Znaleźliśmy się w dziwnym, pustym miejscu, pełnym kłębiącej się materii mroku i światła. Przy naszych łapach piętrzyły się jakieś struktury, przypominające bardziej czarne, płynne gluty, niż cokolwiek innego. Był to dość przygnębiający widok, jednak wadera przy moim boku wyglądała na uradowaną.
- A teraz Gizmo pokaże Tisiowi swój świat. - Wadera ruszyła w podskokach w kierunku płynnych materii po prawej.
- Gizmo...? - Ruszyłem za nią niepewnie, uważając, by nie wejść w płynne gluty. Wilczyca mnie zignorowała. - Gizmo?
Dalej brak odpowiedzi. Szarowłosa przystanęła przy jednym z większych zawirowań mroku i światła, i z uśmiechem oznjmiła:
- To jest dom Gizmo! - Po czym skoczyła prosto w niewielką szparę w wirze.
Stałem, nie wiedząc co robić, gdy wreszcie przyszło mi do głowy coś tak oczywistego, że niemal walnąłem się w czoło, że wcześniej o tym zapomniałem. Jeśli to jest Gizmolandia, czyli świat Gizmo, to może oznaczać, że ona go tworzy. A skoro go tworzy, jest on dla mnie jedynie mieszaniną materii, podczas gdy dla niej... możemy teraz stać po środku lasu lasek cukrowych, na podłożu z lodów śmietankowo-truskawkowych.
- Tiiiiiisiiiiuuuuuuuuuuu! - Moje rozważania zostały przerwane przez rozwartą paszczę wadery, zaciskajacą się na mojej łapie i wciągającą mnie do tamtego otworu.
Wpadliśmy na krótką zjeżdżalnie i razem sturlaliśmy się do jakby podziemnej jaskini. Upadając uderzyłem się w głowę, ale szybko się pozbierałem. Wadera z trochę głupim wyrazem pyska lerzala na głowie, tuż obok mnie.
- Nic ci nie jest? - spytałem, podchodząc do mnie. Gizmo upadła na bok, jej barwne tęczówki uciekły gdzieś w głąb głowy. - Gizmo? - Podszedłem bliżej.
- Berek! - wykrzyknęła wadera, uderzając mnie w pysk i szybko podrywając się na cztery łapy. Skoczyła, do jakiegoś wyjścia, które chyba właśnie się pojawiło.
Postanowiłem się tak wszystkim nie przejmować i porwać szaleństwu mojej towarzyszki. Skoczyłem za nią ze śmiechem. W końcu czy to na prawdę jest tak dziwne?
- Ja ci dam, ty mała lisiczko! - wrzasnąłem, wpatrzony w jej ogon, znikający za kolejnymi zakrętami.
Wkrótce znaleźliśmy się chyba w labiryncie, bo raz po raz przebiegaliśmy przez te same korytarze. Jej śmiech i mój śmiech zdawały się dobiegać ze wszystkich stron, mieszając się i zlewając w jeden dźwięk. Gdybym wtedy był przy zdrowych zmysłach zapewne stwierdziłbym, że krajobraz jest nader straszny, jednak wtedy... świat wirował, czerń i biel, czerń i biel, szary pył, umykający spod łap, błysk czerwonego oka, mignięcie szarej grzywy.
I nagła chwila ciszy. Gdzie ona jest.
- Tuż za tobą! - wrzasnęła, wyskakując z korytarza za moimi plecami i próbując umknąć w bok. Tak blisko. Skoczyłem za nią i gdy już miałem ją złapać przede mną wyrosło... coś.
(Gizmo? Kończę to opowiadanie, bo chyba do jutra bd to pisać xP)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz