Śniłaś o wolności, a zostałaś złapana w sidła męczenne?
Marzyłaś o mądrości, a mądra sowa cię zignorowała?
Błagałaś o litość, a dostałaś tylko cios w kark?
Kochałaś go, a on...
Sen się urwał. Nie mogłam dłużej pozwolić na to.
Wydaję się, że to tylko 3,5 zdania,ale dłużą się w nieskończoność ukazując obrazy, czując to i słysząc.
Coś szarpnęło mnie za łapy. Otworzyłam zlepione przez łzy oczy i rozejrzałam się po terenie. Było zbyt ciężko, aby cokolwiek dojrzeć. I jeszcze ta...mgła. Powietrze wypełniał zapach stęchlizny i odór gnijących liści. "Może jestem u Wierzbowych Ludzi?" - przeleciało mi przez myśl. "Nie. Oni by mnie rozszarpali i powiesili na swych gałęziach za jelita..."
Otrząsnęłam się szybko z złych myśli. Nagle, ujrzałam światło dzienne. Spojrzałam w górę, na słońce. Było długo po godzinie marzeń (piętnasta trzydzieści). Ale coś było nie tak. Nie czułam już,że coś taszczy mnie po twardej i zimnej jesiennej ziemi. Czułam że jestem wolna. Usiadłam i otrzepałam się z liści co musiało wyglądać niemal idiotycznie.
W końcu ruszyłam w dalszą drogę. Łapę miałam tak rozszarpaną, że boże przebacz .
- Nosz - Miałam przekląć, ale się powstrzymałam
Coś zaszeleściło . Stanęłam w postawę do walki . W końcu wyskoczył basior
- Witaj nie znajomo - Usiadł z zadowoleniem - Jak Ci na imię ?
- Natei - Huknęłam ze złością
- Może spokojniej
- Pff ..
(Leon?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz