w głowę przybysza, który powoli zbierał się z ziemi. Widząc przed swoimi oczami ostrze, Kierownik znieruchomiał, unosząc dłonie do góry. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Proszę, wybaczcie mi kłopot. To jedno z moich dzieci, Lili. - Uśmiechnął się do nich z zakłopotaniem. - Uciekła mi podczas spaceru, bardzo się o nią martwiłem. Cieszę się, że ją znaleźliście i będę mógł ją bezpiecznie zabrać do sierocińca. Proszę, niech on opuści broń. Chcę tylko zając się moim dzieckiem, to wszystko. Nie zamierzam mieszać się w... - mężczyzna przełknął głośno ślinę - cokolwiek robicie. - To nie przejdzie. To nie przejdzie. Tylko ta jedna myśl kotłowała się w głowie Kierownika, który przeklinał siebie, że nie trafił tu szybciej. A przecież już od dłuższego czasu wiedział, że gdzieś w okolicy jest potencjalny podopieczny. Wreszcie go znalazł i musiał go uratować za wszelką cenę. Nie mógł pozwolić, by dziecko trafiło w ręce kogoś, kto właśnie wyprowadził człowieka na łańcuchu z budynku.</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Miyashi? Jak ty reagujesz na to wszystko?^^)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-70920787559420412532020-08-27T18:56:00.002+02:002020-08-27T18:56:59.816+02:00Od Akiro cd. Somniatisa do Gabriela<center style="text-align: justify;">
Prowadziłem Somnatisa za rękę, już spokojniej niż wtedy nad morzem. Byłem mu wdzięczny i będę chciał pomóć z odnalezieniem tamtej dziewczyny. Wróciliśmy do jego, a chyba nie skłamałbym, jakbym powiedział naszego sklepu. Trzymałem Somiego widząc, że się mocno zamartwia, gdy dotarliśmy pod sklep, otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka. Zamknąłem drzwi, zostawiając zasłony spuszczone.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Chcesz herbaty? - spytałem, podchodząc do czajnika i nastawiają wodę.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Tak. - odparł, siedząc w fotelu. Boni okrył go kocem, po czym sam wziął inny koc i po przemianie w psiaka położył się pod jego nogami. Słysząc gwizd, podniosłem czajnik i zalałem zioła, z których zrobiła się herbata, a zapach rozlał się po całym pomieszczeniu. Podniosłem kupek i podałem go Somnatisowi, wcześniej do niego podchodząc.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Musisz odpocząć przyjacielu. - powiedziałem, gdy chwycił kubek w lekko drżące ręce. Sam wziąwszy swój, napar oparłem się o blat i napiłem ostrożnie herbaty. - Tak naprawdę obojgu przyda nam się sen. - odparłem, czując, jak świat zaczyna mi lekko wirować. Wypiliśmy napar i postanowiliśmy się przespać. Minęło trochę czasu, w którym poinformowałem Somnatisa, że muszę wyjechać do Egiptu i muszę pozałatwiać sprawy na mieście. Los chciał, że on również miał coś do załatwienia, więc umówiliśmy się pod jedną z piekarni, a następnie się zostaliśmy. Ruszyłem na rynek blizna na twarzy niezwracana jakoś specjalnej uwagi. Nie miałem ochoty jej tym razem uzyskiwać, wszystko toczy się jak przed paroma tygodniami. Wszedłem do jednego z moich byłych ulubionych barów i skierowałem się automatycznie po paru okrążeniach na tyły i wpisałem hasła do drzwi na magazyn, po czym wszedłem do środka, oczywiście po wpisaniu odpowiedniego kodu pojawiał się korytarz prowadzących do odpowiednich drzwi. Szedłem okropnym korytarzem, gdy nagle rozbrzmiał głos.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Kim pan jest i jak tu się dostał. - Basowy twardy głos Irosa, spowodował, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale szybko go ścigałem.</center>
<center style="text-align: justify;">
-Nieważne, mam odebrać T36.</center>
<center style="text-align: justify;">
-Umarły cię tu przysłał ten lis. Zawsze zadziwia ludzi. - zaplatał ręce na piersi, ja po trzech sekundach zrobiłem to samo. -No dobrze więc co takiego ci kazał zrobić?</center>
<center style="text-align: justify;">
-Nie gadać za dużo i odebrać T36 kamikadze. - Odparłem, beznamiętnie patrząc na owego człowieka.</center>
<center style="text-align: justify;">
-No skoro tak plan wygląda. Wszystko będzie gotowe na wpisany czas.-odparł mężczyzna. Po uzgodnieniu wszystkiego wyszedłem i poszedłem kupić mapę i ruszyłem na umówione miejsce.</center>
<center style="text-align: justify;">
</center>
<center style="text-align: justify;">
Zanim się obejrzałem, skakaliśmy ze spadochronem z samolotu, ponieważ temu złomowi wysiadły silniki, po wylądowaniu Somi wysuszył mi głowę.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Somi spokojnie mówiłem, że to nie moja wina, że się zaczęły jarać silniki. Lepiej już chodźmy. -powiedziałem, idąc z nim przed siebie, a po paru metrach złapała nas burza piaskowa i nic nie było widać. Niestety mój towarzysz musiał usunąć chroniąca nas bańkę, bo jacyś ludzie szli w naszą stronę.</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Gabriel? Somniatis?)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-10944148945294783932020-08-23T17:32:00.000+02:002020-08-23T18:07:51.053+02:00Od Miyashi - "W nie swoim świecie"<center style="text-align: justify;">
<center style="text-align: justify;">
Dzisiaj Camille zabrała mnie na zakupy – pierwszy raz od dawna zobaczę jak tutaj wyglądają centra handlowe. Czy są znacząco inne od tych, które były u mnie? I tak nie zrozumiem większości napisów, ale chociaż coś poznam. Może obrazki coś pomogą?</center>
<center style="text-align: justify;">
Ubierając się, przed wyjściem musiałam mieć swoje uszka i ogon schowane. Aby to było możliwe, dostałam kapelusz od Camille, a ogon miałam przywiązany solidnie do nogi wstążką. A już na zewnątrz cały czas trzymałam ją za rękę, do samego celu, którym było centrum handlowe.</center>
<center style="text-align: justify;">
Wielkie, ale nie tak bardzo obklejone ekranami, za to z przeszkleniami i, jeśli dobrze się domyślam, nazwami sklepów. Czy coś znaczyły? Nie wydaje mi się, a nawet jeśli, to nie rozumiem tego. Niewiele się zdołałam ich języka nauczyć, co było dla mnie co najmniej nieprzyjemne. Gdzie się nie obejrzy, coś, czego się nie zna albo wręcz nie umie przeczytać. Natomiast próby przeczytania niektórych były wręcz zabawne...</center>
<center style="text-align: justify;">
Weszłyśmy do części sklepowej z koszykiem i zaczęłyśmy zbierać jedzenie, które nas interesowało – właściwie bardziej Camille, bo ja nic nie widziałam dla siebie. Tyle nieznanych produktów... Z owoców i warzyw tylko niektóre znałam, a część była produktami, które zwykle były na półkach z żywnością zagraniczną. Zadziwiona patrzyłam co tutaj jest, próbowałam poznać o co z tym wszystkim chodzi... aż się odwróciłam. Wokoło mnie nikogo nie było. Pobiegłam na jedną stronę półek, nikogo nie ma. Na drugą – znowu to samo. Jak to, przecież by mnie nie zostawiła... Powiedziałaby... prawda...? A jeśli jej coś się stało...? Przebiegłam się jeszcze między kolejnymi półkami, ale i tam jej nie było. Zaczęłam od wtedy chodzić po całym sklepie – od elektroniki do pieczywa przez inne działy, co było męczące. Przy tym omijałam wszystkich innych jak się dało, bo co, gdy mnie ktoś o coś zapyta?</center>
<center style="text-align: justify;">
Zmęczona po około godzinie i ze łzami w oczach wyszłam ze sklepu i starałam się iść w kierunku znanych mi miejsc, ale zgubiłam się zaraz za wyjściem z centrum. Może mapa by się przydała? Na pewno byłoby coś charakterystycznego, co pozwoliłoby mi odnaleźć drogę... Jedyne co, to nie ma tu mapy. Co robić? Już kręci mi się w głowie, brakuje mi powietrza i czuję mrowienie na twarzy. Powoli musiałam chwycić się czegoś, by się trzymać na nogach... Skoro i tak się nie utrzymam, wolałabym upaść gdzieś, gdzie będę bezpieczna.</center>
<center style="text-align: justify;">
Chwiejnym krokiem i powstrzymując się od oddychania kierowałam się po prostu przed siebie. Zaraz upadnę... Z zaciśniętymi zębami skierowałam się do niezbyt uczęszczanej uliczki – tam przeczekam to, co mi się dzieje... Albo skończę tam...</center>
<center style="text-align: justify;">
</center>
<center style="text-align: center;">
<b>(Kto chętny?)</b></center>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-74759439402278929172020-08-23T17:24:00.001+02:002020-08-23T17:26:16.158+02:00Od Somniatisa cd. Gabriela<center style="text-align: justify;">
<center style="text-align: justify;">
Przed wyjazdem z Ainelysnart Akiro chciał jeszcze załatwić kilka spraw. Nie powiedział dokładnie Somniatisowi, o co chodziło, a mężczyzna nie pytał. Będzie miał dość czasu, by się tego dowiedzieć, gdy już wymkną się ewentualnemu pościgowi. Zresztą sam mężczyzna chciał jeszcze załatwić kilka spraw. Ochrona Akiro, jego cennego przyjaciela była jednym, pozostawała jednak jeszcze sprawa Est i Tiffany. Czarnowłosy żałował, że nie był w stanie uporać się z tym wcześniej i teraz nie może z całą trójką wyjechać gdzieś... gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie będą mogli być szczęśliwi, z dala od konfliktu rządu, artystów i wilków.</center>
<center style="text-align: justify;">
Zamknął drzwi do warsztatu, przekręcając klucz o dwa obroty dalej, niż robił to zazwyczaj. Zamek kliknął, a gdy Somniatis wyciągnął klucz z zamka miał przed sobą pustą, szarą ścianę. Schował niewielki przedmiot do kieszeni i z cichym westchnieniem ruszył do Herbaciarni. Po drodze zaczepił o sklep ze starymi telefonami i kiosk, by zakupić sobie kilka minut rozmowy. Maszerując ulicami miasta z urządzeniem przed swoją twarzą, zastanawiał się, do kogo powinien zadzwonić. Nie miał zbyt wielu przyjaciół w Watasze, nie miał też zbyt wielu sojuszników poza nią. Wszyscy, z którymi łączyły go silniejsze więzi należeli do ZUPA-y i odwrócili od niego, gdy w świat poszły te plotki. Plotki. Żeby to były jedynie plotki. Bardziej agresywna propaganda prawdopodobnie wychodząca gdzieś od Feldgrau. Somniatis nie potrafił zrozumieć dlaczego. Rozpad sojuszu przecież nie był czymś, co powinno powodować agresję wobec drugiego stronnictwa. Podzieliły ich interesy, przynajmniej część z nich, ale nie oznaczało to, że powinni od razu całkowicie się od siebie odcinać. Czy te wszystkie razy, kiedy ratowali siebie nawzajem przed lepkimi łapami SJEW-u były tak naprawdę niczym? Przejechał kciukiem po klawiaturze, wpisując losowe cyfry, czemu towarzyszyła krótka, dysharmoniczna melodia piknięć. Skasował ciąg znaków, znów to zrobił, znów skasował. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się w środku Herbaciarni. Nie zauważył też, kiedy starsza kobieta ją prowadząca wzięła od niego zamówienie. A może wcale go nie brała? Spojrzał na wiszący na ścianie obraz, przedstawiający trochę kolorowych karpi i kwiatów. Jeśli liczył, że jego zawartość będzie miała dla niego jakąś symbolikę lub do czegoś go popchnie, to wyraźnie się zawiódł. Ponownie spojrzał na telefon, na którym ciąg znaków przekroczył dopuszczalną długość, zacisnął zęby i wyłączył go, odkładając na stolik. W tym samym momencie zza kotary wyłoniła się miła twarz Xianmei, trzymająca tackę z niewielkim imbryczkiem i dwiema okrągłymi filiżankami. Wyłożyła to wszystko na stolik i odeszła bez słowa. Mężczyzna nalał sobie herbaty, po czym uniósł filiżankę do twarzy, wdychając przyjemny zapach napoju. A pachniał... pomarańczami. </center>
<center style="text-align: justify;">
Gwałtownie odstawił naczynie na stolik, niemal wylewając jego zawartość na telefon i parząc się w dłoń. Szybko wyciągnął serwetki z pojemnika i zaczął wycierać kałużę, a gdy sytuacja została nieco zażegnana, sięgnął po telefon. Wstukał w niego numer i nacisnął zieloną słuchawkę. W pełnej napięcia ciszy słychać było tylko cichy szum nawiązywania połączenia.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Tak? - rozległo się krótko w słuchawce. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Ochra? - Somniatis poczuł niemiły ucisk w żołądku. Dodzwonił się. Co dalej?</center>
<center style="text-align: justify;">
- Kto mówi? – Głos, wyraźnie kobiecy, brzmiał rzeczowo i mężczyzna zaczynał już żałować swojego wyboru.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Pamiętasz jak podczas ucieczki ukryłaś u mnie dzieła Glacjala i Peroroncino, i nie mieli na ciebie dowodów? Chcę odebrać przysługę. – Czarnowłosy nie lubił załatwiać spraw w ten sposób. Nie wydawało się to właściwe. Ba, taki surowy sposób przemawiania w jego własnych uszach brzmiał jak groźba.</center>
<center style="text-align: justify;">
W słuchawce przez chwilę panowała cisza i Somniatis zaczął już się martwić, że rozmówczyni się rozłączy.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Czego chcesz, Zegarmistrzu? – rzuciła krótko.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Spotkajmy się... – zawahał się. – Czekam w Herbaciarni. </center>
<center style="text-align: justify;">
Rozłączył się. </center>
<center style="text-align: justify;">
Przyjdzie? Nie przyjdzie? Czekać? Czy naprawdę powinien czekać na nią? Tutaj? Ujawnił swoją lokalizację. Ma go w garści. Jeśli będzie chciała nasłać na niego SJEW… przełknął ślinę. Ale musiał podjąć ryzyko. Potrzebował tego kontaktu. Bardziej desperacko, niż kiedykolwiek. Poprawił się na poduszkach. Nieprzyjemnie uwierały go w plecy, niezależnie od tego, jak próbował się ustawić. Czas płynął powoli, herbata stygła. Mężczyzna próbował odciągnąć swoje myśli od problemu. Przynajmniej na chwilę. Próbował przekierować je na wyprawę Akiro. Nie, od tego robił się tylko jeszcze bardziej nerwowy. Na kontakt z Est… zagryzł wargę, a po chwili poczuł metaliczny posmak w ustach. Nie było dobrych tematów. Nie w tym momencie. Argona będzie wściekła, na innych członkach Watahy też wolał nie polegać. Dla dobra Akiro. Skupił spojrzenie na filiżance. Jej pomarańczowy aromat przywoływał wspomnienie nieco surowej, ale w gruncie rzeczy miłej fizjonomii rudowłosej pieguski, która dawniej nieraz odwiedzała jego warsztat. Pamiętał, jakby to było ledwie kilka dni wcześniej, jak wpadła do niego rzucając na ladę rolki zwiniętego płótna.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Przechowaj je dla mnie! – krzyknęła, a on bez słowa schował je pod ladę, drugą ręką z tego samego miejsca wyciągając dwa inne płótna.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Niesiesz to do Olivandera, warsztat dwie przecznice stąd – powiedział szybko.</center>
<center style="text-align: justify;">
Nie pytała, chwyciła materiały i wybiegła ze sklepu. </center>
<center style="text-align: justify;">
To nie było nic niezwykłego. Wiele razy wspierał artystów. Ukrywał w sklepie. Pośredniczył w rozprowadzaniu dzieł. Ale to był pierwszy raz. Pierwszy kontakt jego z ZUPA-ą. Ochra stała się potem jego głównym pośrednikiem. Byli… byli dość blisko. Do teraz Somniatis nie był pewien, czemu zerwali znajomość. Po części wydało mu się to naturalne, ZUPA chciała odciąć się od wilków. Po części… teraz uświadomił sobie to wyraźniej. Ona po prostu nie przyszła. Nie było więcej kontaktów od niej, a on bał się napisać. Potem jego sklep został zdemolowany przez bojówkę ZUPA-y. Musiał się przenieść. Zniknąć, na jakiś czas. </center>
<center style="text-align: justify;">
Kotara odchyliła się delikatnie, a Somniatisowi stanęło serce. Stała tam, wpatrując się w mężczyznę. Jej przenikliwe, zielone oczy wbijały się w jego dwubarwne tęczówki w milczeniu. Zmęczona, niezbyt młoda twarz, poznaczona licznymi piegami, nieco przypominającymi blizny, okolona rudymi lokami, nieco niesfornymi i uciekającymi spod sparciałej gumki. Przeplatały je drobne pasemka siwizny.</center>
<center style="text-align: justify;">
Mężczyzna otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie umiał sformułować zdania. Ostatecznie je zamknął i zamiast mówić cokolwiek wskazał miejsce na poduszkach naprzeciwko siebie. Kobieta jednak nie wykonała żadnego ruchu. Jedyną zmianą były mocniej zaciśnięte wargi.</center>
<center style="text-align: justify;">
Niezręczną sytuację przerwało dopiero przybycie starej właścicielki Herbaciarni, która przyniosła na niewielkim talerzyku ciasteczka.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Pieguski – zauważyła mimochodem Ochra. A po chwili dodała: - Dlaczego, Zegarmistrzu?</center>
<center style="text-align: justify;">
Serce mężczyzny zaczęło bić ze zdwojoną prędkością. Powinien się spodziewać, że będzie miała pytania, że nie przejdzie samo poproszenie jej o przysługę i ucieczka, że kto jak kto, ale ta kobieta miała do tego jak największe prawo. Wstał, robiąc krok w jej kierunku.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ochro, ja… - zaczął, ale zawahał się. Spuścił wzrok. – Bałem się.</center>
<center style="text-align: justify;">
Zacisnęła dłonie w pięści i zrobiła coś, czego mężczyzna się nie spodziewał. Wyprowadziła cios prosto w jego głowę. Zachwiał się, ale zdołał odzyskać równowagę. Zrobiło mu się ciemno przed oczami.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Bałeś? – syknęła, przymierzając się do kolejnego ciosu, który tym razem trafił w brzuch mężczyzny. – Bałeś?! – kolejne uderzenie w nos. Somniatis nie próbował się nawet bronić. Jak szmaciana lalka przyjmował cios za ciosem. Kolejne uderzenie w skroń niemal pozbawiło go przytomności i osunąłby się pewnie na ziemię, gdyby rudowłosa go nie złapała za koszulę na piersi. Przyciągnęła go do siebie. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Dygocząca z emocji kobieta i zupełnie spokojny, nieco poobijany mężczyzna. Puściła go. Opadł na poduszki, a ona sama obeszła stolik i zajęła miejsce po jego przeciwnej stronie. – Dobrze. Dam ci się wytłumaczyć, zanim wydam cię w ręce SJEW-u. Ze względu na naszą… dawną przyjaźń. To będzie moja ostatnia przysługa dla ciebie.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ochr…</center>
<center style="text-align: justify;">
- Dla ciebie pani Hivasser – przerwała mu ostro. Somniatis nigdy wcześniej nie widział tej zmęczonej życiem kobiety tak wściekłej. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Dobrze więc, pani Hivasser. O co jestem oskarżony? – zapytał poważnie, nie zadając sobie nawet trudu wyjęcia chusteczki i otarcia krwi, cieknącej z nosa. Kobieta wypuściła głośniej powietrze. Gwałtownie uniosła rękę zaciśniętą w pięść, a Zegarmistrz zamknął oczy i nieco się pochylił. Przez kilka sekund pozostawał w tym stanie, po czym uchylił jedną powiekę. Ochra przypatrywała się mu, marszcząc brwi,.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Co chcesz tym ugrać? Co, zwołałeś swoich, by i mnie zabić? Po co tyle zachodu dla jednej osoby? Czyżbyś uważał, że mogę wiedzieć o tobie coś niebezpiecznego? Ha! Śmieszne. Gdybym wiedziała, już dawno byś wpadł. Więc czemu? Po tylu latach czemu? </center>
<center style="text-align: justify;">
- Zabić. – Somniatis chciałby się zdziwić, jednak zamiast tego tylko sposępniał. – Naprawdę uważasz, że byłbym w stanie zrobić coś takiego? </center>
<center style="text-align: justify;">
- Byłeś w stanie wcześniej – Ochra założyła ręce na piersi. To było coś, najwyraźniej nie zamierzała go dalej bić. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Och… pani Hivasser. Wiem, co o mnie mówi Feldgrau – zaczął ponuro – ale nie sądziłem, że ty, ze wszystkich ludzi im uwierzysz.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie próbuj mnie oszukać, widziałam to. – Wbiła paznokcie w swoje ramiona. – Widziałam tych ludzi po tym, jak już z nimi skończyłeś. Vessel, Orphan, Jadeit, Nomad, Quo Vadis. Cała piątka. Jak wogle… jak wogle… - nie dokończyła, głos jej się załamał, a w kącikach jej oczu pojawiły łzy.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie przekonam cię. – Somniatis wzruszył tylko ramionami i spojrzał na telefon. – Dobrze więc. – Przysunął go w jej stronę. – Dzwoń.</center>
<center style="text-align: justify;">
Kobieta spojrzała na wysunięty w jej stronę telefon, po czym wyciągnęła własny z kieszeni. Wystukała na nim jakiś ciąg znaków. Zegarmistrz sięgnął po herbatę. Była już zimna, ale przyjemny zapach pomarańczy nadal się nad nią unosił.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Chciałam zgłosić posiadacza wilczego genu.</center>
<center style="text-align: justify;">
To nie był kierunek, w którym chciał pójść. Ale musiał postawić wszystko na jedną kartę.</center>
<center style="text-align: justify;">
- W Herbaciarni.</center>
<center style="text-align: justify;">
Teraz gdy wiedział dokładnie, co wie Ochra miał jedną szansę.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Może być niebezpieczny. </center>
<center style="text-align: justify;">
Musiało mu się udać.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie.</center>
<center style="text-align: justify;">
Albo Akiro będzie musiał wyruszyć bez niego.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie. </center>
<center style="text-align: justify;">
Rozłączyła się i spojrzała na Somniatisa.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nadal tu siedzisz? – spytała.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nigdzie się nie wybieram – odparł ze stoickim spokojem. – Ochro, chciałem cię o coś prosić. Przyjmiesz chyba ostatnie życzenie straceńca? </center>
<center style="text-align: justify;">
Założyła tylko ręce na piersi w odpowiedzi.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Kathleen Gregorson zobowiązała się znaleźć kogoś dla mnie. Dziewczynkę. Tiffany. Jeśli ją odnajdzie… przechowaj ją proszę do powrotu Akiro. To moja… cenna córka. Nie wybaczyłbym sobie, jeśli coś by jej się stało. Mam jej zdjęcie, gdzieś tu. – Gwałtownie zaczął przeszukiwać kieszenie płaszcza, wysypując z nich mniej lub bardziej dziwnie wyglądające śrubki i trybiki. – Jest! – Wreszcie z błyskiem w oku wyciągnął niewielki kartonik. Spojrzał na Ochrę. Wpatrywała się w niego nieruchomo. Położył go przed nią na stole. Nawet na niego nie spojrzała.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Czy ty rozumiesz, o co mnie prosisz? W tej sytuacji? Praktycznie przyznałeś, że ona jest… wiesz czym. Po całej tej rozmowie? Jesteś zupełnie szalony, - Ostatnie słowa powiedziała innym tonem. Jej oblicze nieco złagodniało. – Nigdzie nie dzwoniłam. Chciałam wiedzieć, co zrobisz. - Wyciągnęła dłoń po karteczkę i obejrzała twarz dziewczynki. – Feldgrau faktycznie ma dość… radykalne poglądy w waszej sprawie. Wielu to niepokoi, ale wieści, jakie obiegły podziemie niepokoją wszystkich jeszcze bardziej. Co w takim razie stało się naszym współpracownikom? – Spojrzała na niego znad zdjęcia.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Od momentu, w którym straciliśmy kontakt nie miałem również żadnych wieści od nich. Prawdę mówiąc zaszyłem się z dala od ZUPA-y. Bałem się, że będą mnie chcieli zabić po tym, jak Fledgrau zdemolował mój warsztat. Musiałem uciec.</center>
<center style="text-align: justify;">
- A ta dziewczynka? Tiffany, tak? Co się z nią stało?</center>
<center style="text-align: justify;">
- Pewnego dnia po prostu nie znalazłem jej w warsztacie. I od tego czasu nie jestem w stanie znaleźć jej nigdzie. Ale Kathleen…</center>
<center style="text-align: justify;">
- Jakim cudem w to wszystko zamieszana jest ta kobieta? – przerwała mu stanowczo Ochra.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Przyjaciel mi zasugerował zwrócenie się z tym do niej.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie wiem kim był twój przyjaciel, ale chyba nie do końca dobrze ci życzył. Ona jest prawą ręką premiera, Zegarmistrzu. Jeden fałszywy ruch i skończyłbyś na łańcuchu.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Muszę ją odnaleźć. Za wszelką cenę. – Zamilkł na chwilę. – Nawet jeśli będzie to oznaczało, że zostanę wzięty na łańcuch. Ale chwilowo… muszę opuścić Ainelysnart. Jeśli się znajdzie, cóż, wolałbym, żeby nie zostawała zbyt długo u Kathleen, szczególnie jeśli masz racę. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Mam.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Mogłabyś zająć się nią dla mnie przez jakiś czas? Oczywiście jeśli się znajdzie, jak mnie nie będzie.</center>
<center style="text-align: justify;">
Ochra westchnęła. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Byle nie za długo. Nie jestem dobra w zajmowaniu się dziećmi. </center>
<center style="text-align: justify;">
Somniatis rozpromienił się. Wstał gwałtownie i z całej siły uściskał rudowłosą. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Dziękuję, nigdy ci tego nie zapomnę. – W trochę lepszym nastroju wyprostował się. – I obiecuję, dowiem się, co się stało Vesselowi, Orphanowi, Jadeitowi, Nomadowi i Quo Vadis. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie masz dość własnych problemów? – Ochra, również wstała.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Oni są moim problemem. Byli naszymi współpracownikami.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Skontaktuj się ze mną, jak wrócisz. – Uśmiechnęła się. – Albo nie, ja znajdę ciebie. Jak za starych, dobrych czasów.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Jak za starych, dobrych czasów – potwierdził Somniatis.</center>
<center style="text-align: justify;">
Pożegnali się, dość serdecznie. Mężczyzna zapłacił za przyniesione specjały. Na jego liście pozostała wciąż jeszcze jedna sprawa. Tym razem klucząc różnymi liniami autobusowymi i przesiadając się na metro udał się na Arenę 4, do kompleksu Uniwersytetu im. Władysława Leniniewskiego. Wchodząc do budynku uśmiechnął się miło do pani na portierni, przeszedł pustymi o tej porze korytarzami uczelni prosto do windy, w której wybrał jednocześnie piętro 1, 3 i parter oraz przycisk alarmowy. Kabina ruszyła do góry, po czym gwałtownie zatrzymała się między piętrami. Zgasło światło, by po chwili zmienić się w czerwone światło awaryjne. Na niewielkim panelu, wyświetlającym zazwyczaj numer piętra pojawiła się prośba potwierdzenie uprawnień odciskiem palca. Somniatis przyłożył kciuk do ekranu, który zapulsował i po chwili winda ruszyła w bok, a następnie w dół. Po kilku minutach mężczyzna znalazł się w betonowych korytarzach podziemnego kompleksu. Stojący przy wejściu strażnicy prześwietlili go laserem w okularach i pozwolili przejść dalej. Zegarmistrz skierował się prosto do pomieszczenia oznaczonego kodem #6445. Ponownie potwierdził uprawnienia odciskiem kciuka i wszedł do niewielkiego, zaciemnionego pomieszczenia, pełnego różnego rodzaju szumiących i świecących diodami sprzętów, którego jedna ściana w całości zastąpiona została przez lustro weneckie. Przy owej ścianie stał jakiś mężczyzna, notując coś w zeszycie, pomrukując przy tym cicho pod nosem. Somniatis podszedł do niego i stanął przy samej szybie, naruszając ledwie widoczną żółto-czarną linie, wymalowaną przed nią. Spojrzał na pokój po drugiej stronie. Było prawie puste, oświetlone przez przygaszone ledy, sprytnie rozmieszczone w ten sposób, by nie dawały cienia. Jedynym jego elementem było niewielkie łóżko, na którym spoczywała odziana w białą szatę nieruchoma postać. Jej spokojna twarzy z tej odległości wyglądała niemal jak woskowa rzeźba. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Długo jeszcze będzie spała? – spytał cicho Somniatis. Naukowiec spojrzał na niego, potem na notatnik.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie mamy pewności. To zjawisko wciąż nie do końca daje się opisać w sposób matematyczny. Ale twoje działania zdają się przynosić skutek. </center>
<center style="text-align: justify;">
Czarnowłosy pokiwał głową. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Odnowię pieczęci. Przez jakiś czas nie będę w stanie się tu pojawić, ale jeśli coś by się stało… jeśli stałoby się coś, czemu nie byłaby w stanie podołać nauka skontaktuj się z Argoną Ryuketsu. To powinno sprawić, że niezależnie od wszystkiego przyjdzie. – To mówiąc podał naukowcowi niewielką figurkę skarabeusza. Tamten uniósł głowę. – Wystarczy, że wystawisz go na działanie światła, lampa wystarczy.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Skoro tak mówisz. – Naukowiec wzruszył ramionami. – Ale nie wygląda, by coś miało się wydarzyć, nie powinieneś się przejmować. </center>
<center style="text-align: justify;">
- To na wszelki wypadek. – To mówiąc Somniatis zajął się odnawianiem pieczęci.</center>
<center style="text-align: justify;">
<br /></center>
<center style="text-align: justify;">
[...]Dwie z trzech najważniejszych na tą chwilę spraw zostały załatwione. Akiro czekał już na towarzysza z torbą na ramieniu.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Wyglądasz, jakbyś wdał się w jakąś bójkę, to do ciebie niepodobne, Som. W każdym razie, skończyłeś, co miałeś skończyć? – spytał, a Zegarmistrz pokiwał głową. – Doskonale. Zatem do Egiptu.</center>
<center style="text-align: justify;">
<br /></center>
<center style="text-align: justify;">
[...]- Jesteś pewien, że to tutaj? – Somniatis próbował utrzymać wokół nich bańkę energetyczną, jednak gwałtowne podmuchy i drobinki pyłu raz za razem szarpały jej powierzchnię i przebijały na wylot.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie specjalnie coś widzę przez tą burzę – oparł Akiro.</center>
<center style="text-align: justify;">
- A tam? – Zegarmistrz wskazał kierunek, w którym w piaskowym pyle pojawiło się kilka ludzkich sylwetek. – Chyba muszę zdjąć barierę…</center>
<center style="text-align: center;">
<b>(Akiro? Gabriel?)</b></center>
</center>
<center>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-74316594745166183352020-08-19T17:42:00.004+02:002020-08-19T18:27:40.142+02:00Od Gabriela do Akiro i Somniatisa - "Spotkanie trzech idiotów"<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<center style="text-align: justify;">
Gdy dotarli do Damanhur była już ciemna noc, lecz na szczęście miał tam przyjaciela Omara Imon.</center>
<center style="text-align: justify;">
Chłopak ma 29 lat. Urodził się w Damanhur i nadal tam mieszka. Wygląd podobno wiele mówi o człowieku, więc o nim wygląd mógłby powiedzieć tylko tyle, że jest nigdy nie robiącym nic paniczem, który wysługuje się ludźmi i w tym problem, by się ktoś nie pomylił. Omar ma błękitne tęczówki. Czarne jak smoła włosy które są krótko ścięte. Ma czarny zarost, który pielęgnuje bardziej, niż włosy, by wyglądał na 3-4 tygodniową brodę. Jest bardzo wysportowany. Dzięki czemu po zabraniu mu wszystkich ciuchów wygląda jak młody Bóg. Wręcz jak Herkules po wykonaniu dwunastu prac. No oczywiście bardziej zadbany.</center>
<center style="text-align: justify;">
Gabriel wyciągnął z torby telefon i szybko wybrał z niego numer. Po dwóch sygnałach odezwał się głos pełen zdenerwowania, lecz także szczęścia, że dawny przyjaciel nagle zadzwonił.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Co jest kurwa!?</center>
<center style="text-align: justify;">
- Spokojnie przecież cię nie zjem przez telefon – odpowiedział tłumiąc śmiech.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Może ty nie, ale ja już tak. Co się stało, że tak nagle dzwonisz?</center>
<center style="text-align: justify;">
- Hahaha, bardzo śmiesznie. Cały czas przecież pisze, dzwonię, jak do najlepszej kochanki. – Gabriel wybuchnął śmiechem. Powstrzymując się dodał – No ale jak już tak pytasz to możesz po mnie przyjść, bo strasznie piździ na tym wygwizdowie. – Wyszczerzył ząbki, jakby ktoś na chamca kazał mu się uśmiechać do rodzinnego zdjęcia. Imon przez chwilę nie wiedział co powiedzieć, ponieważ nie spodziewał się Gabriela w jego rodzinnym mieście. Myślał, że szybciej krowy zaczną latać, niż Gabriel Noc zawita z powrotem w Damanhur, tym bardziej po tym, co się tu stało kilka lat temu. Na teście po chwili się otrząsnoł i odpowiedział.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Gdzie ty jesteś!? Już po ciebie jadę!? – szybko wyskoczył z fotela, w którym siedział i nie czekając na opowieść ruszył do auta krzycząc po drodze – To nie żart zaraz Gabriela tu przywiozę! - Tak naprawdę nie potrzebował nawet jego odpowiedzi gdzie jest i czy nie robi sobie z niego żartów, ponieważ dobrze znał Gabriela i wiedział gdzie jest, i że nie robi sobie żartów z tego, że przyjechał. W słuchawce telefonu, który został obok fotela dało się usłyszeć ciche "halo, halo?". To Gabriel wołał jeszcze przyjaciela z nadzieją, że zabrał telefon. Nie słysząc odzewu rozłączył się. Chowając telefon do kieszeni skierował wzrok na kota i cichutko wyszeptał.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie ważne czy uda się nam znaleźć ludzi, którzy mnie porzucili... My już mamy kochającą rodzinę... – po tym już głośniejszym i stanowczym głosem dodał, dając palec na usta. - Tylko ciiii... Leon nic im nie mów, bo poczują się zbyt docenieni. – Rudzielec puścił tylko oczko, mówiące "ok, nie puszcze pary z ust". Gabriel wygodnie usadowił się na ławce przystanku autobusowego, a Leoś na jego kolanach. Po paru ładnych i zimnych minutach na przystanek podjechał szary jeep. Chłopak szybko stanął na zastałe już nogi A kot runął na ziemię jak zamarznięty. Noc tylko lekko nogą sprawdził, czy się rusza. Ok rusza się. I ruszył do samochodu mówiąc z pretensjami.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Dłużej się nie dało!?</center>
<center style="text-align: justify;">
Sprawdził jeszcze, czy nic nie zostawił na przystanku i upewnił się, że jego mała leniwa zmora wpakował swój tłusty tyłek do samochodu, lecz kot był szybszy od niego, ponieważ nie miał zamiaru zmarznąć na kość w takim miejscu jak pustynia. Gabriel po sprawdzeniu także wpakował się do jeepa. Omar tylko powstrzymywał się od śmiechu. Gdy jego przyjaciel oraz tłusty kot byli usadowieni wygodnie w fotelach uściskał Gabriela krzycząc z niedowierzaniem:</center>
<center style="text-align: justify;">
- To naprawdę ty! – Gabriel odwzajemnił uścisk cicho mrucząc pod nosem:</center>
<center style="text-align: justify;">
- Tak, naprawdę to ja. - Gdy wreszcie przestali się witać zmarznięty do szpiku kości chłopak zaczął swój monolog. Tak zwany przez niego "giń ze wstydu poczwaro". - Jak mogłeś nas porzucić na tak długo na tym wygwizdowie!? Ja wiem, że to pustynia do cholery, lecz w nocy tu spada temperatura nawet do minus 2000 stopni Celsjusza. Ty wiesz co my tu musieliśmy robić, żeby przetrwać? – Omar zdał sobie sprawę, że to będzie trwało całą drogę do domu i jeszcze dłużej, więc postanowił po prostu pojechać z nim do domu. - To nie ciepłe kraje, że do jaskini sobie pójdę i miśka przytule czy panterę jakąś. Ja tu na pastwę losu z kotem zostałem ani go zjeść, ani ogrzać się nim. Co może miałem szalik z niego sobie zrobić co? Nawet futra by nie starczyło!</center>
<center style="text-align: justify;">
Nie zanudzając nikogo przejdziemy do sceny gdzie są już w garażu Omara. Oczywiście garaż, jak na panicz przystało był napełniony różnymi samochodami i motorami. Oczywiście nie wszystkie jego, ponieważ dzieli garaż z całą rodziną. Po zaparkowania Gabriel stwierdził, że teraz kolej na Omara by palił się ze wstydu, więc dumny usiadł w milczeniu i czekał. Niebieskooki wziął głęboki oddech, by wymówić swój monolog.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Po pierwsze na podwórku jest dopiero 17 stopni. Po drugie na pustyni dochodzi do minusowych temperatur, ale nie takich co ty niby mówisz, ponieważ to jest niemożliwe, aby była sama siebie tak niska temperatura. Po trzecie, jak byś nie był takim zmarzluchem, to byś nie narzekał. Po czwarte szybciej kot by z ciebie futerko sobie zrobił, niż ty z nich pacyfisto tylko do zwierząt. Po piąte, przyjechałem jak najszybciej, a po szóste i ostatnie wypierdalaj z wozu i idź matce się pokaż, bo stęskniła się za swoim przyszłym zieńciem. Ach teraz ostatnie, nie ze mną te numery, bo sami wymyśliliśmy tą metodę.</center>
<center style="text-align: justify;">
Gabrielowi zżedła mina, że nie dał rady na niego wpłynąć. Z podkulonym ogonem stwierdził, że zrobi ten wypad z samochodu i pójdzie się przywitać z kobietą, kótra chce, by poślubił jej córkę.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Co, Oksana nadal wolna. - Zapytał się, podążając w stronę schodów, jakby nigdy stąd nie wyjeżdżał.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Tak, nadal czeka na księcia z bajki. – powiedział troszkę naśmiewając się. Schody doprowadziły ich do salonu. Salon był ogromny w kolorze bieli, po prawej stronie prawie całą ścianą była oszklona. Był tam drzwi, prowadzące do ogrodu, na środku ściany był marmurowy kominek, który przedzielał szklane wyjścia na ogród na dwie części. Naprzeciwko kominka stał fotel w szarym odcieniu, na którym siedział Omar, gdy zadzwonił Gabriel, popijając szklaneczkę wódki. Obok fotela stał niewielki, drewniany stolik. Między fotelem a kominkiem był brązowy dywan z długiego włosia. Naprzeciwko drzwi wejściowych do garażu stał dębowy stół na tyle wielki, by pomieścić dwie duże rodziny. Po lewej stronie ściany było przejście do przedpokoju. Znajdowało się bliżej stołu, a bliżej mężczyzy znajdowała się otwarta kuchnia, którą przedzielała z pokojem tylko wyspa, na której można było zjeść wspólne śniadanie. W kuchni były dwie osoby. Fatima, matka Omara, stała obok blatu roboczego i dekorowała jakieś dania. Kobieta maiała już siwe włosy, lecz swoją urodą przyćmiłaby najpiękniejszą dwudziestoparoletnią dziewczynę. Kobieta była szczupła. Jej talia przypomina klepsydrę. Miała czym oddychać oraz na czym siedzieć. Obok zlewu stała młodsza siostrą Omara. Oksana w kilku słowach, jakby ktoś chciał ją opisać, to piękna księżniczce. W przeciwieństwie do swojego rodzeństwa miała śnieżnobiałą karnację. Ojciec wołał na nią śnieżka, ponieważ tak jak ona posiada kruczo-czarne włosy brązowe, wręcz czarne, jak węgielki oczy. Tak jak ta bajkowa postać miała też bardzo dobre serce.</center>
<center style="text-align: justify;">
Nie zauważyły nawet jak weszli już do domu. Omar stanął obok wyspy i obserwował co Gabriel robi. Chłopak po cichu zakradł się do mamy Omara i złapał ją za ramiona. Nie było to wcale trudne, ponieważ Fatima była o wiele niższa od Gabriela. Kobieta skończyła do góry ze strachu i powoli się obróciła, by zobaczyć chłopaka. W lewej dłoni trzymała małą ścierkę, więc użyła jej jako broni mówiąc:</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ty draniu, kiedyś zawału przez ciebie dostanę!</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ja też się cieszę, że cię widzę. - powiedział spokojnie ciesząc się, że nareszcie po tylu latach znów tu jest. Oksana, gdy usłyszała głos Gabriela szybko porzuciła wszystko, co robiła i rzuciła się na niego. Obwiązała swe chudziutkie nóżki wokół pasa, a ręce wokół szyi. Gabriel złapał ją za jej jędrne pośladki, by mu nie spadła. Fatima widząc to powiedziała:</center>
<center style="text-align: justify;">
- Dobra księżniczko, złaś się z niego, bo pewnie głodny jest.</center>
<center style="text-align: justify;">
Gabriel złapał małą za biodra i posadził na blacie.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ja akurat to nie za bardzo, ale ten szkodnik - pokazał na kota, który korzystając z okazji zaczął się wkupować w łaski Oksany. – to na pewno jest głodny.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Tak, jesteś ? – zapytała się Oksana głaszcząc Leona po brzuszku.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Miał.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Co!? Ten niedobry Pan Cię głodzi? I nie poświęca Ci czasu? – podniosła wzrok na Gabriela, jak tak możesz? – zaskoczyła z blatu, trzymając kota w ramionach i podeszła do pułki z kocim żarciem - Nie martw się, mamusia nakarmi. – popatrzyła się na Omara - co tak stoisz? Podaj mi tę puszkę - pokazała na najwyższej położoną puszkę. Omar podszedł do niej i podał jej.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Choć Gabryś. – powiedziała Fatima łapiąc chłopaka za ramiona i prowadzić do pierwszego lepszego stołka. - Oni zajmij się kotem, a ty zjedz trochę zupy na rozgrzanie. – podała mu miskę z zupą. To była tak zwana "zupe chłopaka". Dużo warzyw i mięsa udekorowana jadalnymi kwiatkami.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Wygląda i pachnie przepięknie. Zjem wszystko.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Jedz kochanie, a jak zjesz, to wiesz gdzie twój pokój. Idź do niego, odświeża się i odpocznij. – powiedziała starsza kobieta. Gdy Gabriel jadł, Omar usiadł naprzeciwko niego.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Więc co Cię tu sprowadza? Bo na pewno nie przyjechałaś w odwiedziny. – zapytał, gdy zostali sami w kuchni.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Wiesz, że od zawsze szukam swojej matki, by dowiedzieć się kim jestem co nie?</center>
<center style="text-align: justify;">
- No i?</center>
<center style="text-align: justify;">
- Pewna osoba mi powiedziała, że na pustyni uzyskał odpowiedź, więc jestem.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Tato razem z braćmi prowadzą wykopaliska na pustyni. Jeśli chcesz to jutro tam pojedziemy.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Z miłą chęcią.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ok, to z samego rana masz pobudkę A teraz chodźmy spać. – Chłopcy dołożyli miski do zlewu i poszli do swoich pokoi.</center>
<center style="text-align: justify;">
Pokój Gabriela nie był zbyt duży, lecz bardzo przytulny na środku po lewej stronie było wielkie łoże z baldachimem przebrane całe w purpurę. Naprzeciwko wejścia było okno z purpurowymi zasłonami po prawej stała biała szafka, a obok niej komoda w tym samym kolorze. Sprawiało to wszystko, że na tle czarnych jak smoła ścian rzucały się w oczy od razu po wejściu. Sufit też był czarny, lecz można było na nim zobaczyć cały gwiazdozbiór. Gabriel szybko po wejściu do pokoju skierował się do drzwi po prawej stronie obok mebli, które prowadziły do łazienki. Łazienka była zrobiona w stylu czarno-białym, wszystko współgrało, że sobą. Na środku łazienki była wbudowana w ziemię wanna, która spokojnie mogłaby robić za basen. Naprzeciwko był także prysznic, po lewej stronie za to była muszla klozetowa oraz dwie połączone ze sobą umywalki, na ścianie wisiało duże lustro. Gabriel szybko się rozegrał i wskoczył pod prysznic. W tym samym czasie Leon przymilał się do swojej nowej Pani i szedł spać. Gdy chłopak się umył, wytarł się czarnym ręcznikiem i stwierdził, że prześpi się nago. Więc wlazł pod puchową kordę i marząc, że jutro spełnią się jego marzenia o poznaniu matki, zasnął. Nad ranem chłopak został wybudzony ze snu słodkim zapachem perfum. Gdy się obudził Oksana z wielkim skupieniem przeglądała ciuchy w szafie. Ubrana była w białe rurki lnianą koszulę oraz w białe adidasy, włosy miała upięte w kok. Gabriel, gdy ją zauważył szybko usiadł na łóżku, przykrywając swoje genitalia poduszką.</center>
<center style="text-align: justify;">
- O, wstałeś już – powiedziała wyciągając z szafy granatowe krótkie spodenki i białą koszulkę na ramiączkach.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Umiem sam się ubrać, a poza tym, dlaczego wpadłaś mi do pokoju, mogłem być nago! – Zapytał zbulwersowany.</center>
<center style="text-align: justify;">
- I tak jesteś nago.</center>
<center style="text-align: justify;">
- No właśnie! – wstał, nadal przykrywając genitalia poduszką – Chcesz zawrzeć umowę? – Zapytał uwodzicielskim głosem podchodzić do niej.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Jaką? – Zapytała także uwodzicielsko obracając się do niego twarzą.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ty zapominasz o tym, co tu widziałaś, a ja ci wiszę przysługę. - praktycznie już szeptał.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Hmmm... no nie wiem? Ty mi przysługę? Przecież nigdy tego nie robisz. - miwiąc to coraz bliżej się do niego przysuwała, już była tak blisko, że prawie ich usta się stykały ze sobą.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie robię, lecz dla ciebie zrobię wyjątek. - W powietrzu dało się wyczuć chemie, a serca biły im bardzo szybko.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Za całusa mogę się zastanowić na tym. – zamknęła oczy, a ich usta na chwilę się spotkały, lecz pocałunek nie trwał zbyt długo, ponieważ nagle dobiegł do ich uszu dźwięk otwierających się pomału drzwi. Zakochane gołąbki odskoczyły od siebie, jak poparzeni, a poduszka upadająca na ziemie odkryła wzwód Gabriela. Chłopak w ostatniej chwili krzyknął.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie wchodzić ubieram się! Chwila! – Drzwi szybko się przymknęły, a Oksana czmychnęła do łazienki.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ok, czekam. Nie mam zamiaru oglądać twojej trzeciej nogi. – Zza drzwi rozległa się uchachany głos Omara. Gabriel pokrył się cały purpurą i modlił, aby jego przyjaciel nic nie widział. Szybko zaczął się ubierać.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Mam złe wieści - powiedział Omar.</center>
<center style="text-align: justify;">
- T-tak ?- Zająknął się Gabriel zrobił głęboki wdech i wydech, i kontynuował wypowiedź. - Jaką masz tą złą wiadomość?</center>
<center style="text-align: justify;">
- No zgadnij – Zignorował fakt, że chłopak się zająknął, choć wiedział, że nigdy mu się to nie zdążą.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Samochód się zepsuł? – Powiedział cokolwiek, aby tylko Omar nie zadał mu innego pytania.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie! Oksana uparła się, by jechać z nami. – Odpowiedział wchodzić do pokoju. – Ile można się ubierać? – Gabriel właśnie w momencie, gdy przyjaciel na niego spojrzał zakładał koszulkę, którą wybrała mu Oksana. – Co ty masz na sobie ? Przecież to nie twój styl. – Zmierzył go i nie dowierzał, co widzi.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Wiem. Założyłem na siebie cokolwiek, bo wlazłeś mi do pokoju.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Taaa, jasne, przebieraj się. – Powiedział podejrzliwie. Gabriel bez gadania wyciągnął szafy swoje ulubione ubrania i się przebrał.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Dobra, jedzmy. – powiedział Gabryś, biorąc torbę i machając na rudzielca, który wpakował się do pokoju. Mężczyźni wyszli z pokoju i skierowali się do garażu. Oksana korzystając z okazji, niepostrzeżenie wymknęła się z pokoju Gabriela i także szybko udała się do garażu. Na szczęście zdążyła, gdyż gdy wparowała do garażu chłopcy wchodzili do jeepa. Powiedziała stanowczo:</center>
<center style="text-align: justify;">
- Jadę z wami i koniec kropka.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Wsiadaj szybko – Odpowiedział Gabriel. Oksana szybko wskoczyła do samochodu. Jechali w całkowitej ciszy. Po parudziesięciu kilometrach od miasta nagle samochodu stanął, a na pustyni pojawiła się burza piaskowa, w której dało zauważyć się dwie postacie idące w ich stronę.</center>
<div style="text-align: center;">
<b>(Akiro, Somniatis?)</b></div>
</div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-17902556266986140932020-07-07T03:43:00.000+02:002020-07-07T03:43:17.929+02:00Od Somniatisa cd. Akiro<center style="text-align: justify;">
<i>~ Zawalił Wieżę, nie jest już naszym przyjacielem Somniatisie</i></center>
<center style="text-align: justify;">
<i>Surowa twarz Argony przypominała wykutą z żelaza.</i></center>
<center style="text-align: justify;">
<i>~ Musisz pozwolić mu odejść inaczej zniszczy nas wszystkich. Spójrz na niego, jest potworem.</i></center>
<center style="text-align: justify;">
<i>Obraz potoczył się łagodnie w stronę jaskini, której brzeg podmywany był przez morską wodę, a w której leżało zdeformowane ciało o cechach na wpół wilczych, na wpół demonicznych... być może wężowych? Somniatis podbiegł. Poznawał je, mimo deformacji. Wiedział, był pewien, kto to.</i></center>
<center style="text-align: justify;">
<i>~ Akiro, tak się cieszę... </i></center>
<center style="text-align: justify;">
<i>Pochylił się, jego dłoń delikatnie powędrowała do ramienia przyjaciela. W głębi klatki piersiowej czuł to nieprzyjemne uczucie, coś jest nie tak. Jaskinia zatonęła w mroku, a postać gwałtownie o</i><i>bróciła się.</i></center>
<center style="text-align: justify;">
<i>~ Nie potrafiszszszsz uratować niiiic.</i></center>
<center style="text-align: justify;">
<i>Wysyczała nieznajoma twarz Akiro, której wężowy język smagnął twarz Somniatisa. </i></center>
<center style="text-align: justify;">
<i>~ Jedyne co możeszszszsz to ucieeeec. Wsssstawaj! Wssssssssstawaj...</i></center>
<center style="text-align: justify;">
- ...musimy iść. </center>
<center style="text-align: justify;">
Somniatis niemal uderzył czołem w twarzy przyjaciela, który na szczęście w porę odskoczył. Zamrugał gwałtownie.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Wybacz Akiro, miałem... zły sen. - Czarnowłosy uśmiechnął się z zakłopotaniem, pocierając lewą skroń. - Nie powinno się spać... Jak tylko wrócimy... - Sposępniał. - Jeśli mamy wogle dokąd wracać...</center>
<center style="text-align: justify;">
Chłopak przyglądał się Zegarmistrzowi z dziwnym wyrazem twarzy, ten jednak tego najwyraźniej nie zauważył, pogrążony w ciężkich myślach. Wreszcie jasnowłosy wyciągnął do towarzysza dłoń, by pomóc mu wstać i stanowczo wyprowadzić przed jaskinię. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie zamartwiaj się zbytnio. Mam plan. - Uśmiechnął się pod nosem.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie, żebym w ciebie nie wierzył... jednak może być naprawdę ciężko. Teraz gdy polują na nas obie strony.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie tak zaprojektowałeś warsztat, by łatwo było się ukrywać? - Chłopak dał znać Boniemu, że ruszają. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Niby tak, ale Argona będzie w stanie prześledzić sygnatury magiczne. No i na pewno będzie w stanie dotrzeć do Mewy i reszty. Będzie wiedziała, gdzie byliśmy, a potem ruszy za zapachem. Choć nad morzem trudno go wyśledzić... - Zmartwiona twarz Somniatisa wydawała się zupełnie oderwana od rzeczywistości. Mężczyzna zupełnie zdał się na prowadzącą go rękę Akiro.</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Akiro? To dokąd idziemy?)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-74040687757463858782020-07-07T03:21:00.001+02:002020-07-07T03:21:49.841+02:00Od Argony cd. Calii<center style="text-align: justify;">
- Mówisz, że nie uda się załatwić mi rozmowy z nim? - Alpha stała z założonymi na piersi ramionami przed Camille, przeglądającą coś w komputerze. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Na pewno nie takiej, na jakiej by ci zależało. Powiedz mi jeszcze raz, po co chcesz z nim rozmawiać? - Przywódczyni mafii Pectis uniosła pytające spojrzenie na kobietę. </center>
<center style="text-align: justify;">
- To skomplikowane. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Spróbuję zrobić co tylko możliwe, ale nic nie obiecuję. Plus - zawiesiła teatralnie głos. - Wisisz mi. Coś dużego.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Naprawdę dużą kawę z bitą śmietaną? - Argona uniosła brwi.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Chciałabyś. Chwila, stop. - Prawniczka nagle się ożywiła. - Nie mówiłaś coś o jakichś nalepkach pandy?</center>
<center style="text-align: justify;">
- Mówiłam, a co...?</center>
<center style="text-align: justify;">
Camille bez słowa odwróciła komputer w stronę kobiety. Na ekranie nie było prawniczych baz danych, stron sądu czy rządowych kont. Była za to strona z najnowszymi memami, a urocze kotki patrzące na Alphę sprawiły, że mimowolnie z gardła wadery dobył się cichy warkot. Właścicielka biura przewróciła oczami i wskazała palcem na reklamę w dole strony. Wesołe, biało-czarne kształty na niewielkim polu upiększały ramkę wokół uroczych kapci domowych. Argona wyjęła z kieszeni nalepkę i porównała. </center>
<center style="text-align: justify;">
- To może być ten sam styl... - mruknęła. - Wrzucisz mi screena na pendriva? Poproszę moich...</center>
<center style="text-align: justify;">
- Znalazłam gościa, jeśli cię to interesuje. - Cichy szczęk drukarki i przywódczyni mafii wręczyła Alphie namiar na niejakiego Stefano de Value. - Kawa będzie dobrym początkiem. Z bitą śmietaną i piankami. Duża. Resztę odbiorę przy okazji. - Camille puściła do Argony oko, a ta westchnęła.</center>
<center style="text-align: justify;">
<br /></center>
<center style="text-align: justify;">
- Okej, czemu tu jest tak ciemno? - znajomy głos od wejścia do piwnicy przerwał Argonie w połowie zdania. Wyprostowała się i rozproszyła mrok, który przyciągnęła do pomieszczenia, pozwalając by światło jedynej lampy oświetliło jej bladą cerę i prawdopodobnie jeszcze bledszą cerę ciasno skrępowanego i przywiązanego do krzesła jeńca. </center>
<center style="text-align: justify;">
- O, jesteś. - Uśmiechnęła się wilczo, podchodząc do blondynki. - Patrz, co znalazłam. </center>
<center style="text-align: justify;">
Z kieszeni spodni wydobyła zgięte dwukrotnie na pół kartki i podała przybyłej. Ta wzięła je i szybkim ruchem rozłożyła w palcach. Wpatrzyła się w kształtne rysuneczki na jej powierzchni. Każdy z nich przedstawiał pandę w innej pozycji, z różnymi akcesoriami i zabawnymi minami. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Spójrz tutaj. - Czarnowłosa z zapałem wskazała na ukrytą wśród innych małą, niepozorną pandę. - Porównaj z nalepką. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Widzę, nie musisz mi mówić - mruknęła dziewczyna. - Są identyczne.</center>
<center style="text-align: justify;">
Calia spojrzała na jeńca, potem na kartkę i na Argonę. Uniosła brwi.</center>
<center style="text-align: justify;">
- To jego - potwierdziła Alpha. - Najwyraźniej zaprojektował tę nalepkę. Na komputerze zresztą miał tego więcej. Nie wydaje się być sprawcą, jednak najwyraźniej mógł mieć z nim kontakt. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Widzę, że próbowałaś już z nim rozmawiać. - Blondynka ponownie spojrzała na jeńca. - Knebel pewnie nie pomógł.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie specjalnie chciał - Argona wzruszyła ramionami. - Gdybyś weszła pięć minut później pewnie miałby już połamane palce.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nikt ci nie mówił, że podczas śledztwa potrzebna jest dyskrecja?</center>
<center style="text-align: justify;">
- co krecja? - Wadera udała, że nie dokładnie słyszy rozmówczynię. - Masz na myśli tą paskudną czarną żelkę, zwijaną w ślimaki? Podziękuję.</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Calia?)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-31646427931023459142020-07-07T02:33:00.003+02:002020-08-19T18:10:13.857+02:00Od Argony cd. Camille - "Zegarek, prawda i konsekwencje"<center style="text-align: justify;">
- Pani Belcourt, z całym szacunkiem - Argona zaakcentowała stanowczo nazwisko kobiety - mimo że osoba Akiro strasznie mnie irytuje nie uważam, by warto było poświęcać zbytniej uwagi temu pionkowi. Proszę, usiądź. - Alpha wskazała przybyszce krzesło. - Zrobił co miał zrobić. Nie powtórzy tego wyczynu. Grupa, którą do tego zwerbował została rozbita i wątpię, by łatwo mu przyszło zwerbować nowych. Wydaje mi się, że przez jakiś czas - kobieta uśmiechnęła się, odsłaniając drapieżnie kły - nie będzie miał najlepszej opinii w półświatku. Ja wymierzyłam mu karę, którą uznałam za stosowną. - Kobieta spojrzała prosto w jasne oczy przywódczyni mafii Pectis. - Niesprawiedliwym byłoby, gdybym teraz zdecydowała wydać na niego wyrok śmierci. Być może dla prawników sprawiedliwość nie ma znaczenia, jednak dla mnie jest kluczowa. Ale jeśli tego pragniesz, Akiro nie jest pod opieką Watahy. Wynajmij zabójców, zapłać gangowi Noctis. Ja z mojego stanowiska nie mam prawa go ścigać, nawet jeśli przeżył egzekucję. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie mówię od razu o wyroku śmierci. - Wciąż wyraźnie nabuzowana Camille opadła na siedzenie. - Mówię tylko, że nie powinnyśmy pozwolić mu biegać luzem po wyspie i robić co mu się żywnie podoba. Kto wie, co będzie jego następnym celem. A jeśli tym razem sabotuje jakąś waszą siedzibę lub moje biuro? </center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie wydaje mi się, by poważył się na taki wyskok. - Argona wzruszyła lekko ramionami. - Ale jeśli tak bardzo chcesz coś z tym zrobić to co proponujesz? Mówisz, że nie zabić. Ale mówisz też, że cicho i szybko. Uwięzić? Wiesz, że wielu posiadaczy genów ma w nich wpisaną nieśmiertelność? Jak długo będziesz go więzić? Do końca swojego życia? Sto lat? Wieczność? A może zdecydujesz się go wziąć pod swój bat? Jeśli tak to powodzenia, dzieciak nie słucha się nikogo. - Czarnowłosa westchnęła i nieco się rozluźniła. - Camille, wiem jak bardzo chore i nierozsądne było rozsadzenie Wieży, wiem ilu ludzi zginęło, ilu zaginęło i jak dużym ciosem dla mafii musiała być wiadomość, że Władysław Leniniewski prawdopodobnie zginął pod gruzami budynku. Dlatego zrobiłam, co było najrozsądniejsze. Odebrałam mu to, co było dla niego najcenniejsze, jego wilcze pochodzenie i oddałam Akiro w ręce prawa. Jeśli prawo nie zdołało sobie z nim poradzić nie uważam, że powinnam ponownie mieszać się w sprawę tego młokosa, aż ponownie nie wejdzie mi w drogę. A, kto wie, może nawet lepiej będzie, jak jest... w końcu jest z nim Somniatis... - Argona się zamyśliła. Przez twarz jej rozmówczyni przebiegł cień, jakby zrozumienia. - Jak sądzisz? Nada się? - Alpha uśmiechnęła się po raz pierwszy od początku rozmowy. - Z tego co słyszałam znasz kilka sztuczek umysłu, a sam Zegarmistrz mógłby okazać się... całkiem dobrym obiektem.</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Camille?)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-77119193328153932212020-07-06T23:28:00.001+02:002020-07-06T23:29:39.544+02:00Od Lorema cd. Camille<center style="text-align: justify;">
Mężczyzna zamyślił się. Co jeszcze mogli chcieć uzyskać od tego człowieka?</center>
<center style="text-align: justify;">
- Nos volo redeo. (Chcemy wrócić.) - Powiedział po namyśle, patrząc chłodno w oczy filozofa. - Nos sunt moti a futurum. Per villam. Quam? (Przeniesiono nas z przyszłości. Przez willę. Jak?)</center>
<center style="text-align: justify;">
Starzec omiótł go spojrzeniem od stóp do głów, potem przeniósł wzrok na Camille. Otworzył i zamknął usta, po czym wzruszył ramionami.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Sunt variis theoriis circa peregrinatione tempus. Amicus meus dicit Galiusz... (Są różne teorie na temat podróży w czasie. Mój przyjaciel Galiusz twierdzi...) - zamilkł, gdy jego spojrzenie ponownie spotkało się z lodowatymi oczyma Lorema. - Ita infecta re videtur hic loqui tibi iure ire in villam abiit. Si potuit consummare haec tibi non dirigas vias tuas omnique retro. Capere, nisi si alia doctrina, quae... (To znaczy najwyraźniej macie tutaj niedokończone sprawy, które nie pozwoliły odejść willi na właściwe jej w przeszłości miejsce. Jeśli zakończycie te sprawy powinniście być w stanie odnaleźć drogę powrotną. Chyba że przyjmiemy inną teorię, która...)</center>
<center style="text-align: justify;">
- Camille? - Jasnowłosy zwrócił się do towarzyszki z pytającym wyrazem twarzy. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Nie brzmi głupio. - Kobieta pokiwała głową. - To by znaczyło, że musisz pożegnać się z rodziną, prawda? I powinniśmy po tym być w stanie wrócić. Atque haec aliorum doctrina? Quid hoc sibi vult? (A ta inna teoria? Co zakłada?)</center>
<center style="text-align: justify;">
- Est possibile, ut aliqua vi transtulit hic aliqui qui deos esse dixerunt tanta mirabilia praestare possunt, aliquando aliquid manes. (Możliwe, że przeniosła was tu jakaś siła, ponoć niektórzy bogowie są w stanie dokonywać takich cudów, czasem niektóre duchy). - Mężczyzna nieco nerwowo zagryzł wargi.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Naiades? - spytał Lorem, którego serce poruszyło się gwałtowniej, słysząc słowa o duchach.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Non dico, quod tales artes fabulas autem convertentur. (Mity nie podają, by posiadały one takie umiejętności.) - odparł wymijająco, odwracając wzrok. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Quis aliquid de illis scit? (Kto może wiedzieć coś o nich?) - naciskał jasnowłosy. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Czemu najady, Loremie? - Przerwała mu kobieta.</center>
<center style="text-align: justify;">
Jasnowłosy nie odpowiedział. Świdrował wzrokiem filozofa. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Oms? (Kto?)</center>
<center style="text-align: justify;">
- Et `sacerdotes 'probabiliter ductus Neptuno Tiberinius. Non plus habere peritia in rebus, quam ego fabulares. Ita... (Prawdopodobnie kapłani Neptuna, ewentualnie Tyberiniusa. W sprawach mitologicznych mają większe doświadczenie ode mnie. Więc...) - spojrzał błagalnie w stronę czarnowłosej.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Ode mnie wszystko - oznajmił cicho Lorem, na którego twarzy malowało się coś na kształt zamyślenia. </center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Camille?)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-73761945575734416812020-06-29T18:25:00.001+02:002020-08-19T17:47:18.258+02:00Od Akiro cd. SomnatisaNie sądziłem w sumie sam, że to się udało. Gdy została już nas trójka, podniosłem się z piasku i razem z Somnatisem wyszliśmy z jaskini. Po opuszczeniu plaży musiałem uważać, bo zjedzona tabletka i wężowe przekleństwo nawzajem współgrało, ale jeśli tabletka przestanie działać a ja przerwę iluzję, będziemy mogli mieć kłopoty. Boni prowadził nas teraz do podziemnego laboratorium. Po dostaniu sie do pomieszczenia usiadłem zmęczony. I widząc, że Somi też jest zmeczony, wskazałem mu łóżko.<br />
-Idź się, połóż. -powiedziałem, a gdy chłopak się położył i niemal od razu zasnął, zacząłem się bawić moimi fiolkami. No bo kto powiedział, że eksperymentowałem wyłącznie na Bonim. Zmieszałem fiolki i spojrzałem na Boniego, a później na śpiącego Somiego.<br />
-Może i lepiej, że śpisz. -powiedziałem do przyjaciela i wypiłem zawartość fiolki i wstrzyknął specyfik pod skórę. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze i zaczęło mnie wszystko swędzieć. Po paru minutach moje "stare" ciało leżało na ziemi bezwładnie.<br />
-Musimy je przenieść nad przeg, będą go szukać. -powiedziałem do Boniego, po czym zapakowaliśmy je do wora z raną postrzałową. Bon zajął się podrzuceniem ciała, a ja czekałem, aż Somnatis się ocknie sprawdzając czy dna i zapis zapachowy się zmieniły, miło było, że się udało kolejny raz zmienić kod genetyczny.<br />
-Dobra musimy się zmywać. -podniosłem się i podszedłem do Somnatisa. -Wstawaj, musimy iść. -powiedziałem wiedząc, że nasz magiczny pies czeka na nas na zewnatrz. Na szczeście czarnowłosy szybko otworzył oczy.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
(Czas sie wziaść do pracy. ^^ Somi nie dostań zawału)</div>
LChttp://www.blogger.com/profile/06524004694133646914noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-67946166900605239422020-05-24T14:43:00.001+02:002020-08-19T18:10:51.102+02:00Karta postaci - Orik Ateni<h4 style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">Dane osobowe</span></h4>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Imię i Nazwisko: </b>Orik Ateni</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pseudonim:</b> Ori</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Płeć:</b> Chłopak</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pochodzenie:</b> Ainelysanart</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Data urodzenia:</b> 1 kwietnia</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Przynależność: </b>Wataha</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Stanowisko:</b> Brak -pomoc zegarmistrza</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Klasa:</b> Posiadacz wilczego genu</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Praca: </b>Dawniej pracował dla premiera, był jego informatorem i specem od brudnej roboty. Aktualnie pracuje z Somniatisem w sklepie zegarmistrza. Załatwi każdą sprawę, a w rządzie nadal ma swoich ludzi. Tak było dawniej, teraz zaczyna nowe życie u boku swojego przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Orientacja: </b>Heteroseksualny</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Partner: </b>brak</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzina: </b>Prawdopodobnie cała jego rodzina nie żyje, na Arenie 6 znajduje się ich grób. Powiązany jest ze "zmarłym" Władysław Leniniewsk i paroma jego ludźmi. Boni, którego uratował, i Somi, którego uważa za przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Miejsce zamieszkania:</b> Arena 1</div>
<h4 style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">Charakter</span></h4>
<div style="text-align: justify;">
Przez swój nietypowy fach, którym zajmuje się od wielu lat chłopak nauczył się jeszcze bardziej utrzymywać swoje emocje na wodzy, ponieważ w towarzystwie w jakim chłopak się obracał, emocje zdradzały twoje zamiary. Mimo to potrafi ukazywać swoje emocje, ale robi tylko przy wybranych osobach, które po dłuższym czasie, zaczynają dostrzegać różnice. Podczas zdobywania informacji stosuje siłę, jeśli jest to konieczne. Wtedy jego oczy są zimne i na marne doszukiwać się w nich jakichkolwiek uczuć. Jednak jeśli zdobędziesz jego przyjaźń, zdobędziesz również dobrego sprzymierzeńca. Ten chłopak jest lojalny wobec bliskich osób, natomiast obcych trzyma na dystans. Akiro jest wytrzymały i wytrwały.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po przemianie zmienił się troche jego charakter, ciemny blondyn stał się bardziej otwarty i przyjazny. W końcu nad nim wziął góre dziecięcy, niewinny charakter. Najbardziej ufa zegarmistrzow, z którym zamieszkał. Chłopak mimo to cechuje się cierpliwością i dokładnością, która jest niezbędna do naprawiania sprzetu.</div>
<h4 style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">Aparycja</span></h4>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><img height="200" src="https://cdn.discordapp.com/attachments/565833963768119326/693842452708327466/20200329_171233.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="195" /></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">©yuki21</td></tr>
</tbody></table>
<h4 style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">Historia</span></h4>
<h4 style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">Moce, umiejętności i zainteresowania</span></h4>
<div>
<ul>
<li style="text-align: justify;"><b>Ogarin </b>- Może stworzyć wszystko, o czym pomyśli to się pojawi i to wszystko może również zniknąć.</li>
<li style="text-align: justify;"><b>Przenikanie </b>- ale kosztuje go to dużo energii.</li>
<li style="text-align: justify;"><b>Kitsune spec</b> - oszustwo zmysłów i czytanie w myślach </li>
</ul>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Potrafi się dostosować do każdej sytuacji, pod bluzą umie schować parę ostrzy, sztuki walki i władanie bronią. Interesuje się wszystkim dookoła, eksperymentuje w swoim laboratorium. Somi nauczył go jak naprawiać zegarki, co go mocno wkręciło. Lubi zbierać informacje i sprawdzać czy będą przydatne dla jego osoby.</div>
<h4 style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">Przedmioty </span></h4>
<div style="text-align: justify;">
<ul>
<li>Naszyjnik iluzji - niech was nazwa nie myli, on powoduje, że jesteś niewidzialny przez ludzi i kamery.</li>
</ul>
</div>
<h4 style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">Ciekawostki</span></h4>
<div style="text-align: justify;">
<ul>
<li>Akiro, a raczej Orik po przemianie zapomniał o równoległym świecie.</li>
<li>Towarzysz: Baks</li>
</ul>
</div>
<h4 style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">Achievementy</span></h4>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Kontakt:</b> yuki21</div>
</div>
LChttp://www.blogger.com/profile/06524004694133646914noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7175250050721572416.post-3954957809760932002020-05-24T01:56:00.004+02:002020-05-24T01:56:59.590+02:00Od Lorema cd. Tiffany<center style="text-align: justify;">
- Na razie chyba wrócimy do mnie - powiedział, wyjmując z kieszeni zegarek na łańcuszku, którego tarcza świeciła lekko w mroku. - Kathleen będzie zła - mruknął bardziej do siebie, niż do dziewczynki.</center>
<center style="text-align: justify;">
Nieprzyjemny, zimny dreszcz przebiegł mu po plecach na wspomnienie tej kobiety. Spojrzał na dziewczynkę, a myśli w jego głowie z dużą prędkością zmieniały położenie, układając się w sprawdzone, książkowe koncepty. I to ona była w nich bohaterką. A on stawał w roli "tego złego". Lorem nie myślał nigdy o sobie, jako o złej osobie. Narzędzie nie może być złe. Tylko czy chciał być narzędziem w rękach Kathleen i rządu?</center>
<center style="text-align: justify;">
Mimo wszystko słowa Aligatora utkwiły mężczyźnie w głowie. Somniatis jest mordercą. Morderstwo uważane było za zły czyn, a w tym wypadku miał do czynienia z mordercą ludzi, których jego Pan pozostawił jego opiece. </center>
<center style="text-align: justify;">
Lorem zatrzymał się przy wilgotnych, stalowych prętach, wbitych w beton i biegnących aż do stropu kanałów. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Pójdę przodem, zaczekaj - powiedział cicho, nie do końca myśląc o tym co robi. Ciało automatycznie powtórzyło wyuczone przez lata ruchy. Wspiął się po stalowych stopniach. Na sekundę przylgnął uchem do pokrywy studzienki, zanim nie odsunął jej powoli, nasłuchując. Wychylił się lekko, badając okolicę szybkim spojrzenie, po czym wychynął cały z otworu, by następnie dać znać dziewczynce, by poszła w jego ślady. Mała miała na twarzy mieszane uczucia, wspięła się jednak szybko za nim, robiąc przy tym nieco niepotrzebnego hałasu, na który Skryba się skrzywił. Zasunął za nią pokrywę i wstał, otrzepując się i wygładzając ubranie. Wyciągnął do dziewczynki dłoń, a gdy ją chwyciła poprowadził jak gdyby nigdy nic znajomymi uliczkami do starej kamienicy. Bez większego problemu dostali się z powrotem do domu. Mężczyzna, wchodzą, ściągnął muszkę i odwiesił na haczyku. Jego wzrok powędrował do eleganckiego, czarnego płaszcza, wiszącego tuż obok. Ruszył powoli przedpokojem, słysząc za sobą ciche kroki dziewczynki.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Już myślałam, że uciekłeś. - Wysoki, kobiecy głos dobiegał z fotela w salonie. Elegancka kobieta o jasnych włosach przeglądała właśnie coś na tablecie, leniwie wodząc piórkiem po jego powierzchni.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Pójdziesz się wykąpać. - zarządził Lorem, opuszczając spojrzenie na wciąż przykrytą jego wierzchnim odzieniem dziewczynkę. - Możesz sobie wybrać coś z mojej szafy. Zaczekaj na mnie w pokoju.</center>
<center style="text-align: justify;">
Pchnął ją lekko, lekko za mocno w stronę łazienki. Zachwiała się i zrobiła kilka kroków, by się nie wywrócić. Mężczyzna miał nadzieję, że nie będzie miała tym razem swojego ataku agresji.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Dziecko? Skąd je masz? - Oczy kobiety za okularami zwęziły się w cienkie szparki. Wstała i pewnym krokiem ruszyła w stronę przybyszów.</center>
<center style="text-align: justify;">
Lorem pochylił głowę i spuścił wzrok, nie mogąc znieść jej świdrujących, błękitnych oczu.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Spotkałem przypadkiem - opowiedział. </center>
<center style="text-align: justify;">
Kobieta minęła go i zbliżyła się do dziewczynki. Skrzywiła się, czując roztaczany przez nich oboje smród.</center>
<center style="text-align: justify;">
- Naprawdę nie mogę zrozumieć, co wy widzicie w tych kanałach - powiedziała jakby mimochodem, przeklikując coś na tablecie. Stojąc przed Tiffany przyglądała się czemuś intensywnie. - Jak się nazywa?</center>
<center style="text-align: justify;">
- Tiffany Calevite-Rivers - odpowiedział cicho jasnowłosy. </center>
<center style="text-align: justify;">
- Somniatis Tenebris, czy mówi ci coś to imię? - zapytała Kathleen, a Lorem drgnął. Ta kobieta była ostatnią osobą, którą spodziewał się, że będzie wiedziała coś o tym człowieku. - Po twoim zachowaniu widzę, że tak. Świetnie, przynajmniej zamknę tę sprawę z Orim. Schowała tablet do torebki, z której wydobyła następnie telefon. Odwróciła się i uniosła komórkę do ucha.</center>
<center>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b> (Tiffany? Zabawna sprawa, gdy wreszcie udaje ci się oddać wpływ osobnych wątków na siebie xd)</b></div>
</div>
</center>
Argonahttp://www.blogger.com/profile/07480010154947131695noreply@blogger.com0