Tego dnia w końcu zza chmur wyszło słońce. Z uśmiechem robiłam obchód watahy. Ptaszki ćwierkały i było cudownie. Myślałam, że nic nie może mi zepsuć humoru, ale jednak myliłam się...
- Mixi - usłyszałam za sobą głos Scourge`a.
- Tak? - odwróciłam się i obdarzyłam go szerokim uśmiechem.
- Odchodzę - spuścił wzrok.
- Czemu? - w kącikach oczu pojawiły mi się łzy. Śpiew ptaków z pięknego zrobił się irytujący, a słońce zaczęło mnie razić.
- Po prostu... - odwrócił się i odszedł.
Usiadłam i zaczęłam rozglądać się dookoła. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
"Dlaczego?" pytałam w myślach. "Dlaczego mi to robicie?"
"To jest lekcja dla ciebie" rozległ się ciepły głos w mojej głowie.
- Kim jesteś? - zapytałam na głos.
"Nie rozpoznajesz mnie...? To ja, Artemida, twoja patronka."
- Artemido, przepraszam za nie kazanie ci należnego szacunku - ukłoniłam się.
"Och,. nie trzeba było..." roześmiała się. " W każdym bądź razie nie daj się złamać. Bądź silna, a zwyciężysz"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz