Dreptałem po terenach watahy. Nawet nie wiem kiedy zacząłem biec. Chciałem się odizolować od innych, zniknąć na parę chwil. Oddychałem ciężko, aż w końcu się zatrzymałem. Zobaczyłem przed sobą małe jeziorko... podszedłem do niego i delikatnie zanurzyłem w nim pysk. Poczułem nagłą falę orzeźwienia. Kiedy skończyłem pić westchnąłem cicho. Było tu tak spokojnie... nagle koło mnie pojawiła się wadera... także napiła się wody. Patrzyłem na nią przez chwilę, nie mówiąc ani słowa. Kiedy skończyła spojrzała na mnie.
- Co się tak patrzysz? - spytała.
- A nic... tak o... - usiadłem dalej na nią patrząc.
- Aha... - moje oczy błysnęły. Patrzyliśmy tak na siebie przez kilka minut.- Narcyza... - powiedziała.
- Nivan... - odpowiedziałem krótko. Nie rozmawialiśmy ze sobą... ja nie czułem takiej potrzeby, ona najwyraźniej też, bo tak samo jak ja usiadła.- Od dawna należysz do tej watahy? - spytałem ni z gruszki ni z pietruszki.
(Narcyza?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz