(cd. tego)
Uśmiechnęłam się przyjaźnie do dziewczyny:
- Spokojnie. Nic ci nie zrobię. A ja jestem Keto.
Wpuściłam ją do mieszkania. Na ladzie miałam pełno ciastem i tortów. Były tam też pralinki, ziemniaczki i inne słodycze. Pachniały bosko! Pokazałam gestem dziewczynie, aby usiadła w jadalni. Z piecyka wyciągnęłam kolejną kruszonkę:
- Chyba jest idealna! Chcesz kawałek? Świeże!
- Ja może podziękuje. Wie pani, świeżo po obiedzie. Nie chce się za bardzo opychać.
Rozumiałam ją: nie tyle nie chciała się opychać ile się bała tego, że mogę jej coś zrobić. skinęłam tylko głową:
- Jak chcesz. Może nie lubisz kruszonek?
- Nie o to chodzi.
Dziewczyna ledwo powstrzymywała się od skubnięcia moich ciasteczek. Zaśmiałam się tylko:
- Na dowód tego, że nie są trujące... - chwyciłam jedno i ugryzłam. Było wyborne, ale ciut za dużo cukru.
- A teraz ty podaj mi swoje imię.
- Jade, i pani naprawdę dobrze gotuje.
Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam komplementy, a szczególnie dotyczące moich ciastek.
- A, pani...
- Mów mi Keto. Nie znoszę, gdy ktoś odzywa się do mnie pani. Dla przyjaciół Ket.
- O czym pani chciała mi powiedzieć?
Wstałam. Zamknęłam okna i drzwi. Szczelnie. Dziewczyna chyba trochę poczuła się spętana. Szybko jednak wróciłam na miejsce.
- Masz wilczy gen. I ja też mam. Nie kłam mi w żywe oczy, nic złego ci się nie stanie! Ale SJEW nie możne się dowiedzieć o tym.
(Jade? Rozumiem w pełni ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz