Basiory pobiegły w swoją stronę. Spojrzałam w ślad za nimi i wzruszyłam ramionami. Żaden z nich nic dla mnie nie znaczył. Znacznie ważniejszym celem w tym momencie było odnalezienie mojej dawnej armii w tym świcie. Byłam ciekawa, ilu z nich jeszcze żyje i czy uda mi się ich spotkać na tym pustkowiu. Ruszyłam w przeciwnym kierunku, niż para basiorów. Tym razem byłam ostrożniejsza i kontrolowałam wzrokiem okolicę, czy aby przypadkiem nie zapowiada się na wybuch. Na moje szczęście tymczasowo panował spokój. Czyżby cisza przed burzą? Po jakimś czasie doszłam do gór, kilkanaście minut potem pojawiły się też zniszczone płoty, zakończone przerwanymi drutami kolczastymi oraz zasieki. Za nimi widziałam jakieś betonowe zabudowania.
Bez wahania przestąpiłam ogrodzenie. Coś zgrzytnęło cicho i poczułam zimny dotyk metalu na tylnej części czaszki. Znieruchomiałam spokojnie.
- Kim jesteś i co tu robisz? - wysyczała postać za moimi plecami.
Ten głos. Znałam go w przeszłości, jednak teraz nie mogłam go połączyć z osobą. Widać nie spotykałyśmy się za często.
- Nazywam się Hebi - skłamałam gładko. - Nie wiem... obudziłam się na pustkowiu bez pamięci.
Przez chwilę panowała cisza. Trwaliśmy w bezruchu, ja i on. Wreszcie poczułam, że chłód na czaszce zniknął.
- Często zdarzają się takie przypadki jak twój - mruknęła postać, wymijając mnie i kierując się w kierunku budynków. - Choć, pokażę ci osadę.
Szara, smukła i wysoka wadera, której ogon był niezwykle postrzępiony. Nie dało się niezauważyć długiego, czarnego karabinu snajperskiego na jej prawym boku oraz niewielkiego plecaka z dobytkiem i kamizelki z uzbrojeniem na grzbiecie. Ta wadera... to była Narcyza. Nie znałam jej osobiście, jednak pamiętam, jak została odrzucona przez Moona. A może to był Matt?
Nie chcąc się narażać waderze, po cichu ruszyłam za nią. Moja rebelia musiała przegrać, skoro tak wiele wilków żyje. Czy da się sprawić, by było inaczej? Szara mówiła mi o mijanych budynkach, a ja rozglądałam się ciekawie. Czy taka miała być przyszłość? Minęłyśmy kasyno, sklep, sporo zniszczonych kwater zwykłych członków organizacji zwanej WKN. Pokazała mi też kwatery naczelnego medyka oraz przywódcy zarazem, jednak nie weszliśmy do środka gdyż, jak tłumaczyła Narcyza, Alpha aktualnie udziela pomocy rannym w wybuch wilkom. Zaprowadziła mnie za to do baru, gdzie za ladom uwijała się marionetka wilka na srebrnych sznurkach.
Podeszłyśmy do baru, moja towarzyszka jak gdyby nigdy nic zamówiła sobie drinka. Kukła skinęła głową i poszła zrealizować zamówienie.
- Kto nim porusza? - spytałam zaciekawiona.
- Nasz mechanik, Somniatis, zmajstrował machnę, która pociąga za sznurki - wyjaśniła. - Jednak Marionet pracuje tu tylko, gdy nie ma właściciela herbaciarni.
- Herbaciarni? - Rozejrzałam się uważnie, jednak pierwsze wrażenie było właściwe. Bar. Speluna.
- Taaa. Stara herbaciarnia Korso, jeszcze z czasów, gdy obmyślaliśmy zemstę na ludziach. - Barman przyniósł zamówienie waderze. - Korso zapewne pomaga teraz Ernie przy rannych. Mam nadzieję, że ten dureń, Hoinkas, nie znajduje się wśród nich.
(Korso?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz