9 lutego 2020

Od Jamesa cd. Lucii

 James zapiął na szyi złoty, długi łańcuszek pozwalając, by jadeitowy kieł odciął się wyraźnie od czarnego golfu na wysokości splotu słonecznego, po czym pewnym krokiem ruszył w kierunku drzwi. Do spotkania ze sponsorem zostało jeszcze trochę czasu, więc najprawdopodobniej osobą stojącą po ich drugiej stronie musiała być towarzysząca mu tego wieczoru Włoszka. Otworzył drzwi i skinął jej głową, a jego wzrok zlustrował ją uważnie. 
— Akceptowalnie — stwierdził po chwili, przepuszczając ją w drzwiach. Jej butelkowozielona sukienka zafalowała, gdy szła, a obcasy złotych sandałów stukały wesoło o jasne drewno jego podłogi. Gdyby jej prezencja interesowała go na tyle, że przyglądałby się dokładniej, zauważyłby że chyba po raz pierwszy widzi ją nie w standardowo prostych włosach. Kręcone pasma opadały jej na ramiona i plecy, po czym zatrzęsły się lekko gdy prychnęła i poklepała go po ramieniu.
— Ciebie też miło widzieć — rzuciła zgryźliwie. James podszedł, by zabrać jej płaszcz i odwiesić go na wieszaku niedaleko drzwi. Normalny człowiek powiedziałby "Czuj się jak u siebie" albo "Dziękuję za pomoc" czy "Cieszę się, że przyszłaś", jednak chyba oboje już wiedzieli, że nie ma co się spodziewać z jego strony takich uprzejmości, więc Parfavro po prostu przeszła dalej bez słowa, oglądając jego minimalistycznie urządzony dom. Z pewnością królowała tam biel, czerń i szarości a niewielka ilość abstrakcyjnych obrazów w podobnej kolorystyce czy nieliczne sukulenty czy kaktusy potęgowały jedynie jego chłodny i nieprzyjaźnie surowy klimat. Von Alwas obserwował, jak kobieta idzie wgłąb  sporego salonu. 
— Trzeba ci przyznać, że przynajmniej jesteś konsekwentny — mruknęła, jednak mężczyzna zgrabnie zignorował ten fakt. Poprowadził jej za to do kuchni (minimalistycznej i czarno-białej, cóż za zaskoczenie). 
— Wina? — spytał krótko, na co Lucia jedynie skinęła głową, wobec czego mężczyzna wyjął z jednej z najwyższych półek szklane naczynie i nalał kobiecie lampkę białawego trunku. W piekarniku już przygotowywała się część dania, co sprawiło, że po kuchni roznosił się przyjemny dla nozdrzy zapach. W tym momencie usłyszał ponownie dzwonek do drzwi. Skinął Lucii wyjaśniająco i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Wpuścił swojego, jeśli wszystko dobrze pójdzie, sponsora i jego zastępcę z kamiennie uprzejmym, zabrał od ich kurtki i wprowadził do otwartej jadalni, gdzie mieli spędzić większość wieczoru. Z kuchni przeszła do nich również Parfavro z promiennym uśmiechem na twarzy, odstawiając na szafkę obok lampkę z winem.
— Panie Wiley, panie Verre, to jest Lucia Parfavro, moja... — mężczyzna zrobił przerwę, sam nie wiedząc, jak powinien ją zatytułować. Kłamstwo jak zawsze  nie przechodziło mu przez gardło.
— Jestem najlepszym, co go w życiu spotkało — zaszczebiotała wesoło, wyciągając do mężczyzn po kolei prawą dłoń, gdy drugą niespodziewanie objęła go w pasie. Skinął jej głową, co dla mężczyzn stojących przed nimi było zapewne przyznaniem wspaniałości jego domniemanej drugiej połówki, jednak tak naprawdę była to  próba niemego podziękowania jej, chyba po raz pierwszy podczas ich znajomości, za uratowanie sytuacji. — Miło mi panów poznać — dodała, wciąż nie zdejmując z twarzy uśmiechu.
— Może usiądziemy — zaproponował ciemnowłosy, odzyskując rezon. — Lepiej się rozmawia przy jedzeniu — uniósł kąciki ust.
— Potrzebujesz czegoś? — spytała Lucia, czekając aż pozostali zasiądą na swoich miejscach, po czym szepnęła do niego konspiracyjnie — Żartuję, i tak ci nie pomogę — puściła do niego oczko, po czym zasiadła na swoim miejscu, zostawiając miejsce dla niego. Von Alwas przewrócił oczami za plecami swoich gości i przeszedł do kuchni. Zajął się przygotowaniem resztą jedzenia i już niedługo później cztery parujące talerze z krewetkami w winie i świeżo upieczonym pieczywem. Gdy zasiadł razem z nimi przy stole zauważył, że Lucia już wciągnęła się w rozmowę z jego sponsorem. Z nazwisk i kontekstów, jakie wyłapał z tej konwersacji wynikało, że rozmawiali o... obrazach. Utkwił wzrok w Lucii, zastanawiając się, ile jeszcze rzeczy mógłby dowiedzieć się o niej, gdyby po prostu ją dotknął, jednak wtedy usłyszał z naprzeciwka głos:
— Jesteście... wyjątkowo dopasowani — przeniósł wzrok na Wileya. — Miło mi, że spełniłeś moją prośbę — dodał, patrząc przez chwilę na jego domniemaną towarzyszkę, po czym znów przeniósł się na niego. — To przypomina mi również o naszych interesach. — Uśmiech Von Alwasa poszerzył się lekko.
***
Drzwi zamknęły się z cichym trzaśnięciem i zapanowała zupełna cisza. Jedynym, co ją przerywało, był odgłos deszczu bębniącego w ściany i okna.
— Dziękuję — mruknął James, utkwiwszy mroczny wzrok drzwiach.— Co mówiłeś? Bo nie dosłyszałam. — Lucia teatralnie przystawiła dłoń do ucha.
— Dziękuję — powtórzył nieco głośniej.
— Wiesz, że to nie jest waluta do zapłaty, prawda? — James bez śladu zaskoczenia na twarzy po prostu wyjął z kieszeni portfel i zaczął przesuwać między palcami kolejne banknoty.
(Lucia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz