- W takim razie odejdź - basior miał groźną minę. - Ale jeśli kiedykolwiek cię tutaj zobaczę to bez wahania cię zabiję.
Skinęłam smutno głową - ni to zgadzając się, ni to na pożegnanie i ruszyłam w dalszą drogę. Nie uszłam jednak zbyt daleko, bo przede mną las się nagle urywał ukazując pustą przestrzeń i... aż mi dech zaparło. Morze. Podbiegłam do samej krawędzi trawy i spojrzałam na urwaną linię brzegową. Jeszcze do niedawna był tutaj ląd! Byłam bardzo zaniepokojona. Co prawda, gdy byłam jeszcze Alphą Zeus wspominał o ostatecznej linii obrony w razie kłopotów - odcięciu watahy od reszty świata, jednak nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek nastanie taka konieczność. A teraz stałam wpatrując się w ciemną toń. Coś się musiało wydarzyć na terenie watahy, coś... strasznego. Musiał być przecież ważny powód takiego postępowania boga. Można wszystko mówić o Zeusie, ale nie to, że lubi mieć dodatkową robotę. A zatopienie takich połaci lądu na pewno musiało być trudne i wymagać wiele wysiłku.
W pierwszej chwili chciałam biec prosto do skały Alphy, do Mixi i powiedzieć jej o wszystkim, ale zaraz potem przypomniałam sobie, dlaczego tu jestem. Jestem banitą. Nie mogę tam wrócić, nawet jeśli dzieje się tam coś strasznego. Ale mogę przekazać informację.
Wróciłam do miejsca, gdzie ostatni raz widziałam tamtą parę. Byli kilka kroków dalej, rozmawiając. Podeszłam do nich na odległość dwóch metrów - dalej był już teren watahy.
- Przekażcie waszej Alphie - zaczęłam chłodno i wyniośle, gdy umilkli i spojrzeli na mnie pytająco - żeby się miała na baczności. Coś się dzieje i nikt nie jest w stanie tego powstrzymać. Wkrótce wydarzy się coś, przez co wataha wkroczy w zupełnie nowy wiek. Nic nie będzie takie jak dawniej. Powiedzcie jej, że nadciąga wielkie niebezpieczeństwo. Większe, niż mogłaby sobie wyobrazić.
- Więc jednak - oczy basiora błysnęły złowieszczo.
- Nie - odparłam, nagle spuszczając wzrok smętnie. - Ale to ważne. Powiedzcie, że to słowa Zdrajcy, a zrozumie.
Nie czekając, aż spróbują mnie zatrzymać siłą czmychnęłam w las, kierując się na północ, w stronę Gór na Północy. Oczekiwałam tam nieco terenu, na którym mogłabym się schronić, a zamiast tego ujrzałam ludzkie statki, przybijające do brzegu i krzątających się przy dziwnych machinach ludzi, coś wnoszących, coś wynoszących, gadających, wytykających sobie palcami, a nade wszystko pilnujących stalowych konstrukcji. Co tu u diabła ma być...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz