Zamachnęłam się ręką. Macka wody uderzyła w bok bestii w tym samym momencie, w którym potwór zwalał się z tarczy mężczyzny. Stwór wydał z siebie dziwny dźwięk przypominający dławienie się połączone z wymiotami i padła na ziemię. Nie miałam czasu nawet złapać tchu, gdy kolejne bestie zaczęły wyłaniać się z mroku. Odetchnęłam głęboko. Zaczęłam przesuwać dłońmi w powietrzu, wybierając wodę z niego i ze wszystkiego w pobliżu: z trawy, drzew, ziemi. Brakowało mi już tchu. Powietrze wokół mnie było suche z braku wilgoci, drażniło mi gardło i skórę. Wargi miałam spękane, a oczy łzawiły, przez co musiałam wyglądać co najmniej dziwnie. Niepokoiła mnie również ta przedziwna mgła, z której nie byłam w stanie wydobyć ani odrobiny wody.
Mężczyzna ustawił się za mną. Kryliśmy w ten sposób nawzajem swoje plecy.
- To bez sensu. - Usłyszałam tuż przy swoim uchu jego głos. Mimowolnie zadrżałam. - One wyłaniają się znikąd. Tak się nie da walczyć.
- To jaki masz plan. - Zapytałam. Woda otoczyła moje palce tworząc wokół nich grube sople. Zamachnęłam się ręką i posłałam je w kierunku majaczącej we mgle postaci pędzącego w naszą stronę stwora.
- Biegniemy. - Rzucił. - A co do tych szkarad to staraj się po prostu trzymać je na dystans.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, złapał mnie za ramię i pociągnął na lewo. Nie miałam pojęcia gdzie biegniemy. Mgła gęstniała z każdą chwilą jakbyśmy byli zamknięci w kuli śniegowej do której ktoś cały czas napuszczał dym. Wtem przed nami rozległ się huk, głośny, niczym wystrzał armatni.
Dostrzegłam Misao zaledwie kilka sekund później, stała przed nami. Wokół jej dłoni tańczyły iskry. Szykowała kolejną błyskawicę i nawet, gdy nas dostrzegła nie spuściła gardy.
- Gdzieś ty polazła?! - Wrzasnęła do mnie. Jej głos drżał ze zmęczenia i złości. Posłała towarzyszącemu mi mężczyźnie mordercze spojrzenie. - A ty powinieneś ogarnąć swoją niunię. Zamiast mi pomóc to sobie poszła, głupia.
- Jak to poszła? - Spojrzał na nią marszcząc brwi.
- No po prostu poszła. Stała sobie i patrzyła jak walczę o życie, więc zawołałam ją żeby ruszyła cztery litery i mi pomogła o ona sobie poszła...
Nagle powietrze wokół nas zafalowało i mgła zaczęła gwałtownie opadać, jakby niewidzialna siła przyciągała ją do ziemi, odsłaniając chmarę przyczajonych bestii zwróconych w naszą stronę.
- Do mnie. - Wrzasnęła Misao niemal w tym samym momencie, gdy stwory wystartowały prosto na nas. Puściliśmy się biegiem do Misao. Słyszałam za sobą tendencje setek łap. Moja przyjaciółka uniosła ręce, wokół których tańczyły płomienie, i zaczęła wykonywać nimi ruchy, zmuszając płomienie do powiększania się i wirowania. Potykając się dobiegłam do Misao i przykucnęłam obok niej. Mężczyzna stanął za mną. W powietrzu pojawił się niezrozumiały dla mnie symbol. Misao stworzyła wokół nas coś na wzór ognistego leja. Bestie albo nas mijały i pędziły dalej albo zderzały się z tarczą i zmieniały w pył. Trwało to kilkanaście sekund. Potem Misao opuściła ręce, oparła dłonie ma kolanach i ciężko łapała oddech. Powoli podniosłam się z kolan i podeszłam do niej.
- Będę żyć. - Rzuciła chrapliwie w moją stronę. Zatrzymałam się obok niej i spojrzałam na mężczyznę. Stał wpatrzony w przestrzeń przed siebie. Spojrzałam w tamtą stronę. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą stała armia stworów dostrzegłam Tiffany. Stała nieruchomo jak posąg. Z daleka jej oczy zdawały się być czerwone jak krew.
(Tiffany, Somniatis??)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz