Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w jakiejś
szklanej celi. Drzwi i ściany były przeźroczyste, a Tyks miała na sobie jakieś
dziwne, białe ubranie. Dziwne było to, że cela nie była przeznaczona dla
wilków. Czyżby ludzie byli na tyle tępi, że pomylili ją z człowiekiem?! Było to
dziwne, tym bardziej, że była rozpoznawalna wśród pracowników SJEWu. Tyksona
nigdy nie ukrywała swojej wilczej natury i miała przydupasów premiera daleko w
nosie. Nie obchodziło ją to, że ktoś może odkryć jej sekret. A może ta
"szklana trumna" była tylko jakimś podstępem? Może ludzie chcieli,
aby dziewczyna się stąd wydostała i doprowadziła ich do siedziby watahy?
Wszczepili jej coś, czy może mają za nią wysłać szpiega? Dziewczyna nieśmiało
podeszła do szyby, jakby bała się, że ta zaraz się rozpuści, lub porazi Tyksonę
prądem. Tak się jednak nie stało. Spojrzała na swoje odbicie. Było...inne.
Miała teraz czarne, krótkie włosy i zielone oczy. Przeczesała włosy ręką, aby
sprawdzić, czy nie była to tylko iluzja. Była teraz zupełnie inną kobietą. Nie
wiedziała, dlaczego tak się stało. Odeszła od szyby i skuliła się w kącie. Do oczu napłynęły jej
łzy. Co teraz z nią będzie? Podniosła głowę. Do jej więzienia ktoś wszedł. Był
to mężczyzna, ubrany jak wojskowy. Tyksona zaczęła cicho warczeć. Wstała. Ogarnęła
ją furia. Zacisnęła pięści i już miała zaatakować, kiedy postać wyciągnęła
paralizator. Tyks więc odpuściła i trochę się rozluźniła. Nie chciała zostać
kopnięta prądem przez jakąś cholerną ludzką zabaweczkę do dręczenia wilków.
Mężczyzna brutalnie pociągnął ją za rękę i "wyrzucił" z celi. Nie
spodobało się to dziewczynie. Poczuła na
szyi zimną, metalową spluwę. Ruszyła więc do przodu, a nieznajomy co chwilę ją
poganiał, grożąc swoją zabawką.
Zaprowadził ją do ciemnego pomieszczenia. Tyksona straciła orientację.
Zaczęło kręcić się jej w głowie. Upadła na kolana. Pojawił się dym. Ogień, czy
może kolejna sztuczka? Nic z tych rzeczy. To była trucizna. Ilekroć Tyks
nawdychała się dymu, zaczynało jej się kręcić w głowie coraz bardziej. W końcu
straciła przytomność.
***
Kiedy się obudziła, miała związane ręce, nogi i zakneblowane
usta. Jej czarne włosy opadały dziewczynie na nos, łaskocząc ją przy tym i
drażniąc. "Nienawidzę długich grzywek" - pomyślała Tyks i zaczęła
szaleńczo wymachiwać głową, aby "poprawić" kosmyk. Kilka metrów za
przed nią siedział związany, umięśniony mężczyzna. Właściwie brunet, który, jak
było widać, źle zafarbował sobie włosy na blond. Jej towarzysz. Rori. Chłopak
spojrzał na nią, jakby pierwszy raz ujrzał Tyksonę na oczy. Nie było w tym nic
dziwnego. Teraz dziewczyna zmieniła, jakimś cudem, swój wygląd o sto
osiemdziesiąt stopni. Gdyby chłopak jej
nie poznał i nie zacząłby gadać,
dziewczynę czekałaby okropna męka, a w najgorszym przypadku: śmierć. Do
Roriego podeszła jakaś kobieta. Tyks nie była w stanie zrozumieć, co mówi.
Utrudniała to szyba, która oddzielała chłopaka od jego towarzyszki. Blondyn siedział w jakimś pomieszczeniu z
lekka przypominające łazienkę. Tylko bez kibla, lustra, wanny i umywalki. W pomieszczeniu tym było bardzo jasno. Tyks
zaś była w pomieszczeniu z czarnymi ścianami i metalową podłogą, bez światła.
Podszedł do niej jakiś...genetyk? Lekarz? Trudno było to określić. Nosił biały
fartuch i rękawiczki. Brutalnie zdjął knebel z twarzy dziewczyny. A raczej: odkleił.
Nie była to, co prawda, typowa tortura, ale bolało jak diabli i dziewczyna
krzyknęła. Przynajmniej miała pewność, że usta ma jeszcze całe. Kiedy ból
przestał jej tak bardzo doskwierać, dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie do
obcego i warknęła:
- Dziękuję za darmową, aczkolwiek nieprzyjemną depilację.
Powinni pana zapisać do salonu kosmetycznego.
Za tą uwagę dziewczyna została mocno uderzona "z liścia". To
tylko bardziej rozwścieczyło Tyks, która zaczęła rzucać na prawo i lewo
przekleństwami oraz tekstami typu: "TY DURNY DAMSKI BOKSERZE!!! TWOJA
STARA RODZIŁA CIĘ W KARTONIE PO BUTACH Z NIKE!!!". Tym razem jednak dziewczyna niczym nie oberwała.
Doktorek pewnie wiedział, że im bardziej zaczyna ją dręczyć, tym bardziej
dziewczyna zacznie się wydzierać. Poza tym, słodko marszczyła nosek i rzucała
komicznymi ripostami. Po chwili jednak dziewczyna była już całkowicie
wykończona tym darciem się. Najgorsze miało dopiero nadejść. Mężczyzna
wstrzyknął coś w szyję dziewczynie. Na początku Tyks nic nie czuła. Żadnych
zmian, zupełnie nic. Nagle jednak
dziewczyna zwróciła swój ostatni posiłek. Brzuch zaczynał ją coraz
bardziej boleć. Czuła się tak, jakby zaraz jej organy wewnętrzne miały
eksplodować. Znowu zwymiotowała, ale tym razem jakąś białą mazią. Swoje długie
paznokcie wbiła w swój nadgarstek, aby tylko odciąć się od bólu brzucha. W
miejscu, gdzie wbiła paznokcie, zaczęła lać się krew. Kolejne ukłucie. Ból
brzucha ustał. Dziewczyna jednak zaczęła się dusić. Nie potrafiła złapać
oddechu. Wierciła się, myśląc, że przywróci to jej dostęp do tlenu. Duszności
ustały. Był to dopiero początek, a dziewczyna już czuła się wyczerpana.
Spojrzała na szybę, w której widziała swojego towarzysza. Chłopak wyglądał na
oburzonego tym, co przed chwilą spotkało Tyks. "Nie poznaje mnie" -
pomyślała dziewczyna i poczuła coś mokrego na policzku. Była to jej łza.
Dziewczyna próbowała użyć jej starej mocy, teleportacji, ale nie mogła. Zaczęła
więc mruczeć coś po łacinie. Kołysankę. Kiedy jednak doszła do słowa
"zaśnij", usłyszała dziwny dźwięk. Odwróciła się. Jej kat leżał
nieprzytomny na zimnej podłodze. Uśmiechnęła się. A więc tak to działa. Łacina.
Proste czasowniki. Dziewczyna szybko pojęła swoją nową moc. Przez chwilę, kiedy
teleportacja nie zadziałała, była pewna, że jakimś cudem odebrano jej moce i
stała się śmiertelnikiem. Był to jednak błąd. Moce również uległy
przekształceniu. Spojrzała na swoje ręce
i mruknęła cicho "rozwiąż". Sznur pękł, a dziewczyna miała wolne
ręce. Kobieta za szybą wyglądała na przerażoną. Wybiegła z sali. Tyks szybko
rozwiązała też nogi i wstała. Podbiegła do szyby i warknęła do Roriego:
- Wyciągnę cię. - po czym znowu mruknęła cicho coś po
łacinie, ale szyba nie pękła.
- Tyks, nie dasz rady. - chłopak po tej całej akcji
najwidoczniej ją rozpoznał. - To antymagiczne.
Po chwili do pomieszczenia dziewczyny ktoś wszedł. A raczej
kilkadziesiąt ktosiów.
(Rori? Przedstawiam ci nową generację Tyks! Przepraszam
cię, że tak długo musiałeś czekać.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz