-No to
śpiewaj. –Usiadłam. –Chętnie posłucham.
Wilk zaczął śpiewać starą kołysankę o gwiazdach. Myślałam, że będzie fałszował,
ale nie… zaśpiewał pięknie. Próbowałam nie robić zdziwionej miny. Klasnęłam w
łapy na znak podziwu.
-Ładnie. –Powiedziałam. –A co do przytulanki to zaraz ci dam.
Sięgnęłam do wielkiego kufra. Miałam tam jednego miśka. Zrobiłam go jakoś tak niedawno na wszelki
wypadek, gdyby przyszło mi gościć jakiegoś malucha, a nawet gdybym sama miała koszmary.
Podałam go basiorowi.
-Dziękuję. –Wziął pluszaka i poszedł na wybrane wcześniej miejsce.
Na szczęście wilk spokojnie przespał całą noc, bo więcej nic mnie nie
budziło. Obudziłam się dopiero wczesnym
świtem. Vincent jeszcze wtedy spał. Cały czas przyciskał do siebie misia.
Postanowiłam, że zrobię nam małe wegetariańskie śniadanie. Pobiegłam do
całorocznego krzaka malin. Zarwałam kilkanaście owoców. Oczywiście wcześniej
wzięłam mały koszyk. Pozbierałam jeszcze kilka orzechów i owoców dzikiej róży.
Po powrocie położyłam na stoliku z kawałka drewna oraz grubych gałęzi i rozdzieliłam
to na dwie porcje. W sumie to całkiem duże wyszło te śniadanie. Podeszłam do
wilka i zaczęłam go budzić.
(Vincent?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz