Uderzyłam o skalną półkę, a spod mojej łapy wzbiły się tumany kurzu. Kiedyś wreszcie będę musiała posprzątać jaskinię, ale czy teraz to takie ważne? Wykonałam wszystkie bardziej lub mniej ważne obowiązki i wreszcie byłam WOLNA! Mogłam hasać po watasze bez zamartwiania się czy zdążę i czy przypadkiem nie powinnam teraz robić czegośtam, bo to w końcu takie ważne.
Wyszłam z jaskini i zmrużyłam oczy, gdy powitały mnie promienie słońca. Miałam wrażenie, że nie byłam na zewnątrz już całe wieki. Powietrze inaczej pachniało, ptaki śpiewały jakoś odmiennie. Nawet szum trawy wydawał mi się inny. Rozejrzałam się energicznie. Wszystkie wilki gdzieś chodziły, słychać było rozmowy. Jakby stało się coś specjalnego. A może po prostu... jest lato?
Stwierdziłam, że się przespaceruję. Taka wspaniała pogoda i miałabym to zmarnować?
Po kilkudziesięciu metrach "wspaniała pogoda" przerodziła się w piekielny upał. Z ogromnym szczęściem uświadomiłam sobie, że zmierzam w stronę Wodospadu Łez. Przyśpieszyłam do truchtu i już po chwili znalazłam się przy wodospadzie. Wskoczyłam do wody, dotknęłam łapami dna i odbiłam się. Przyjemny chłód muskał moją skórę, a ptaki zaczynały swoją arię, jednym słowem - sielanka.
Wyszłam z wody i otrzepałam się.
- Uważaj! - Usłyszałam.
Odwróciłam się do źródła dźwięku i zobaczyłam wilka.
- Jesteś z watahy? - Zapytałam, unosząc lekko brew.
- Nie poznajesz mnie?
- Nie.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz