Cd. Tego
Przemierzałem pogrążony w mroku las. Wszystko wydawało się takie spokojne, że aż… nudne. Uznałem więc, że zdecydowanie wypadałoby nieco poćwiczyć. W końcu, dlaczego nie miałbym zrobić małego zamieszania gdzieś z dala od watahy? Gdy tak snułem się jak cień, nagle coś niemal otarło się o mnie. Zjeżyłem się cały i zaskoczony szukałem przyczyny. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że właśnie obok przebiegła niesamowicie szybka wilczyca. Przynajmniej tak sądziłem, bowiem nawet jej nie zauważyłem. Ot, małe tornado, które mogłoby mnie wpasować w otoczenie. Tylko dzięki węchowi namierzyłem ją ponownie. Uznałem, że w sumie dlaczego nie miałbym się nieco “pobawić”? Pobiegłem więc w ślad za nieznajomą. Przyznam, że nie spodziewałem się takiego rozwoju wypadków. Nie sądziłem, że trafie na uzależnioną od walki świruskę. Cóż… nic nie jest idealne. Gdy tylko się na mnie rzuciła już wiedziałem, że mogłem jednak zostać w jaskini. Tam przynajmniej musiałem znosić tylko zrzędzenie mojego brata, który swoją drogą chyba, był równie nienormalny jak ona. Sam nie wiedziałem dlaczego mnie zaatakowała, a to z jaką pogardą odnosiła się do mnie doprowadzało do szału. Na szczęście nie dałem się ponieść emocjom, co nie było zbyt prostym zadaniem. W końcu noc była jeszcze młoda, a ja chciałem jednak jeszcze pożyć.
- Jestem Kisasi. - powiedziała w końcu.
Nie żeby mnie to zbytnio interesowało. W sumie, może jednak…
- Taaak… zawsze dobrze wiedzieć jakie imię wyryć na nagrobku. - zaśmiałem się i z radością spostrzegłem, że nawet nie drgnęła.
Zapowiadało się interesująco.
- Teraz ty powinieneś mi powiedzieć swoje imię. - warknęła.
- Tak… powinienem. Ale jeszcze nie mam zamiaru tego robić. - wyszczerzyłem kły myśląc, czy mam zacząć walczyć na prawdę, czy jednak jeszcze nie.
W końcu uznałem, że skoro ona nie używa mocy, a z całą pewnością je posiada, ja nie będę gorszy. Prychnęła, dając mi do zrozumienia, że mam gdzieś moje imię.
- I co? Będziemy tu tak walczyć? Zupełnie bez sensu? - zapytałem, gdy utrzymywanie napiętej postawy ciała zaczęło mnie irytować.
Wilczyca uśmiechnęła się słodko co pasowało do niej jak pieprz do cukru.
- Już słabniesz?
Warknąłem, bo teraz na serio mnie z drażniła.
- Chciałabyś. - zaśmiałem się i ruszyłem na nią, trzymając blisko siebie skrzydła.
Wolałem ich nie zranić. W końcu, co za przyjemność wracać do domu na piechotę. Umknęła z łatwością moim ciosom, a ja omal się nie potknąłem na trawie. Na szczęście szybko odzyskałem równowagę. Odskoczyłem zwinnie aby ponownie ocenić sytuację i dać chwilę na złapanie oddechu.
- Co jest? Atakujesz każdego kogo zobaczysz? - warknąłem.
- Przeszkadza ci to? - odparła szybko.
Uśmiechnąłem się szeroko. Dawno się tak nie bawiłem. Ostatnio, kiedy jeszcze walczyłem u boku brata w jakiejś beznadziejnej sprawie. Byliśmy sami, zamknięci w rozpadającym się porcie, a wokół pełno nacierających nieumarłych. Z tymi draniami jest taki mały szczegół, że właściwie nie można zabić tego co już i tak nie żyje. Wtedy właśnie uznałem, że zajmę się nekromancją. Może gdyby mnie tam nie było, całe moje życie potoczyłoby się inaczej? Potrząsnąłem łbem, chcąc odpędzić głupie wspomnienia.
- Nie. Ale innym może i będzie. Jesteś teraz w naszym stadzie i musisz przestrzegać pewnych malutkich zasad. - powiedziałem, dobrze wiedząc jak głupio to brzmi.
- Jakich. - odparła po dłuższej chwili ciszy.
- Na przykład nie dać się zabić. - zaśmiałem się i skoczyłem do kolejnego ataku.
(Kisasi? Pobawimy się nieco? xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz