Legenda:
Somniatis
Akiro
James
Somniatis stał bez ruchu, czekając na to, co się wydarzy.
Ja tylko się uśmiechnąłem.
- Dzięki, dam sobie rade.
- Cudownie - rzucił James - W takim razie myślę, że nasze drogi w tym miejscu się rozchodzą
- Otworzę panu drzwi - zaoferował Somniatis, już ruszając w kierunku wejścia.
- Oj jeszcze się spotkamy.
- Nie trzeba - odparł von Alwas szybko, po czym skinął głową na pożegnanie - Zapewne do zobaczenia
- Jak otworzysz zamknięte drzwi na klucz?
Somniatis uśmiechnął się i jednak podszedł do drzwi. Zamek szczęknął i wyjście ze sklepu stało przed Jamesem otworem.
- Dziękuję za współpracę. - dodał Dr na koniec, po czym wyszedł, tym samym zanurzając się w tłumie i gwarze miasta.
Usiadł na blat
- Spotkamy go w najbliższym czasie. - Powiedziałem od niechcenia.
- Dlaczego tak sądzisz? - Spytał ciemnowłosy, wyglądając przez szybę w ślad za SJEW-owcem.
- Przeczucie. - Odparłem sięgając po telefon i wybierając numer. - Halo, mam dla ciebie zadanko. Masz śledzić gościa piecze zniknie za 15 minut powodzenia - Po czym się rozłączyłem.
Atis spojrzał na Akiro i uniósł brwi, jednak nic nie powiedział. Zajął się za to dzwonkiem nad drzwiami, który był dla niego zagadką od jakiegoś czasu.
Bon był na ulicy i namierzył owego geniusza, facet wstąpił po drodze do sklepu.
James postanowił, że po wykonaniu zadania wstąpi na chwilę do spożywczaka. Czekało go jeszcze wiele godzin pracy w jednej z klinik, więc chciał zdobyć choć trochę energii. Szybko złapał z półki wafle ryżowe i awokado, po czym ruszył do kasy.
Przez mały przypadek chłopak zderzył się z sjewowcem na zewnątrz, przy sklepie.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. - rzucił, po czym ruszył zdecydowanym krokiem w stronę kliniki.
Bon otrzepał się i trzymał dystans od chłopaka. Widział, jak wchodzi do wielkiego budynku.
James wchodzi do kliniki. Ma telefon.
"Jak to stamtąd wyszedłeś? Miałeś ich zrewidować idioto! Co? Nie dotarło do ciebie? Kto ci przekazywał informacje? ...aha, ten idiota. Dobra. jesteś usprawiedliwiony. A teraz bierz cztery litery i z powrotem masz!"
Zadzwonił do Akiro ze on wraca na miasto
Somniatis kolejny raz trącił dzwonek, wsłuchując się w jego brzmienie. I kolejny raz go usłyszał. Dlaczego więc, gdy pracował nad zegarem z kukułką to mu umknęło?
- Akiro, słyszysz dźwięk dzwonka? - spytał, rzucając spojrzenie do będącego za ladą chłopaka.
- Ledwo co, cichy jest. Możne go wymienimy. - Mówił jak zadzwoniła mu komórka
- Alee... lubię go. - Atis westchnął i nagle drzwi się otworzyły, uderzając do w plecy i niemal przewracając.
- Proszę wybaczyć - powiedział James, stając na środku pomieszczenia. - I za drzwi i za drugą wizytę. Zostałem wyznaczony do rewizji tego budynku.
- Rewizji? - Powiedział Aki. - Wiedziałem, że się spotkamy, ale żeby tak szybko? - Zaśmiał się.
Atis westchnął.
- Za godzinę ma przyjść ważny klient... może pan się pośpieszyć? - poprosił, siląc się na uśmiech. Dla tego ważnego klienta nie miał nawet gotowego zegarka, co tym bardziej sprawiało, że wolałby nie zamykać ponownie sklepu.
- Dla mnie szybkie wykonanie tego zadania jest równie ważne jak dla pana. Parter myślę że uda się zrewidować w godzinę. Czy jest jakieś wejście na pierwsze piętro?
- Da się tam dostać tylko z klatki schodowej w sąsiedniej kamienicy. Nie mam do niego niestety dostępu. - Atis odwrócił tabliczkę na drzwiach z "otwarte" na "zamknięte" po raz drugi tego dnia. - Chce pan zacząć tutaj, czy od zaplecza?
- Chyba zacznę na zapleczu. - rzucił James i ruszył w stronę drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. Nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Mężczyzna znalazł się w niezbyt długim korytarzu, po którego obu stronach znajdowało się w sumie troje drzwi, a który kończył się pustą framugą, za którą widać było kawałek szafki ze zlewozmywakiem.
Somniatis stanął za Jamesem, chcąc być w pobliżu mężczyzny, gdy jego rzeczy będą przeglądane. Rzucił jeszcze umyślnie zdenerwowane spojrzenie Akiro chcąc mu przekazać, że nie wie dokładnie co znajduje się w pokojach.
- Wszystkich nie używamy, nawet do nich nie zaglądaliśmy jeszcze porządnie. - odparł.
- Nie interesuje mnie to zbytnio. - rzucił w odpowiedzi. - Jest wasz, więc muszę go zrewidować. Przykro mi, takie są procedury. James skierował swe kroki ku pierwszym drzwiom. Gdy wszedł do środka, jego oczom ukazała się niemała rupieciarnia. W sumie jedynym czystym fragmentem pomieszczenia było łóżko przy jednej ze ścian. Prowadziła do niego ścieżka przez cały bajzel. I to właśnie nią ruszył Dr. Westchnął ciężko, założył skórzane rękawiczki i zabrał się za przeglądanie rzeczy. Większą część pomieszczenia stanowiły zegary, małe i duże, te na ścianę i te na nadgarstek, te stare i te nowe. Jednak von Alwas szukał czegoś innego.
Ciemnowłosy oparł się o framugę drzwi, przyglądając się poczynaniom SJEW-owca z uwagą. Patrząc na dżunglę, która rozrosła się w jego pokoju na prawdę nie był pewien czy nie znajduje się tam coś, co zwróci uwagę mężczyzny. Miał też nadzieję, że w tej stercie nie zakręciły się jakieś materiały wybuchowe, które produkował dla watahy lub inny nielegalny sprzęt. Przelotnie pomyślał, że nie zdziwiłby się, jakby James znalazł tam zaginiony portret Mona Lisy.
Odbił się z lagu i podszedł
- Jak pan znajdzie zabawkę dla mojego znajomego, dzieciaka niech pan powie.
Umysł Jamesa podzielił się dokładnie na pół jeśli chodziło o tematykę jego myśli. Pierwsze pół szperało z jego dłońmi w przedmiotach, drugie pół łączyło fakty. Zaraz. Znajomy dzieciak. Dzieciak, który na niego wpadł. Gdy wychodził z kliniki wydawało mu się, że widział jego twarz w tłumie.
- Zapamiętam - rzucił tylko w odpowiedzi do Akiro.
- A tak z ciekawości, którym oddziale się znajdujesz James?
- Oddział ds. opieki nad obiektami. - rzucił nie zaszczycając pytającego nawet spojrzeniem.
- No to fajna fuchę masz. Zwierzaki dają ci w kość czy co tam macie.?
- Jako, że jesteśmy na wyższym pułapie w ewolucji, a nasza inteligencja, przynajmniej u niektórych, jest ponad przeciętną, to śmiem twierdzić, że nie dają w kość. Przynajmniej ja tego nie odczuwam.
- Rozumiem. - Jego dedukcja była ciekawa - Ciekawie, że akurat wysłali ciebie.
- Mnie również to ciekawi. Mam lepsze rzeczy do robienia, z całym szacunkiem - odparł, po czym skonfiskował kolejny dziwny przedmiot.
- Pewnie na górze maja niezły bałagan, skoro cie tu dali, albo co innego.
- Kto wie.
Akiro wszedł do środka i zabrał nakręcane zwierzaki i 3 zegarki
- Musze je zanieść, bo spóźnię się z dostawą.- Powiedział, wychodząc z pomieszczenia.
- Skończyłem. - James wstał, minął Somniastisa i przeszedł do kolejnego pokoju, gdzie rutyna rozpoczęła się znowu. Wziąć, przejrzeć, odłożyć. I tak w kółko. Tenebris ruszył za nim i ponownie stanął w drzwiach, patrząc dziwnym wzrokiem na intruza.
W pokoju Tiffany nic się nie zmieniło, odkąd zniknęła. Ciemnowłosy patrząc, jak SJEW-owiec przegląda jej rzeczy czuł się dość dziwnie i nieprzyjemnie. Wolałby, by nikt ich nie dotykał, by nikt nic nie ruszał. Przecież dziewczynka nie chowała przecież przed nim podejrzanych przedmiotów... prawda? PRAWDA?!
Polazł do miasta, by oddawszy rzeczy zebrane z pokoi, których nie przeglądnął, po czym wrócił. Szybko mu to zeszło.
James zajrzał pod łóżko zaginionej. Pod warstwą kurzu coś błysnęło... wyciągnął spod łóżka sporej wielkości metalowe pudełko. Było zamknięte na kłódkę.
- Czy wie pan, gdzie może znajdować się klucz od tego? - spytał. - Jeśli nie, będę musiał sobie poradzić innymi metodami. - spojrzał na Tenebrisa wyczekująco.
Mężczyzna poczuł lodowate ciarki na plecach. Nie miał pojęcia, że to tam było, a emanująca od tego ciemna aura wskazywała, że w środku znajduje się zapewne jakiś przedmiot, przywleczony przez dziewczynkę z jej wymiaru. Przełknął ślinę i pokręcił przecząco głową.
Wszedł i zamknął drzwi, podszedł do Som.
- Hm. No cóż. W takim razie wezmę je ze sobą. Może pan zostać powiadomiony o tym co było w środku lub... jeśli panu zależy, może pan pojechać i obserwować otwarcie tego pudełka. Więc?
Mężczyzna rzucił spojrzenie na Akiro, który właśnie pojawił się w przedpokoju, po czym wrócił spojrzeniem do opakowania.
- Chyba wolałbym przy tym być... - powiedział cicho i dość spokojnie, mimo że bał się chwili, w której kłódka zostanie złamana.
(C.D.N)