Siedziałam wysoko na drzewie, w masywnej czapie śniegu, przyglądając się z rozbawieniem basiorowi. To zabawne, jak chodzi tam w dole nawołując mnie. W pewnej chwili nie wytrzymałam i gdy przechodził pod moją kryjówką zrzuciłam mu pokaźną czapę śniegu na głowę, wybuchając śniegiem.
- Bardzo śmieszne - powiedział basior, otrzepując się z białego puchu.
Zeskoczyłam na ziemie, nadal się śmiejąc i przystanęłam kawałek od Korso.
- Skoro twierdzisz, że nie jesteś dobry w chowanego, to zagrajmy w berka. Berek! - Klepnęłam go łapą i czmychnęłam w las, sadząc długimi susami przez zaspy.
Za sobą słyszałam hałas robiony przez basiora i wykrzykiwane ze śmiechem pogróżki, co mi zrobi, jak mnie złapie. Jednak nie miałam zamiaru tak łatwo dać mu się dogonić. Wskakiwałam w najgłębszy śnieg, przebiegałam pod niskimi gałęziami, kluczyłam i zakręcałam. W pewnym momencie na mojej drodze stanęła rzeka, w której miast ludu pływały różne dziwne rzeczy. Nie przejęłam się nią zbytnia. Skoczyłam wysoko w powietrze i wpadłam do wody. Poczułam jak wartki nurt ciągnie mnie ze sobą. Śmiech zamarł na ustach. Próbowałam płynąć, ale poczułam, że nie daję rady sile rzeki. Na dodatek coś, jakaś dziwna siła, ciągnęłam nie na dno. Krzyknęłam, przerażona i zaczęłam z coraz większą zawziętością machać łapami. Przeciwległy brzeg był coraz bliżej.
Gdy już prawie dotykałam stałego lądu ujrzałam tam ponurą postać z kosą, uśmiechającą się do mnie.
- Długo jeszcze każesz mi na siebie czekać? - zapytał cichym, ale złowrogim głosem. - Podaj mi łapę i chodźmy tam, gdzie powinnaś teraz być.
Poczułam jeszcze większe przerażenie. Nie wiedziałam o czym on mówi. Nie chciałam wiedzieć. Szepnęłam się i odbiłam od brzegu. Zanurzyłam po nos w wodzie. Nad moją głową zamknęła się tafla piekielnej rzeki. Zaczęło brakować tchu. Dusiłam się. Tonęłam. Straciłam przytomność.
(Korsuś? :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz