Nie minęło pół godziny, a już oboje staliśmy przed wejściem do lasu. Wyglądał on okropnie. Na dodatek i tak Rori nieźle mnie nastraszył tymi swoimi opowieściami o demonie. Drzewa wyglądały jak obumarłe, a z głębi lasu wydobywały się syki.
- Wiesz co? Lepiej będzie jeżeli zmienię się w wilka.
Rori nie protestował, więc dokonałam przemiany. Stałam się na powrót złoto-brązową waderą, z fioletowymi oczami. Jak miło było w końcu znaleźć się w swoim prawdziwym ciele!
- Nie boisz się, że ktoś może cię wyśledzić?
- A kto niby wchodziłby do jakiegoś starego lasu? - uśmiechnęłam się.
Spojrzałam ostatni raz na tajemniczą stodołę. Musieliśmy się stąd wynieść jak najszybciej. Nie wiedziałam, czy to co Rori widział w tej stodole, było oznaką szaleństwa, czy może jednak działo się naprawdę. A może iluzja? Może demony ukryły to, przede mną? Może ktoś chciał, abym uznała Roriego za szaleńca? Opcji było chyba z milion. Jednak postanowiłam sobie, że uwierzę panu "Łosiowi". Mogłabym się zastanawiać jeszcze cały dzień nad tym incydentem, ale z zamyślenia wyrwał mnie głos Roriego:
- Wilczyco, może najpierw pójdziemy do lasu, a potem może zaczniesz myśleć o niebieskich migdałach?
Westchnęłam:
- Skoro nalegasz...
*Kilka godzin później*
W środku lasu rozbiliśmy w Rorim obóz. Postanowiliśmy jednak nie rozpalać ogniska. Szajbus wyczarował nam dwa ogromne namioty, jeden złoty, a drugi biały. Pomiędzy namiotami nie wiadomo czemu, Rori umieścił grill i altankę z... telewizorem. Chciałam sobie pobiegać, aby się troszkę rozgrzać, jednak uznałam, że nie byłoby to najrozsądniejsze. Zostałam więc w obozie. Rori oprócz telewizora wyczarował też DVD, X-box one oraz kilka gier do konsoli. Dla mnie pozostawił MP3, kilka książek, oraz laptopa. No i oczywiście router wi-fi. Ciekawe, czy zasięg też jest w stanie stworzyć...? Po przeczytaniu paru rozdziałów Wiedźmina, postanowiłam dołączyć do grającego na konsoli chłopaka. Zmieniłam się w człowieka i poszłam więc do jego miejscówki. Ten jednak wkręcony do reszty nawet mnie nie zauważył. Ja jednak obserwowałam go z czystej ciekawości. W końcu. kiedy odłożył konsolę, zobaczył mnie.
- Długo już tu stoisz? - zapytał z uśmiechem na ustach.
- Będzie jakieś dwadzieścia minut.
Chłopak zrobił mi miejsce na sofie.
- To co tak milczałaś?
Usiadłam obok niego i westchnęłam:
- No...wiesz...skupiłeś się na grze i nie chciałam ci przerywać. Poza tym, tak bardzo śmierdzi ci z gęby tytoniem, że dłużej niż dziesięć minut w twoim towarzystwie bym nie wytrzymała. - powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
Rori wyją ze spodni miętówkę i wsadził ją sobie do ust.
- Lepiej?
- Zdecydowanie. Powiedz mi, miałeś kiedyś do czynienia z demonami?
- Co masz na myśli?
Zastanowiłam się przez chwilkę:
- No...nie wiem. Byłeś kiedyś opętany? Twoja rodzina wywoływała duchy? Jesteś przeklęty?
- Pudło. Masz kolejną szansę.
- Straszyły cię kiedyś? Walczyłeś kiedyś z takim?
- Znowu pudło. Walczyłem z wilkami.
- To wiem, a demony? Czy miałeś z nimi jakikolwiek kontakt?
Chłopak zastanawiał się przez chwilkę, jednak po kilku minutach zaprzeczył. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie chciałam jednak dłużej ciągnąć tego tematu, gdyż Rori mógł przeze mnie czuć się niezręcznie. Postanowiłam pogadać z nim o czymś innym. Dyskusja trwała jakieś półtorej godziny. W końcu wstałam i odeszłam do swojego namiotu. Chciałam iść już spać. Jednak jedna myśl ciągle chodziła mi po głowie: Co to były za istoty? "Jeszcze chwila, a chłopak zaprowadzi mnie na drogę szaleństwa". - pomyślałam "pół żartem- pół serio".
*W nocy*
Nie mogłam zasnąć. Wierciłam się i kopałam pościel. Sama nie wiem, czy było mi gorąco, czy niewygodnie. A może miałam koszmar? Poirytowana wstałam. Usłyszałam hałasy tłuczonego szkła.
- Rori?
Cisza. Brak odpowiedzi. Znowu tłukł się z niewidzialnym demonem? A może to nie był Rori? Zaczęłam się szybko przebierać. Znowu dźwięk tłuczonego szkła. Westchnęłam i wyszłam z namiotu. Na polu było kompletne pobojowisko. Jakby stado dzikiego bydła pogalopowała przez nasz obóz. Zajrzałam do namiotu Roriego. Zdziwiło mnie to, że nadal spał. Nie słyszał żadnych hałasów, a nawet jeśli, to miał to daleko gdzieś. Wyszłam z namiotu Szajbusa. Tym razem usłyszałam donośne "Iii iii!". Zaczynało mnie to powoli doprowadzać do szału. Dźwięk dochodził z altanki. Wyciągnęłam sztylet i żwawym krokiem ruszyłam w stronę hałasu. Gdy wparowałam do altanki nikogo nie było. Nie chciałam w to uwierzyć. Nie jestem przecież jeszcze szalona. Jeszcze... Już miałam wychodzić, kiedy ktoś uderzył mnie w głowę. Przez mgłę widziałam ludzką sylwetkę. Oczy powoli mi sie zamykały, jednak dalej się nie poddawałam. Wstałam i ruszyłam na męską sylwetkę. Wyciągnęłam sztylet i próbowałam zranić obcego. W ostatniej chwili mój cel zmienił położenie. Zaatakowałam po raz wtóry. Znowu pudło. Nieznajomy podszedł do mnie z ogromną strzelbą. Próbowałam wstać, ale byłam za słaba. Mężczyzna wycelował bron w moją czaszkę. Czekałam cierpliwie na strzał. Ten jednak nie nastąpił. Szybko zmieniłam się w wilka i w wilczej formie zaatakowałam. Udało mi się ugryźć mężczyznę w nogę. Usłyszałam nieprzyjemny trzask łamanych kości. Zanim się zorientowałam, moja ofiara wyjęła zza pasa mały nóż i zaczęła wbijać mi go w brzuch i to dosyć głęboko... Wydałam z siebie przeraźliwy skowyt.
(Rori? Ratuj! ;-;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz