Korso ruszyła za mną, jednak zauważyłem, że gdy stawiał na ziemie lewą łapę krzywił się lekko.
- Na pewno nic ci się nie stało? - zapytałem lekko zaniepokojony - Może i nie mam dyplomu, jednak znam się nieco na leczeniu...
- Dyplomu? - zdziwił się szary basior - Mniejsza... jest w porządku. Zaraz mi przejdzie. Daleko do tej jaskini?
- Niezbyt. Skoro wszystko okej to będziemy tam raz dwa! - uśmiechnąłem się radośnie i nieco przyśpieszyłem tempa
Już po chwili faktycznie byliśmy pod norą zamieszkiwaną przez jedyną parę w watasze.
- Puk, puk, puk, puk! - krzyknąłem w przestrzeń, po czym słuchałem głuchego echa
- Musisz tak wrzeszczeć? - zapytał Korso, kładąc po sobie uszy - Dwa razy by wystarczyło...
- Dziwne... ich chyba też nie ma... - zmarszczyłem brwi
- Leona faktycznie nie ma - zza naszych pleców rozległ się głos młodej wadery - Ale ja jestem.
- Maggie! - krzyknąłem z euforią podbiegając do niej i przytulając ją mocno - Jak ja się cieszę, że cię widzę. To jest Korso, mój nowy przyjaciel. Postanowił dołączyć do watahy, więc zaoferowałem się, że oprowadzę go po terenach.
- Miło cię poznać - powiedziała z uśmiechem Maggie - Jestem Maggie, jak już Doctor zdążył wspomnieć.
- Mi też miło cię poznać - Korso uśmiechnął się lekko
- Co się właściwie stało z Leonem? - zapytałem, wchodząc pomiędzy tę dwójkę
- Nie wiem - odparła wadera - Nie wrócił do nory od jakiegoś czasu... obawiam się, że mogło mu się coś stać...
- Rozumiem... w takim razie pomożemy ci w poszukiwaniach! - wykrzyknąłem klaszcząc w łapy
(Maggie? Korso?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz