Kolejny dzień nauki w tym przeklętym gimnazjum. Zmieniłabym pracę, ale to najlepsza, jaka mogła mi się trafić w tej dzielnicy.
Na szczęście nie byłam wychowawcą.
Skręrciłam w stronę domu, jednego z najmniejszych, jakie udało mi się znaleźć.
Powtórzyłam codzienne czynności - przebranie się, przygotowywanie obiadu, aż w końcu zjedzenie go. A dzisiaj doszła wizyta u zegarmistrza.
Tak, mogłam sobie kupić nowy, ale tyle z nim wspomnień...
To byłoby zwyczajny zegarek na rękę, ale ostatnio przestał działać, nawet nowe baterie nie działały.
Ostatnio nawet wypatrzyłam małą pracownię. Niecałe dwadzieścia minut drogi stąd. Spakowałam potrzebne rzeczy, i ruszyłam.
Zdziwiłam się, widząc w pracowni młodego, wysokiego chłopaka, może miał z dwadzieścia lat. Czarne włosy, a oczy... Jedno granatowe, a drugie złote. I czułam jakby...magię? Później się nad tym zastanowię.
- Dzień dobry - powiedziałam z grzeczności. Dopiero teraz zauważyłam, że jest o jakieś dziesięć centymetrów ode mnie wyższy.
(Somniatis?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz