Staliśmy tak przez chwilę, patrząc się na siebie. Żadne z nas nie wiedziało, co właściwie powinno powiedzieć.
- Ano, chyba już sobie pójdę... - zacząłem, ale wadera zrobiła smutną minę i zrezygnowałem. - A może panienka zechciałaby udać się ze mną nad Jezioro Tysiąca Marzeń?
Wyraźnie poweselała.
- Z chęcią! - odparła. - Prowadź!
- Dobrze, panienko. - Uśmiechnąłem się czarująco, choć w tym uśmiechy nie było wiele radości.
Pysk w pysk ruszyliśmy w kierunku jeziora. Znów zapadłą niezręczna cisza, w której słychać było tylko dźwięk naszych łap, zagłębiających się miękko w mech. Odchrząknąłem, chcąc zagaić rozmowę, ale nie wiedziałem co powiedzieć, więc udałem, że podziwiam niewidzialnego ptaka, śpiewającego w koronach drzew.
(Tenebrae?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz