- Oh, daj spokój! Trzeba zobaczyć co się tam stało i pomóc rannym! - roześmiałam się i ruszyłam wzdłuż skarpy szukając dogodnego przejścia
Nie słyszałam następnych słów Zindera, bo w pewnym momencie spod mojej łapy osunął się kamień i straciłam równowagę. Runęłam w dół, wiatr zaszumiał mi w uszach. Usłyszałam zdławiony krzyk basiora. Czemu się denerwował? Co mi się może stać? Spojrzałam na zbliżającą się ziemię, na pogorzeliska, na... Nagle zapragnęłam zatrzymać się w powietrzu. Zamachałam łapami i... rzeczywiście... zatrzymałam się...
W tym momencie koło mnie pojawił się biały, skrzydlaty wilk. Chwila, to był Zinder...
- To ty umiesz latać? - zdziwiłam się patrząc na basiora
- Mógłbym powiedzieć to samo... - Zinder wpatrywał się w coś ponad moją głową
Ja również spojrzałam do góry. Była tam... para pięknych białych skrzydeł
- Wow... - szepnęłam wpatrując się w nie
- To nie wiedziałaś, że je masz? - Zinder spojrzał na mnie ze zdumieniem
Nie odpowiedziałam. Spojrzałam w dół. Moje oczy posmutniały. Powoli obniżyłam lot z taką wprawą, jakbym od zawsze miała skrzydła. Delikatnie wylądowałam przy niewielkim ciałku młodego Hart Piekielny. Delikatnie pchnęłam go łapą.
- Co mu jest? - zapytałam przyglądając się nieruchomemu ciału, skąpanemu w czerwonym płynie
Zinder wylądował koło mnie. Spojrzał na mnie ze smutkiem pomieszanym ze zdziwieniem.
- On nie żyje... - powiedział cicho
- Nie... żyje? - spojrzałam w jego oczy - Co to znaczy?
- To znaczy... - zastanowił się chwilę - Że... odszedł i nie wróci...
- Ale... przecież to dzieciak! Jak mógł... się znieżyć?! Musi być ranny i nieprzytomny! Mogę go uleczyć!
- Nie... - basior pokręcił smutno głową - Lepiej stąd chodźmy...
- Ale ja mogę...!
Położyłam jedną łapę na ciele stworzonka. Wokół mnie zalśniła biała magia, a moje oczy stały się złote. Magia spłynęła po mojej łapie na Hart Piekielny. Po chwili zgasła. Mały leżał dalej tam, gdzie go zastałam, lecz rany na jego ciele się zagoiły.
- Widzisz? - Zinder podszedł do mnie i zaczął łagodnie odciągać mnie od stworzonka
Wtem piesek drgnął. Jego gorejące żółte oczy spojrzały na nas. Wstał na łapki i radośnie merdając kościstym ogonkiem podbiegł do mnie.
(Zinder?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz