Wycofałam się niepostrzeżenie z jaskini. Tym razem Erna na szczęście mnie nie zauważyła. Spojrzałam w stronę zachodzącego słońca. Niedługo nastanie noc, mój ulubiony czas. Mogę być wtedy sobą… i tylko sobą. Ostrożnie położyłam się na ziemi, zza ściany jaskini wydobywały się stłumione odgłosy. Położyłam łeb na łapach i ponownie spojrzałam w stronę horyzontu. Pan Niebios był już niemalże niewidoczny, a po chwili jego miejsce zastąpił księżyc. Jednak, noc to też pora przywodząca wspomnienia… w większości tych nieprzyjemnych. Pozwoliłam, by opadła ze mnie codzienna maska, ukazując ból malujący się na moim pysku. Pozwoliłam sobie na ciche westchnięcie. Owszem, potrzebowałam tej watahy tylko tymczasowo… jednak tutaj traktują mnie jak zwykłego członka, nie wyrzutka czy demona. Nie… to pewnie zmieni się przez najbliższy okres. Wzrokiem wciąż wpatrywałam się w księżyc. Nie chciałam teraz myśleć o przyszłości… a tym bardziej przeszłości. Teraz należało zająć się problemem tego pseudo-szpiega. Moim zdaniem należało go zabić, i byłoby po kłopocie. Za mną usłyszałam kroki. Szybko i nieco zbyt gwałtownie podniosłam się, przywdziałam maskę obojętności. Jednak mam wrażenie, że zrobiłam to o sekundę za późno. Za mną stała Mixi.
(Mixi? Ayoko? Erna? Chyba czas trochę ruszyć tę historię ;) )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz