– Charlotte Branwell – oznajmiłam. – I pobicie w dzielnicy Gangu Menthis. Gadaj co wiesz.
Adelajda zmierzyła mnie zimnym wzrokiem.
– To będzie cię kosztowało więcej, Szafirze.
Zaśmiałam się protekcjonalnie.
– Na tyle wyceniasz swoje życie, Adelajdo? – zapytałam retorycznie. Kobieta wbiła paznokcie w krawędź łóżka. Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
– Nie wiem za wiele. Ludzie ostatnio niechętnie dzielą się informacjami.
– Potrzebne mi tylko dokładna data, godzina i miejsce. I kto zlecił pobicie – oznajmiłam.
– Nie wiem, kto zlecił – zaczęła dziewczyna, starając się odpowiednio dobrać słowa. – Ale wiem, kto zlecenie wykonał.
Uniosłam brew z niedowierzaniem.
–Więc słucham.
–Joshua Karpai.
Zmarszczyłam brwi.
– Zaraz, przecież to nie jest... – odezwała się niespodziewanie stojąca za mną brunetka. Adelajda drgnęła.
–Powiedz swojej towarzyszce – zaczęła – że rozmawiam tylko z tobą. Jej nie wiszę przysługi.
Skinęłam głową.
– Złotko – szepnęłam. – Zamknij się, proszę. A ty – zwróciłam się do Adelajdy – powiedz mi, kto to jest ten cały Karpai. Nie należy do Menthis. Chyba że o czymś nie wiem.
–To osoba prywatna – przytaknęła kobieta. – Najemnik. Jak ty, łachudro.
Zacmokałam z niezadowoleniem.
– No, no, grzeczniej proszę, bo się pogniewamy. Gdzie mogę go znaleźć?
Adelajda zacisnęła dłonie w pięści. Przez chwilę nic nie mówiła i już się bałam, że zostanie tak do końca naszej wizyty.
–Pub Rouge Fraise – oznajmiła jednak. – Kiedyś z pewnością się tam na niego natkniesz.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Miło się z tobą robiło interesy, Adelajdo. Dług został spłacony.
Kobieta splunęła wprost przed moje stopy.
– A zatem nie chcę cię tu więcej widzieć. Oby kiedyś twój talent cię zabił, Szafirze.
–Ja również życzę miłej nocy – powiedziałam wesoło, wychodząc z pokoju. Brunetka wyszła zaraz za mną.
–Więc? – zapytała od razu.
–Lubisz drinki?
–A co to ma do rzeczy? – zdziwiła się. Uśmiechnęłam się.
–To, że idziemy się zabawić. W pubie Rouge Fraise.
(Cam? Ciebe też nie dam zjeść XDD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz