Basior zakradł się powoli w moją stronę.
- Bezimienny, to ja - powiedziałem. Nasz kapitan podskoczył ze strachu. Znajdowaliśmy się właśnie w jednym z korytarzy w labiryncie strachu.
- Gdzie Veela? - spytał bez ogródek marszcząc czoło. Jego złość i niechęć do mnie była wręcz namacalna.
- Nie wiem, coś nas zaatakowało - powiedziałem. - Obudziłem się sam w jaskini. Jej nie było.
- Jak to obudziłeś się? - był zdziwiony. - Ktoś cię ogłuszył? Ale jak to możliwe?
- Nie wiem, to co nas zaatakowało, choć mówiło, na pewno nie było wilkiem. Potrafiło mnie dotknąć - zamyśliłem się. - Poczułem go. Fizycznie - ciężko było mi ukryć zdenerwowanie.
- Więc co to jest? - zmarszczył brwi.
- Nie wiem. Do dzisiaj tylko kilka razy zdarzyło mi się spotkać kogoś takiego. Zwykle był to inny Cieniobójca. Jest nas na całym świecie kilku - wyjaśniłem. - Albo inny duch, ale to co zapewne porwało nasze towarzyszki nie jest żadnym z tych dwóch. Duch, nie mógłby przenieść ciała, a Cieniobójcy nie działają w ten sposób. Nie atakujemy siebie nawzajem.
- Sugerujesz że...
- To może być tylko bóg lub półbóg - przymknąłem oczy. - Wygnaniec Olimpu. Myślę, że to on ma zgubę Zeusa.
- Więc musimy go znaleźć - odpowiedział twardo.
- I ocalić wadery - dokończyłem, a on pokiwał głową.
(Liderze? ^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz