Stałem przy wyjściu z naszego pokoju czekając nie wiem na co. W końcu zebrałem się w sobie i wyciągnąłem rękę, aby chwycić za klamkę i wtedy do naszego pokoju wpadła Tyks prawie zabijając mnie drzwiami. Była blada jak ściana i zamknęła się w łazience. Nie mam pytań... chociaż jedno mam. Co jest grane? Zamknąłem za nią i ruszyłem za dziewczyną.
- Tyks, co jest? - usłyszałem dźwięk upadającego ciała? Bez najmniejszego wahania wszedłem do środka, dziewczyna leżała na podłodze. W mgnieniu oka znalazłem się przy niej, jednak kobieta usiadła opierając się plecami o ścianę i odgoniła mnie ręką - Rany, co ci jest?
- Nic - zdobyła się na słaby uśmiech i w tym momencie osunęła się po kafelkach łazienki. Złapałem ją w ostatniej chwili
- Z kobietami - mruknąłem, nie bardzo wiedziałem co zrobić
Jedyną moją myślą było zabrać ją na pogotowie. W trybie natychmiastowym. Wziąłem dziewczynę na ręce i wybiegłem z pokoju. Wymyśliłem przed hotelem byle jaki samochód i już po chwili ruszyłem z piskiem opon. Na szczęście szpital był tylko kilka ulic stąd. Tylko, a może aż kilka ulic stąd. Cudownie. Prowadziłem jak wariat skakałem z pasa na pas, przejeżdżałem na czerwonym i tak dalej. Sorry nie mam czasu na prawo, nakazy i zakazy. Śpieszę się. Po mniej więcej kwadransie parkowałem u drzwi kliniki. Potem wszystko działo się za szybko jak na mnie. Wpadłem tam z dziewczyną na rękach i zacząłem się drzeć i wołać o pomoc. Podeszło do mnie kilku ludzi i zabrali ode mnie Tyks, położyli na łóżku i zawieźli gdzieś w głąb budynku. Mnie za to wzięto na "przesłuchanie" co się z nią działo zanim przyjechaliśmy i tak dalej. Największy problem miałem z odpowiedzeniem na pytanie kim dla niej jestem. W końcu odparłem, że kimś bliskim. Niestety moje zeznania na niewiele się im zdały. Gdy rozmawiał ze mną dr. Zabro o tym czy domyślam się co mogło jej się stać dziewczynę zabrali na płukanie żołądka, mnóstwo badań i jakiś zabieg. Tylko tyle się dowiedziałem. Potem kazano mi czekać przed jedną z sal, cały w środku chodziłem i nie mogłem usiedzieć na miejscu. W końcu po kilku godzinach, które dla mnie trwały tyle co wieczność, z sali wreszcie wyszedł główny lekarz i zabrał mnie na stronę. Powiedział do jakiej sali ją zaraz przewiozą i doradził cierpliwości. No i co? Siedziałem jak ten ostatni matoł na plastikowym, niewygodnym i małym krzesełku przed jej salą i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Po następnych kilku godzinach wreszcie udało mi się złapać jej lekarza dr. Kiliman. Niższy ode mnie o kilka centymetrów, łysiejący i brodaty mężczyzna o miłych rysach twarzy. Nie powiedział nic poza tym, że po pierwsze jej stan jest ciężki, ale z tego wyjdzie, a po drugie zabronił mi do niej wchodzić przez jakiś czas. Wróciłem więc na swoje miejsce i siedziałem. Godzinę, dwie, trzy... Spojrzałem na zegarek 16:52. Tak przesiedziałem tu większość nocy i kolejnego dnia. Ów czas spędzałem na lustrowaniu każdego kąta, każdego milimetra i centymetra ścian, podłóg i sufitów. Liczyłem jarzeniówki, ilość kolorów noszonych przez przechodzących ludzi. Wszystko, żeby tylko wytrwać. Nie lubiłem szpitali, zawszę jak musiałem tu być, to z przymusu i tylko z arcyważną sprawą. Muszę się przejść, bo oszaleję z tej całej niemocy- pomyślałem i rozprostowałem kości. Zrobiłem dwie lub trzy rundki po korytarzu i ruszyłem w stronę kawiarenki. Wziąłem kawę z automatu i wróciłem do pilnowania sali Tyks. Po kilku kolejnych godzinach podszedł do mnie zdziwiony Kiliman
- Pan tu cały czas? - zmarszczył czoło
- I cały czas na chodzie - uśmiechnąłem się i ziewnąłem - Mogę do niej już wejść?
- Tylko proszę jej nie budzić. Jutro popołudniu zabierzemy ją na kolejne badania. Proszę się nie martwić, będą one raczej kontrolne - uśmiechnął się lekko i ruszył do swoich zadań
Bez cienia wątpliwości czy zastanowienia ruszyłem do dziewczyny. Cicho zamknąłem za sobą drzwi i zamarłem w połowie drogi do łóżka, na którym leżała kobieta. A może nie powinienem... Miałem się odwrócił i wyjść, ale dziewczyna poruszyła się jakby chciała od czegoś uciec i złapała kurczowo materac. Natychmiastowo usiadłem na krześle koło łóżka. Tyks pociągnęła nosem i się skrzywiła, oddech jej się rwał i był niespokojny
- Cicho - złapałem jej dłoń i zacząłem uspokajająco gładzić po głowie. Nie wiedziałem co robić, aż przypomniałem sobie co zawsze Rita robiła jak miałem zły sen i byłem... ekhem "poszkodowany". Od razu przystąpiłem do chociażby próby pomocy dziewczynie - To tylko sen, ale teraz niech będzie dobrym snem. Teraz zobacz jesteś na łące. Jest pełno kolorowych kwiatów, i mnóstwo zwierzątek. Idziesz w stronę jabłoni, ogromnej z wielkimi, czerwonymi owocami - uspokoiła się, lekko a ja sam zrobiłem się senny, ziewnąłem - Podczas drogi do drzewa drogę zagradza ci wielki i wspaniały jeleń. Prezentuje ci dumnie swoje poroże, cudowne, ogromne, pięknie przyozdobione kolorowymi wstążkami i kwiatami. Po krótkim czasie gdy tak na siebie patrzycie on kłania ci się i odsuwa się robiąc ci miejsce. Dotarłaś do drzewa i zostałaś obsypana przez barwny pyłek. Wspinasz się po grubych gałęziach, przedzierasz przez liście i docierasz do... do wioski wróżek. Małe kolorowe stworzonka skaczą dookoła ciebie i obdarzają cię darami - mocniej ścisnąłem jej dłoń i głowa opadła mi na materac. Jej oddech już całkiem się uspokoił, a ja poczułem napływającą potężną falę zmęczenia której nie sprostam - Mówią jaka jesteś piękna i wyjątkowa...
(Tyks? Chyba się mi przysnęło :) )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz