1 maja 2015

Od Arii cd. Korso

  Mętne wody Styksu zamknęły się nad moją głową. Pogrążałam się coraz bardziej w ciemnej toni. Moje łapy odmawiały posłuszeństwa, nie chciały płynąć, nie chciały się ruszyć. Nie miały siły. W drodze ku powierzchni wyminął mnie jakiś biały blask. Chciałam do niego krzyknąć, żeby mi pomógł, jednak osiągnęłam tylko tyle, że więcej wody nalało się do moich płuc.
  Poddałam się. Już nic nie zrobię. To mój koniec…
  Czyjeś silne łapy wyciągnęły się do mnie.
  Jasne światło dnia. Miękka trawa pod plecami. Zmartwione pyski dwóch basiorów, pochylających się nade mną. 
  Powoli podniosłam się do pozycji półleżącej. Otrzepałam głowę, bo wydawało mi się, że czuję na niej jeszcze wody przeklętej rzeki.
- Dziękuję. – Uśmiechnęłam się radośnie, jednak nie tak jak zwykle. Byłam bardzo zmęczona. – Gdyby nie wy nie byłoby mnie teraz tutaj. Miałam szczęście, że gdy wpadłam do Styksu zdążyliście mnie uratować.
  Akuma i Korso wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Zastanowiło mnie to przez chwilę, jednak nie doszłam do żadnych wniosków.
- Jestem zmęczona… - mruknęłam. Oczy mi się kleiły, łapy były wiotkie i ciężkie.
- Zaniosę cię do nory! – od razu zaproponował Korso. – Aku niósł cię od Styksu, więc teraz moja kolej.
  Skinęłam delikatnie głowę i ponownie osunęłam się w ciemność.
  Gdy ponownie się obudziłam byłam sama w mojej norze, na posłaniu, starannie przykryta kocem. Na środku stał dzbanek z herbatą i krótką informacją: „Wypoczywaj, to dobrze Ci zrobi. Korso.” Bardzo mnie to ucieszyło. Nie chodziło o samą herbatę, choć napoje Korso słynęły w całej watasze, lecz o sam fakt, że basior się o mnie troszczy. Z nieznanych przyczyn zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy o tym pomyślałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz