*Est*
- Jakby to powiedzieć... um... - Dziewczyna spojrzała na niego i przyjęła zakłopotaną minę. Nikt oprócz rodziny Miyamae nie pamięta o istnieniu Nightmare'a. Jego egzystencja zniknęła wiele lat temu wraz z stworzeniem pierścienia. Nawet najstarsi ludzie uważali go za zwykłą legendę. Materiał bluzy delikatnie zsunął się z ramienia Est, jednak ta wcale tym nie przejęta zaczęła kontynuować. - Czy jesteś... w stanie mi zaufać?
*???*
Mężczyzna wszedł na salę badawczą gdzie znajdował się ów smok. Dwa dni temu wrócił prost z północy ze swojej podróży, gdyż dostał wezwanie od premiera o nowym wydarzeniu w laboratorium. Przez ten czas zdążył zrobić już małe przeszpiegi w aktach i dokładnie wiedział o co chodzi. Otóż z tego co pamiętał od kiedy się przebudził nikt nie ważył się podejść do szyby, która dzieliła pomieszczenie obserwacyjne i jego więzienie. Ludzie z laboratorium twierdzili, że kiedy podchodzili zbyt blisko słyszeli głęboki, przerażający głos, a całe ich ciało płonęło jakby ktoś podpalił ich żywcem. Oż jakie to było zadziwiające uczucie dla naukowców. Nikt dokładnie nie wiedział skąd brało się to zjawisko, jednak większość uważała, że smok był tym powodem. Mężczyzna pchnął kolejne drzwi i stanął obok grupy pracowników. Rozmawiali o różnorodnych rzeczach związanych z nauką, jednak niestety żadne nie wiązało się z ich dzisiejszą pracą.
- Dzień dobry. - Powiedział wreszcie, żeby zwrócić ich uwagę co poskutkowało.
- Witamy, panie Manson! - powiedzieli chórem i stanęli na baczność.
- Spocznijcie. - Mężczyzna powiedział zrezygnowany i machnął ręką. Pracownicy westchnęli z ulgą i wrócili do poprzednich postaw. - Przyszedłem na chwilę, zapytać o wasze postępy. - Młodzi naukowcy spojrzeli po sobie i zwiesili głowy.
- Niestety, ale nie zrobiliśmy żadnych postępów, sir. - Powiedzieli smutno. Manson podniósł brew do góry i spojrzał na każdego po kolei zdziwiony.
- Żadnych?
- Smok nie pozwala się do siebie nawet zbliżyć, a od incydentu z głosami żaden z pracowników nie chce nawet podejść! - wykrzyczał jeden z nich. - Przepraszamy! - po wypowiedzianych przez niego słowach cała grupa zgięła się w pół, prosząc tym o litość.
- Czy... premier o tym wie? - mężczyzna spytał niespokojnie.
- Prawdopodobnie tak. Nie jesteśmy pewni, ale tak czy inaczej mamy przedstawić postępy w następnym tygodniu. - Odpowiedział czarnowłosy chłopak stojący po lewej. Manson westchnął zdenerwowany.
- Wstańcie i nie zachowujcie się jak baby. - Powiedział po chwili, a tamci bez chwili wahania wykonali jego komendy. - Jeżeli nie wykonaliście nic, to chodźcie. Przygotujcie się na ciężkie dni. Nie zamierzam się poddać zanim czegoś nie odkryjemy. - Oświadczył i odwrócił się by przejść ponownie przez te same drzwi co poprzednio.
*Est*
Somniatis zmarszczył brwi.
- Czemu nie miałbym?
- Bo... - Jej oczy zaczęły napełniać się gorzkimi łzami. Dziewczyna spuściła głowę i złapała się obiema rękami za brzucho ściskając je mocno. - Ja... przepraszam. Po prostu zawsze przypomina mi się tamten czas o którym nie powinnam pamiętać. - Ścisnęła ręce na materiale bluzki. Czuła jak paznokcie wbijają się jej w skórę, jednak nie zaprzestawała. - Codzienne tortury, brak dostępu do pożywienia, obelgi, które padały w moją stronę... zdarzało się nawet, że... - Dziewczyna zamilkła na chwilę, próbując stłamsić panujące nad nią uczucie. Est zmieniła pozycję i schowała twarz w dłoniach. Jej głos całkowicie się załamał. - ...byłam brutalnie gwałcona. - Łzy powoli spływały po jej rękach, spadając na wcześniej suche spodnie i mocząc rękawy bluzy.
- Est... - dziewczyna słysząc głos chłopaka wzdrygnęła się, jednak nie przestawała.
- Jedyną osobą, jaka w tamtym czasie przy mnie była, był... Nightmare. Może nie zawsze mi pomagał, czasami nawet pogarszał sytuację, lecz był. Od kiedy się urodziłam, zawsze mówił coś do mnie, czułam się... bezpiecznie. Kiedy dochodziło do tych sytuacji, on zawsze próbował mnie pocieszyć. Kilka razy chciałam popełnić samobójstwo, zawsze doprowadzał do tego, że się wycofywałam. Dawał mi siłę, by iść dalej. Tak jakby... najgorsi wrogowie, a zarazem także najlepsi przyjaciele. Był zawsze przy mnie. - Est podniosła głowę i wytarła twarz rękawem bluzy. Spojrzała na Somnatisa smutnym wzrokiem. - Aż... do tamtego wydarzenia. Po tych wszystkich latach, odzyskał siły i przechytrzył mnie, Tyks oraz Awery'ego. - Dziewczyna na chwilę się zatrzymała wypowiadając to imię, lecz po chwili zaczęła kontynuować. - Najpierw utknęliśmy w moim umyśle i próbowaliśmy go ujarzmić, jednak coś poszło nie tak. Udało mu się uwolnić i porwać Tyks co zmusiło nas do szybkiej reakcji. Z tajemniczych powodów w moim domostwie znajdował się portal do Hadesu. Niestety nie jestem pewna jak dokładnie się tam znalazł, prawdopodobnie jest już zdezaktywowany. Kontynuując, razem z Awerym przeszliśmy przez przejście i trafiliśmy do świata zmarłych. Po trochę długich poszukiwaniach odnaleźliśmy Tyks i Nightmare'a. Zaczęła się walka, podczas której... Awery zginął. Niestety nie udało nam się go ujarzmić i przegraliśmy. Po tym obudziłyśmy się w moim domu. Na początku sądziłyśmy, że to był tylko sen, ale... myliłyśmy się. Po tym zostawiłam Tyks i wyruszyłam w poszukiwaniu Nightmare'a. Po drodze chciałam przekroczyć granicę, ale przez jej zamknięcie było to nie możliwe, dlatego teraz ścigają mnie władze. - Dziewczyna zamknęła oczy, które po chwili ponownie wypełniły się palącą cieczą. - Po tym wszystkim okazało się, że wykorzystywał mnie od samego początku. Przez moje błędy doprowadziłam do śmierci brata bliskiej mi osoby. Tak naprawdę nigdy nikomu na mnie nie zależało, zawsze byłam sama... Jestem żałosna, prawda?
(Somniatis? Powoli wraca mi wena! D: Wciąż muszę poprawić się w pisaniu...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz