Było mi potwornie zimno. Słyszałam rozmowy wokół mnie. Głosy dochodziły jakby zza mgły. Ktoś najwyraźniej krzyknął. Wzdrygnęłam się. Jeszcze nigdy nie byłam nieprzytomna. Było to o tyle dobre, że dało mi czas, żeby przemyśleć to, co się stało. Nie powinnam zdawać się na łaskę obcych wilków, bo istnieje możliwość, że wezmą mnie do niewoli. Co ja sobie myślałam? Właściwie dobrze, że tak się stało. Może nie będzie tak źle. Po chwili zeszłam na ziemię. Odetchnęłam ciężko i przysłuchiwałam się, teraz wyraźnej, rozmowie.
- Chyba już z nią ok.
- To dobrze, ale co dalej?
- Hm... Może najpierw niech się obudzi. Powie nam, co tutaj robi.
Otworzyłam oczy i usiadłam. Przed sobą miałam jednorożca i skrzydlatą wilczycę.
- Mogę od razu. Jestem Lunara, ale mówcie mi Luna. Błąkałam się po okolicy, bo szukałam zwierzyny. Było mi trochę słabo, zdaje się, że zemdlałam. Mam tylko kilka pytań. Po pierwsze: gdzie jestem? Po drugie: kim jesteście? No i ostatnie: Czy mogę zostać na tych terenach?
Chyba zaskoczyłam oboje. Wilczyca musiała być jedną z alf. Biła od niej siła i zdecydowanie. Mimo wszystko byłam przekonana, że jest miła i nie mam się czego obawiać.
(Mixi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz