Skradałam się w cieniu mając broń w zasięgu ręki. W takich miejscach nigdy nic nie wiadomo. Zatrzymałam się na chwilę i zaczęłam nasłuchiwać. Nie dotarło do mnie nic niepokojącego, więc na chwilę się rozluźniłam. Wygięłam plecy do tyłu słysząc strzykający kręgosłup. Przetarłam oczy i oparłam się o najbliższe drzewo. Nie wiem co mnie wzięło, żeby tak sobie pchać się na tą nie do końca oficjalną misję. Może dlatego, że nikomu nie chciało się ruszyć swego szanownego siedzenia, a ja nie chciałam umrzeć tak szybko? Och, pomyłka. Wyraźnie pchałam się prosto w ręce śmierci. Szansa, że uda mi się zamknąć te nieszczęsne wrota była… niewiadoma. Za nic nie byłam w stanie stwierdzić, co mnie tam spotka. Odetchnęłam głęboko kręcąc głową i już miałam ruszyć dalej, jednak zamarłam w pół kroku. Przez dosłownie ułamek sekundy wyczułam magię. Albo ktoś jej aktualnie używał w dość sporych ilościach, albo mam urojenia. Powoli postawiłam prawą nogę przed siebie i ponownie stanęłam w bezruchu. Potem lewa, prawa, lewa i za każdym razem chwila wyczekiwania na jakikolwiek ślad magii, czy też Wilczego Genu. Nic jednak już nie wyczułam, więc po chwili zaczęłam iść w miarę normalnie. Tak, teraz mogłam liczyć jedynie na otaczającą mnie noc i cienie. Z każdym krokiem coraz bardziej zbliżałam się do mojego celu. Jeszcze bardziej się pochyliłam i dalej parłam naprzód. Znowu. Tym razem już stale wyczuwalna magia, nie zwykły przebłysk. Zaciągnęłam się powietrzem. Ludzie…? Nawet ich sporo, jednak w tym tłumie wyróżniały się dwa zapachy. Jeden należał do bodajże dziewczyny kontrolującej, mam nadzieję, tę magię, a drugi do jakiegoś żołnierza. Dokładniej jego perfumy. Piżmo, cytrusy, nieco lawendy, goździka i mchu dębowego… Facet się chyba z choinki urwał. Potem przetrząsnę zapasy tego osobnika i zabiorę sobie trochę… Potrząsnęłam lekko głową i skupiłam się na pierwszej woni. Była jakby znajoma, jednak nie byłam jeszcze do końca pewna. Podeszłam jeszcze parę kroków i wtedy poczułam Wilczy Gen. Oraz zapach członka WKNu. Do tego strach i ten dziwny perfum. Cudowne połączenie… Szczególnie, że potem jeszcze doszedł aromat świeżej krwi. Skoro był to ktoś z „roboty”… Ściągnęłam kaptur. Nie ma co się ukrywać, szczególnie, że dziewczyna i tak już wykryła moją obecność. Powoli wyłoniłam się z cienia. Tak, teraz już wiedziałam kto przede mną stoi. Do tego w pozycji gotowości do ataku.
- Tiffany, mam rację? – lekko chrypnęłam. Przechyliłam głowę w prawą stronę. Kiedy się bliżej przyjrzeć, czuło się od niej lekką aurę mroku. Niech lepiej to kontroluje, bo się jeszcze kiedyś zdradzi… W każdym razie – dzieciak. Nadpobudliwy dzieciak. Nadal pamiętam jak się wyrywała tylko po to, żeby wziąć udział w jednej z misji. Ale mimo to… Nie wierzę, że to mówię. To nawet dobrze, że tutaj jest. Powinno być łatwiej zamknąć wrota Hadesu. Żebym tego tylko potem nie żałowała… Jeszcze raz się może spytam: Co ja tutaj robię?
(Tiffany? Rozwalmy tę budę!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz