Penetrowałem dalej całą stodołę. Gdy nagle coś ugryzło mnie w kark, palnąłem tam dłonią i zachciało mi się spać. Ostatkiem sił spojrzałem na rękę i zobaczyłem małą strzykawkę. Runąłem na ziemię, otoczyła mnie ciemność. Po chwili otworzyłem oczy, w szopie panował półmrok, a cały obraz był rozmazany. Podniosłem się ciężko na nogi i rozejrzałem po otoczeniu. Ze ściany wyszedł czarny cień człowieka wyglądał, jakby nie miał złych zamiarów, mimo to napawał mnie strachem. Ciężkim, duszącym wręcz, niezrozumiałym strachem, cofnąłem się o jeden krok. Co mam robić? Oczywiście odpowiedź jest jedna. Starałem się uspokoić oddech, ale to na nic, zacisnąłem więc pięści i przystąpiłem do ataku. Postać sekundę przed uderzeniem postać rozmyła się w powietrzu i pojawiła za mną. Przygotowałem gardę i wyprowadziłem kolejny cios. Sytuacja się powtórzyła, lecz tym razem natrafiłem na coś twardego i poczułem nieprzyjemny palący ból w kościach i na wierzchu dłoni. Zacisnąłem zęby i odwróciłem się w stronę przeciwnika. Zacząłem na niego biec i z całej siły uderzyłem w jego kierunku. Moja ręka znowu napotkała opór. Zgiąłem się w pół, lecz zobaczyłem postać w innym miejscu. Stała przy ścianie i przeszywała mnie swoimi nie istniejącymi oczami. Pędziłem na nią i tym razem w ruch poszła druga ręka. Tym razem nie zniknął. Ale dalej stał niewzruszony. Złapałem go jedną ręką za szyje, a drugą uderzałem raz po razie. Powodowało to ból, ale przecież tak musi być. Prawda? Przesunął się nawet nie wyrywając z mojej ręki. Tak jakby był duchem, spojrzał ponad moją ręką. Tą opierającą się o ścianę. Chwile później wylądowałem na ziemi z całym ramieniem do palców przywaloną czymś ciężkim. Mroczny pomiot stał nade mną i z jakby szyderczym uśmieszkiem sięgnął po jakiś sierp. Zaczął rozcinać mi czoło po czym jechał wyżej. Powoli, boleśnie i wpatrywał się we mnie. Ból był potworny prawie tak samo jak on, zacisnąłem zęby i pięści jednocześnie. Po chwili cień rzucił narzędzie zbrodni, podniósł się i wszedł w ścianę. W przejściu do pokoju, w którym się znajdowałem, pojawił się inny człowiek-cień. Ale ten wyglądał inaczej, bardziej kobieco? Próbowałem zepchnął to coś, co blokowało mi rękę, lecz im mocniej próbowałem tym bardziej bolał mnie nadgarstek. W końcu postać przykucnęła niedaleko mnie i wyciągnęła do mnie rękę. Odwróciłem głowę w przeciwną stronę i osłoniłem głowę wolną ręką. Zacisnąłem powieki, nie wiedziałem dlaczego tak bardzo się bałem.
- Zostaw, nie dotykaj mnie! - wrzasnąłem i w usłyszałem cichy głos. Próbujący przebić się do mojej głowy. Do mnie. Chciałem wyprowadzić cios, lecz i tak nic by mi to nie dało - Czego ode mnie chcesz? - postanowiłem spojrzeć w oczy potwora, lecz widziałem tylko czarną jak smoła twarz. Wszystko nadal było rozmazane, a w moich oczach pojawiły się łzy - Zostaw mnie w spokoju- błagałem, a po policzkach popłynęła ciepa ciecz
Obraz zaczął z powrotem nabierać ostrości, a czarna masa nie wyglądała już tak strasznie i przypominała mi pewną osobę.
- Rori? Co ty robisz - spytała Tyks - Całkiem ci odbiło? - obeszła mnie i pomogła mi zdjąć z ręki jak się okazało szafkę.
Uwolniłem dłoń i zwinąłem się z bólu przyciskając do siebie rękę. Nie mogłem nią ruszać. Świetnie. Dziewczyna pomogła mi usiąść przy ścianie i obejrzała moje obrażenia. Wytarłem wierzchem dłoni łzy i pociągnąłem nosem.
- C-co to było? - wyjąkałem trzęsąc się
- Ale co? - zmarszczyła się lustrując inne poranione części mojego ciała
- T-tamto... coś - wskazałem zdrową ręką w miejsce zniknięcia demona
- Rori tam nic nie było - powiedziała zmartwionym głosem
- Proszę cię, nie rób ze mnie wariata większego, niż już jestem - powiedziałem błagalnie - Wiem co widziałem
- Daj mi coś do usztywnienia, kilka bandaży, wodę utlenioną i powiedz co takiego widziałeś - wzięła wymyślone przeze mnie rzeczy i zaczęła mnie opatrywać. Spojrzałem na obie dłonie, jedna była cała pocięta i miała pozdzierane kości, wyglądało to jakby zaatakował mnie wściekły i wygłodniały niedźwiedź, a druga na to nie wyglądała wcale.
- Biłem się z czarnym cieniem człowieka i on mi to zrobił. Potem wszedł w ścianę - po kilku minutach narastającej ciszy Tyks skończyła usztywniać i bandażować mi ręce po czym wzięła się za głowę
- Nikogo tu nie widziałam - odpowiedziała nawet na chwilę nie przerywając swojego zajęcia - Z tego co widzę po pobojowisku biłeś się, ale z każdą napotkaną ścianą czy metalową szafką. Aż w końcu stodoła postanowiła się ci oddać i przygniotła ci rękę tym schowkiem. A z tego co widziałam ty wziąłeś tamten sierp i zacząłeś rozcinać sobie głowę - to mówiąc usiadła wygodniej i spojrzała mi w oczy
- Przecież sam bym sobie tego nie zrobił, aż takim masochistą nie jestem. Wierzysz mi prawda? - głos mi się łamał, dziewczyna tylko powoli kiwnęła głową.
- Czas stąd iść - podniosła się i pomogła mi wstać
- To w którą stronę do tej areny 6? - spytałem prawie spokojny
- Musimy przejść przez las - odpowiedziała i powoli ruszyła do wyjścia
(Tyks? Ale dobre zło ^^ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz