2 października 2015

Od Narcyzy - Misja I

  Byliśmy gotowi do działania od momentu, w którym Tiffany przekazała nam materiały wybuchowe, jednak musieliśmy wpierw zaczekać, aż grupa lotnicza ściągnie na siebie uwagę wroga. Wtedy znacznie łatwiej będzie nam wkraść się na terytorium Areny 3 i wykonać misję.
Przed odejściem zamieniłam z Mixi kilka słów, ograniczających się jednak do tego, by na siebie uważała i na pierwszym miejscu stawiała swoje życie. Nie przetrwalibyśmy długo na tej "wojnie" bez Alphy. Wreszcie odlecieli. Wraz z trzema członkami mojej dywizji pozostałam sama w Yaskini. Wysłałam Casprina, by wyglądał zniszczeń, wywołanych przez "śmiałą dywizję kamikaze", a pozostałym rozdałam karty dostępu oraz ładunki wybuchowe i wyjaśniłam jak działają. Pokazałam im także na planie, gdzie dokładnie mają zainstalować bomby, by z tak niewielką ilością (9 bomb, na 9 sekcji) wysadzić cały magazyn.
Słuchali mnie uważnie, a gdy skończyłam nie mieli zbędnych pytań. Uśmiechnęłam się pod nosem, ciesząc się, że rozumieją powagę sytuacji. Nieraz Akuma przestrzegał mnie przed zbytnią beztroską podczas misji, według niego zawsze kończyła się ogólną katastrofą.
Kilka minut później w wejściu pojawił się czarnowłosy i oznajmił, że się zaczęło. Nie czekając dłużej wyszliśmy z bazy. Prowadziłam mój niewielki oddział rzadko uczęszczanymi ulicami w kierunku granicy, a potem przemieniwszy się w wilki, przez przeciętą uprzednio siatkę, otaczającą koszary, w kierunku magazynów. Przed samym wejściem do nich zatrzymaliśmy się za krzakami. Żeliwnych wrót strzegło paru strażników.
- Tyks – zwróciłam się szeptem do brązowej wadery. – Mogłabyś nas teleportować do środka.
- Myślę, że tak – odparła. – Niech wszyscy mnie dotkną.
Bez dalszej zwłoki wykonaliśmy jej polecenie i kilka sekund później staliśmy w hallu. Para żołnierzy za naszymi plecami wymierzyła w nas z cichym szczękiem karabiny, jednak nie byli problemem. Cienie oplotły w ciszy ich szyje i poderżnęły gardła. Nawet nie pisnęli. Istoty Hadesu przyssały się do ludzkiej krwi łapczywie. W razie czego będą pilnowały wyjścia.
- Tu się rozdzielimy – oznajmiłam do mojej drużyny. – Każdy ruszy wykonać swoje zadanie, po czym spotykamy się w Ya. Powodzenia.
Tyks i Hikaru natychmiast zniknęli mi z oczy, jednak Casprin pozostał chwilę dłużej. Szybko przekazałam mu kartę i materiały wybuchowe z krótką radą: „Coś wymyśl”, po czym ruszyłam cichym truchtem do wyznaczonych mi sektorów. W niewielkiej przepasce na biodrach miałam ukryte trzy bomby. Ktoś w końcu musiał się zająć nieparzystym sektorem.
Dostanie się do pierwszego miejsca docelowego było dziecinnie proste. Musiałam obezwładnić tylko kilkoro strażników, korzystając z garoty. Tylko jednego musiałam zabić, a i tego ukryłam sprawnie w jakimś schowku. Nikt nie powinien się zoriętować, póki nie będzie za późno. Pierwszy z ładunków zamontowałam w najbardziej oczywistym miejscy – w stercie innych ładunków. Ustawiłam czas na kwadrans – tak się umówiliśmy. Kwadran i BUM! Koniec. Kto zostanie, pozostanie na wieki. To niestety było niezbędnym elementem. Somniatis nie zdołał stworzyć lepszego mechanizmu.
Dotarcie do kolejnego sektora było nieco trudniejsze, gdyż był on położony piętro niżej, postanowiłam więc przebrać się w mundur jednego z napotkanych żołnierzy, by przynajmniej z daleka wyglądać jak jedna z nich. Długie, różowe włosy schowałam pod rogatywką. Nie było źle. W tym przebraniu zdołałam się wślizgnąć do windy i przejechać na docelowe piętro -2. Zachowując się naturalnie przemaszerowałam między rozmawiającymi strażnikami jednej z Komor, gdy naglę znajomy głos zmroził mi krew w żyłach.
- Nie możemy ich jeszcze używać. Są niegotowi! Nie są dostatecznie stabilni psychicznie i mogę wyrządzić komuś krzywdę! – Argona mówiła podniesionym tonem, pełnym wściekłości. – Projekt musi jeszcze nieco potrwać, nim zaczniemy ćwiczenia praktyczne!
Błyskawicznie skryłam się za pierwszymi-lepszymi drzwiami do magazynu i nasłuchiwałam dalszej rozmowy. Zdrajcy odpowiedział niski, męski głos.
- Osobiście uważam, że Ćpun oraz Skull są gotowi do akcji. Gdyby nie ostatni incydent – tu zawiesił głos, dając odczuć dziewczynie, że to jej wina – można by do walki posłać również Cichego. Szczególnie przydałyby się jego skrzydła, przy odpieraniu ataku na kopalnie.
- Generale, Skull nie da rady…
- Wiem co da radę, a co nie
Głosy oddalały się coraz bardziej, aż w końcu ucichły. Skull i Ćpun. Czyżby to były te eksperymenty, o których wspominała Argona? Jeśli tak, to czym właściwie są? Wyszłam z ukrycia i ruszyłam w dalszą drogę. W pewnym momencie usłyszałam przytłumione strzały. Czyżby ktoś popełnił błąd? Mam nadzieję, że wyjdzie z opresji. Przeciągnęłam kartę po mechanizmie dostępu do magazynu i dyskretnie zamontowałam drugi ładunek na jednej ze skrzyni, zawierających amunicję. Szybko wyszłam z pomieszczenia. Jakby mimochodem zauważyłam, że do detonacji zostało mi pięć minut, a mój ostatni cel położony jest najdalej. Głębiej. Udałam się w kierunku windy, dostałam na niższe piętro: -3 i odszukałam magazyn z samolotami. Hangar był otwarty, wielu pojazdów nie było – zapewne zostały wysłane, by zaatakować wilki przy kopalniach. Wmieszałam się w tłum, krążący po całej hali i dyskretnie podłożyłam ostatni ładunek. Wyjście z hangaru było moją jedyną opcją ucieczki. Jakby mimochodem skierowałam swoje kroki w tamtym kierunku. Tłum wokół mnie się rozrzedził, a wkrótce podejrzanie zniknął. Szłam dalej, nie oglądając się za siebie. Przyśpieszyłam kroku. Już wiedziałam, że przestałam być anonimowym żołnierzem.
Do detonacji zostały trzy minuty. Drogę zastąpił mi drobny, szaro-błękitny wilka z czaszką na prawym barku. Wyprostował się dumnie i spojrzał na mnie z wyższością.
- Wreszcie cię odnalazłem – powiedział z dumą. – Morderczyni, która pragnie pozbawić życia tylu niewinnych. Pozbawiona skrupułów, bez serca. Ilu już zabiłaś? – Jego oczy stężały, a pysk przybrał groźny wyraz. – To będzie twój koniec, za twe czyny powinnaś już dawno zostać skazana na śmierć.
Nie odzywałam się. Już rozumiałam, o czym mówiła Argona. Projekt W – Wolf. Dawni członkowie watahy, o których kiedyś rozmawiałam z Mixi, na których prowadzono eksperymenty. Ten przede mną… Satoshi… Tak skrzywdzić niewinnego. Nie czekał na moją odpowiedź. W powietrzu pojawiła się niebieska, elektryczna smuga i poczułam, że tracę dech w piersiach i upadam. Przetoczyłam się, płynnie zmieniając formę na wilczą. Wystrzeliłam do przodu, ku wyjściu. Dwie minuty. Uderzył mnie w bok, rzucając o najbliższy samolot. Zabolało, jednak nie miałam czasu na ból. Pozbierałam się, wstałam. Ruszyłam dalej, a gdy po raz kolejny chciał zadać mi cios niespodziewanie dla niego przywołałam cienie, które odgrodziły mnie od niego ścianą mroku. Odrzuciło go na kilka metrów. Przez chwilę masował nos, a gdy odjął łapę ujrzałam na nim krew. Byłam już niemal na zewnątrz, gdy otrzymałam ostateczny cios. Byłam na poziomie ziemi, stąd widziałam siatkę, oddzielającą mnie od Areny 7. Upadłam ciężko, tracąc dech w piersiach. Basior z szaleństwem w oczach dusił mnie, mrucząc coś o sprawiedliwości i każe za zbrodnie.
Nagle coś odrzuciło go w bok. Czarny, smukły kształt zaatakował go z dużą siłą. Odetchnęłam i zdołałam się podnieść. Na Satoshim w wilczej formie siedziała Argona, przyciskając go mocno do ziemi. W tej jednej chwili ujrzałam w niej dawną silną i groźną Alphę, która pokazem siły zmuszała nieposłusznego wilka do uległości.
- Na co czekasz? – warknęła do mnie. – Uciekaj!
Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Zasalutowałam jej krótki i zniknęłam w mroku. Nie widziałam, jak zakończyła się ich potyczka, nie wiedziałam co się stało z dziewczyną i wilkiem. Światem wstrząsnął wybuch. Potężny wbuch. A więc większość ładunków była na miejscach. Mam nadzieję, że wszyscy są cali…
Jakoś dowlokłam się do bazy Yaskini. Byłam pierwsza, mimo dodatkowego zadania. Kowal, będący właścicielem tego miejsca zaprowadził mnie do swoich pokoi na tyłach domu i tam opatrzył. Dopytywał mnie, jak poszło, jednak milczałam. Będę milczeć, póki nie dowiem się, ilu z naszych poległo, jakie są inne straty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz