Westchnąłem z irytację. Ta wadera jest naprawdę głupia! Jeżeli nie opatrzę jej ran to się wykrwawi. Podszedłem do niej blisko i spojrzałem głęboko w te błękitne oczy. Przez chwilę nic się nie działo, wadera dalej warczała i syczała jak rozgniewana kotka. Musi mieć naprawdę silną siłę woli, lecz wkrótce i jej powieki opadły, a ciało zwiotczało. Teraz mogłem ją spokojnie opatrzyć. Alucard przyglądał mi się beznamiętnie, czułem jego wzrok na plecach. Polałem rany wadery wodą utlenioną, ale myślę, że nawet nie poczuła. Ten sen był głęboki. Naprawdę głęboki. Szybko uporałem się z robotą, która w normalnych warunkach zajęłaby mi pewnie z godzinę. Ruszyłem do wyjścia. Byłem zmuszony rozwiązać bandaż na łapie i upuścić nieco krwi. Czerwony płyn posunął wzdłuż krawędzi otworu, a gdy już połączył się na obu końcach ze środka wyrosły masywne kolce i skrzyżowały się na środku tworząc swoistą pajęczynę. Dzisiaj nie miałem już nic do roboty. Pozostawało czekać na dalsze rozkazy...
(Sombra? Chcesz się udać na wyprawę od drugiej strony konfliktu?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz