Ruszyliśmy w dalszą drogę, co jakiś czas mijając zbłąkane dusze, które jednak nie wykazały większego zainteresowania nami. Całe szczęście, obawiałem się, że żywa Tyks będzie przyciągała ich jak magnes. Szliśmy w milczeniu, obrzeżami niegdyś wspaniałych zabudowań. W ich wnętrzach niepodzielnie panowały zjawy, duchy wilków i ludzi, które dalej walczyły, nie rozumiejąc, że są martwe. Ponury to los i straszny.
W pewnym momencie Tyks chyba chciała nawiązać jakąś rozmowę, ale zbyłem ją krótko. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Nie potrafiła zrozumieć atmosfery tego miejsca oraz mnie samego. Zastanawiałem się, po co wogle tutaj przyszła, jednak nie doszedłem do żadnych wniosków. Pomyślałem ze to, że w odkąd otrzymałem zaklęcie iluzji działa bez zarzutu już tak długo... a przecież normalne czary tak nie działają. Jąłem myśleć nad tym, kiedy skończy się jego działanie.
Wreszcie dotarliśmy do skraju Olimpu. Stanęliśmy ramię w ramię przed siatką, będącą pierwszym z pierścieni, broniących tutaj wstępu ciekawskim.
- Tu się rozstaniemy, Tyks - oznajmiłem beznamiętnie. - Powodzenia.
Odwróciłem się do wadery plecami i wkrótce zniknąłem w lesie. Sporo czasu rozmawiałem z Tyks, a skoro duchy nie były nami zainteresowane, zapewne zaczęły zbliżać się ku granicom gór. Będę musiał przywrócić je do porządku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz