Kiedy Shailene wyszła, stwierdziłam, że pora się wreszcie ogarnąć i iść jej pomóc. Otarłam łzy i nie zważając na opłakany wygląd poszłam za śladem krwi zostawionym przez ranną Shai, aż dotarłam na Skałę Alphy. To co tam zobaczyłam przerosło nawet moje najbardziej pesymistyczne wyobrażenia. Chociaż, nie... Bardziej pesymistyczne było to, że oboje spadli i skręcili sobie karki, ale to chyba było równie złe. W sumie to nie kojarzyłam tego faceta, ale Aku i Shai najwyraźniej go znali i nie byli zadowoleni z jego spotkania. Oczywiście Shailene (jak zwykle...) nie panująca nad sobą zamroziła wszystko dookoła tworząc lodową klatkę. Już chciałam próbować dostać się tam szarżą, ale Shai, która chyba właśnie mnie zauważyła pokręciła lekko głową. Mówią coś, ale lód tłumi dźwięki.
"Ona zaraz zupełnie straci panowanie" pomyślałam ułamek sekundy przed tym jak stała się biała.
- Co to, to nie! Nie pozwolę żeby bawili się beze mnie! - powiedziałam do siebie. Odliczyłam do trzech i...
- Mixi? Skąd ty się... - nie dokończyła Shailene, bo najwyraźniej zobaczyła mnie stojącą poza klatką.
- Wiesz... Nie mogłam pozwolić żebyście się bawili beze mnie! - uśmiechnęłam się.
(Aku? Shai? Mixi taki Naruto...^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz