2 września 2018

Od Lorema cd. Camille

    Dziewczyna od razu przejęła inicjatywę, mimo że wcześniej prosiła o pomoc Lorema. Nie żeby przeszkadzało to mężczyźnie. Właściwie czuł się wręcz komfortowo z takim stanem rzeczy, niemniej nie umknęło to jego uwadze. Szczególnie, że odkąd wyznała mu, kogo szuka, ukradkiem uważnie się jej przyglądał. Nie wyglądała na złą osobę i było mu nawet trochę głupi, że skłamał. Nawet kilka razy przemknęło mu przez myśl, by się przyznać, kim jest, by rozwiać jej wątpliwości... jednak za każdym razem rezygnował. Potrzebował czasu. Potrzebował dowiedzieć się, kim jest ta dziewczyna i dlaczego... dlaczego czuje się tak komfortowo, gdy prowadzi go po schodach do pokoju hotelowego.
  Bezwiednie pewnie nawet wszedłby za nią do samego apartamentu, gdyby nie zatrzymała się i nie wręczyła mu kluczy, wyrywając go w ten sposób z przyjemnego otępienia.
- To już tutaj - oznajmiła. - Masz siłę, żeby rozpocząć poszukiwania jeszcze dzisiaj?
  Lorem pokiwał głową.
- Rano - oznajmił. Zapach Rzymu, tłum ludzi i utrzymujący się w mieście skwar sprawił, że czuł się odurzony. Nie był w końcu w Domu od momentu, w którym zmuszony został do opuszczenia go.
- Dobrze, niech będzie rano - zgodziła się Camille.
  Camille. To imię rozbrzmiewało w uszach mężczyzny, gdy zamykał się w swoim apartamencie. Był skromny, dość ciasny i w niczym nie przypominał pokoi w Rzymskich posiadłościach, w których zwykł bywać. Było tam bardzo europejsko, co stwierdził z prawdziwą przykrością.
  Nie rozpakował walizki. Nie wydawało mu się, żeby to było konieczne. Znacznie bardziej naglącą sprawą okazał się prysznic i zdrowa porcja porządnego snu.
***
  PUK. PUK.
  Jasnowłosy obrócił się na drugi bok i spojrzał w kierunku drzwi. Powoli zwlókł się z łóżka i chwiejnym krokiem powlókł do wejścia, by otworzyć je przed dziewczyną z wczoraj. Przed Camille. Szatynka była w pełni ubrana i gotowa do poszukiwań, podczas gdy Lorem wciąż miał na sobie kraciastą piżamę. W dodatku rozpiętą.
- Obudziłam cię? - zdziwiła się dziewczyna, widząc domniemanego Patrycjusza w tak opłakanym stanie.
  Ten pokiwał głową.
- Daj mi dziesięć minut - mruknął i zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Chwilę później, już ubrany jak należy wyszedł na korytarz, na którym oparta o parapet Camille wyglądała na ulicę, obserwując kompletne pustki, charakterystyczne porannym godziną, gdy każdy normalny Włoch jeszcze spał.
  Jasnowłosy podszedł do niej i również wyjrzał przez okno, by upewnić się w przekonaniu, że będąc w domu, znalazł się od niego setki mil.
- Inaczej go zapamiętałem - powiedział cicho do siebie, wytrącając tym dziewczynę z zadumy.
(Camille? Wreszcie odpisałam! Jestem z siebie dumna :') Mam nadzieję, że teraz już jakoś to pójdzie xD Trzeba znów się wdrożyć.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz