Mixi zebrała kilka wilków do roli zabójców członków, którzy nie interesują się watahą i nie uczestniczą w jej życiu. W tym znalazłam się ja i Rose. Przecież ona nikogo nie zadraśnie... Jest za delikatna, na takie zadanie. Zranić, zatruć ok., ale nie zabić. No cóż. To decyzja Mixi i nie mam prawa jej podważać. Po zakończeniu apelu pobiegłam truchtem szukać celu. Długo nie musiałam biec. Obok Polany Pana smacznie spał sobie Doctor. Stałam gdzieś z 10 m. od niego. Świetnie. Na polanie nie ma gdzie się ukryć, więc atak bezpośredni nie ma żadnego sensu. Wypowiedziałam czar na niewidzialność co zwiększy moje szanse. Zmniejszyłam dystans o 5 me basiora. Nagle się obudził i rozejrzał się dokoła. Zaczęłam się denerwować. Zaklęcie niedługo przestanie działać i ujawnię swoją pozycję, a to doprowadzi do zguby. Miałam mało czasu. Podbiegłam do niego. Po drodze wyjęłam nóż. Metr przed nim czar przestał działać i rzuciłam się na basiora, z rękojeścią w zębach.
(Doctor?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz