Od Tiffany C.D Lorem
Zagryzła nerwowo wargi, podnosząc się ostrożnie z ziemi, a przed sobą widziała tylko ciemność. Zatoczyła się i gdyby nie odruch rozstawiania rąk na boki podczas spadania oraz pobliska, zepsuta rura, zapewne wylądowałaby ponownie na tyłku. Potrzebowała czasu, aby zdać sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje i co ją otacza. Kolana, obite po upadku, zaczynały odmawiać posłuszeństwa, a krew cieknąca z rany na ręce nie napawała nastolatki zbytnim optymizmem. W dodatku nieprzyjemne uczucie tysiąca mrówek pełzających po jej ręce...
Płakała, zmęczona bólem i wybuchem złości. Osamotniona, w kanale ściekowym, od czasu do czasu słysząc głuche piski szczura. i ciche drapanie małych pazurków. Wzdrygała się na samą myśl, ile zanieczyszczonych stworzeń pełza w ciemności, czekając na jakiś soczysty posiłek, którym mogło okazał się martwe ciało nastolatki. Czy krew przyciągnie jakieś istotki o niecnych zamiarach?
Odwróciła się, słysząc coś innego niż piski i spływającą wodę. Lorem biegł w jej kierunku, ale zdecydowanie wolniej, niż poprzednio ona i może dzięki temu zachował równowagę i nie wypieprzył się tak beznadziejnie jak poprzednio Tiffany. Nie wyczuł w niej żadnych, negatywnych i pulsujących emocji. Spojrzała na niego z ogromną rezygnacją w oczach. Nie miała siły przepraszać, a on najwidoczniej tego nie oczekiwał. Słowa, w tym momencie, okazałyby się bezcelowe, a Tytania poprzysięgła, że kiedyś odpłaci mu się za wszystko co dla niej zrobił, a Somniatis, jeżeli w ogóle rozpozna ją, zechce zapewne ugościć białowłosego z otwartymi ramionami.
- Mam nadzieję, że nie tak daleka ta droga do mojego Zegarmistrza. - wyszeptała, ocierając łzy dłonią i zakrywając rękawem rozciętą łapkę. Lorem zauważył, że krwawi. Rana, co prawda obszerna, ale nie była głęboka. Chłopak wręczył jej chusteczkę, aby mogła sobie ją prowizorycznie zabandażować.
- Damy radę. Namierzymy go i prędzej czy później trafisz do swojego prawnego opiekuna. A teraz chodź i nie bombarduj mnie już nadmiarem swoich emocji.
No tak. Ponownie przecież wybuchła i zapomniała o tym, jak bardzo inni ludzie mogą być wrażliwi na jej ataki, w tym też i białowłosy Skryba. Wyciągnął rękę, którą pochwyciła z wdzięcznością krótkowłosa. Powoli stąpała po śliskiej powierzchni, patrząc pod nogi, aby ponownie się nie wydupić. Oboje mieli już dosyć kanałów i doszli do wniosku, że to nie był najlepszy pomysł, a naprawdę różne istoty mogą ich zaczepiać. W końcu panienka Rivers już naprawdę różne rzeczy w swoim życiu widziała, a na Delcie powtarzają, że nie należy pałętać się samemu po ciemnych miejscach. A obecność Lorema nie była specjalnie krzepiąca. To nie prywatny ochroniarz tylko zwykły, spokojny facet, który po jakimś mocniejszym poślizgu mógłby sobie połamać obie nogi i młoda była o tym przekonana. Chociażby sam fakt, że nie radził sobie z jej wybuchami już o czymś świadczył. Musiała być silna, bo on nie będzie.
- To co teraz zamierzamy zrobić? - zapytała, przecierając oczęta. - Gdzie się musimy udać?
(Lorem?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz