Wyszłam z jaskini i patrzyłam na zaćmienie słońca. Nagle pobiegł do mnie Satoshi wrzeszcząc.
- Wiesz że alpha no nie?
- Tak alpha zarządza. Uspokoił się. - No ty to mądra jesteś.
- Skoro tak sądzisz to jestem. - odparłam skromnie.
- A wiesz co to wakacje? I że Mixi nie ma?
- Trzy razy tak. Basior patrzył na mnie jakbym miała trzecie oko na pysku. .
- Jesteś alphą
- Wiesz Satoshi to nie jest śmieszne. Znasz to? Przychodzi lekarz do baby, a ona facet. Czy jakoś tak.
- Ja mówię poważnie.
No dobra wierzę mu ale czuję się jak rozjechana żaba co żyję. Nie patrząc na basiory pobiegłem do jaskini. Stanęłam w kącie. Po chwili jednak wyjrzałam na świat. Zamarłam. Około, no mniej więcej cała wataha plus nowi członkowie zgromadzili się przy mojej jaskini. Tego już za wiele. Zaczęłam w nich rzucać czymkolwiek. Oni odrzucali. Rozpoczęła się bitwa. Nagle zostałam za ogon przeciągnięta przez jaskinię. Chamstwo. Nagle się obudziłam i Satoshi mnie ciągnął po podłodze.
- Jeśli chcesz wiedzieć to nie jestem spokrewniona ze szmatkami ani z odkurzaczem
- Sorry. Musiałem cię jakoś obudzić. Rzuciła we mnie przedmiotami. - odparł
- Ups.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz