Otworzyłam oczy i szybko uczucie domowego ciepła zniknęło. "Cholerne sny", pomyślałam. "Dają ci nadzieję, która później okazuje się wyjątkowo zbędna, bo i tak zetkniesz się z rzeczywistością".
- River? - Zapytałam półprzytomna.
Coś polizało mnie po nosie. Otworzyłam oczy szeroko. Na szczęście nie był to basior.
- Straszysz mnie mały. - Pogłaskałam stworka po łbie.
W odpowiedzi mruknął przeciągle i szturchnął mnie łapką. Wstałam i wyszłam z szałasu.
- River? - Zapytałam ponownie.
Nie uzyskałam odpowiedzi. Przez wysokie drzewa przedzierały się promienie słońca. Już południe?
- Riiiiver? Gdzie jesteś?
- Tutaj. - Odpowiedział, jednocześnie rzucając mi przed łapy dwa króliki. - Tylko tyle udało mi się upolować. Zwierzęta są dzisiaj dziwnie czujne, jakby się czegoś bały.
- Może łowcy.
- Mówisz o człowieku?
- I o człowieku, i o wilku. Czymkolwiek co mogłoby je zaatakować. - Skwitowałam.
Spojrzałam na zdobycze.
- Nie musiałeś. - Uśmiechnęłam się.
Po skończonym posiłku ponownie zaczęliśmy wędrówkę. Czułam się o niebo lepiej niż wczoraj, lecz wciąż nie byłam w pełni zdrowa.
- Czemu mnie nie obudziłeś o świcie? - zapytałam pełna pretensji.
- W twoim stanie odpoczywałbym jak najwięcej.
Ponownie usłyszałam przeciągły mruk stworka.
(River?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz