- Królik pyszny - uśmiechnęłam się. Widać "Łosiu" znał się na gotowaniu. Od czasu do czasu po pomieszczeniach przechodziła młoda dziewczyna. Mniej więcej o rok ode mnie młodsza. Patrzyła się na mnie podejrzliwie.
- A co do WKN'u...
Machnęłam bezszelestnie sztyletem. Okna na tych miast się zamknęły. Drzwi również. Dziewczyna w ostatniej chwili weszła.
- Tak na wszelki wypadek.
- Należysz do nich?
- Pewka.
Dziewczyna nadal się na mnie patrzyła. Starałam się ukryć zakłopotanie. Dziewczyna popatrzyła na mnie i zapytała:
- Co w takim razie konkretnie robi WKN?
- Zależy, misje, czasem coś tak ukradnie, wysadzi. Innymi słowy: uprzykrza życie ludziom, i stara się ich wypędzić z naszej wyspy
- Waszej?
- No... dziesięć lat temu było inaczej, Ludzie to potworne istoty. Przybyli, nie wiadomo skąd, przynosząc ze sobą nowoczesną broń, maszyny i niszcząc wszystko, co spotkali na swojej drodze. Tam, gdzie rozpościerały się piękne tereny naszej watahy stoją teraz masywne wieżowce, mniejsze domki, parki, ulice. Ja osobiście nienawidzę ludzi. Podobno ktoś nas zdradził bądź oszukał. Nikt nie wie, kto jest winny temu nieszczęściu. Nie wierzę, że moja matka i inni olimpijczycy nas zostawili. Pod koniec mieliśmy zostać zagazowani, jednak Argona przybyła z wieścią ze możemy zostać wśród ludzi. Inni odciągnęli ludzi, niektórzy skryli się wśród nich.
(Rori? Dokończyłabym, ale do fryzjera jadę ;-;)
Proszę o wstawianie spacji przed myślnikami i uważanie na wielkie litery na początku zdania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz