Ruszyliśmy przez jaskinię. Nie wiedziałem, jak daleko to coś mogło zabrać wadery. Nigdy nie przypuszczałem, że pod tym spokojnym i melancholijnym miejscem może kryć się tak ponury sekret.
Łapy stukały cicho o kamienną posadzkę. Z otworów znajdujących się nad naszymi głowami wydobywało się słabe światło. Przez przypadek kopnąłem jakiś kamień. Potoczył się z hukiem i niknął w ciemności.
- Chodzenie razem nie ma sensu... - mruknąłem do siebie. - Z drugiej strony żaden z nas w pojedynkę nie ma szansy z tym... boskim czymś. Mako, wysil makówkę i powiedz, widziałeś chociaż z której strony nadszedł?
- Wydaje mi się, że gdzieś stamtąd. - Basior wskazał łapą skałę po lewej.
Nic nie odpowiedziałem. Nie przejdę przez ścianę, więc muszę poszukać innej drogi. Wszedłem w korytarz naprzeciw nas i skręciłem w pierwszą lewą odnogę. Nie wiedziałem, czy duch podąża za mną, ponieważ jak zawsze dziwnym trafem nie było go słychać. No popatrz, cóż za niespodzianka.
Nagle wyłoniła się głowa basiora z prawej strony korytarza. Drgnąłem lekko, wciąż nieprzyzwyczajony do specyficznej postaci towarzysza.
- Znalazłem je - powiedział. - Są w tamtym kierunku.
- Dzięki za nawigację, ale chyba jestem poza trasą i nowa będzie lepsza. - Przewróciłem oczami i wróciłem się do poprzedniego korytarza.
Z niego Mako poprowadził mnie znacznie bardziej w prawo, aż do momentu, w którym na posadzce zaczęły pojawiać się ślady krwi i łap. Z oddali wyczułem słabe emocje strachu i niepewności oraz silne - euforii, radości, podniecenia.
Zmarszczyłem brwi z niesmakiem. Już zaczynałem podejrzewać z jakim typem istoty mamy mieć do czynienia.
- Nie jesteś w stanie ich rozwiązać. - Bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
- Nie - przyznał basior. - Ty to musisz zrobić.
Skinąłem głową.
- Możesz przypilnować "to coś" co tam jest i jeśli będzie chciało się do mnie zbliżyć, jakoś je odciągnąć póki nie rozwiążę wader?
(Mako? I co tam u was, dziewczyny?^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz