Osłupiałam.
- Nie, nie... - mówiłam przecząc temu, co powiedział Ketsurui.
Spojrzał na mnie. Zapadła cisza.
- To ja... pójdę... bo... - jąkałam się.
Szarpnęłam Leona.
- Musimy już iść - powiedział. - Do zobaczenia...
- Hej! - krzyknęłam pożegnalnie i pociągnęłam Leona w stronę ,,ucieczki".
- I co teraz...? - zapytałam Leona niepewnie, biegnąc w stronę nory.
- Poczekamy, co się stanie - powiedział wpatrując się w ziemię.
Wpadliśmy do nory z hukiem. Było jakoś... inaczej. Wszędzie było ciemno, szaro.
- Może to nie nasza nora?
- Na pewno nasza... pamiętam drogę...
- Oczywiście, że pamiętasz... ale...
Wtedy ktoś wyskoczył z ciemności. Czarna sylwetka okrążyła nas i wskoczyła na mnie. Poczułam przeszywający ból i wystraszoną minę Leona, próbującego pokonać zjawę. Zaczęłam się dziwnie dusić. Chyba umarłam, albo śniłam.
( Leon? Ktoś? Czy ja dednęłąm? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz