Skinąłem głową, zgadzając się z waderą.
- W takim razie teraz ja będę na twojej łasce. - Roześmiałem się, jednak w tym dźwięku nie było słychać radości. Byłem zmęczony. Tak bardzo zmęczony...
Co prawda zdjąłem pieczęcie kilka minut wcześniej, jednak ich ilość bardzo mnie osłabiła. Nie myślałem zbyt jasno. Nie byłem w kondycji, czy to miejsce tak na mnie działało...? Tytania prowadziła mnie przez pustynie, potem przez jakiś las. Wokół mnie dźwięki świata zlewały się w jeden, ogłuszający świergot. Kręciło mi się w głowie. Zwariowany świat przed moimi oczami wydawał się jeszcze bardziej zwariowany niż zawrze. W nozdrzach czułem metaliczny zapach krwi, podobnie jak na języku. Już zapomniałem, czemu poprzysiągłem sobie skończyć ze złem.
- ...iatisie? - Tiffany potrząsnęła mną. Spojrzałem na nią nieprzytomnym wzrokiem i uśmiechnąłem się, mówiąc, że nic mi nie jest. Nie byłem chyba zbyt przekonujący, jednak nie byłe w stanie powiedzieć nic więcej.
(Tiffany?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz