-Nie, nie nie, oczywiście że nie - zaprzeczyłam, uśmiechając się miło, choć w duchu czułam, że to spotkanie nie będzie przyjemne dla żadnej ze stron. Jednak konieczność pozostawała koniecznością. - Proszę za mną - powiedziałam, po czym ruszyłam w stronę salonu. Poprosiłam Victora o przyniesienie herbaty. Już po chwili siedziałyśmy naprzeciwko siebie popijając gorący napar z filiżanek.
-Myślę, że wiem, co panią do mnie sprowadza, pani Ryuketsu - powiedziałam, prostanawiając przerwać niezręczną ciszę - Dlatego proponuję, by bez zbędnych ceregieli przejść do tematu pani wizyty. - czarnowłosa kobieta kiwnęła głową - A więc... Jak się domyślam sytuacja Watahy nie jest w tej chwili najlepsza.
-To tak jak i wasza - odgryzła się Argona.
-Tak - potwierdziłam - I właśnie o to chodzi. Organizacja, którą pani kieruje jest silnym sojusznikiem. Zwłaszcza w tych trudnych czasach. Wasze niesamowite umiejętności bardzo nam się przydadzą.
-Ma pani na myśli tylko siebie, czy jest to szeroko pojęte dobro ludzkości? - zapytała kobieta, na co parsknęłam cichym śmiechem.
-Na pewno nie całej ludzkości, ale też na pewno nie tylko moje - odparłam - Wy również potrzebujecie sojusznika. Nie potrzebujecie kolejnej bandy kretynów, którzy was zdradzą. Potrzebujecie nas.
-Skąd to założenie? - zapytała Ryuketsu, patrząc na mnie oczami przymrużonymi jak polujący kot. - Dotąd świetnie sobie radziliśmy.
-"Dotąd" to kluczowe słowo. Poza tym w gruncie rzeczy byliśmy w sojuszu jeszcze za czasów poprzedniego premiera. Teraz chodzi jedynie o umocnienie tej więzi.
-Ach właśnie! Jak się ma "nasz" ekspremier?
-Żyje i ma się dobrze. Przekażę mu pańską troskę.
-Świetnie - rzuciła Argona, jednak to słowo wypowiedziane było takim tonem, jakby było jej wszystko jedno czy Władysław jest bezpieczny, czy właśnie leży podpalony na torach - W takim razie przejdźmy do konkretów.
(Argo? Nie za bardzo wiedziałam jak to napisać i mam nadzieję, że nie wyszło tak źle XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz