Stanąłem w wylocie pomieszczenia. Ranę na grzbiecie miałem zabandażowaną tak jak lewą łapę. Za to z mojej szyi ciekła mała strużka krwi. Przez bark miałem przewieszoną jakąś torbę.
- Erim, Norren, Rim! - krzyknąłem widząc jak trójka wilkołaków ociera się o waderę - Odsuńcie się od niej! Ona należy do mnie.
Basiory spojrzały na mnie niechętnie, ale odsunęły się od wadery. Pamiętały jeszcze jak pokonałem rok temu, jak przez miesiąc musiały lizać rany.
- Jak zawsze cała frajda przypada tobie - warknął Rim z zazdrością - My możemy tylko obserwować jak się bawisz...
- Jakiś problem? - w wylocie jaskini pojawił się Alucard
Pyski wilkołaków wyraźnie pobladły. Spojrzeli dyskretnie po sobie, a w oczach mieli strach.
- Nie... żadnego... - odpowiedział chicho Erim - My właśnie... szliśmy...
I cała trójka w tempie leoparda opuściła pomieszczenie, lekko mnie potrącając. Zapadła głucha cisza.
- Czego wy właściwie ode mnie chcecie?? - zapytała wadera
- Chciałem twojej krwi - odparłem beznamiętnie - Ale niestety otrzymałem inne rozkazy.
- Rozkazy? Od kogo?! - wadera zmarszczyła brwi
Uśmiechnąłem się tylko lekko. Nie miałem zamiaru jej mówić o Nim. Im mniej wie, tym lepiej, jednak... być może będzie chciał się z nią spotkać?
- Od mojego Pana, Władcy Cieni
- Więc co ci rozkazał?
- Opatrzyć cię i chronić przed zapędami moich podwładnych... - zdjąłem z grzbietu opakowanie, którym w rzeczywistości była apteczka
Alucard dyskretnie się ulotnił, jak to on.
(Sombra?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz